11.
Aż podskoczyła na materacu przez sen, kiedy muzyka niespodziewanie zadudniła. Pewnie spałaby dalej, ale irytujące "łup łup" nie planowało zniknąć. Wręcz przeciwnie, ktoś jeszcze je pogłośnił. Tego było już za wiele. Otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie.
W namiocie panował półmrok i muzyka zdecydowanie nie dobiegała z jego wnętrza. Mama spała, pochrapując miarowo, jakby nie zauważyła wcale hałasu. Młodszy brat dziewczyny wtulony w matkę też się nie obudził. Najwyraźniej tylko odruchowo wsadził głowę do śpiwora, chowając się w nim cały z nadzieją, że to trochę wytłumi hałas. Tata za to nie spał. I zdecydowanie dostrzegła mimo ciemności, że był zły. Tak uporczywie wpatrywał się w tropik sypialni namiotu, że jeszcze chwila i wywierciłby w nim dziurę na wylot samym spojrzeniem.
– Która godzina? – zapytała niepewnie, widząc, że ojciec sięgnął po telefon.
Chwilę zeszło, zanim wygrzebał go z jednej z kieszeni sypialni, ale nie chciał wyciągać latarki, żeby nie obudzić syna i żony.
– Piętnaście po pierwszej – odparł w końcu. Zaraz również wygrzebał się ze śpiwora i odsunął sypialnię, wychodząc do przedsionka.
Dziewczynka zmarszczyła brwi.
– Gdzie idziesz? – zapytała, podążając w jego ślady.
– Poprosić, żeby to ściszyli, bo mi dzieci nie mogą spać – odparł spokojnie, ale wiedziała, że ten ton nie zwiastuje niczego dobrego. Już nie raz go słyszała i potrafiła odczytać, że to jest ten moment, kiedy najlepiej zejść ojcu z drogi, bo jego wielkie pokłady cierpliwości są na wyczerpaniu.
Zawahała się tylko sekundę. Zaraz chwyciła Kochanego, jej ulubioną maskotkę, która miała na sobie już tyle łat, że nikt oprócz jej mamy, która je naszywała, nie był w stanie stwierdzić, który materiał to ten pierwotny. Właściwie miała już dwanaście lat i nie powinna go wszędzie ze sobą ciągnąć, ale i tak to robiła. Po części z przyzwyczajenia, a po części na takie sytuacje jak ta. Był jak znalazł, żeby dodać jej odwagi.
Pospiesznie zapięła sandałki, co po ciemku okazało się sporym wyzwaniem. Kiedy tylko udało jej się wyjść z namiotu, zauważyła, że nie oni jedyni się obudzili. Jedna z cioć stała przed namiotem z dwiema córkami, a w ostatnim z trzech namiotów ich obozowiska dostrzegła światło i jakiś cienie. Pewnie wujek z ciocią też wstawali.
Na górce między drzewami zobaczyła przyczynę całego zamieszania – spore ognisko i bawiących się przy nim ludzi. Drzwi jednego z samochodów były otwarte, a z jego wnętrza wydobywała się ta irytująca muzyka. Dziewczynka nie miała pojęcia, jakim cudem ludzie z tamtej imprezy się słyszeli, skoro nawet tutaj "łup łup" było zdecydowanie za głośne.
Tato tymczasem szedł już pod górkę. Kiedy ją zobaczył, poprosił, żeby została przy namiocie, co niechętnie zrobiła.
Będąc coraz bliżej, starał się przyjrzeć obozowisku. Co najmniej dziesięć osób i raczej sami młodzi faceci. Trzy samochody i cztery namioty. Westchnął, stwierdzając, że robi się już za stary na takie wyjazdy i użeranie się z młodzieżą.
– Przepraszam... – Spróbował zwrócić na siebie, ale nikt nie zareagował. Nie był pewny, czy to z powodu głośnej muzyki, czy po prostu nawet nie zauważyli przybycia kogoś obcego.
– Czy można trochę ściszyć? Już jest cisza nocna! – Tym razem wręcz krzyknął, podchodząc pod samo ognisko, ale nadal nie doczekał się reakcji. Stwierdził, że są na tyle pijani, że te próby nie mają sensu. Mimo wszystko spróbował przekrzyczeć jeszcze raz muzykę, a kiedy to nie przyniosło rezultatu, z trudem powstrzymał się, żeby nie szarpnąć najbliższej postaci za koszulkę. Wtedy na pewno by go dostrzegli, ale miał lepszy pomysł.
Drzwi od samochodu nadal były otwarte. Podszedł do nich, rozejrzał się, ale nadal nikt nie zareagował. Wślizgnął się na siedzenie i starał po ciemku rozeznać w sytuacji. Ogłuszająca muzyka wcale tego nie ułatwiała. Nie potrafił namierzyć pokrętła głośności, a jego plan opierał się właśnie na samodzielnym ściszeniu, ale za to znalazł coś lepszego.
Wyciągnął pendrive i wrzucił go pod siedzenie. Nastała ogłuszająca wręcz cisza, tak odmienna od hałasu panującego dotychczas.
Gdy pospiesznie wychodził z samochodu, zauważył, że teraz wszyscy imprezowicze zareagowali i zdali sobie sprawę, że przyszedł ktoś obcy. Bynajmniej nie wyglądali na zadowolonych.
Sprint w stronę namiotów wydał mu się najlepszym wyjściem z sytuacji. Na szczęście nie gonili go, jeszcze nadal nieco oszołomieni. Nadmiar alkoholu też nie ułatwiał im szybkiej reakcji.
Zanim zdążył zdać relację z przebiegu wydarzeń reszcie znajomych, którzy zdążyli się już obudzić, muzyka zabrzmiała znowu. Na dodatek jeszcze głośniej. I tyle byłoby z małego zwycięstwa.
Dziewczyna spostrzegła, że jej młodszy brat i mama też się już obudzili. Młody przez chwilę szarpał się ze śpiworem, a kiedy nie udało mu się wyswobodzić, wychylił się z sypialni nadal nim opatulony. Wszyscy dorośli byli tak zajęci rozwiązywaniem problemu muzyki, że nawet nikt go za to nie skarcił, więc dziewczyna postanowiła to sama zrobić.
– Naniesiesz na materac igieł i trawy – oznajmiła mu, ale chłopczyk tylko w odpowiedzi ziewnął. Wzruszyła ramionami i przestała się nim interesować, bo właśnie zapadły jakieś decyzje. Jak się okazało, jej tato zadzwonił po prostu na policję. Zresztą nie bardzo ją to dziwiło; raczej nikt nie próbowałby już przemówić samodzielnie imprezowiczom do rozumu.
Zaraz ojciec dziewczynki wyszedł na drogę, żeby pokierować policjantów, jak już się zjawią. Nie, żeby głośna muzyka nie zrobiła tego za niego, ale lepiej mieć pewność.
Nie musiał długo czekać; zjawili się bardzo szybko, biorąc pod uwagę, o ile kilometrów oddalony był posterunek. Jak nic musieli wcześniej znajdować się gdzieś w okolicy.
Jako że brama do ośrodka o tej porze była już dawno zamknięta, zostawili radiowóz na wjeździe i poszli piechotą. Po drodze dokładniej wyjaśnił im sytuację, łącznie "grzecznymi prośbami o ściszenie". Profilaktycznie jednak nie podszedł zbyt blisko, wysyłając tam samych policjantów i stwierdził, że poczeka z resztą przy namiotach.
"Grzeczne prośby o ściszenie" w wykonaniu policjantów były skuteczniejsze i tym razem muzyka ucichła na dobre. Zaraz zresztą dziewczynka obserwowała, jak stróżowie prawa idą do kolejnego ogniska, przyświecające sobie latarkami, ale wujek ich zawołał, twierdząc, że tamci nie sprawiają problemów.
Już policjanci mieli się pożegnać, kiedy na ich twarzach odmalowało się bezgraniczne zdumienie. Dziewczynka podążyła za ich spojrzeniem i zobaczyła, że drugi z wujków dopiero teraz się obudził. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że spał w samochodzie, więc po prostu otworzył bagażnik i starał się z niego wynurzyć.
– Pożyczą panowie latarkę? – rzucił w kierunku zaskoczonych policjantów. – Nie mogę znaleźć butów po ciemku – oświadczył zaspanym głosem.
– Ale to służbowa – otrząsnął się jeden.
– Może być i służbowa.
– Nie bardzo wolno nam ją pożyczać. – Drugi też już w końcu doszedł do siebie.
Wujek westchnął z rezygnacją.
– To niech pan poświecić chociaż!
Skołowany policjant spełnił polecenie, a gdy tylko udało się znaleźć buty, czym prędzej się pożegnali i zwiali.
Dziewczynka ziewnęła. Niedługo wszyscy udali się zgodnie spać i tym razem nic nie przeszkadzało im w tym do rana.
Do końca wyjazdu pechowi imprezowicze omijali ich namioty. Dziewczynka nie potrafiła pojąć, czemu. Właściwie nie koniecznie ją to interesowało. Grunt, że już profilaktycznie wcale nie włączali muzyki.
-----------------------------
Dzięki Vearack za nominację i wybacz, że tak długo mi zeszło, a na dokładkę zapewne nie jest tak, jak sobie wyobrażałaś "zainspirowanie się muzyką".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro