Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Budzi mnie pukanie do drzwi i głos ojca:

– Rosalia? Wstałaś?

Podnoszę się do pozycji siedzącej w przeciągu sekundy. Przeczesuję dłonią włosy, odgarniając je z twarzy. Pościel jest rozkopana, a Aaron śpi zwinięty w kłębek na końcu łóżka niczym kot. Jako poduszki używa moich stóp. Wygląda słodko tak śpiąc z dłońmi złożonymi pod policzkiem i starając się nie zajmować zbyt dużo miejsca. Dobrze, że szanuje moją przestrzeń osobistą i nie rozwala się obok mnie na połowie łóżka lub nie przytula się do mnie jak bezdomny pies. Stara się zachowywać neutralnie.

– Rosalia?

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nie mogę wpuścić ojca do środka. Jak zobaczy Aarona w moim łóżku pewnie wyrzuci go na zbity pysk.

– Cholera!

Aaron budzi się nagle przestraszony i unosi się do pozycji siedzącej.

– Jezus Chryste! Nie strasz mnie! – krzyczy, łapiąc się za serce.

Uciszam go, przykładając dłoń do jego ust.

– Cicho sza – szepczę. – Mój ojciec jest za drzwiami.

Aaron zdejmuje moją dłoń z ust.

– No i co z tego?

Przeczesuje sterczące włosy.

– Jak to co?! – oburzam się, a chwilę później zniżam głos do szeptu. – Jak cię tu zobaczy, to będziesz miał przerąbane. Nie chcę, żeby cię wywalił.

Widzę na jego ustach cień uśmiechu.

– Nie chcesz się mnie pozbyć?

– Żartujesz? Gdybyś stracił robotę, pewnie dostałabym nudnego, poważnego mężczyznę po trzydziestce. Dziękuję bardzo za takiego ochroniarza.

Chłopak puszcza mi półuśmiech.

– Rosalia? Otwórz drzwi – słyszę, że mój ojciec zaczyna się denerwować.

Szybko zrywamy się z łóżka.

– Przez okno – instruuję go, popychając w tamtą stronę.

– Serio? Kim ja jestem? Kochasiem uciekającym przed rodzicami swojej niepełnoletniej dziewczyny?

– Tak, a teraz się zamknij, nie marudź i wyłaź przez to okno. Ojciec za chwilę wyważy drzwi.

Chłopak otwiera okno i siada na parapecie z nogami spuszczonymi w dół.

– Wiesz, że on nas słyszał, prawda? – pyta.

– Wiem, ale nie ma dowodu, że tu byłeś. Powiedz mu, że mnie nie pilnowałeś, bo... nie wiem, robiłeś naleśniki! – wykrzykuję najbardziej banalny pomysł.

– Ja nie umiem robić naleśników – zaprzecza.

Wydaję z siebie wściekłe warknięcie.

– Przestań już gadać! Za chwilę wyrzucę cię przez to okno – grożę.

– Tylko byś spróbowała.

Chłopak spuszcza się na rękach. Widzę jak jego palce zaciskają się na krawędzi parapetu. Jednak nie chce się puścić. Wychylam się i wykrzykuję:

– Tylko mi nie mów, że masz lęk wysokości!

– Nie.

– To na co jeszcze czekasz?!

Chłopak podciąga się z łatwością na rękach i składa mi szybko pocałunek na policzku. Nawet nie zdążam go powstrzymać. Na moje policzki wypływa ciepły, różowy rumieniec, co sprawia, że chłopak uśmiecha się szeroko.

– Nauczę się robić te naleśniki, żeby twój ojciec niczego nie podejrzewał, Pusiu Okrusiu.

Prycham, a chłopak puszcza się i spada dwa piętra w dół. 

 Szybko podchodzę do drzwi i otwieram je szeroko. Ojciec jest wkurzony, że tak długo musiał czekać.

– Dzień dobry! – wykrzykuję może trochę zbyt głośno i entuzjastycznie.

Ojciec przygląda mi się z dezorientowaniem. Widzę w jego oczach, że coś podejrzewa.

– Co ci tak długo zajęło? – pyta.

– Dopiero co wstałam. Musiałam się zwlec z łóżka – odpowiadam, przygładzając rozczochrane włosy.

Ojciec wchodzi do pokoju bez mojego pozwolenia i rozgląda się po pokoju.

– Rozmawiałaś z kimś?

– Nie tylko marudziłam, że mnie budzisz. – Kłamstwo przychodzi mi zadziwiająco łatwo.

– Widziałaś Aarona?

Mam wrażenie, że znów się rumienię.

– Poszedł do kuchni. Miał mi zrobić naleśniki.

– Naleśniki? – dziwi się ojciec. –  Moment, przed chwilą mówiłaś, że dopiero co wstałaś, więc jakim cudem mu przekazałaś, co chcesz na śniadanie? 

Cholera! Pogubiłam się w własnych kłamstwach.

– Już wczoraj mu o tym mówiłam – odpowiadam szybko, jednak wiem, że to kłamstwo nie przejdzie.

Ojciec powoli kiwa głową, przyglądając mi się badawczo. Nic nie mówi tylko tak patrzy. Mam wrażenie jakbym się topiła pod jego spojrzeniem. Jakbym za chwilę miała mu wszystko wyznać. Jednak jestem twarda, nie dam się złamać.

– Mogę się teraz przebrać?

Przez chwilę ojciec stoi w miejscu ani myśląc, by się ruszyć. W końcu się poddaje i bez słowa wychodzi.

Wypuszczam powietrze z płuc, kiedy drzwi za nim się zamykają. 

Było blisko. Bardzo blisko.

Przegrzebuję szafę, starając się znaleźć coś, co nadaje się do noszenia. W końcu decyduję się na dres. Prosto, ciepło i wygodnie, a najważniejsze, że raczej nie da się tego ubioru zepsuć. Prócz niezbyt ciekawie wyglądających, spranych dwóch par czarnych spodni dresowych udaje mi się znaleźć jasno różowe – nie jest to mój ulubiony kolor, a szczerze unikałabym go jak ognia; jest jednak utrzymany w brudnym różu, więc jakoś to przełknę. Znajduję bluzę do kompletu, która kiedyś została przeze mnie przerobiona na krótką, odsłaniającą brzuch – to był pierwszy raz, kiedy chciałam spróbować czegoś nowego; usiadłam pewnego wieczoru z nożyczkami i odcięłam spory kawałek materiału; dół nadal się strzępi, bo nie wykończyłam bluzy na maszynie; wtedy bardzo mi się podobało, co zrobiłam; chodziłam w tej bluzie po domu, żeby przyzwyczaić się do takiego stroju, a potem wszystko poszło z górki i stałam się sobą. Nadal lubię tą bluzę mimo, że jest sprana. Zakładam cały zestaw i wiążę długie włosy w wysoki kucyk.

Kiedy wchodzę do kuchni niemal staję jak zamurowana.

– Myślałam, że żartowałeś – mówię, unosząc brwi.

– Cóż, twój ojciec był bardzo dociekliwy, ale jak zobaczył mnie rano w drzwiach z produktami potrzebnymi do naleśników, o nic nie pytał i tylko przeszedł obok zdziwiony – odpowiada, śmiejąc się pod nosem.

– Nadal nie wierzę, że to naprawdę robisz.

Kuchnia jest duża. Z łatwością pomieściłaby sześciu kucharzy. Zawiera wszystkie możliwe sprzęty i jest wyposażona tak jak każda inna nowoczesna kuchnia. Ma nawet wyspę i drewniane stołki barowe. Siadam na jednym z nich i przyglądam się jak Aaron krząta się pomiędzy kuchenką a blatem. Przez ramię przerzucił sobie ścierkę i jedną ręką podrzuca wysoko naleśniki.

– Tak szybko się nauczyłeś? – pytam, zerkając na niego z niedowierzaniem.

– Nawet nie wiesz, ile tych naleśników spadło na ziemię.

– Mam nadzieję, że skorzystałeś z zasady pięciu sekund i niczego nie zmarnowałeś –  mówię, poprawiając się na krześle i przybliżając, by zobaczyć jak mu idzie.

– Pewnie, z ziemi też dobre – odpowiada z uśmiechem. – Nigdy nie jadłem czegoś takiego, ale wcale nie jest złe.

– No widzisz. Osobiście uwielbiam wszystko co słodkie i mięsne. Zieleniny nie trawię – przyznaję.

– No, bo kto by jadł paszę dla krowy?

Wybucham śmiechem, a on mi wtóruje.

Naleśniki szybko trafiają na mój talerz.

 S'il vous plaît.

Merci.

Biorę pierwszy kęs.

– Nie są złe. Może trochę za dużo mąki, ale jak na pierwszy raz jest naprawdę dobrze.

Uśmiecham się i kroję następny kawałek.

– Podzielę się – mówię i zbliżam widelec do jego ust.

– Jakaś ty dobroduszna.

– Mogę nie dawać – odpowiadam i cofam rękę.

Chłopak bez słowa siłuje się z moją ręką aż w końcu daję za wygraną i pozwalam mu poprowadzić swoją dłoń. Zjada kawałek z wilczym apetytem.

– Dla mnie bomba.

Uśmiecham się.

– Nie jadłeś jeszcze moich naleśników, które ponoć są jak niebo w gębie.

– Ktoś tu się przechwala – zauważa śpiewnym głosem i kradnie mi jednego naleśnika.

– Wcale, że nie.

– Wcale, że tak.

– Wcale, że nie.

I tak to nasze przekomarzanie trwałoby wieczność, gdyby mój ojciec nie wszedł do kuchni. Milkniemy oboje i odsuwamy się jak oparzeni od siebie, gdyż nagle to dzielące nas pięćdziesiąt centymetrów wydaje się za małą odległością. Miła atmosfera mija, gdyż teraz każdy patrzy na każdego – my na ojca, ojciec na nas.

Kilka minut tak milczymy i mierzymy się wzrokiem.

– Coś chciałeś, tato? – pytam i udaje mi się utrzymać spokojny ton.

Ojciec potrzebuje chwili, by oderwać wzrok od Aarona.

– Wyjeżdżacie za kilka godzin. Musisz się spakować.

Unoszę brew.

– Nie mam czego spakować. Wszystkie moje ubrania tutaj to szmaty. Potrzebuję swoich ubrań z mieszkania– odpowiadam pewnie i jakby z wyrzutem.

– Poślę po nie ludzi.

Kiwam głową.

Po chwili ojciec wycofuje się z pomieszczenia. Zerkamy na siebie z Aaronem.

– Chyba coś podejrzewa – mówi chłopak.

– Niech sobie myśli, co chce. Mam to gdzieś.

– Rano myślałaś inaczej – zauważa.

Unoszę brew.

– Może. – Przerywam. – Ale teraz to i tak nie ma znaczenia. Za chwilę wyjeżdżamy, więc i tak o niczym nie będzie wiedział.

– Ale o czym? – pyta, przybliżając się.

– O tym. – Zataczam dłonią koło. – O naszej przyjaźni.

– Więc się przyjaźnimy?

– A nie?– pytam, bo powoli tracę cierpliwość.

– Wiesz, znamy się dopiero od dwóch dni, więc nie wiem, czy można to nazwać przyjaźnią. Bardziej znajomością.

– Okay. Niech ci będzie. Znajomości.

Chłopak znów się przybliża.

– Ale twój ojciec chyba myśli, że nie jest to tylko znajomość – zniża głos, a nasze twarze dzieli kilka centymetrów.

– Cóż, na pewno go utwierdzasz w tych przekonaniach – mówię, odpychając go lekko. W zamian za to chwyta mój nos. Marszczę go i strząsam jego dłoń, śmiejąc się.

– Wydaje się być pod tym względem opiekuńczy.

– Pod jakim względem? – pytam, przekrzywiając głowę.

– No wiesz... chłopaków, mężczyzn, facetów.

Wzruszam ramionami.

– Cóż, możliwe. To dla niego nowość. Wcześniej żaden chłopak nawet nie kręcił się wokół mnie w promieniu metra – śmieję się ze smutkiem.

Aaron opiera łokcie na blacie i unosi brew.

– Naprawdę? Nie wierzę.

Rumienię się i spoglądam w blat.

– Kiedyś tak nie wyglądałam. W ogóle nie wyglądałam jak przeciętny wampir.

– Teraz wyglądasz na ponad przeciętną, więc wtedy pewnie też – mówi z przekonaniem.

– Miło, że tak mówisz, ale nie wiesz jak wtedy wyglądałam. Byłam niska, pulchna, miałam krótkie, sterczące włosy i ubierałam się okropnie. Byłam pośmiewiskiem – przyznaję szeptem.

Czuję na sobie intensywne spojrzenie chłopaka, jednak nie podnoszę oczu.

– I co z tego? – pytanie zawisa w powietrzu. –  Ja miałem długie włosy, wyglądałem jak dziewczynka, też nie byłem zbyt szczupły i w dodatku dopadł mnie trądzik, co większości się nie zdarza. Też nie miałem łatwo.

Unoszę wzrok i wpatruję się w niego. Czy to możliwe, że by tak wyglądał? Teraz jest wysoki, wysportowany. Jego niegdyś długie włosy zniknęły i teraz ma je mocno przycięte po bokach, a na czubku głowy bujną czuprynę. Jego cera jest niemal idealna. Ani trochę nie wygląda jak dziewczyna.

– Nie wierzę...

– Cóż, tak samo jak ja nie wierzę tobie – mówiąc to wzrusza ramionami. – Najwyraźniej oboje potrzebowaliśmy czasu, żeby z poczwarek przeobrazić się w piękne motyle. – Posyła mi uśmiech.

– Najwyraźniej. Tylko trochę szkoda, że inni tego nie potrafili zrozumieć.

– Nie wszystko idzie z górki. – Przerywa. – Może byłby nam łatwiej, gdybyśmy się spotkali wcześniej.

Uśmiecham się.

– Jesteś za stary, więc nie było takiej możliwości – mówię, a humor powoli mi się poprawia.

– Za stary? Ja wcale nie jestem stary – oburza się. – Tak mniej więcej o sto trzydzieści lat starszy od ciebie. To nie tak dużo.

Wybucham śmiechem.

– Gdyby to człowiek usłyszał, chyba zszedłby na zawał.

Dłuższy rozdział, a po nim już przechodzimy do konkretów 😁

Tym razem naprawdę dużo Aarona 😅😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro