Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bohemian Rhapsody

Kilka tygodni temu miałam okazję być na przed premierze długowyczekiwanego filmu o Queen. A potem poszłam na film jeszcze raz, tym razem z przyjaciółkami. I wciąż duszę w sobie, to, że nikomu tak naprawdę nie mogę powiedzieć co dokładniej o tym myślę, bo, powiedzmy sobie szczerze, nikogo to nie interesuje 😂 Mimo to, postanowiłam podzielić się trochę moimi odczuciami związanymi z "Bohemian Rhapsody".

Zdążyłam przeczytać już wiele natywnych opinii, a sami fani Queen podzielili się na dwie grupy: wielbiciele "Bohemian Rhapsody" oraz osoby, którym film bardzo się nie podobał. Ja jestem gdzieś pomiędzy.

!SPOILER ALERT!

Na samym początku muszę pochwalić grę aktorską i charakteryzację. Filmowy Brian i John wyglądają jak prawdziwi, pozostałej dwójce trochę zabrakło, ale nie było tak źle.
Problem nie tkwił więc w aktorach, a samym scenariuszu.

Film rozpoczyna Live Aid, a przynajmniej moment, kiedy Freddie Mercury wchodzi na scenę, bo resztę koncertu mamy na samym końcu.

Następuje nagła zmiana - przed oczami mamy młodego Freddie'go Bulsarę, który pracuje na lotnisku Heathrow w Londynie. Zaczyna się cała historia zespołu: koncert Smile, Freddie dołącza do kapeli i po kilku minutach na ekranie widać koncert Queen, już z Johnem Deaconem. Według mnie, wczesne lata zespołu zostały opowiedziane szczególnie ubogo, bo bardzo chciałabym zobaczyć trochę więcej z tego okresu.

Przejdę od razu do "Bohemian Rhapsody". Freddie jest już wtedy zaręczony z Mary Austin. Cały zespół wyjeżdża do Ridge Farm i nagrywa "A night at The opera". To czas "Bohemian Rhapsody". Moment, w którym Roger próbuje wydobyć wystarczająco wysokie "Galileo" jest świetny. Przedstawienie tego, jak powstaje hit wszech czasów, a potem także kłótnia z Rayem Fosterem, który nie zgadza się na wydanie za długiego utworu i odejście Queen do innej wytwórni zostało pokazane naprawdę dobrze. Gorzej z "Love of my life", którą oczywiście w filmie, Freddie napisał dla Mary, ale tak właściwie nie spodziewałam się, że powiedzą, że została skomponowana z myślą o nikim.

I w tym momencie do akcji wkracza też Paul Prenter, który z zaskoczenia całuje Freda. Ten jednak nie podziela jego uczuć.
I w końcu nadchodzi trasa koncertowa. Tam Freddie zwraca uwagę na pewnego faceta, podczas rozmowy przez telefon z Mary.
Po powrocie do domu pokazuje Austin nagranie z koncertu, kiedy publiczność śpiewa "Love of my life", zaraz potem pada słynne "I think I'm bisexual" i "No, Freddie, you're gay".

Nagle, jakby z uświadomieniem sobie swojej orientacji seksualnej, Freddie zmienia się w narkomana i zaczyna się staczać, co też mi się nie podobało, no bo, halo, to nie tak, że bycie gejem sprawia, że więcej imprezujemy i popadamy w różnego typu nałogi. Niestety, w filmie trochę tak zostało to przedstawione i jasne, wiem, że Pan Mercury nie prowadził spokojnego trybu życia, ale po prostu w "Bo-Rhap" zostało to trochę źle ukazane.

Na jednej z imprez poznaje Jima Huttona (tak, przez cały film czekałam na ten moment! 😁), jednak ten każe mu najpierw polubić samego siebie, a potem go znaleźć.
Tutaj Freddie spotyka się już z Paulem, z którym, w filmie, jest naprawdę przez długi czas. Facet został też pokazany jako główny winowajca, człowiek, przez którego wszystkie te rzeczy przytrafiły się Fredowi. I żeby nie było, Prenter to faktycznie cholerny wąż i także się przyczynił do niektórych rzeczy, ale czy aż tak należało go obwiniać? Do tego wciąż mam wątpliwości.

Lata 80, w "Bohemian Rhapsody", to głównie czas imprez i kłótni zespołu. Fred wiecznie spóźnia się na próby, a zespół przestaje to tolerować, ale moment, który także został bardzo dobrze pokazany, to konferencja prasowa, teoretycznie dotycząca nowego albumu, jednak wszystkie pytania dotyczą Freddie'go. Myślę, że reżyserzy świetnie ukazali, to co się wtedy działo: natłok niewygodnych pytań, zmieszanie, kłamstwa, unikanie odpowiedzi.

Niedługo potem Queen robi sobie przerwę, sam Freddie, za sprawą Paula, wyjeżdża do Monachium i nagrywa solowy album. To wtedy pojawiają się pierwsze oznaki choroby, co też nie jest do końca prawdą.
Dopiero odwiedziny Mary uświadamiają Fredowi, to co się tak naprawdę dzieje. Jeszcze tego samego wieczoru, każe on wynosić się Prenterowi.

Fred wraca do Londynu. Zespół wszystko sobie wyjaśnia i zgadza się na koncert Live Aid, Freddie robi test na AIDS, co także sprawiło, że łezka zakręciła się w oku... A podczas jednej z prób do występu wyznaje chłopakom, że jest chory. I, again, Freddie jeszcze wtedy nie wiedział, że ma AIDS, ale pomińmy to, i tak ryczałam.

Nadchodzi dzień Live Aid. Tutaj nagle czas chyba zaczyna płynąć wolniej, bo Fred zdążył znaleźć Jima, pojechać z nim do rodziców i miał jeszcze sporo czasu, przygotowując się do koncert.

Queen wchodzi na scenę. Aż trudno uwierzyć, że ta część została nagrana jako pierwsza, gdyż jest to zdecydowanie jeden z najlepszych, jeżeli nie najlepszy moment filmu. To ta scena, dla której właściwie przychodzi się do kina; muzyka, ruchy, to wszystko na nas oddziaływuje i sprawia, że prawdziwie wydaje nam się, że przed chwilą wynaleźliśmy wehikuł czasu i przenieśliśmy się do roku 1985. Ostatnia piosenka dobiega końca. To ta chwila, kiedy ręce zaczynają klaskać, a my budzimy się z transu i uświadamiamy sobie, że nadal siedzimy w fotelu kinowym, a nie na stadionie Wembley. Potem następuje chwilowa cisza, obraz na ekranie się zatrzymuje i po chwili robi się czarny. W tle zaczyna grać "Don't stop me now" i łzy zaczynają lecieć z oczu - to właśnie ten moment.

Pomimo pewnych wad, film uratował się ponadczasową muzyką, która stanowiła dość dużą część. Ale to dobrze.
Poza tym, "Bohemian Rhapsody" to wzruszający film. Gdybym nie płakała przez całą drugą połowę, to oznaczałoby, że był naprawdę denny. Serio. A ryczałam jak dziecko. Wychodziłam z kina z wodospadem Niagara, spływającym po policzkach. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. To było oczywiste.

Moja ostateczna ocena to 7/10.
Trochę za poprawnie, trochę zbyt powierzchownie opowiedziane. Sama nie wiem, czegoś mi jednak zabrakło jak na film, który przygotowywano prawie 20 lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro