Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Wchodząc do swojego pokoju mam wrażenie jakby nie był mój. Wciąż go doskonale pamiętam. Wszystko leży na swoim miejscu. Jednak to nie jest to.

Tak mocno się przywiązałam do mojej nowej sypialni, że teraz czuję się jakbym wynajmowała tutaj pokój jak w pensjonacie. Mam wrażenie jakbym była tu obca.

Niby na łóżku leży moja kolorowa pościel i mój stos poduszek, które zbierałam przez połowę życia – tak, mam obsesję na punkcie poduszek; dlatego też mam ich ponad pięćdziesiąt, a co najmniej dziesięć właśnie piętrzy się na materacu; lubię się czuć jak księżniczka na ziarnku grochu. W szafie wciąż wiszą moje stare ubrania, na które nawet nie mogę patrzeć dłużej niż sekundę. Na półkach leżą książki, do których dawno nie zaglądałam. Są jednak zniszczone, gdyż uwielbiam czytać i praktycznie otwierałam je codziennie, kiedy czułam się podle i szukałam odskoczni. W głębokich, białych koszach poupychane są moje wszystkie miśki i lalki z dzieciństwa – nigdy nie potrafiłam ich wyrzucić; mam do nich głęboki sentyment. Biurko jest uprzątnięte. Leży na nim nowiutki laptop, co pewnie jest sprawką ojca – myśli, że jeśli kupi mi kilka takich cacek to wszystko będzie w porządku.

Cały pokój jest krystalicznie czysty. Lekko zatęchły. Przez dwa lata pewnie stał ciągle pusty; nawet nikt tu nie zaglądał, by choć trochę przewietrzyć.

Wzdycham i podchodzę do okna. Otwieram je na oścież i opieram dłonie na drewnianym parapecie. Jest cicho, a świerszcze przyjemnie akompaniują nocy. Ciemne niebo usiane jest gwiazdami, a powietrze przesiąknięte wilgocią.

– Chyba nie planujesz wyskoczyć i znów nam uciec?

Śmieję się krótko.

– Teraz już i tak jest to bezsensowne. Byłabym przez was ścigana do śmierci, bo mój ojciec nigdy by nie odpuścił.

Odwracam się i uśmiecham się smutno.

– Jeśli cię to pocieszy, to od teraz jestem twoim całodobowym ochroniarzem – mówi, szczerząc się szeroko.

Przewracam oczami i prycham.

– Weź sobie znajdź lepszą robotę – odpowiadam.

– Lubię swoją pracę – mówi dumny.

– Przygotuj się na zmiany. Przeze mnie na pewno szybko ją znienawidzisz.

– Cóż, na pewno będę musiał się nauczyć lepiej walczyć – mówi poważnym tonem, lecz się uśmiecha.

– A co? Nie dajesz mi rady?

– Czterech facetów prawie nie dało ci rady – zauważa. Przyznaję mu rację, uśmiechając się szeroko. –Nie byliśmy przygotowani na tak dobrą przeciwniczkę. Twój ojciec mówił, że wcale nie jesteś taka dobra.

– Przez te dwa lata dużo się zmieniło, a ojciec nie wie o mnie wielu rzeczy.

Aaron milczy.

Podchodzę do szafy i staram się wyjąć coś ze sterty koszulek. Kupowałam zawsze za duże, szerokie koszulki z krótkim rękawem, które zakrywały mnie całą i w sumie nie wiadomo było, czy jestem dziewczyną, czy chłopakiem. Wtedy nie doceniałam swojej figury, ale teraz to się zmieniło. Z chęcią noszę obcisłe bluzki i spodnie, które uwydatniają moją figurę, płaski brzuch i długie, szczupłe nogi.

Wyciągam białą koszulkę z czarnym, śpiącym kotem zwiniętym w kulkę. Nie wierzę, że kiedyś w nich chodziłam normalnie do szkoły. Teraz użyję ich jako tymczasowej piżamy, skoro nie mam tutaj nic więcej.

– Myślisz, że się nada?– pytam Aarona, pokazując bluzkę, która równie dobrze mogłaby być długą tuniką lub krótką sukienką. 

– Słodka piżamka dla przedszkolaka – komentuje, uśmiechając się szeroko.

– Proszę tutaj nie krytykować– ostrzegam go, choć uważam podobnie.

– Większość facetów preferuje coś bardziej... seksownego?– mówi niepewnie.

– Mam w dupie większość facetów– oznajmiam.

Chłopak śmieje się krótko. Odpowiadam mu uśmiechem.

– Miałbyś coś przeciwko odpięciu mi sukienki? 

– Cóż, to chyba moja powinność. Dobry ochroniarz powinien też pomagać swojej podopiecznej.

Szybko podchodzi do mnie i łapie za zamek. Jego wszystkie szybkie ruchy nagle stają się wolne. Nie spiesząc się, odpina suknię. Jego palce przejeżdżają delikatnie po nagiej skórze, tuż za odchylającym się materiałem sukni. Nie przerywam mu, gdyż jest to bardzo przyjemne i pozwala mi na chwilę wytchnienia.

Szczerze powiedziawszy jeszcze żaden chłopak mnie nie dotykał. Podkreślam, żaden. To, co się teraz dzieje jest dla mnie nie do pomyślenia, ale jednocześnie wiem, że wszystkie moje starania nie poszły na marne. Jeszcze dwa lata temu żaden chłopak nie potrafił na mnie spojrzeć jak na kobietę. Zawsze byłam chłopczycą. Z taką żaden wampir by się nie umówił. Więc mam zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o facetów.

Nie spodziewałam się, że zwykły dotyk miękkich palców może być tak przyjemny. Przechodzą mnie delikatne dreszcze, a mój żołądek się ściska. Karzę mojemu ciału przestać tak reagować, gdyż im niżej zamek się otwiera, tym wyraźniej daję po sobie poznać jak bardzo mi się to podoba. Żołądek niemal wykonuje fikołka, kiedy palce chłopaka zatrzymują się na odcinku lędźwiowym kręgosłupa. 

– Dziękuję– mówię całkiem spokojnym głosem jakby to wszystko było dla mnie niczym. Jednak jestem z siebie dumna, że nie dałam po sobie poznać... No może trochę dałam, ale gdybym się jeszcze zająknęła to bym zawaliła na całej linii. A tak to tylko w połowie.

Jednak mimo, że mu podziękowałam, chłopak nadal trzyma dłonie przy moim ciele.

– Muszę się ubrać– mówię równie opanowanym tonem. – A ty musisz się odwrócić. Nie bój się, nie ucieknę ci. 

Gdy wypowiadam to zdanie zdaję sobie sprawę, że brzmi to dwuznacznie. Nie ma jednak szans, by w porę ugryźć się w język.

Chłopak odchrząka i mówi:

– Jasne. 

Robi co karzę, jednak nie wierzę mu zbytnio. Nie po tym co się przed chwilą wydarzyło... Ale moment, co się takiego wydarzyło? Tylko mnie dotknął. To nic takiego. Może nie powinnam tak świrować.

Pozwalam sukni spaść na ziemię i szybko naciągam przez głowę koszulkę. Kiedy bezpiecznie ląduje na moich ramionach i zakrywa większość ciała, mówię:

– Już. 

Chłopak odwraca się i się uśmiecha.

– Jednak ładnie ci w tym kocie– oznajmia. 

Prycham.

– Aha, jasne. Po tym co palnąłeś na temat "większości facetów", już ci nie wierzę.

Przewraca oczami.

– A tak w ogóle– zaczyna i oddala się do progu drzwi. Wyciąga przed siebie butelkę, mówiąc: – Zamierzasz ją dokończyć?

Wybucham śmiechem.

– Już chyba mi wystarczy. Ale jak chcesz, to się nie krępuj. Pij do dna. 

– Jasne, jasne. Chcesz uśpić moją czujność i zwiać przez okno. Jeszcze pewnie zostawisz mi prezent w postaci wąsów namalowanych flamastrem. 

Szczerzę się w uśmiechu.

– Jak ty mnie dobrze znasz – odpowiadam, na co on kręci głową. 

Przewracam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Obracam poduszkę z jednej strony na drugą, próbując się wygodnie ułożyć. Raz wyciągam nogę spod kołdry, a raz zakrywam się nią po uszy.

Chyba dzisiejsza noc nie będzie się zaliczać do udanych. Jak w ogóle zmrużę oko na pięć minut to będzie dobrze.

Nie czuję się komfortowo, śpiąc w swoim starym łóżku. Może też dlatego, że to tutaj rozpaczałam całymi nocami. Rozpamiętywałam beznadziejne dni, w których rówieśnicy sprawiali, że czułam jak gówno. Żeby się pocieszyć to tutaj wyobrażałam sobie różne scenariusze, gdzie dawałam im wszystkim popalić. To tutaj rozpaczałam nad śmiercią mojej mamy...

Wszystkie złe wspomnienia kumulują się w tym pokoju i teraz wychodzą na wierzch.

Sytuację dodatkowo pogarsza przekonanie, że ojciec już jutro pośle mnie do szkoły. I to nie do byle jakiej przydrożnej szkoły.

Do ekskluzywnego internatu dla szlachetnie urodzonych wampirów.

Dziękuję bardzo za takie standardy. Wolę swoje ludzkie liceum.

Wzdycham i odwracam się na łóżku w stronę drzwi.

– Nie możesz spać?– słyszę ciche pytanie zza drzwi.

– Skąd wiedziałeś?

– Wiercisz się tak długo na tym trzeszczącym łóżku, że chyba wszystkie szczury z okolicy pouciekały– mówi, wciąż pozostając za ścianą.

Parskam śmiechem.

– Myślisz?

– Pewnie. Wykurzyłaś je na dobre.

– Przynajmniej jest jakiś pożytek z tego wszystkiego – odpowiadam i składam dłonie pod poduszką.

Przyglądam się drzwiom, zastanawiając się dlaczego chłopak nie wejdzie do środka. Jednak z drugiej strony cieszę się, że nie narusza mojej przestrzeni i woli pozostać na zewnątrz. Może też czeka na moje zaproszenie, co jest miłe, bo pewnie każdy inny facet na jego miejscu skorzystałby od razu z możliwości i wkradł się nieproszony do środka.

– Ty też nie możesz spać? – pytam.

– Ja naprawdę NIE MOGĘ spać. Jestem na służbie, pamiętasz? Tutaj się nie śpi, a na pewno nie kiedy ma się taką podopieczną jak ty.

Prycham oburzona, ale chwile później się uśmiecham, choć on tego nie widzi. 

– Przynajmniej ja mam jaką taką rozrywkę, kiedy będę patrzeć na twoją zaspaną buźkę.

– Jesteś jędzą i tyle ci powiem.

– Najgorszą jaką w życiu spotkałeś. 

Słyszę jego stłumiony śmiech.

– Trochę głupio tak rozmawiać przez drzwi. Możesz wejść do środka – mówię spokojnie.

Drzwi lekko się uchylają i widzę Aarona siedzącego na ziemi tuż przy framudze. Wychyla głowę i patrzy na mnie jednym okiem.

– Twój ojciec mnie zabije jak zobaczy mnie u ciebie.

Przewracam oczami.

– Przecież nie będziesz spać u mnie w łóżku.

– Nie?– pyta zawiedziony, choć chyba robi to specjalnie.

– Nie– odpowiadam, śmiejąc się pod nosem. – Służba śpi na ziemi.

Chłopak prycha, ale podnosi się z podłogi. Siada przy łóżku na ziemi, opierając się plecami o materac. Jest blisko mnie, ale nie za bardzo – mniej więcej w okolicy kolan. Nie pytając się o zgodę odchyla głowę do tyłu i kładzie ją na moich nogach. Potem przekrzywia ją w lewą stronę, żeby patrzeć mi w oczy. Przesuwam się delikatnie na poduszce.

– Cóż cię trapi, moja księżniczko? – pyta prześmiewczo.

Posyłam mu wściekłe spojrzenie.

– Nienawidzę tego słowa.

Chłopak uśmiecha się szeroko.

– A więc jeśli tak bardzo go nienawidzisz, z chęcią będę go używać częściej.

Prycham i unoszę oczy do nieba. 

– Dajcie mi siłę stwórcy tego świata – mówię, na co chłopak reaguje cichym śmiechem.

– Oni ci już nie pomogą. Utknęłaś ze mną – odpowiada, szczerząc się jak wariat. – A więc czemu, szanowna księżniczka, nie może spać?

Przewracam oczami, gdy znów używa znienawidzonego przeze mnie słowa.

– Nie mam zbyt dobrych wspomnień z tym miejscem – odpowiadam pokrótce. – Plus stresuje mnie fakt, że jutro przenoszę się do internatu.

– Nie będzie tak źle – pociesza mnie, ale niezbyt mu to wychodzi, bo unoszę brew. – Mówię serio.

– Serio, serio?

Chłopak uśmiecha się szeroko.

– Serio, serio. – Przerywa. – Teraz będzie inaczej. Zobaczysz. Zawalczysz o siebie. Ja to wiem.

Unoszę kącik ust.

– Zobaczymy. Wśród nich nigdy nie potrafię się zachowywać jak wśród ludzkich nastolatków. Mam wrażenie, że tylko dlatego, że jestem od nich silniejsza.

– Nie przejmuj się. Nasze wampirki–elitki pokonasz jednym pchnięciem małego palca. 

Parskam śmiechem.

– Wampirki–elitki? – pytam, nadal się śmiejąc.

– Wampirki–elitki – odpowiada z pełnym przekonaniem. – Poza tym teraz masz silnego ochroniarza, więc wiesz... jak któryś coś przeskrobie to dajesz mi cynk i mamy go z głowy.

– Niczym zabójca na zlecenie – śmieję się.

– Oj tam, od razu zabójca. Nikogo nie będziemy zabijać. Postraszymy tak, że gość zleje się w gacie. My będziemy mieć niezły ubaw, a on nauczy się z kim nie warto zadzierać. Dobry będzie z nas zespół – mówi zadowolony.

– No tak, jeszcze trzeba wymyślić tajny szyfr, żebyśmy mogli się niepostrzeżenie porozumiewać. 

– Oj tak i jeszcze musimy się jakoś czadersko nazwać.

Wybucham śmiechem.

– O nie tylko nie ksywki.

– To jest bardzo ważne do powodzenia się misji – zauważa poważnym tonem. – Może Tom i Jerry?

Unoszę brew.

– Przecież oni nienawidzili się jak cholera. Poza tym ja jestem kobietą, a Tom i Jerry to imiona dla facetów.

– No dobra, dobra. W takim razie prościej. Ty będziesz Pusia Okrusia.

– Co?!– oburzam się. – Skąd ci to do głowy przyszło?

– Twoja piżama – oznajmia.

Prycham.

– A ty? Zakochany Kundel?

– No wiesz, robisz ze mnie pieska o maślanych oczach.

– Jak ty ze mnie robisz Pusię to ja z ciebie Kundla.

Kręci głową.

–Trzeba wymyślić coś lepszego.

– No nie mów, Sherlock'u – mówię, śmiejąc się.

Chłopak bierze jedną z dziesiątek poduszek i rzuca mi ją w twarz.

– Idź już spać. Jesteś nieznośna.

Oddaję mu z podwójną siłą.

– Sam idź spać.

– Nie, ty idź.

Poddusza mnie lekko poduszką, a potem odchyla ją, by zobaczyć moją wściekłą minę. Moje włosy spadają mi na czoło i policzki. Ze złością zdmuchuję je.

Chłopak opiera się na łokciach po obu moich stronach. W jednej ręce nadal trzyma poduszkę. Patrzy mi w oczy, a ja mam wrażenie jakbym nie mogła oddychać.

– Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził – mówi szeptem.

– Wiem.

– Jakby coś się działo, to od razu mi mówisz.

– Wiem.

– A potem się z nimi rozprawimy. Damy im wpierdol.

Mimowolnie wybucham śmiechem.

– Będzie wpierdol – mówię i od razu robi mi się lepiej.

Znów trochę dłuższy rozdział i tym razem widzimy jak relacja Aarona i Rosalie się pogłębia 😁😊

Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro