Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opowieść 2: "Ostatni" sezon na campie.


⋆⋅☆⋅⋆

Tytuł: ❛❛Tamta dziewczyna❜❜
Autor: SarahWitkac
Gatunek: dark romance/dramat

Data publikacji: 20.01.2024 r.

⋆⋅☆⋅⋆

━━━━━━━┛ ┗━━━━━━━
INFORMACJE WSTĘPNE

Okres tworzenia: 29.11.2023 r. – 05.12.2023 r.
Liczba słów: 3183
Zastosowany motyw: wspomnienie
Elementy projektu: wyróżnione i podkreślone
Nawiązanie do książki:
↳ ❛❛Skrawek Nieba❜❜ – Sarah Witkac
Nawiązanie do filmu:
↳ ❛❛Punisher: Strefa wojny❜❜ (2008 r.) – reż.: Lexi Alexander

Korektor tekstu: Sarah Witkac
Autor grafiki: Sarah Witkac

Wyjaśnienie: Wspomniane wyżej elementy to słowa, zadania, rym i nawiązania do innych utworów, które autorka w ramach wspomnianego projektu musiała wpleść do tekstu, podczas pisania swojej opowieści.
·
Ostrzeżenie: W tekście występują wulgaryzmy.

━━━━━━━┓ ┏━━━━━━━

Mężczyzna siedzący przy biurku energicznie stuknął palcem w klawisz Enter i cicho zaklął pod nosem. Jeszcze jeden sezon. Jeden pieprzony sezon i pakuję manatki!, pomyślał sfrustrowany, z hukiem zamykając laptopa. Podparł się na łokciach, zaplótł razem palce i oparł świeżo ogoloną brodę o splecione dłonie. Miał trzydzieści osiem lat i mimo że fizycznie był w doskonałej formie, mentalnie od dawna czuł się jak wrak człowieka. Właśnie skończył zapisywać tabelę z rozkładem zajęć dla nowo przybyłych. Pięć zajęć z joggingu plus pięć zajęć na pływalni przez dziesięć tygodni. Razem około stu jednostek. Słowo daję, jestem już na to za stary! Podniósł ciężko głowę i z trudem wypuścił powietrze z płuc.

Jego prawie czarne, idealnie uczesane włosy nieco straciły na elegancji, kiedy wsunął w nie palce i totalnie zdemotywowany spojrzał przed siebie na zamknięte drzwi swojego gabinetu. „Primavera" nie była dochodowym biznesem. Ale co roku przyciągała turystów, którzy przynajmniej zrzucali się na część kosztów stałych, których całkiem sporo generowała. Teraz, na samym początku letniego sezonu, znowu zaczynała tętnić życiem. Nienawidził tego. Powoli tracił szacunek do ponad stuletniej pamiątki po rodzicach. Każdego roku obiecywał sobie, że zostawi ją swojemu przyjacielowi i wspólnikowi, Denisowi. I każdego roku przeklinał sam siebie, że nie zdecydował się na ucieczkę z miejsca, które tak łatwo kojarzyło mu się z bolesnymi wspomnieniami. Rany przeszłości dawały o sobie znać, niczym piekący policzek po mocnym uderzeniu. Każdego dnia walczył z przemożną ochotą, by zostawić przeszłość za sobą i zmienić otoczenie.

Był poniedziałek 26 czerwca 2017 roku. Poprzedniego dnia do „Primavery" przybyły wszystkie trzy grupy letników. W sumie trzydzieści sześć osób. Spokojny dotąd kompleks, położony w samym środku lasu, otoczony rezerwatem krajobrazowym, znowu zamieniał się w pobojowisko. Jedenastu młokosów, którzy zapewne będą kraść mu alkohol z zamkniętego pomieszczenia gospodarczego. I dwadzieścia pięć pannic, których morale osłabnie już w pierwszym tygodniu pobytu w imię tzw. wakacyjnego luzowania. Wśród nich ONA - Panna Mądralińska. Dziewczyna, która już pierwszego dnia pobytu na jego obozie zdążyła wyprowadzić go z równowagi.

Szlag jasny trafił! Mam ważniejsze sprawy na głowie niż fochy jakiejś dwudziestopięciolatki, która nie raczyła dostosować się do obowiązujących wymogów! Czy to naprawdę aż takie trudne, żeby PRAWIDŁOWO wypełnić ankietę rejestracyjną?! Zapisać wszystkie wiersze na karteluszku wielkości A5?! Syknął szyderczo, zerkając w stronę okna. Przez ostatnie dwie godziny zdecydowanie zbyt często oglądał przez szybę grupę rezydentek, rozłożonych w cieniu pobliskiego drzewa. Oszukiwał sam siebie, że pilnuje w „Primaverze" ustalonego przez siebie porządku. Tak naprawdę zdołał już dokładniej przyjrzeć się kobiecie, która od wczoraj zajmowała sporą część jego myśli.

Dziewczyna była wyjątkowo piękna. Nie w nachalny, oczywisty sposób, jak jej przyjaciółka blondynka - typ „Miss Kalifornia", z nogami do samej szyi. Panna Mądralińska była jak aktorka starego Hollywood: grzeczna, ułożona, uśmiechająca się oszczędnie i równie powściągliwie gestykulująca. Poruszała się ze staromodną gracją, na pewno nie zdając sobie sprawy z tego, że kusząco kręci swoim zgrabnym tyłkiem i sprawia, że w wysokim, umięśnionym brunecie buzuje nie tylko złość, ale i męskie hormony. Kurwa mać! Dlaczego w ogóle myślę o tej dziewczynie?! Co się ze mną dzieje?!, zaklął w myślach i z całych sił starał się odegnać od siebie wspomnienie wczorajszego dnia, kiedy - na jego polecenie - odwiedziła go w jego gabinecie.

Wrócił myślami do chwili, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, tutaj przed swoim biurkiem. Była tak wystraszona, że trzęsły jej się ręce. Jej wielkie, szaroniebieskie oczy rozglądały się nerwowo po całym pomieszczeniu, zatrzymując na biblioteczce, która potem miała stać się zarzewiem konfliktu. Lśniące, lekko falowane długie włosy, sięgały dołu jej smukłych pleców. Zagryzała bladoróżowe wargi, próbująć znaleźć zajęcie swoim rozdygotanym dłoniom. Urzekła go jej nieskazitelna, blada twarz, na którą w pewnym momencie wykwitły dwa pokaźne rumieńce. Miał wrażenie, że sprawia jej ból samym tylko patrzeniem w oczy. Odwracała wzrok tak często, że w żaden sposób nie mógł zatrzymać tego spojrzenia na dłużej. Spojrzenia, które z jakiegoś powodu budziło w nim coś, czego nie rozumiał.

Cofnął się w myślach do krótkiej chwili konsternacji, kiedy - przerażona jego wrogością - wzięła głęboki oddech i z pewnością przeklęła go w myślach. Miał wielką nadzieję, że nie zauważyła tego, jak jego wzrok przez ułamek sekundy przesunął się po jej szyi i spoczął na krągłych piersiach...

Dość!, trzasnął wielkimi dłońmi o blat biurka, zawstydzony swoją słabością do pięknej nieznajomej. Podniósł się z krzesła i znowu podszedł do okna. Nadal tam były. ONA tam była. Siedziała pod drzewem w letniej niebieskiej sukience, wykończonej romantyczną falbanką, całkowicie pochłonięta lekturą jakiejś książki. Jej przyjaciółki śmiały się i żartowały. Ale ona zdawała się nie zwracać na nie uwagi. Długie, ciemnobrązowe włosy rozwiewał lekki letni wiatr, a usta zdawały się uśmiechać dyskretnie w reakcji na tekst książki. Masz mnie za idiotę, prawda?!, katował się w myślach. Za pieprzonego napakowanego barana, z którym nie raczyłabyś nawet normalnie porozmawiać! Serio, oceniłaś moją wartość na podstawie tej jednej pieprzonej biblioteczki?! Skończyłem studia, do cholery! Nie jestem...

— Makos, masz te tabele? — Wesołek z burzą blond włosów wpadł do gabinetu, nie zawracając sobie głowy ani pukaniem ani przywitaniem. Wiedział, że powinien to zrobić, ale uwielbiał grać na nerwach swojemu przyjacielowi, Jackowi.

Brunet cofnął się od okna jak oparzony i rzucił nieproszonemu gościowi ponure spojrzenie.

— Włącz drukarkę! — mruknął zdegustowany w jego stronę i z powrotem usiadł przy biurku, otwierając laptopa.

Mężczyzna o jasnych włosach nacisnął przycisk na urządzeniu stojącym na drewnianej komodzie i - nadal z uśmiechem - ruszył do jedynego okna w gabinecie szefa „Primavery".

— Na co tak lampisz? — zapytał, odsłaniając lekko mlecznobiałą firanę.

— Na nic — odburknął mu przyjaciel i przyciskiem myszki uruchomił urządzenie marki Canon.

Po chwili z wnętrza drukarki zaczęły wysuwać się białe kartki A4 z wydrukowanymi na nich tabelami.

— Ładne mi nic! — parsknął blondyn i z tajemniczym uśmieszkiem spojrzał na kumpla. – Fajna laska, co nie? Spokojnie mogłaby śmigać ze skrzydełkami na pokazie Victorii Secret! Te włosiska po sam tyłek, ta anielska buźka...

— Denis! — rzucił poirytowany Jacek.

— No co? Nie powiesz mi, że w tym roku nie mamy tu kumulacji ślicznotek. Daj spokój, musiałeś zauważyć! Ta w różowej sukience na pewno będzie miała tu facetów na pęczki...

— W różowej? — Ciemnowłosy mężczyzna niechętnie oderwał się od pracy i zareagował na zaczepkę przyjaciela. Zmusił się do spojrzenia w górę, krzyżując z nim swoje spojrzenie.

— No w różowej — odpowiedział mu tamten. — A ty co myślałeś?

Brunet zmarszczył groźnie brwi i wrócił do pisania na klawiaturze.

— Zaraz, zaraz... A kogo ty tak obserwowałeś przed chwilą? — Blondyn jeszcze raz spojrzał na dziewczyny za oknem. — Nie blondynka. Na pewno nie ta ruda. Raczej nie tamta w krótszych włosach. Czekaj, czekaj...

— Wyjdź stąd, muszę popracować! — warknął Jacek, posyłając mu karcące spojrzenie.

Denis nic sobie jednak nie robił z nakazu przyjaciela i dalej obserwował damskie towarzystwo pod drzewem. W pewnym momencie uśmiechnął się szeroko i wymownie podrapał po brodzie.

— Aaaaaha! — rzucił odkrywczo, zasłaniając firanę i podchodząc do biurka swojego kumpla. — To ta ciemnowłosa rusałka, co ci wczoraj podniosła ciśnienie, tak?

Twarz Jacka była kamienna. Nie dał po sobie poznać, że Denis trafił w dziesiątkę. Nie chciał, żeby tamten źle zinterpretował jego reakcję. Przecież w jego zachowaniu nie było NICZEGO niestosownego. Zwyczajnie był ciekaw, z jakimi ludźmi będzie miał do czynienia w te wakacje.

Blondyn nonszalancko rozsiadł się na biurku i spojrzał na Jacka, jakby zwęszył wyzwanie.

— Co ci takiego powiedziała, że tak ci odwaliło? — zapytał wprost.

Z ponurej twarzy znowu nie można było wyczytać absolutnie żadnej emocji.

— Nie wpisała ani swojego numeru telefonu ani leków, które zażywa — syknął szyderczo brunet, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. — Totalnie zignorowała fakt, że bierze roślinne antydepresanty. Pieprzoną aspirynę miała obowiązek mi wpisać, gdyby brała ją regularnie! Jestem trenerem personalnym, a nie niańką, która musi im wszystko wykładać piętnaście razy!

— I to z tego powodu...

— Zrobiła ze mnie kretyna, tłumacząc mi, czym jest Deprim i Silenil — dodał w gniewie, znęcając się nad klawiaturą — a potem, kiedy powiedziałem jej, że kretynem nie jestem, wypaliła, że się tego domyśliła, widząc ten regał pełen książek!

Denis dostał ataku śmiechu. Jego przyjaciel spojrzał na niego piorunująco, mruknął coś pod nosem i z westchnieniem bezsilności przetarł dłonią czoło.

— Stary, jesteś niemożliwy! — rechotał blondyn. — Jeśli ona w ogóle miała zamiar jeszcze się do ciebie kiedyś odezwać, to po dzisiejszej zbiórce już na pewno tego nie zrobi.

Jacek odsunął się od komputera i oparł na krześle.

— O co ci chodzi? — zapytał, lustrując badawczo przyjaciela.

— O to, że ją wystraszyłeś! — rzucił Denis i zeskoczył z biurka. – Walnąłeś rano takie kazanie, że się wszystkie wyprostowały jak na szkoleniu w Navy Seals! Poza tym dziewczyny chyba zauważyły, że patrzyłeś tylko na nią. Przez całą zbiórkę podziwiała swoje buty. Idę o zakład, że jak tak dalej pójdzie, to się nam spakuje dziewczyna i wyjedzie, nawet się z nami nie żegnając.

Nastała dziwna cisza. Blondyn przechadzał się po gabinecie, co chwilę zerkając na swojego przyjaciela. Ten natomiast nagle zastygł w bezruchu. Patrzył gdzieś przed siebie. Wyglądał tak, jakby zaczął się nad czymś zastanawiać.

Za oknem dziewczyny pisnęły jak nastolatki. Jedna z nich krzyknęła głośno ze strachu. Reszta wybuchnęła chichotem. Zapracowany brunet całkiem ochoczo porwał się z krzesła i stanął przed oknem. Sekundę później dołączył do niego przyjaciel. Obaj przez chwilę przypatrywali się dość zabawnej scenie strącania pasikonika z różowej sukienki długowłosej blondynki. Panna Mądralińska sięgnęła dłonią zielonego owada, podniosła go w palcach, nic sobie nie robiąc z krzyków i chichotów przyjaciółek, a potem rzuciła go w trawę gdzieś za swoimi plecami. Denis spojrzał na Jacka i uśmiechnął się szeroko. Znali się od dziecka. Wiedzieli o sobie wszystko. Ale to, w jaki sposób jego starszy kumpel patrzył teraz na uroczą, zgrabną szatynkę w niebieskiej sukience, było dla niego czymś całkowicie nowym.

— Nie rób sobie nadziei — odezwał się pesymistycznie brunet, odchodząc od okna i wracając do komputera.

— Jak nazywa się ta „moja" blondyneczka? Muszę to wiedzieć! — Denis ponownie przycupnął na brzegu biurka i zaczął rozgarniać papiery, starannie ułożone w kupkę. — To są te nowe ankiety?

Jacek trzepnął go po łapach. Uporządkował stosik i odparł, wracając do pracy:

— Dagmara. Dagmara Olszyńska.

Blondyn błysnął śnieżnobiałym uzębieniem i cmoknął zadowolony.

— Dagmara. Ładnie!

— I Monika — dodał brunet, przez moment walcząc z czymś, co mogło przypominać uśmiech. — Monika Skrawek.

Denis porwał się z biurka, doskoczył do Jacka i trzasnął go w bark, parskając szyderczo.

— Wiedziałem, stary! Czułem to w kościach! — krzyknął, nachylając się nad biurkiem. — Sam siebie możesz oszukiwać, ale znam cię lepiej niż myślisz! I czegoś takiego w twoim wykonaniu jeszcze nie widziałem.

Jacek na powrót przybrał obojętny wyraz twarzy.

— Skończ pierdolić i wyjdź stąd, bo muszę to skończyć! — Chciał odepchnąć natręta, ale ten uwiesił się na jego wielkich barkach jak małpka kapucynka.

— To żadna tragedia, jeśli w końcu przyznasz się do słabości — wypalił blondyn. — Różnica wieku nie byłaby przeszkodą. To dorosłe kobiety...

— Nawet JEŚLI tak — brunet zacisnął mięśnie szczęki — to nie wierzę, że nikt nie czeka na nie we Wrocławiu. Nie rób sobie nadziei, dobrze ci radzę.

— Nikt na nie nie czeka — odpowiedział Denis, zostawiając naburmuszonego przyjaciela w spokoju.

Pokerowa twarz barczystego mężczyzny przy biurku nagle nieco się ożywiła. Spojrzał wnikliwie na swojego przyszywanego brata, podparł się na łokciu i zaczął zastanawiać, jak bezpiecznie dowiedzieć się tego, co go w tym momencie ogromnie zainteresowało.

— Makos, nie ściemniam! Nie patrz tak na mnie — dodał blondyn i zaczął spacerować po gabinecie z rękami w kieszeniach. — Przez przypadek podsłuchałem tę rudą, co z nimi przyjechała. One wszędzie chodzą we czwórkę. Muszą znać się dłuższy czas. Słyszałem, jak gadała o tym, żeby zorganizować tu imprezę. Wtrąciłem się i powiedziałem, że imprez się u nas nie robi. Na to ona, że muszą świętować pierwszy raz w historii, kiedy wszystkie cztery są do wzięcia...

— To nie oznacza automatycznie, że blondi chciałaby takiego starego konia jak ty! — syknął zgryźliwie Jacek.

Denis zatrzymał się na środku gabinetu i przeczesał dłońmi swoją blond czuprynę. Przez chwilę nad czymś się zastanawiał, dostarczając Jackowi kolejnego powodu do tego, by użyć siły i wyrzucić go z gabinetu. Nie minęło jednak dziesięć sekund, jak wypalił, zadowolony ze swojego pomysłu:

— Musimy jakoś zwabić tu tego ciemnowłosego aniołka. Pierwszym razem dałeś dupy. Wystraszyłeś ją. Ale może da się to jeszcze jakoś odkręcić. Będziesz milszy, porozmawiasz z nią...

Jacek spojrzał na niego, jak na wariata i palcem wskazał mu drzwi.

— Wymyślę coś — dodał blondyn, totalnie ignorując Jacka. – Powiem pannie Krawczyk...

— Skrawek — burknął brunet, drapiąc się po czole. — Nazywa się Skrawek, matole.

— Znajdę ją, wcisnę jej listy obecności i powiem, żeby ci je zaniosła, bo ja — podrapał się po czole, szukając najmniej idiotycznej wymówki — się spieszę, na przykład. Albo powiem jej, że muszę pilnie lecieć do budynku chłopaków...

— Tylko spróbuj — ostrzegł niskim głosem brunet, w ogóle nie patrząc w stronę kumpla.

— Albo nie! Mam lepszy pomysł! — Denis znowu zaczął się śmiać, mając pewnie przed oczami wystraszoną twarz Bogu ducha winnej dziewczyny, którą postanawia wsadzić na minę, kolejny raz posyłając do gabinetu szefa. — Ona wygląda mi na taką tradycjonalistkę. Romantyczną introwertyczkę. Napisz jej liścik...

— Ty się dobrze czujesz dzisiaj, Bruska? — Jacek podniosł brwi i spojrzał na blondyna, jak na durnia.

Tak daleko jesteś, równocześnie blisko, nigdy nie uciekniesz, choćbyś biegła szybko" — wyrecytował blondyn, zgiął się w pół i wybuchnął śmiechem.

— Denis, do kurwy nędzy! Wypieprzaj mi stąd razem z tą swoją poezją stalkera! Mam w cholerę roboty! — warknął Jacek i machnął w jego stronę wydrukowanymi kartkami. — Idź, porozwieszaj te tabele!

Chichoczący blondyn machnął dłońmi i westchnął bezsilnie.

— W porządku. Nie rób nic — powiedział nieco poważniej. — Nie minie tydzień, a twoja Monika...

— Ona nie jest moja! — Jacek zacisnął zęby i spojrzał z wrogością na przyjaciela.

— ... będzie siedzieć pod tym drzewem z jakimś frajerem — dokończył wesołek i – przewidując, że właśnie odpalił lont, którego iskra błyskawicznie zbliża się do laski dynamitu – machnął Jackowi na pożegnanie i ruszył w stronę drzwi.

Ciemnowłosy mężczyzna zacisnął zęby i nie odrywał wzroku z ekranu komputera. Jego przyjaciel złapał za klamkę i już miał wyjść na korytarz, ale nie mógł darować sobie kolejnej okazji do tego, żeby wstrząsnąć swoim ponurym „braciszkiem".

— Choć raz w życiu mógłbyś przyznać, że coś cię w końcu ruszyło, klocu! — Cmoknął z dezaprobatą, widząc, że Jacek nawet na niego nie spojrzał.

Przyszło mu do głowy, żeby wrócić do gabinetu i przegadać z Jackiem kilka spraw związanych z popołudniowymi zajęciami na siłowni, które dla niego prowadził. Ale widząc marsowe oblicze przyjaciela, zrezygnował. Zdegustowany wzruszył ramionami, obracając się o sto osiemdziesiąt stopni i kierując w przeciwnym kierunku. Drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nim. A Jacek wreszcie mógł przestać udawać, że nie ruszyło go to, co przed chwilą usłyszał.

Poczuł się dziwnie. Kiedy tylko wyobraził sobie Pannę Mądralińską w towarzystwie jednego z letników, przybyłych tu wczoraj, zaczynała ogarniać go wściekłość. Z jakiegoś powodu nie mógł znieść myśli, że na bladych, gładkich ramionach ktoś mógłby położyć rękę. Że długie, lśniące włosy mogłyby otulać twarz innego mężczyzny. Że gładkie, pełne usta mogłyby... Kurwa, to się musi skończyć!, rzucił w myślach i wstał od biurka, w pośpiechu zarzucając na atletyczne ramiona ciemną, sportową marynarkę.

Ale wspomnienie eterycznej kobiety, która miała czelność sprzedać mu soczystą ripostę, nie odeszło nawet wtedy, gdy nad całą okolicą zaszło czerwcowe słońce. Nie pomógł ani stary dobry środek nasenny Hennesy, po którym de facto poczuł się jeszcze gorzej. Ani „Punisher: Strefa wojny", którego obejrzał na jednej z platform streamingowych. Kładąc się spać tego wieczoru przeklinał w myślach moment, w którym zdecydował się otworzyć letni sezon 2017 i zaprosić do „Primavery" kolejne grupy turystów.

Leżał na wznak w swoim wielkim łóżku, ze wzrokiem wbitym w sufit. Próbował przeanalizować w myślach plan rozpoczynającego się właśnie tygodnia. Teoretycznie do połowy lipca miał wolne popołudnia, ze względu na kończący się właśnie remont pływalni. Wyobraził sobie pierwsze zajęcia na basenie z grupą „T" i zacisnął zęby. Wspomnienie zgrabnej, delikatnej szatynki, dla której wizyta w jego gabinecie na pewno była traumatycznym przeżyciem, znowu powróciło do niego gwałtownie. Jego wyrzeźbione mięśnie zacisnęły się pod wpływem wyobrażenia tego idealnie gładkiego, filigranowego ciała, ubranego w skąpy kąpielowy kostium. Nie mogę przerzucić tych zajęć na Denisa. Tylko ja mam uprawnienia. Może Tomek?, zastanawiał się, zakrywając oczy dłonią. Chwilę później dotarło jednak do niego, że to, nad czym w tej chwili myśli, zaczyna przypominać ucieczkę. Nie jestem tchórzem, do cholery! Dam radę! Poza tym to jakaś paranoja. Komedia. Wyprowadziła mnie z równowagi, wkurwiłem się. Prawie wyprosiłem ją z gabinetu i teraz jest mi jej trochę żal. TO WSZYSTKO. Nic się za tym nie kryje.

Westchnął zmęczony i trochę się rozluźnił. Był twardym zawodnikiem. Wytrwałość i upór zawsze były jego największymi zaletami. Zwłaszcza teraz powinien zachować zimną krew. Tyle lat byłem sam. Nic dziwnego, że zaczynam świrować! Jutro będzie lepiej. Skupię się na pracy. Mam w cholerę roboty. Nie mogę sobie teraz pozwolić na żadne słabości! Panna Mądralińska i nasza rozmowa to czas przeszły! Nie mam zamiaru dłużej bić się z myślami! Czas skupić się na rzeczach ważnych! Odwrócił się na bok i jeszcze raz spojrzał na zegarek smartfona. Dochodziła trzecia. Za dzień lub dwa w ogóle nie będę pamiętał o tym, że z nią rozmawiałem.

Jeszcze trzydzieści minut walczył z bezsennością. W końcu zasnął.

Następnego dnia, punktualnie o 06:25 opuścił swoje mieszkanie na parterze i ruszył w kierunku masywnych drzwi wyjściowych, aby dołączyć do grupy i poprowadzić zajęcia z joggingu. Nie zdążył jednak nawet nacisnąć mosiężnej klamki. Do środka, niczym spłoszona mysz, wpadła przyczyna jego wczorajszej bezsenności. Właścicielka najbardziej niesamowitych niebieskoszarych oczu nie zdążyła wyminąć swojego szefa i wpadła wprost w wielką klatkę piersiową ciemnowłosego mężczyzny. Jej miękkie, ciemne włosy owinęły się wokół smukłej szyi. Część z nich wylądowała na jego piersi, kontrastowo odznaczając się na idealnie wyprasowanym T-shircie.

Spojrzała na niego przerażona i odskoczyła instynktownie, unosząc ręce w przepraszającym geście. Idealne, delikatnie różowe usta próbowały przez ułamek sekundy zatuszować zmieszanie, unosząc się w nerwowym uśmiechu. Ale zamiast tego w jej pięknych oczach zobaczył łzy.

— Przepraszam — rzuciła prawie szeptem, a do jego nozdrzy dotarł oszałamiający, różano-jaśminowy zapach jej ciała. — Zapomniałam gumki do włosów. Zaraz wracam.

Ze zwinnością wiewiórki czmychnęła na piętro. A on stał i patrzył za nią, dopóki nie zniknęła na schodach.

Nie przebiegł tego dnia nawet stu metrów, a jego serce waliło w ogromnej piersi, jakby pod żebrami ktoś zamontował masywne silnikowe tłoki. Czuł, jak przyśpiesza mu oddech, a dłonie zaciskają się w pięści pod wpływem uczucia, którego w żaden sposób nie mógł racjonalnie wytłumaczyć. Szlag trafił czcze gadki o skupieniu się na pracy. Nie miał ochoty na to, by rezygnować z jakichkolwiek zajęć, na których miała się pojawić. Właśnie dotarło do niego, że chce widzieć ją cały czas. Codziennie. O różnych porach dnia. Tak często, jak to tylko możliwe. Powątpiewał w swój zdrowy rozsądek, ale w tej chwili miał to gdzieś.

Chciał czuć ten przypływ adrenaliny, kiedy pojawiała się obok niego. Ten kwiatowy zapach, którym spowite było wiotkie, eteryczne ciało. Chciał, żeby ten delikatny, nieśmiały uśmiech był skierowany tylko do niego.

Nie chciał zadowalać się wspomnieniem.
Wizja ich pierwszego spotkania właśnie przestała mu wystarczać.

⋆⋅☆⋅⋆

Od autorki opowieści:

Drogi czytelniku!

Opowiadanie, które właśnie przeczytałeś, jest zwiastunem powieści „Skrawek nieba", którą obecnie piszę. Akcja historii toczy się w znanym już moim czytelnikom nadbałtyckim uniwersum, w którym poznajemy głównych bohaterów - Monikę i Jacka. Opowiadanie „Tamta dziewczyna" przedstawia burzliwy początek znajomości tych dwojga. Obrazuje proces zakochiwania się mężczyzny, który całkowicie zwątpił w miłość. Jacek jest postacią trudną, skomplikowaną, negatywnie nastawioną do świata i ludzi, zamkniętą w sobie i apodyktyczną. Kiedy w jego życiu pojawia się Monika, zmienia się cały jego świat. Na początku zupełnie nie rozumie, czym jest ogień, który rozpala jego wnętrze. Narasta w nim bunt, czuje się rozdrażniony i próbuje bronić się przed tym, co na niego spadło. W jaki sposób poradzi sobie z tym, że młodsza od niego o trzynaście lat dziewczyna całkowicie zdominowała jego życie (i czy w ogóle sobie z tym poradzi), możecie dowiedzieć się, sięgając po „Skrawek nieba".

Pomysł na opowiadanie narodził się spontanicznie. Wylosowałam motyw „Wspomnienie", który od razu skojarzył mi się z pamiętną wizytą Moniki w gabinecie Jacka. Krótka forma, jaką jest opowiadanie, nadawała się świetnie do tego, by pokazać w niej, z jakimi myślami bił się nasz Szef po swojej pierwszej rozmowie z główną bohaterką. Pomyślałam, że zwłaszcza dla stałych czytelników będzie to miła niespodzianka, jeśli będą mogli przeczytać o rozterkach Jacka M. całkowicie z jego perspektywy („Skrawek nieba" pisany jest z perspektywy Moniki Skrawek).

Każdy z nas choć raz w życiu doświadczył uporczywie nawracającego wspomnienia, które w jakiś sposób wytrącało go z równowagi, zajmowało większą część jego myśli lub wręcz przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu. Opowiadanie „Tamta dziewczyna" miało być próbą przedstawienia tego krótkiego, czasami nieuchwytnego momentu przeobrażenia fizycznych i mentalnych reakcji organizmu w fascynację drugą osobą. Fascynację, która często jest początkiem czegoś znacznie głębszego i trwalszego.

Serdecznie dziękuję za uwagę!
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się wrażeniami po lekturze w komentarzu poniżej.

Pozdrawiam,
Sarah Witkac

⋆⋅☆⋅⋆

To była opowieść napisana przez SarahWitkac, której serdecznie dziękuję za zaangażowanie i chęć wzięcia udziału w projekcie. Zapraszam Was teraz do odwiedzenia jej profilu, gdzie publikuje swoje prace. To będzie dla niej bardzo miły gest, który z pewnością doceni!

⋆⋅☆⋅⋆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro