Opowieść 5: Odkrywając sekrety lasu.
⋆⋅☆⋅⋆
Tytuł: ❛❛Tajemniczy błękit❜❜
Autor: -_estera_-
Gatunek: fantasy
Data publikacji: 2.03.2024 r.
⋆⋅☆⋅⋆
❍
━━━━━━━┛ ■ ┗━━━━━━━
INFORMACJE WSTĘPNE
Okres tworzenia: grudzień 2023 r. – styczeń 2024 r.
Liczba słów: 5177
Zastosowany motyw: wytrwałość
Elementy projektu: wyróżnione i podkreślone
Nawiązania do książek:
↳ ❛❛Koszmar❜❜ – -_estera_-
↳ ❛❛Karuzela❜❜ – -_estera_-
Nawiązanie do wiersza:
↳ ❛❛W maju❜❜ – Władysław Dzięgała
Inspiracja filmem:
↳ ❛❛Alicja w Krainie Czarów❜❜ (2010 r.) – reż.: Tim Burton
Inspiracja piosenką:
↳ ❛❛Wonderland❜❜ – Neoni
Korektor tekstu: xNoorshally
Autor grafiki: -_estera_-
Wyjaśnienie: Wspomniane wyżej elementy to słowa, zadania, rym i nawiązania do innych utworów, które autorka w ramach wspomnianego projektu musiała wpleść do tekstu, podczas pisania swojej opowieści.
━━━━━━━┓ ■ ┏━━━━━━━
❍
☟
Młoda brunetka siedziała na parapecie z zeszytem w rękach, patrząc się jednak nie na kartki, a na świat za oknem. Była w odwiedzinach u swojej babci na wsi, gdzie miała spędzić jakieś dwa tygodnie. Nie przeszkadzało jej to, ponieważ bardzo kochała ją, jak i przyrodę, więc odpoczynek tam uważała za świetny pomysł. Owa wieś była jedną z tych miejscowości, w których nawet do sąsiada było daleko, ponieważ naokoło domów rosły lasy, na dodatek wielu mieszkańców posiadało pola uprawne, które także zajmowały sporo miejsca.
Obie nie miały zbyt dużej rodziny, dlatego odwiedzały się i wspierały nawzajem, jednak to był pierwszy raz, gdy Diana miała zostać u babci aż tak długo. Staruszka bardzo o nią dbała – wnuczka uważała, że aż nadmiernie, ale to doceniała i również starała się pomagać we wszystkim, co robiła jej babcia.
Po pierwszej nocy seniorka powitała ją pysznymi placuszkami, które Diana uwielbiała i zjadła swoją porcję bardzo szybko. Takie chwile były dla obu z nich cudowne i niezastąpione.
– Diana, słoneczko, masz może ochotę wybrać się do sklepu? – zapytała starsza pani stojąca w drzwiach. Widziała, że dziewczynie się trochę nudziło, a potrzebowała kilku rzeczy, więc uznała, że obu wyszłoby to na dobre.
– Jasne, już idę – uśmiechnęła się brązowooka, wstając i odkładając zeszyt na szafkę nocną. – Co kupić?
– Potrzebuję cukru, mąki i... możesz wziąć jeszcze parę jabłek oraz gruszek – uznała kobieta, lecz po kilku sekundach jeszcze jej się coś przypomniało. – Ah! Koniecznie kup świeży chleb. Możesz też wybrać sobie coś, na co masz ochotę. Dam ci więcej pieniędzy, żeby Ci na wszystko starczyło.
– Jak będę chciała coś sobie kupić, to sama zapłacę. Przecież wzięłam ze sobą pieniądze – zaprotestowała wnuczka.
– Daj spokój! Biedna nie jestem, a wiesz, że i tak nie mam na kogo wydawać, bo poza tobą i twoim tatą nie mam żadnej rodziny – stwierdziła stanowczo.
Diana zgodziła się, chociaż nie zamierzała wydawać pieniędzy babci na swoje przyjemności.
Wyszła z domu i wsiadła na rower, który – na całe szczęście – udało jej się ze sobą wziąć. Jej tata przywiózł ją samochodem, więc mogli wpakować go do bagażnika, chociaż zastanawiali się na początku, czy się zmieści. Wszystko poszło dobrze, co cieszyło dziewczynę, bo naprawdę lubiła jeździć rowerem, choć spacery także jej nie przeszkadzały.
Ruszyła w drogę. Sklepik był w sąsiedniej miejscowości, jakieś cztery kilometry od domu jej babci.
Jechała polną drogą, mijając łąki i drzewa. Była późna wiosna, więc wszędzie pachniało kwitnącymi kwiatami i innymi roślinami. Czuła wiatr we włosach i słońce muskające jej skórę. To właśnie w takich chwilach czuła się naprawdę wolna.
Gdy przejeżdżała przez skrawek lasu, przed jej oczami przemknęło coś dość małego, niebieskiego. Wydawało jej się, że to motyl, jednak była pewna, że owe owady o takim ubarwieniu nie występowały w okolicy. Może to było tylko podobne do motyla? Może jej się przewidziało, może w ogóle się nie stało? Postanowiła o tym nie rozmyślać i ruszyła szybciej przed siebie.
—・ -ˋˏ ༻❁༺ ˎˊ- ・—
W sklepie udało jej się nabyć wszystko, o co prosiła babcia. Za swoje pieniądze kupiła także lody na patyku o smaku waniliowym, które spożyła, zanim wyruszyła w drogę powrotną.
Wsiadając na rower, zobaczyła konia na łące nieopodal. Uśmiechnęła się na ten widok, gdyż od zawsze kochała zwierzęta. Może tych większych trochę się bała, ale oglądanie ich i tak było bardzo przyjemne.
Nawet na tapecie w swoim laptopie miała dość zabawne zdjęcie dwóch ptaków, które wyglądały, jakby jeden dawał drugiemu reprymendę. Uważała tego typu obrazy za naprawdę komiczne. Zdarzało jej się, że – nie do końca świadomie – uśmiechała się do telefonu, widząc takowe zdjęcia w Internecie.
Podczas podróży z powrotem do domu swojej starszej krewnej, brunetka mijała – oczywiście – ten sam las, który coraz bardziej zwracał jej uwagę. Zmniejszyła znacznie swoją prędkość, wpatrując się w roślinność. Nie miała pojęcia, dlaczego to zielone miejsce tak bardzo ją ciekawiło.
Czuła jakąś dziwną siłę, która ją tam ciągnęła, zupełnie jakby drzewa wołały jej imię. Przez chwilę zapomniała, że jechała na rowerze i prawie się przewróciła, lecz wróciła do siebie, gdy zaczęła tracić równowagę.
Uznała, że musiała się opanować. To zapewne puszcza jak każda inna, a "dziwną siłą" była tylko jej wrodzona ciekawość, najzwyklejsza w świecie.
Wróciła do domu, zaniosła zakupy i wysłuchała podziękowań od starszej pani, która była jej wdzięczna za zrobienie ich – przesadnie, jak uważała Diana.
– Babciu, przecież to nic takiego. Lubię jeździć rowerem, więc to była dla mnie przyjemność, nie wysiłek – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się łagodnie.
– I tak jestem ci wdzięczna – powiedziała tylko, wkładając cukier do szafki wiszącej nad chlebakiem.
– Babciu, wychodzisz czasem na spacery do lasu? – zapytała wnuczka, siadając przy stole. – Wygląda naprawdę urokliwie.
– Kiedy byłam młodsza, bardzo często to robiłam. Teraz już nie mam tyle siły, więc co najwyżej wybieram się na przechadzkę tą dróżką ciągnącą się wzdłuż jego krawędzi – odpowiedziała, przesuwając w powietrzu palec, jakby sunęła nim po owej drodze.
– Hm – dziewczyna skierowała wzrok w stronę okna, w którym z tamtej perspektywy widziała tylko prawie bezchmurne niebo.
– Ale powiem ci, że masz rację – przerwała ciszę jej babcia. – Ten las ma coś w sobie. Przebywanie na łonie natury bardzo człowieka uspokaja. To takie miejsce, w którym można zebrać myśli albo zapomnieć o całym świecie i rozkoszować się chwilą.
– A w maju przyroda jest szczególnie piękna – odrzekła. Bardzo lubiła takie pogawędki, które wiele osób uznałoby za nudne. Dla niej miały jednak ogromne znaczenie i były czystą przyjemnością.
– Ah, tak, to prawda. Teraz świat tętni całą mocą. Przyznam szczerze, że na starość o wiele bardziej doceniam te codzienne widoki, niż za młodu. Cieszy mnie każdy promień słońca, który pieści kwiaty; wiatr, który kołysze drzewa; pszczoła, która zbiera pyłek; dzięcioł, który dziuplę kuje. Nawet na pająka patrzę inaczej.
– Mówisz jak prawdziwa poetka – uśmiechnęła się od ucha do ucha Diana. Jej babcia była bardzo oczytana i lubowała się w poezji, co dziewczyna trochę podziwiała, bo sama często nie potrafiła się zmotywować do przeczytania jakiejkolwiek książki. Doceniała także jej talent w kwestii doboru słownictwa – zawsze potrafiła powiedzieć coś w taki sposób, aby brzmiało błyskotliwie i fantazyjnie.
—・ -ˋˏ ༻❁༺ ˎˊ- ・—
Z samego rana młoda kobieta postanowiła wybrać się na spacer do lasu, o którym rozmawiała z babcią poprzedniego dnia – chciała się przekonać, czy jej ciekawość w stosunku do niego była słuszna i czy rzeczywiście był taki cudny. Rzecz jasna, została przez nią pouczona o ostrożności, chociaż nie była już małą dziewczynką.
To miał być krótki spacer, więc zadeklarowała, że wróci dość szybko, aby pomóc w przygotowaniu obiadu.
Szła przez chwilę tą samą dróżką, o której mówiła wcześniej starsza pani. Po lewej stronie ciągnął się pas dość wysokich drzew, a po prawej mogła patrzeć na łąkę pełną kolorowych kwiatów oraz na owady kręcące się przy nich. Te widoki same w sobie napawały ją radością, ale dotarła do ścieżki, dzięki której miała wejść do lasu. Tak też zrobiła.
Pod jej stopami było słychać łamiące się patyki, a wokół niej szum poruszających się lekko drzew. Szła przed siebie, rozglądając się i podziwiając zieleń. W pewnym momencie usłyszała nawet dzięcioła stukającego w drzewo – spojrzała wyżej, ale nie mogła go zlokalizować. Wróciła więc do swojej przechadzki.
W kniei było trochę ścieżek prowadzących w różne strony. Wybierała je losowo. Nie robiło jej to zbyt wielkiej różnicy, bo nie szła w żadnym konkretnym kierunku.
Nie wędrowała długo, ale z czasem widziała, jak las gęstniał i robił się odrobinę ciemniejszy.
Usłyszała śpiew ptaka, co samo w sobie jej nie zdziwiło, ale był to odgłos, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Zwierzę ćwierkało całkiem ładnie – Diana zatrzymała się na chwilę i nasłuchiwała, lecz tego ptaka także nie udało jej się nigdzie zobaczyć.
Ruszyła dalej. Korony drzew zrobiły się tak gęste, że prawie nie było widać nad nimi nieba. Nie było czuć już żadnego powiewu wiatru, wszystko jakby całkowicie ucichło. Dziewczynie towarzyszyło dziwne przeczucie, że powinna wyjść z lasu. Już chciała się odwrócić, kiedy kilka metrów przed sobą zobaczyła wyniosły dąb – o wiele większy od innych drzew wokół.
Pod dębem rósł biały kwiat (którego Diana nie potrafiła nazwać, ponieważ niezbyt znała się na roślinach), a na nim siedział... motyl – i to błękitny. Taki sam motyl, jakiego widziała podczas podróży rowerem. Czyli wcale jej się nie przewidziało? Jak to możliwe? Brunetka sama nie wiedziała, co miała o tym myśleć. Jej serce zabiło odrobinę szybciej.
Całemu miejscu towarzyszyła tajemnicza aura. Diana stała tak przez chwilę, wpatrując się tylko w owada zgrabnie poruszającego się po delikatnych płatkach rośliny. Wyglądało to magicznie, jak w bajce, lecz brązowooka zaczęła zadawać sobie coraz więcej pytań, na które nie znała odpowiedzi. Co właściwie się działo? Co to było za miejsce? Co robiło tu tak niezwykłe, jak na te tereny, zwierzę? I dlaczego tak dziwnie się czuła?
Dotknął ją chwilowy zawrót głowy. Gdy doszła po kilku sekundach do siebie, odwróciła się prędko i szybkim krokiem ruszyła tą samą ścieżką, którą tam przyszła. Po chwili zaczęła biec. Nie miała pojęcia, dlaczego, ale tak kazała jej intuicja, a z doświadczenia wiedziała, że ta miała zazwyczaj rację.
Poczuła lekkie zmęczenie, jej oddech był przyspieszony, a mięśnie nóg dawały o sobie znać. Czy nie powinna już być blisko dróżki, którą wchodziła do lasu? Dlaczego nie było widać końca puszczy? Pamiętała, że drzewa były takie gęste tylko blisko miejsca, w którym był ten kwiat. Z jakiej przyczyny więc ciągnęły się one tak długo?
Zatrzymała się na chwilę zdezorientowana i coraz bardziej przerażona. Rozejrzała się wokół w ciszy. Widziała tylko drzewa i ścieżkę, która sięgała tak daleko, jak sięgał jej wzrok. Nie słyszała już niczego poza swoim oddechem i biciem serca.
Uznała, że musi się uspokoić i zebrać myśli. Może tylko jej się wydawało, że biegła tak długo? Może to ze stresu? Próbowała przekonać samą siebie do tej teorii, lecz wiedziała, że to nie było możliwe. Jej oczy nie kłamały, zdawała sobie z tego sprawę. Rozejrzała się jeszcze raz, chociaż wolała nie widzieć kolejnych dziwnych rzeczy, tylko wrócić do domu.
Nie miała pojęcia, co innego mogłaby zrobić, dlatego zaczęła stawiać kolejne kroki do przodu, tym razem spokojniejsze. Szła normalnym tempem, prawie jak podczas spaceru, choć w jej umyśle panował chaos.
Kiedyś przecież musiała znaleźć koniec kniei, prawda?
Przeszło jej przez myśl, że może po prostu pomyliła kierunki i poszła w inną stronę, dlatego nie widziała skraju lasu, chociaż to było mało prawdopodobne. Szła dokładnie tak samo, jak wcześniej. Zakręciło jej się ponownie w głowie – zapewne z powodu nagłego napadu silnych emocji, może trochę też ze zmęczenia.
Po dłuższym czasie marszu zdała sobie sprawę, że ten las mógł rzeczywiście nie mieć końca. Nie potrafiła znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia całego tego zdarzenia.
Przypomniało jej się jednak o pewnej ważnej rzeczy, o której – nie wiedzieć, czemu – wcześniej kompletnie zapomniała. Być może jej umysł próbował wmówić sobie, że na pewno zaraz uda jej się opuścić to przedziwne, zagadkowe miejsce, dlatego o tym nie pomyślała. Miała przecież w kieszeni telefon.
Szybko go wyciągnęła i nacisnęła na przycisk z boku, aby go włączyć. To się jednak nie stało. Urządzenie odmówiło posłuszeństwa. Próbowała je uruchomić, ale bezskutecznie. Nie miała żadnego sensownego pomysłu, który wyjaśniłby, czemu tak się stało. Telefon miał prawie sto procent baterii, kiedy wychodziła z domu, więc nie mógł tak szybko się rozładować.
Poczuła się bezsilna – to było najgorsze uczucie, jakiego mogła doświadczyć. Oparła się plecami o drzewo przy ścieżce, jednak momentalnie nogi się pod nią ugięły i osunęła się na ziemię.
Zadawała sobie cały czas to samo pytanie – Co powinna zrobić? Jednak nie znała na nie odpowiedzi.
Napadły ją za to ponowne zawroty głowy, tym razem silniejsze. Dotknęła palcami swoich skroni i próbowała otworzyć szerzej oczy, ale nie mogła. Poczuła się... senna? Miała wrażenie, że w każdej chwili może stracić przytomność. Tak też się stało. Jej wola pozostania przytomną była silna, jednak organizm dał za wygraną.
—・ -ˋˏ ༻❁༺ ˎˊ- ・—
Nie miała pojęcia, jak długo spała – a raczej była nieprzytomna. Kiedy otworzyła oczy, widziała jednak, że było już ciemno. Gdy się rozbudziła i dotarło do niej, co się działo, chwyciła jeszcze raz telefon leżący na ziemi obok niej i próbowała go włączyć. Jak przewidywała – bez skutku.
Przez parę sekund siedziała i patrzyła na ledwo widoczne przez korony drzew, ciemne niebo. Postanowiła jednak w końcu wstać i pomyśleć lub zrobić cokolwiek poza nic-nie-robieniem.
Uznała, że zawróci i uda się w to samo miejsce, w którym dziwne zjawiska były najbardziej zauważalne – do wysokiego dębu, pod którym, jak gdyby nigdy nic, błękitny motyl spijał nektar z kwiatka.
W tamtej chwili była już pewna, że to miejsce nie było normalne. Aby wyjść z lasu biegła tak długo, a droga powrotna do dębu była zbyt krótka. Nie potrafiła tego w żaden sposób wyjaśnić, ale tak było.
Gdy dotarła do owego miejsca, owada już tam nie było. Wciąż widziała drzewo i kwiat, na których widok normalnie by się zachwycała, ale nie w tych okolicznościach.
Przeleciała wzrokiem po okolicach dębu. Jej uwagę zwróciły mrówki, bardzo dużo mrówek. Nie było to nic nadzwyczajnego, w końcu w lesie jest mnóstwo przeróżnych owadów, jednak zauważyła, że wszystkie szły po dostosowanej do ich wielkości ścieżce, prowadzącej tylko w jednym kierunku. Nie wiedziała na tą chwilę, co innego mogłaby zrobić, więc poszła w ich ślady, żeby przekonać się – nawet z czystej ciekawości – gdzie one wszystkie wędrują.
Szła tuż obok, lecz one wydawały się jej nie zauważać, a Diana przyglądała się, jakby próbując czytać im w myślach. Jakby miała nadzieję, że mrówki powiedzą jej, gdzie szły. Potknęła się nawet o jakiś niepozorny, mały krzew z nienaturalnie grubymi gałązkami. Uznała więc, że musi bardziej patrzeć pod nogi.
Na lewo od niej ukazał się niewielkich rozmiarów staw o niesamowicie czystej wodzie. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie widziała do tej pory żadnych śmieci ani czegokolwiek wskazującego na obecność człowieka. Z jednej strony to pocieszające, kiedy idąc przez las nie widzi się odpadków, które wyrzucili okropni ludzie. Z drugiej było to trochę zastanawiające.
Po krótkiej wędrówce ujrzała wyłaniające się z gęstych drzew i krzewów domy – było ich dość niewiele, dosłownie kilka. Budynki wyglądały na dość stare i, przede wszystkim, od dawna opuszczone. Były pokryte zielenią, która najwidoczniej całkowicie nimi zawładnęła. Nie wyglądało na to, żeby Diana była w stanie znaleźć tam jakichkolwiek ludzi, lecz chciała przejrzeć tą malutką osadę, choć sama nie wiedziała, czego oczekiwała i czego miałaby szukać.
Było cicho, bardzo cicho. Zdecydowanie ciszej, niż w normalnym lesie.
Podeszła do pierwszej chaty i zajrzała do środka. Była drewniana, podniszczona, bez szyb w oknach, z dość ubogim wyposażeniem. Postanowiła przeszukać wszystko, co się dało, by znaleźć jakiekolwiek wskazówki czy informacje dotyczące tego miejsca. Skoro ktoś tam kiedyś mieszkał, to być może zostawił po sobie coś, co mogłoby powiedzieć cokolwiek o tej puszczy.
Przeszukała szafki, lecz nie znalazła w nich nic, oprócz paru przedmiotów kuchennych. Wszystko było zakurzone i w wielu miejscach pokryte mchem czy inną roślinnością. Oparła się bokiem o ścianę, myśląc nad innym miejscem, do którego można by zajrzeć, lecz uznała, że przejrzała wszystko i po prostu pójdzie do innego domu, a może będzie miała więcej szczęścia.
Wyszła z budynku, w którym nie było nawet drzwi i zobaczyła, że zrobiło się trochę ciemniej. Więc zbliżała się noc. Zastanowiła się przez chwilę, czy któraś z chat nadawałaby się na tymczasowy nocleg, lecz nie była pewna, czy w ogóle da radę zaprzestać swoje działania i się położyć, a co dopiero zasnąć.
Przeszła do domu naprzeciwko poprzedniego, który z kolei miał drzwi, jednak te ledwo się trzymały i były niedomknięte, więc wchodząc tylko lekko je pchnęła – były tak kiepskie, że otwierały się w obie strony.
Budynek nie różnił się znacząco od poprzedniego. Miał dwa małe, pełne kurzu pomieszczenia, między którymi było przejście osłonięte pożółkłą zasłoną. Diana przeszła przez pierwszy pokój, aby najpierw sprawdzić ten drugi. Podłoga głośno skrzypiała, co było słychać jeszcze bardziej z uwagi na to, że wokół panowała prawie całkowita cisza.
Przy niedużym, jedynym w pomieszczeniu oknie zobaczyła biurko oraz krzesło, które wyglądało, jakby miało się załamać pod nawet minimalnym ciężarem. Chwyciła szufladę, którą musiała otworzyć z szarpnięciem. Znajdowała się w nim tylko jedna kartka papieru. Wzięła ją do ręki i obróciła – był na niej rysunek. Przedstawiał on motyla mieniącego się błękitem, dokładnie takiego, jakiego widziała wcześniej. Niżej narysowany był... cień jakiejś osoby? Diana nie była stuprocentowo pewna, ale tak to wyglądało. Obrazki różniły się trochę od siebie – motyl został narysowany z precyzją i, możnaby nawet rzec, talentem artystycznym, za to ten drugi był niestaranny, tworzony w emocjach lub pośpiechu.
Po chwili odłożyła kartkę na miejsce. Nie miała pojęcia, co mógł oznaczać ten rysunek i w jakim celu ktoś namazał zwykły cień. A może on nie był taki zwykły? Brunetka pozostała wyłącznie ze swoimi domysłami.
Przejrzała szafę i inne potencjalne "kryjówki" w całym domu, lecz niczego ciekawego już nie znalazła. Jej uwagę zwróciła jedynie książka, a raczej sama okładka, ponieważ jej wnętrze gdzieś przepadło. Okładka była na tyle zniszczona, że dziewczyna nie była w stanie stwierdzić, czy kiedyś w ogóle było coś na niej napisane.
Diana wyszła i usiadła na schodku z kamienia przed wejściem. Patrzyła się w dół i próbowała poskładać do kupy to, co się wydarzyło, co widziała i gdzie była. Starała się myśleć rozsądnie, aby nie panikować i znaleźć rozwiązanie.
Nie potrwało to jednak długo, ponieważ za moment usłyszała hałas dochodzący prawdopodobnie z sąsiedniej chatki. Brązowooka od razu poderwała się z miejsca, choć to wcale nie musiało być coś niepokojącego. Budynki były stare, więc mogło się coś zawalić lub spaść. A istniała także możliwość, że w końcu natknęła się na jakieś inne zwierzę, poza owadami.
Zakradła się i spojrzała przez okno, ale niczego szczególnego nie zauważyła. Usłyszała jednak coś, co zabrzmiało jak kroki. Przez parę sekund zastanawiała się, czy powinna po prostu wejść drzwiami i przekonać się, co (lub kto) to było. Finalnie wcale nie musiała podejmować żadnej decyzji, ponieważ ten ktoś zrobił to za nią.
Zza ściany wychyliła się tajemnicza nieznajoma. Blondynka o oczach błękitnych jak ocean. Diana była na tyle zdziwiona, że przez chwilę nie wiedziała, jak zareagować. Gdzieś w głębi ucieszyła się jednak, że spotkała jakiegoś człowieka. Wraz z tą dziewczyną pojawiła się w niej nadzieja, że uda jej się wyrwać z sideł puszczy.
– Co ty tu robisz? – zapytała nieznajoma.
– Ja? – brunetka nie do końca wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała zabrzmieć, jakby zwariowała. Czy miała po prostu wyznać, że ten las był jakiś nawiedzony i nie wiedziała, jak go opuścić? – Chyba się... zgubiłam.
Jasnowłosa dziewczyna widocznie poczuła się trochę pewniej i wyszła z domu.
– Nie możesz wrócić, prawda? – zapytała, najprawdopodobniej znając już odpowiedź. Tak, z pewnością działo się tam coś niepokojącego, tak jak zauważyła już Diana.
– Co tu się dzieje? – spytała brązowooka, mając nadzieję, że dowie się czegokolwiek o tym miejscu.
– Lara – podeszła i wyciągnęła rękę na powitanie. – Zdaje się, że mamy ten sam problem, też tu utknęłam.
– Diana – podała jej dłoń, trochę niepewnie. – Jak długo tu jesteś?
– Hm – Lara spojrzała w górę, jakby miała nadzieję, że na niebie była wypisana odpowiedź. – Nie jestem pewna, czas tu płynie trochę dziwnie.
Diana wzięła głęboki oddech. Chciała w jakiś sposób przygotować się na informacje, które mogłaby otrzymać po zadaniu pytania, jednak to było chyba niemożliwe, skoro nie wiedziała, czego się spodziewać.
– Wiesz coś więcej o tym miejscu?
– Cóż, znalazłam w jednym z tych domów dziennik, w którym ktoś napisał, że jest tylko jedno wyjście z tej pułapki – zaczęła dziewczyna. – Dopiero co znalazłam ten zeszyt, więc tak naprawdę nie zdążyłam jeszcze zrobić za dużo w tym kierunku...
Lara wstrzymała na moment swoją wypowiedź, patrząc swojej słuchaczce w oczy, lecz szybko zaczęła ją kontynuować, gdy przeszył ją wzrok pełen zniecierpliwienia i napięcia:
– ...w każdym razie, chodzi o lustro. Niestety, jeszcze nie widziałam tutaj żadnego, ale według dziennika trzeba je znaleźć. Lustro jest rzekomo przejściem, a raczej wyjściem z tego przeklętego lasu.
– Lustro? – zdecydowanie nie tego się spodziewała. Diana nigdy nawet nie pomyślałaby o czymś takim.
– Wiem, że to brzmi dziwnie, ale pomyśl chwilę... Czy to miejsce nie jest już wystarczająco dziwne? Nikt by nie powiedział, że to możliwe, a jednak się dzieje. To co jest właściwie niemożliwe? – stwierdziła niebieskooka, całkowicie pewna tego, co mówiła.
Brunetka oparła się o ścianę znajdującą się obok niej i westchnęła. To, co mówiła nowo poznana towarzyszka, nie wydawało się zbyt sensowne, a jednak jej wierzyła. Odkąd weszła do kniei, wszystko przestało być sensowne, nic nie miało prawa bytu, ale wiedziała, że taka właśnie była rzeczywistość, w której się znajdowała.
– Chyba masz rację – zgodziła się w końcu, nie spuszczając wzroku z przypadkowej gałązki leżącej na ziemi, której jednak wcale nie widziała, bo myślami była gdzieś indziej. Chciała przemyśleć to, co usłyszała, a Lara jej na to pozwoliła. Przykucnęła, także opierając się o ścianę budynku stojącego za nimi.
—・ -ˋˏ ༻❁༺ ˎˊ- ・—
W międzyczasie zrobiło się dość ciemno, toteż Diana i Lara postanowiły odpocząć i zająć się dalszymi działaniami następnego dnia. Brunetka długo nie mogła zasnąć, ale zmęczenie w końcu wzięło górę.
Gdy o świcie się obudziły, uznały że nie mogły zwlekać. Blondynka pokazała znajomej dziennik, który miał być odpowiedzią na najważniejsze w tamtej chwili pytanie: Jak wydostać się z sideł lasu?
Był prowadzony podobnie do pamiętnika. Rozpisana była tam przede wszystkim relacja jednego z mieszkańców osady, w której przebywały. Pisał o swoich staraniach w kierunku rozwiązania zagadki tego miejsca, a później o tym, że w końcu mogło mu się to udać.
"Wciąż śnią mi się te dziwne rzeczy. Jestem w środku lasu, zupełnie sam, a wokół mnie lata motyl - ten sam motyl, którego widuję zawsze. Ostatnio w moich nocnych marzeniach pojawił się pewien przedmiot. Przedmiot, który mógłby wydawać się niepozorny, ale może być kluczem do wyrwania się z tego więzienia. To lustro. Lustro, które stoi tuż przede mną, ale nie mogę go dosięgnąć."
Lustro – czyli to, o czym mówiła Lara. Czy to naprawdę o nie chodziło?
"Muszę je znaleźć i sam się przekonać. To jest w tej chwili moim głównym celem. Bo jeśli lustro nie pomoże, to co? Nie mam żadnych innych wskazówek, poza swoimi wizjami. Muszą być prawdziwe, inaczej nigdy nie uda mi się uciec. Poza mną są tu jeszcze inni, ale nie znam ich, nie ufam im. Nie mam pojęcia, czy są tacy sami, jak ja. A może nie są tutaj przypadkiem?"
Ten fragment szczególnie zastanowił dziewczynę. No właśnie, czy to wszystko działo się przypadkiem? Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale przecież nie ona jedyna bywała w tej puszczy, a nikomu innemu się nic niepokojącego nie przytrafiło, a przynajmniej nie coś takiego, jak jej. Czy "ofiary" były przypadkowe, losowe?
– Często bywałaś w tym lesie, zanim to się stało? Jesteś z okolicy? – zapytała brązowooka dziewczynę, która siedziała obok niej.
– Przyjeżdżam tu dość często do kuzynki, ale nigdy nie wchodziłam zbyt głęboko w las. Aż do tej pory – stwierdziła. Były więc w podobnej sytuacji.
"Nie wiem, ile w tym prawdy, ile kłamstwa, ale Monica opowiedziała mi dzisiaj, co ją spotkało, gdy oddaliła się od wioski (oczywiście, jeśli można to nazwać "oddaleniem się", bo droga powrotna była jak zawsze bardzo krótka). Usłyszała swoje imię, jakby wołał je wiatr. Podobno powiedział jej, że "znajdą wyjście ci, którzy zasługują". Wyglądała na przejętą, więc raczej nie zmyślała, ale skąd mam wiedzieć, czy to zdarzyło się naprawdę, a nie tylko w jej głowie? Może już zwariowała?"
Ten wpisek ją zaniepokoił. Co, jeśli czekało ją to samo? Każdy po dłuższym czasie wpadłby w obłęd. Nie mogła do tego dopuścić, ale nie wiedziała, czy jej się uda.
Poczuła, jak zaczęły trząść jej się kolana, a do oczu napływać powoli łzy. Nagromadziło się w niej wiele negatywnych emocji, których nie potrafiła trzymać w sobie zbyt długo.
– Hej, nic ci nie jest? – to pytanie spowodowało coś, co wystarczająco dobitnie pokazało, że z Dianą nie było w porządku. Dziewczyna zaczęła szlochać, a po jej policzkach popłynęły słone łzy.
Jej obraz był zbyt rozmazany, nie była w stanie dalej czytać, więc wyciągnęła rękę z zeszytem w stronę Lary, która wzięła od niej przedmiot i położyła obok siebie. Niebieskooka położyła dłoń na jej ramieniu, aby dodać jej otuchy.
– Uda nam się, zobaczysz – powiedziała. Diana miała nadzieję, że ta miała rację, wierzyła w to. Jednak najpierw musiała dać upust swoim emocjom, których tak czy siak nie mogła pohamować.
Siedziały tak dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Diana doceniała, że znajoma dała jej czas, aby się uspokoiła. Potrzebowała tego.
– Przepraszam – odrzekła w końcu, ostatni raz ocierając oczy.
– Spoko – odpowiedziała jasnowłosa. – Też się boję.
– Podasz dziennik? – zapytała, przemieszczając wzrok z jej oczu w stronę owego zeszytu, leżącego na ziemi. Blondynka podała jej go bez słowa.
Kilka stron dalej pojawił się szczególnie ważny wpis. Wpis, który mógł wszystko naprawić. Był napisany trochę mniej dbale, niż poprzednie – pewnie z powodu silniejszych emocji.
"Udało mi się. W końcu znalazłem to lustro – takie samo, jakie widziałem we śnie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to będzie mój ostatni wpis. Mam nadzieję, że uda mi się uciec, o niczym innym teraz nie marzę. Nie jestem pewien, jak go użyć, ale jeśli naprawdę jest przejściem, to na pewno uda mi się to rozgryźć. Najbardziej zastanawia mnie jednak to, w jaki sposób je znalazłem. Błądziłem po okolicy, kiedy zauważyłem, że wokół zaczęło robić się... inaczej? Nie jestem pewien, jak to określić. Znam każde drzewo i każdy kamień w tym lesie. Wiem, że jak pójdzie się dalej, las zacznie się powtarzać, jakbyś chodził w kółko. Będziesz wciąż mijał te same drzewa, te same kamienie, tą samą ścieżkę. A w tym jednym momencie byłem pewien, że coś się zmieniło, choć nie mam pojęcia, co. Wtedy zobaczyłem lustro, było oparte o drzewo. Wziąłem je do domu tak, aby nikt mnie nie zauważył. Nie powiedziałem nikomu o niczym, co odkryłem. Teraz pozostaje mi tylko znaleźć sposób, jak go użyć. Tylko to. Cóż, to chyba wszystko. Dziennik zostawię w chacie, może ktoś go kiedyś znajdzie."
– Więc lustro jest gdzieś w osadzie? – spytała Diana z nadzieją w oczach.
– Tak można wywnioskować z dziennika – uznała Lara, po czym westchnęła. – Zanim się zjawiłaś, przeszukiwałam jeszcze raz te budynki, ale niczego nie znalazłam. Oczywiście, będziemy szukać do skutku. Może coś przeoczyłam? Nie mam pojęcia, wystraszyłaś mnie, jak przyszłaś.
– Musimy je znaleźć.
Dziewczyny poszły najpierw do domu, którego Lara nie zdążyła dokładnie przejrzeć, ponieważ w tamtym momencie w wiosce pojawiła się Diana. Błękitnooka nie wyglądała, jakby wiązała z tą chatą tak duże nadzieje, jak jej towarzyszka, ale nie gasiła jej zapału i widocznie starała się myśleć pozytywnie.
– Budynek jest dość wysoki, a sufit wydaje się, jakby był nisko. Może jest tu jakiś mały strych? – powiedziała brunetka, patrząc w górę.
– Hm – zamyśliła się Lara, robiąc to samo. – Nie widziałam żadnego wejścia, ale możemy się rozejrzeć.
Obejrzały dokładnie cały sufit w pierwszym pomieszczeniu, ale niczego nie znalazły, więc udały się do drugiego pokoju. Udało im się zlokalizować dość dobrze ukryty właz i dostały się na strych, ale z rozczarowaniem zrozumiały, że niczego przydatnego tam nie było, a już na pewno nie przedmiotu, którego szukały.
– Może przeoczyłaś coś w innym domu? – zapytała Diana.
– Nie sądzę, przeszukałam wszystko, co możliwe – stwierdziła, po czym nastąpiło parę sekund ciszy. – Zejdźmy na dół.
Tak też zrobiły. Brązowooka usiadła przy ścianie obok prowizorycznej kuchni, aby chwilę odpocząć. Patrzyła na podłogę, kolejny raz zastanawiając się nad całą sytuacją.
W pewnym momencie usłyszała jakiś cichy szmer, po czym zobaczyła niewielkiego owada wychodzącego ze szpary między deskami, z których zrobiona była podłoga. Czemu tam była szpara? Reszta desek była ułożona dokładnie. Co prawda, chata była dość stara i zniszczona, ale to wyglądało naprawdę nienaturalnie.
Diana przysunęła się i przejechała palcem po szczelinie. Jej wrodzona ciekawość przekonała ją do tego, by podważyła deskę i zobaczyła, czy coś pod nią jest. Była na tyle luźna, że udało jej się to zrobić rękami.
To, co zobaczyła, dało jej nadzieję, którą wcześniej powoli traciła. To była mała piwniczka. Gdy całkowicie usunęła deskę, do podziemnego pomieszczenia dostał się promień słońca, który je rozświetlił. Na dole zaczęło coś błyszczeć.
– Lara, chodź tutaj! – zawołała z podekscytowaniem dziewczynę, która przebywała w pokoju obok. Ta natychmiast przybiegła.
– Znalazłam – oznajmiła z uśmiechem. – Znalazłam to lustro.
Wyciągnęły je i położyły na podłodze. Zaczęły mu się przyglądać i dopiero wtedy Diana zauważyła bardzo niepokojące zjawisko.
– Czemu widać w nim twoje odbicie, a mojego nie? – spytała, nie odrywając wzroku z lśniącego szkła. Była na tyle przejęta, że nawet nie zadbała o to, by zamknąć usta po wypowiedzeniu tego zdania.
– Nie mam pojęcia – powiedziała Lara. Brunetka przestała patrzeć w końcu na lustro. Spojrzała i już wiedziała, że nie mówiła prawdy. Jej znajoma wiedziała więcej, niż ona. Wcześniej tego nie zauważyła, ale niebieskooka patrzyła się na nią... inaczej.
Blondynka opuściła wzrok i przesunęła opuszkami palców po powierzchni lustra. Diana chciała zrobić to samo, ale to szkło wcale nie wydawało się szklane. Jej palce zapadły się w nim, trochę jak w wodzie. Obie otworzyły szerzej oczy, a brunetka szybkim ruchem oddaliła dłoń od lustra, nie wiedząc, co się działo.
Spojrzała na Larę i zobaczyła, że z każdą sekundą jej zdziwienie coraz bardziej zamieniało się w złość, a nawet wściekłość.
– Nie uciekniesz stąd, jeśli ja nie jestem w stanie – wypowiedziała podniesionym tonem, pełnym chłodu.
A więc to rzeczywiście było przejście? I dla Lary się nie otwierało? Dlaczego? Kim ona właściwie była? Diana nie wiedziała, co miała zrobić. Jasnowłosa wykorzystała to i chwyciła szybko przedmiot leżący na szafce. Brunetka nawet nie zdążyła stwierdzić, co to dokładnie było, ale w porę zrozumiała, że niebieskooka miała zamiar rozbić lustro.
Odepchnęła ją, gdy ta niebezpiecznie zbliżyła się do niego. Złapała lustro i wybiegła z domu. Było dość duże, ale na szczęście dla niej lekkie. Lara, rzecz jasna, pogoniła za nią.
– Dlaczego ty to robisz? – wykrzyczała Diana, trzymając od niej sporą odległość. – Czemu nie możesz stąd wyjść?
– Wiesz, ile czasu tu spędziłam? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Oni twierdzili, że nie zasłużyłam, by się stąd wydostać! Już tego pożałowali – wrzasnęła pełna nie do końca słusznego żalu, ale i gniewu.
– Przejście jest dla ciebie zamknięte nie bez powodu – stwierdziła dziewczyna. – Ale ja ucieknę z tego miejsca.
Brunetka wiedziała, że dłuższe czekanie nie miałoby sensu. Lara przez cały czas myślała tylko o sobie i była gotowa zrobić najpodlejsze rzeczy, by postawić na swoim. Rzeczywiście chyba nie zasługiwała na to, żeby zwyciężyć. Diana zawsze chciała pomagać innym, ale zdawała sobie sprawę, że w tym przypadku nie było to możliwe, bo poniosłaby klęskę. Dziewczyna robiłaby, co mogła, ale nie da się nikomu pomóc na siłę, niektórzy po prostu nie chcą się zmienić. W zasadzie, taką sytuację można by porównać do wesołego miasteczka – wokół tyle możliwości, ale tkwiłaby wciąż na tej samej karuzeli, nie mogąc z niej zejść.
Diana oparła lustro o drzewo obok i wskoczyła do niego bez namysłu. Zrobiła to na tyle szybko, że wroga jej osoba nie zdążyła niczego zrobić. Nie spodziewała się, że to wszystko tak się potoczy.
—・ -ˋˏ ༻❁༺ ˎˊ- ・—
Dziewczyna obudziła się, leżąc na łące, zaskakująco blisko domu swojej babci. Była na początku zdezorientowana, ale gdy dotarło do niej, co się stało, od razu pobiegła do mieszkania.
– Jezus, Diana! – odparła staruszka, podchodząc i przytulając wnuczkę. – Nie było cię ze cztery godziny, martwiłam się!
Cztery godziny? To nie było kilka dni? Diana była oszołomiona, ale przytuliła babcię i nawet się uśmiechnęła. Cieszyła się, że wszystko wróciło do normy.
Minęło tylko parę godzin, nie dni, jednak rozumiała, że jej babcia mimo to się o nią martwiła. Okazanie skruchy było więc właściwe. Postanowiła nie ujawniać, co się z nią działo – nie była nawet pewna, czy to wszystko było prawdziwe. Rzuciła tylko, że straciła poczucie czasu i że przeprasza.
Część jej umysłu wierzyła jednak we wszystko, co jej się przytrafiło. Udało jej się powrócić. Cieszyła się, że znalazła wyjście. Może to dzięki zbiegom okoliczności, a może dzięki swego rodzaju wytrwałości? Wytrwałość nie zawsze polega na tym, aby ślepo biec do przodu. Czasami trzeba zatrzymać się i pomyśleć, aby znaleźć rozwiązanie.
⋆⋅☆⋅⋆
Od autorki opowieści:
Pierwszy raz zostało mi zaproponowane tego typu wyzwanie i przyznam, że nie było takie proste do wykonania, pojawiły się trudności, aczkolwiek bardzo mi miło, że mogłam wziąć w tym udział. Dostałam sporo różnych wymagań, ale uważam, że to świetny pomysł, żeby sprawdzić się trochę w pisaniu.
Postawiłam na fantastykę, ponieważ jestem marzycielką i opowieści z tego gatunku pisze mi się dość przyjemnie. Moja praca z pewnością nie jest idealna, ale mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu.
Pierwsze dwa wylosowane słowa, jakie dostałam, to "Tajemniczy" oraz "Błękit" – po opracowaniu fabuły uznałam, że świetnie nadawałyby się na tytuł. Tak oto powstał „Tajemniczy błękit", którego tematyka obraca się wokół sekretów i ma kolor niebieski – barwa nieba, kojarząca się z wolnością, a także... niepozornego owada, który tej wolności nie oddaje ot tak. Błękit to także odcień oceanu, utożsamianego często z nieskończonością, tak jak przedstawiony w opowiadaniu las, który nie miał końca.
Bardzo dziękuję za zaproszenie i samą chęć zaangażowania mnie w ten projekt <3
⋆⋅☆⋅⋆
To była opowieść napisana przez -_estera_-, której serdecznie dziękuję za zaangażowanie i chęć wzięcia udziału w projekcie. Zapraszam Was teraz do odwiedzenia jej profilu, gdzie publikuje swoje prace. To będzie bardzo miły gest, który z pewnością doceni!
⋆⋅☆⋅⋆
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro