Opowieść 9: Przeznaczenie nie równa się szczęściu.
⋆⋅☆⋅⋆
Tytuł: ❛❛Miłość tak łatwo nie przemija❜❜
Autor: elliaze
Gatunek: romans
Data publikacji: 27.04.2024 r.
⋆⋅☆⋅⋆
❍
━━━━━━━┛ ■ ┗━━━━━━━
INFORMACJE WSTĘPNE
Okres tworzenia: luty – marzec 2024 r.
Liczba słów: 3969
Zastosowany motyw: wsparcie i pomoc
Elementy projektu: wyróżnione i podkreślone
Nawiązania do książek:
↳ ❛❛Our Destiny❜❜ – elliaze¹
↳ ❛❛Girl, Goddess, Queen❜❜ – Bea Fitzgerald
Inspiracja piosenką:
↳ ❛❛Holy War❜❜ (Official Audio) – Alicia Keys²
Korektor tekstu: xNoorshally
Autor grafiki: elliaze
Wyjaśnienie: Wspomniane wyżej elementy to słowa, zadania, rym i nawiązania do innych utworów, które autorka w ramach wspomnianego projektu musiała wpleść do tekstu, podczas pisania swojej opowieści.
·
¹ W tekście nie zostały wyróżnione wzmianki odnoszące się do książek autorki, gdyż cały tekst stanowi jedno wielkie nawiązanie do jej dzieła, wspomnianego powyżej.
·
² Piosenkę, która była dla autorki inspiracją, znajdziecie w mediach tuż obok powyższej grafiki.
·
Ostrzeżenie: W tekście występują wulgaryzmy.
━━━━━━━┓ ■ ┏━━━━━━━
❍
☟
Zwątpienie, które ją ogarnęło, było jedynym powodem złego samopoczucia.
Albo przynajmniej to próbowała sobie wmówić. Bo wcale nie czuła dziwnej nostalgii i smutku, będąc na ślubie swojej przyjaciółki. To nie było tak, że nie cieszyła się szczęściem Elizabeth - wręcz przeciwnie. Gabby była w siódmym niebie, że jej przyjaciółka, która była dla niej największym wsparciem od czasu przeprowadzki do Anglii, niezaprzeczalnie znalazła mężczyznę swojego życia. Charlie był trochę pokręcony i czasami szalony, ale nie widział świata poza swoją już żoną.
Dla Gabby jedynym problemem było to, że swego czasu też myślała, że znalazła tego jedynego. I co? I skończyła na weselu w towarzystwie nieznajomego kuzyna Charlie'ego, bo skoro obydwoje mieli przyjść sami, to równie dobrze mogli być nawzajem swoimi osobami towarzyszącymi. Strasznie naciągane i Gabby starała się przekonać ich, że to nie jest genialny pomysł, ale ostatecznie skapitulowała. John – wspomniany kuzyn – może i był przystojny, tak jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Był zaborczy, zbyt pewny siebie i co gorsza, wyjątkowo wredny. Komentował wszystko i wszystkich – łącznie z nią samą – uważał się za lepszego od reszty i po pierwszych piętnastu minutach, Gabby miała go po prostu dość. Dzień, który miał być w jakiś sposób przyjemny, okazywał się być zwykłą katastrofą. Z największą chęcią przywaliłaby mu w twarz, mając nadzieję, że może to w jakiś sposób go otrząśnie, ale musiała się powstrzymać. Po pierwsze nie chciała zakłócać całej imprezy, a przede wszystkim sprawiać przykrości Elizabeth. Po drugie nie miała zamiaru niszczyć swojej idealnie ułożonej fryzury, za którą zapłaciła krocie, ani targać uroczej sukienki, którą wybrała na tę okazję.
Dlatego zdecydowała się, że po prostu będzie go ignorować. Ratowała ją wizja darmowego alkoholu, ale zanim do tego doszło, musiała przejść przez całą oficjalną część. Chociaż to właściwie nie było, tak wielką tragedią, bo Elizabeth i Charlie byli uroczy i zabawni. Gabby poczuła, jak łezka zakręciła się w jej oku na widok pary młodej i tego jak składali sobie przysięgę. Patrzyli sobie w oczy bez żadnego skrępowania, całkowicie w sobie zakochani i szczęśliwi, że mieli być razem już do końca swojego życia.
Największe zaskoczenie czekało ją dopiero na sali weselnej. Całe pomieszczenie było idealnie udekorowane w białym i ciemnozielonym kolorze. Chociaż widziała cały wystrój na wizualizacji, tak na żywo wyglądało to jeszcze lepiej. Jednak wygląd sali, czy nieokiełznane zachowanie Johna poszło w niepamięć, gdy przy swoim stoliku zobaczyła ostatnią osobę, którą chciała spotkać w tym miejscu, czy gdziekolwiek indziej. Jednocześnie osobę, którą ciągle kochała mimo tego, że tego nie chciała.
Tommy.
Jej Tommy.
Ten sam, który popełnił ten jeden błąd i stracił ją bezpowrotnie. Owszem, nie uważała, by to była i wyłącznie jego wina. Ich związek miał swoje wzloty i upadki, na samym początku to ona przecież z nim zerwała, bo bała się tego, co do niego czuła i tego, że jedyne, na co mogli liczyć to związek na odległość, którego w żaden sposób sobie nie wyobrażała. Ale później, gdy przeprowadziła się do Anglii, znów się spotkali i zdecydowali się, by spróbować jeszcze raz, była szczęśliwa. Może właśnie dlatego jego zdrada, tak mocno ją bolała. Nigdy nie przypuszczała, że mógłby coś takiego zrobić... Bo Tommy nigdy nie pasował jej na osobę, która mogłaby pójść z kimś do łóżka po pijaku, całkowicie zapominając o tym, że w domu czekała na niego narzeczona, którą rzekomo kochał bez pamięci. Albo po prostu była tak naiwna, że wolała tego nie dostrzegać.
Gabby zaczęła panikować. Czuła, jak serce biło zbyt szybko, ręce drżały od emocji, a dłonie niespodziewanie zaczęły się pocić. Próbowała przypomnieć sobie listę gości, którą zresztą widziała na własne oczy niejednokrotnie, bo Elizabeth potrzebowała jej pomocy w ułożeniu gości. Jednak nazwiska Tommy'ego nigdy na niej nie było. Nie było też żadnej możliwości, by się znali lub byli ze sobą spokrewnieni.
Więc, co do cholery robił na tym weselu?
Nie wiedziała, co robić. Uciekać? Stawić czoło swojej przeszłości, która ciągle ją bolała? Ostatecznie decyzja została podjęta za nią, bo John pociągnął ją odrobinę za mocno za rękę i wręcz została zmuszona, by się ujawnić. Potknęła się o wystające krzesło i prawie na nie spadła, gdyby nie podtrzymała się w ostatnim momencie. John zmierzył ją z góry na dół swoim zimnym wzrokiem, mruknął coś o tym, jaka była niezdarna i w końcu ją puścił, Gabby spojrzała na swoją rękę i potrafiła dostrzec już widoczne ślady zbyt mocnego uścisku. Później uniosła swój wzrok do góry, a jej spojrzenie spotkało się z tym, które należało do Tommy'ego. Wróciły do niej ich wszystkie wspólne chwile. Te dobre i złe, momenty, w których doprowadzał ją do śmiechu i sprawiał, że uśmiechała się, jak głupia. Wtedy ze szczęścia, a nie smutku płakała.
Thomas wstał i wyszeptał cicho jej imię. Wypowiedział je ze słyszalnym zaskoczeniem, ale i bólem oraz tęsknotą. I tyle wystarczyło, by przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę, tę, w której otwarcie przyznał jej się do tego, co zrobił. Doceniała, że miał na tyle honoru, że sam umiał to zrobić, a nie że dowiedziała się od kogoś innego.
— Thomas. — Wypowiadała jego imię po raz pierwszy od wielu miesięcy. Myślała, że zdołała się uodpornić na to, jak sam dźwięk jego imienia na nią działał, ale to była zwykła ściema. Dawne uczucia wróciły do niej, jak bumerang tylko za sprawą jednego, mało znaczącego słowa. — Co ty tutaj robisz?
— Jestem osobą towarzyszącą — wyjaśnił najspokojniej. Położył rękę na swoim brzuchu – coś, co wiedziała, że robił bardzo często w sytuacjach, w których nie wiedział, co miał zrobić ze swoimi dłońmi. Patrzył na nią wyjątkowo intensywnie, tak jakby w ten sposób chciał pokazać, że ciągle coś dla niego znaczyła, co wiedziała, że nie było prawdą. — Przyszedłem z Talią.
Dopiero wtedy dostrzegła, że obok niego stoi wysoka, rudowłosa dziewczyna. Miała krótkie, idealnie ułożone włosy i błyszczące zielone oczy. Beżowa sukienka idealnie przylegała do jej niesamowicie szczupłego ciała, obie ręce były wytatuowane we wzory, których nie umiała do końca rozpoznać. Wyglądała jak modelka i nie mogła się dziwić temu, że była nową dziewczyną Tommy'ego. Gabby wiedziała, że nigdy nie będzie wyglądać, jak wszystkie te wysokie, szczupłe dziewczyny, które się za nim odwracały. Może i nie była niska, ale nigdy nie była chuda, a przynajmniej, nie tak chuda, jak wszystkie media kreowały ten pieprzony kanon piękna. Przez bardzo długi czas jej relacja z własnym ciałem była wyjątkowo zagmatwana, ale koniec końców, kochała siebie, dokładnie taką, jaką była.
Jednak na widok Talii wróciły do niej wszystkie kompleksy.
Zwłaszcza wtedy, gdy dziewczyna wyciągnęła do niej dłoń na przywitanie.
— Mówił ci już ktoś dzisiaj, że wyglądasz przepięknie? Ta sukienka prezentuje się na tobie idealnie, chociaż to tylko dodatek do twojej urody.
Rudowłosa uśmiechnęła się tak przyjaźnie, jak to było tylko możliwe, a Gabby poczuła, że mimo wszystko zarumieniła się na jej komplementy. Nie rozumiała jej zachowania, ale biorąc pod uwagę, że była pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na jej wygląd i powiedziała, że ładnie wygląda, tak mimo wszystko poczuła delikatne ciepło.
— Dziękuję. — Powiedziała niepewnie. — Podobają mi się twoje włosy.
— Są genialne prawda? — Talia zrobiła ruch ręką, przeczesując palcami swoje krótkie pasma, nieco je czochrając. — Decyzja pod wpływem chwili i jesteś zaledwie drugą osobą, która uznała, że to wygląda świetnie.
— Kto był pierwszą? — Zapytała, chociaż obstawiała, jaka była odpowiedź.
— Tommy, oczywiście. — Talia uderzyła go ręką w ramię, a on zaśmiał się nerwowo. — Skubaniec myślał, że się nim inspirowałam, a ja go tylko afirmowałam.
***
Jeśli miała użyć jednego słowa, które miałoby określić przebieg obiadu, byłoby to zapewne TRAGEDIA. John zachowywał się, jak... John. Miała nawet wrażenie, że po całym przywitaniu z Tommym i Talią, zorientował się, że ten był jej ex i był jeszcze bardziej nie do zniesienia. W pewnym momencie powiedziała mu nawet, że nie musi ciągle przy niej siedzieć, ale on stał przy jej boku niczym ten wierny pies. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy przez to, że zgodziła się, by mu towarzyszyć, tak nie uważał ją za swego rodzaju własność. I zaczęła się przekonywać, że tak właśnie było, gdy poczuła, jak położył rękę na jej udzie – coś, czego kompletnie nie chciała i była wręcz przerażona, tym co mogłoby się stać, gdyby mieli zostać sami.
Tymczasem Talia nawijała jak najęta i wydawała się naprawdę uprzejmą i fajną dziewczyną, ale Gabby nie mogła na nią patrzeć i nie myśleć o niej bez zazdrości. Tommy natomiast odzywał się tylko wtedy, gdy miał potwierdzić słowa swojej towarzyszki, a poza tym milczał i obserwował swoją byłą. Prawdopodobnie też dlatego i z powodu tego, że znał ją bardzo dobrze, jako pierwszy potrafił dostrzec jej dyskomfort. Chciał od razu zareagować i dowiedzieć się, o co chodzi, ale czuł, że to wcale nie było świetnym pomysłem. Ich rozstanie ciągle było dla niego żywe, tak jakby miało miejsce zaledwie wczoraj. Wiedział, że tamtego dnia przysporzył jej wiele bólu i nie chciał dokładać kolejnego.
Jednak Gabby miała powoli dość. Kiedy John po raz pierwszy ją dotknął, szybko strąciła jego dłoń i myślała, że to pomoże. To jednak jakby podgrzało jego nastawienie i po chwili znów ją dotkną, tym razem nieco wyżej. Tak, jak wcześniej odrzuciła jego dotyk i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, na które on tylko uśmiechnął się złośliwie. Zaczynała się czuć naprawdę niepewnie i chciała uciec od jego towarzystwa. Zastanawiała się, czy nawet faktycznie tego nie zrobić i zamówić taksówkę, póki te jeszcze były w stanie ją zawieźć z powrotem do domu. Była pewna, że nigdzie nie zabierze się z tym facetem, bo po prostu bała się tego, co jeszcze mogło mu strzelić do głowy.
Później – gdy spróbował po raz trzeci – i jego ręka zjechała tym razem prawie między jej nogi, nie wytrzymała. Odsunęła głośno krzesło i wstała. John spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale i wściekłością.
— Ile razy potrzebujesz, by zrozumieć, że masz mnie nie dotykać? — Warknęła, a później wzięła swoją torebkę i po prostu skierowała się w stronę wyjścia z sali. Cieszyła się, że większość zdążyła już opuścić salę bankietową i przejść do tej tanecznej, bo było mało osób, które widziały jej mały wybuch.
Miała jednak to wszystko w nosie. Czuła jak drży, bo mimo tego, że się postawiła, tak ciągle była przestraszona, nawet jeśli znajdowała się w miejscu pełnym ludzi. Potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza, albo po prostu starała się uciec od Johna, Talii i przede wszystkim Tommy'ego. Gdy opuściła budynek i znalazła się na dziecińcu, zatrzymała się na krótką chwilę. Obcasy wbijały się w kamieniste podłoże i chociaż było to kompletnie niewygodne, tak nie miała siły ich ściągać. Zapatrzyła się na kwitnące kwiaty – róże, tulipany i bratki – dokładnie takie same, do których matka Thomasa miała słabość. Pamiętała, że kwitły nie tylko w jej ogrodzie, ale również w specjalnych donicach przy oknach. Niemal potrafiła sobie przypomnieć dokładnie to, jak wyglądał jego rodzinny dom, to jak zawsze była w nim mile widziała i jak jego rodzice, traktowali ją niemal, jak własną córkę. Tęskniła za tym, bo jej własna relacja z matką nie należała do najlepszych, a ojca nawet nie znała.
Gabby wzięła głęboki oddech, chciała zrobić krok do przodu, by opuścić całą posesję, gdy poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu. Ktoś odwrócił ją w swoją stronę, wydała zaskoczony dźwięk, a gdy spojrzała, dostrzegła przed sobą wyjątkowo zdenerwowanego i wściekłego Johna. Był niemal cały czerwony ze złości i zaciskał palce na jej ręce tak mocno, że nie była w stanie mu się wyrwać. Dreszcz przebiegł po jej karku.
— Ty sobie kurwa ze mnie kpisz! — Warknął prosto w jej twarz, a ona miała wrażenie, że wręcz poczuła jego ślinę. Była jednak zbyt zaskoczona, zbyt otępiała, by móc zareagować i się bronić. — Zachowujesz się jak pruderyjna dziwka! Zgodziłem się, byś nie musiała się poniżać i przychodzić tutaj sama, a ty nawet nie chcesz dać mi dupy? Jeszcze poniżasz mnie na oczach wszystkich!
Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Szumiało jej w uszach ze strachu i miała wrażenie, że jeszcze nigdy nie znalazła się w tak niebezpiecznej sytuacji. Wcześniejsze myśli o tym, że znajdowała się w miejscu pełnym ludzi, odeszły w zapomnienie i naprawdę zaczęła myśleć, że John jest w stanie coś jej zrobić. Nie reagowała, a on uznał to niemal jak za zgodę.
— W końcu robisz, to co do ciebie należy. Teraz pojedziemy do mnie, a tam pokażesz mi dokładnie, jak to jesteś mi wdzięczna, że zabrałem cię na to wesele.
Gabby zamarła, jej serce stanęło i zaraz zabiło mocniej. Niemal poczuła łzy napływające do jej oczu. John próbował pociągnąć ją w stronę samochodu, którym przyjechali, ale ona zaparła się obcasami w posadzce. Uderzyła go torebką, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale był od niej o wiele silniejszy.
— Puść mnie dupku! — warknęła, odzyskując swoją odwagę. — Nigdzie z tobą nie idę!
— Pójdziesz. I będziesz grzeczna. Bo inaczej tego pożałujesz.
— Pieprz się! — Splunęła na niego, a on tylko zacisnął palce na jej ręce.
— Będę pieprzył ciebie, złotko.
— Nic nie będziesz robił, sukinsynie. — Trzeci głos odezwał się zza nich, a gdy Gabby się odwróciła, odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła Thomasa. — Puść ją. Teraz. Bo ty tego pożałujesz.
Gabby pokręciła głową, bo czuła jak to może się skończyć. Nie chciała wszczynać żadnych bójek, a przecież Thomas zawsze był do tego pierwszy, gdy tylko ktoś próbował ją w jakikolwiek sposób atakować. Wystarczyło, że jakiś facet posłał jej złe spojrzenie, albo próbował ją zaczepiać w seksistowski sposób. Wtedy Tommy był od razu gotowy do tego, by chronić jej honoru.
— A co mi możesz zrobić? — John parsknął, ale w końcu puścił jej rękę. Szybko sama się za nią złapała i przetarła z nadzieją, że to zmniejszy jej ból i powstające siniaki.
— To.
To była chwila i Gabby wiedziała, że się nie myliła. Thomas zrobił zamach i uderzył swoją pięścią w twarz Johna. Ten był tym tak zaskoczony, że cofnął się do przodu na nią samą z takim impetem, że się potknęła i upadła na kamienie. Adrenalina, która płynęła w jej żyłach i strach, sprawiły, że zignorowała jakiekolwiek efekty swojego upadku. Czuła jedynie, że coś zaczęło spływać po jej łokciu, ale nie potrafiła się skupić na niczym poza tym, jak dwójka mężczyzn wymieniała ze sobą ciosy.
Całe zamieszczenie wzbudziło zainteresowanie wśród reszty gości. Ci zaczęli się zbiegać i próbowali ich od siebie oddzielić, ale to nie było takie łatwe, bo obydwoje byli wściekli i żądni krwi tego drugiego. W końcu na zewnątrz pojawiła się para młoda w towarzystwie zaniepokojonej Talii.
— Co się tutaj dzieje? — Zapytał Charlie, patrząc wymownie na swojego kuzyna. — Mówiłem ci, że masz się zachowywać.
— Nic się nie dzieje. — Odparł John, unosząc ręce do góry w geście poddania. — To tylko małe nieporozumienie, które właśnie się zakończyło, czyż nie?
John spojrzał na Tommy'ego. Ten patrzył na niego z nienawiścią wypisaną w ciemnych oczach, ale ostatecznie skinął głową bez słowa. Przyłożył rękę do swojego nosa, z którego leciała krew i odsunął się w bok, pokazując, że nie będzie już go atakował. Sam John był zakrwawiony i poturbowany, o wiele bardziej, niż Thomas. Gabby w pewien sposób się z tego cieszyła, bo facet dostał to, co mu się należało. Żałowała jedynie, że ona sama nie potrafiła być tak waleczna i sama tego nie załatwiła, tak jak powinna.
— Chodź, musimy porozmawiać — mruknął Charlie, chwycił swojego kuzyna za łokieć i oddalili się od całego zbiegowiska.
Później Gabby zauważyła, jak Elizabeth i Talia kucnęły przed nią, a ona potrzebowała chwili, by wyjść z całego szoku.
— Hej — Elizabeth dotknęła ją niepewnie w kolano. — Wszystko w porządku? Zrobił ci coś?
Gabby pokręciła mechanicznie głową.
— Jesteś... Cholera, Gabby, krwawisz! — Talia jako pierwsza zauważyła krew na jej ręce. Gdy spojrzała w dół, dostrzegła również ślady na swojej sukience i zaklęła głośno na ten widok.
— Ta sukienka kosztowała krocie — odezwała się, ciągle będąc w szoku. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach i miała w nosie, czy widziała to tylko Elizabeth i Talia, czy cała reszta weselnych gości. — Była naprawdę śliczna.
— Jesteś w szoku — mówiła spokojnie Talia. — Wstań. Pójdziemy do łazienki i cię ogarniemy, dobrze? — Gabby nie odpowiedziała, ale pozwoliła się podnieść do góry. Później Talia spojrzała na Elizabeth. — Zajmę się nią.
Gabby posłusznie ruszyła za dziewczyną i już po chwili znalazły się w łazience. Talia znalazła apteczkę, która była wystawiona w razie wypadku i zaczęła przeszukiwać jej wnętrze. Między nimi panowała cisza, ale im dłużej ona trwała, to tym bardziej Gabby czuła efekty tego, co się wydarzyło.
— Możemy... — zaczęła wyjątkowo niskim głosem. Odchrząknęła cicho, by wrócić do swojego normalnego tonu, ale mimo tego ciągle drżała. — Możemy o czymś porozmawiać? O czymś głupim? Proszę? Potrzebuję się rozkojarzyć.
— Oczywiście — Talia od razu się zgodziła. — Powiedz mi jaką książkę ostatnio czytałaś? Masz coś godnego do polecenia?
Gabby zastanowiła się przez chwilę, próbując sobie przypomnieć ostatni tytuł, który miała w rękach.
— To chyba było Girl, Goddess, Queen. To retelling mitologii greckiej. Dokładnie historii o Hadesie i Persefonie. Nie powiem, nawet ciekawie i przyjemnie się ją czytało, ale główna bohaterka trochę mnie wkurzała. Miała swoje momenty, to prawda. I ciekawie przedstawiono postać Hadesa.
— W takim wypadku muszę po nią sięgnąć — Talia uśmiechnęła się, a później złapała w ręce gazę i wodę utlenioną. — Okej, ręka nad umywalkę. Będzie piec, ale z tego, co widzę, to nie będziesz potrzebowała żadnych szwów. Po wszystkim zostanie tylko strup. Gotowa?
Gabby nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Talia oblała ranę na jej ręce dużą ilością wody utlenionej. Dziewczyna warknęła na niespodziewane szczypanie i zastanawiała się, czy rudowłosa zrobiła to specjalnie. Może pod tą miłą i uprzejmą warstwą, którą jej pokazywała, tak naprawdę była na nią wściekła o to, że znalazła się w tym samym miejscu, co ona i jej facet. Było wiele rzeczy, których chciała się dowiedzieć, takich, których by nie zadała w tym momencie Thomasowi, ale Talii?
— Czy ty i Tommy... — zagryzła dolną wargę, przerywając na chwilę. — Jak długo jesteście razem?
Ciekawość okazała się jej zgubą. Przynajmniej tak uważała.
— Nie jesteśmy razem — Talia wyznała niespodziewanie. Nałożyła opatrunek na rękę Gabby i poprosiła, by na nią spojrzała. — Wiem, co was łączyło. I wiem, co zrobił. Nie będę go w żaden sposób usprawiedliwiać, bo czegoś takiego nie da się usprawiedliwić. Wiem tylko tyle, że ciągle cię kocha. I nie okłamuję cię, Gabby. Tommy i ja jesteśmy przyjaciółmi. Elizabeth to moja kuzynka, dlatego tutaj jesteśmy. Poprosiłam go, bo moja dziewczyna zerwała ze mną tydzień temu, a już powiedziałam, że przyjdę z osobą towarzyszącą.
— Partnerka?
Talia zaśmiała się krótko.
— Po całej tej przemowie wyłapałaś tylko to, że jestem lesbijką?
— Nie — Gabby zarumieniła się ze wstydem. — Nie mam problemu z odmienną orientacją. Po prostu... Nie wiem, co sobie myślałam, tak właściwie. Chyba... ciągle jestem w szoku po tym, co się stało. I sam fakt, że spotkałam tutaj Tommy'ego po trzech latach... To chyba dla mnie za dużo jak na jeden wieczór.
— Byłam szczera, gdy mówiłam, że wyglądasz ślicznie. I nie odbieraj tego źle. Flirtuję z każdym, gdy widzę, że przydałoby im się trochę miłego słowa.
— I co, sprawdza się?
— Nie zawsze. — Talia zamknęła apteczkę i spojrzała na nią z uśmiechem. — W twoim przypadku mi się udało.
Gabby odwzajemniła jej uśmiech. Na początku tego dnia nie sądziła, że tak się potoczy. Ani tego, że nawiąże jakąś relację z Talią w bankietowej łazience, kiedy ta będzie opatrywać jej zranione ręce. Tymczasem sama się zaskoczyła, bo Talia... Okazała się naprawdę dobrym człowiekiem, pełnym empatii i szczerości, tak bardzo jej wtedy potrzebnej.
***
Gdy opuściła łazienkę, wydawało się, że cała zabawa toczyła się dalej, tak jakby żadna bójka nie miała miejsca. Ona jednak była zmęczona i chciała wrócić do domu, ale zanim to miało nastąpić, musiała znaleźć Tommy'ego. Ten siedział w sali bankietowej przy ich stoliku. Do nosa przykładał chusteczkę, by zatamować krwawienie. Marynarka wisiała na oparciu krzesła, a w wolnej dłoni trzymał pustą szklankę. Zaciskał na niej palce, tak jakby powstrzymywał się, by siłą jej nie zgnieść. Gabby nie zastanawiała się długo i ruszyła w jego stronę. Gdy ją dostrzegł, od razu zaczął się podnosić, ale szybko zatrzymała go ręką i sama usiadła na krześle obok niego.
— Jak się czujesz? — zapytał z troską, odkładając zakrwawioną serwetkę.
— Jestem trochę roztrzęsiona — wyznała szczerze. — To pierwszy raz, kiedy coś takiego mi się przydarzyło.
— Wiem — odparł szybko. — To znaczy, gdy byliśmy razem i...
— Po tym też nie. — Wytarła dłonie o swoją sukienkę. — Chciałam ci podziękować. Za to, że mnie obroniłeś, gdy ja nie byłam w stanie. Gdyby nie ty, to nie wiem, jak to mogłoby się skończyć.
— Zrobiłem to, co uważałem za słuszne. Za to nie musisz mi dziękować.
— Tak czy siak ci dziękuję.
Między nimi zapadła krępująca cisza. Tommy obserwował ją uważnie, próbując dostrzec różnice, które mogły mieć miejsce przez te kilka lat, gdy nie byli razem. Chciał, by na niego spojrzała, by mógł prosto w jej oczy powiedzieć całą prawdę o tamtym dniu i po raz kolejny ją przeprosić, ale ona jak na złość nie chciała na niego spojrzeć. Po tym wiedział, że był stracony. Porzucił jakiekolwiek szanse na to, że może jeszcze uda mu się w jakiś sposób odzyskać jej zaufanie.
— Talia i ja nie jesteśmy razem — odezwał się po krótkiej chwili. Czuł, że musiał to zrobić, by Gabby wiedziała, że ciągle była tylko jedna kobieta, która mieszkała w jego sercu. — Tak naprawdę nie ma żadnej innej. W moim sercu jest miejsce tylko dla...
— Tommy — przerwała mu, zanim zdążył powiedzieć, to co najważniejsze. — Talia powiedziała mi, że jesteście tylko przyjaciółmi. Zresztą nie musisz mi się tłumaczyć.
Blondyn skinął głową.
— Czy możesz... chociaż na mnie spojrzeć? — poprosił. — Nie oczekuję, że mnie wysłuchasz, ani pozwolisz mi powiedzieć po raz kolejny, jak mi jest przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Po prostu... Jeśli to jest ostatni raz, gdy cię widzę, to chcę cię prosić, byś chociaż na mnie spojrzała.
Gabby nie musiała się zastanawiać. Uniosła głowę do góry i kiedy ich oczy znów się spotkały, tak znów czuła ten znajomy magnetyzm. Tę siłę, która zawsze sprawiała, że wierzyła w każde jego słowo, które do niej mówił, gdy tylko spoglądali sobie w oczy. To było niebezpieczne, bo jeśli tylko zacząłby mówić, jak za nią tęsknił, jak ciągle ją kochał i chciał naprawić to co zrobił, tak prawdopodobnie od razu by się zgodziła. Jakaś jej część chciała usłyszeć od niego te słowa. Inna podpowiadała jej, że na to było już za późno. Nie wchodziło się dwa razy do tej samej rzeki, a gdyby teraz znów mieli zdecydować, by spróbować, to byłby już trzeci raz.
Musiała w końcu nauczyć się nie popełniać tych samych błędów.
— To moglibyśmy być my — oznajmił ze smutkiem. Wskazał palcem w bliżej nieokreślone miejsce, tak jakby sam nie był pewny, co chce jej pokazać. — Elizabeth i Charlie. Ślub. Rodzina.
— Mieliśmy swoją szansę, Thomas. Dwa razy — podkreśliła.
— Nie uważasz, że to jest nasza trzecia szansa? — Złapał ją za rękę, tak delikatnie jak to tylko możliwe. Gabby spojrzała tylko na chwilę na ich złączone dłonie i poczuła, jak dreszcze przechodzą po całym jej ciele. — Nie uważasz, że wszechświat mówi nam, że powinniśmy być razem? Czy inaczej spotkalibyśmy się tutaj? Gabby... Nie mogę żyć bez ciebie. Próbowałem, wierz mi, że tak. Popełniłem najgorszy błąd w swoim życiu. Proszę... Pozwól mi spróbować, to naprawić.
Serce chciało od razu powiedzieć tak. Krzyczało, próbując zagłuszyć głos rozsądku tak jak zawsze w takich chwilach.
— Kocham cię, Tommy — odezwała się w końcu. Blondyn uśmiechnął się, czując, że może los i szczęście w końcu się do niego uśmiechają. Gabby jednak wysunęła dłoń z jego uścisku. — Ale siebie kocham mocniej. Muszę myśleć o tym, co dla mnie dobre, a wiem, że jeśli znów będziemy razem, to nie będę mogła ci zaufać tak jak wcześniej. Zasługujesz na to, by być z kimś, kto nie będzie ciągle podejrzewał, że znów się zapomnisz.
Uśmiech spełzł z jego twarzy i potrafiła dostrzec łzy w jego oczach. Na ten widok jej samej zachciało się płakać. Nie wątpiła w jego ból i skruchę po tym, co zrobił. I wierzyła, że może wszechświat chciał, by byli razem, ale nie teraz. Może za jakiś czas, gdy obydwoje pogodzą się z tym, co się stało, gdy zapomną o tym, jak się czuli w swoim towarzystwie... Może właśnie wtedy, znów spotkają się niespodziewanie. I wtedy znów będą razem.
I odkryją miłość na nowo.
— Do widzenia, Tommy. — Gabby pochyliła się nad nim i pocałowała go w policzek. Później wstała z krzesła, ale zatrzymała się, gdy usłyszała jego głos.
— Nigdy o tobie nie zapomnę, wiesz o tym, prawda? Zawsze będę cię kochał.
— I ja zawsze będę cię kochać — odpowiedziała. — Ale czasami, to nie wystarczy.
⋆⋅☆⋅⋆
Od autorki opowieści:
To już trzeci raz, gdy piszę coś z góry narzuconym tematem, ale muszę przyznać, że ten sprawił mi najwięcej trudności. Początkowo nie miałam bladego pojęcia, jak do niego podejść. W końcu, gdy to zrobiłam – wydaje mi się, że tylko w małej części jest faktycznie powiązany z tematem przewodnim. I może to takie trochę stereotypowe, co napisałam i pewnie dużo takich historii tu na Wattpadzie, ale muszę to powiedzieć – to była naprawdę świetna zabawa.
Jeśli chodzi o samą historię i bohaterów – Gabby i Tommy, to para z mojego pierwszego, publikowane fanfiction na Wattpadzie. W głównej mierze chodzi o Thomasa Sangstera, ale tak ułożyłam tę historię, że może on być po prostu męską postacią w żaden sposób nie inspirowaną aktorem. Główna historia ma otwarte zakończenie, a podchodząc do tego wyzwania, postanowiłam zobaczyć, jak może wyglądać jedno z nich – zrobiłam skok w czasie i tak właśnie się stało. To trochę słodka, ale zdecydowanie gorzka historia o tym, że czasami sama miłość nie wystarczy, by być razem. I o tym, że czasami możemy otrzymać pomoc od najmniej spodziewającej się osoby. I tym z czym muszą bardzo często zmierzyć się dziewczyny i kobiety na całym świecie, tylko dlatego, że... no właśnie, jesteśmy dziewczynami.
Dziękuję za zaproszenie do tego projektu, to była naprawdę udana przygoda, którą dopiszę do moich pisarskich osiągnięć. Będzie mi niezmiernie miło, jak podzielicie się swoimi wrażeniami na temat tej historii!
⋆⋅☆⋅⋆
To była opowieść napisana przez elliaze, której serdecznie dziękuję za zaangażowanie i chęć wzięcia udziału w projekcie. Zapraszam Was teraz do odwiedzenia jej profilu, gdzie publikuje swoje prace. To będzie dla niej bardzo miły gest, który z pewnością doceni!
⋆⋅☆⋅⋆
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro