Zanurzyć się w topieli
Czuł, jak opada, jak całe jego ciało oplata coś niesamowicie zimnego i wszechobecnego. Jedynym, co widział była ciemność, przez którą z lekkością przedzierały się promienie księżyca. Każda łza, która wypływała spod jego powiek jakby gdzieś znikała, scalając się ze wszystkim. Nie czuł już bólu. Wszystko gdzieś odpływało. Przez lekko otwarte usta wydobywały się małe bańki powietrza, dążące ku górze, a ich miejsce zastępowała woda. Przypomniał sobie moment, w którym stracił wszystko, w którym wszystko to, co podtrzymywało go na duchu po prostu odeszło. Jednak nie czuł już takiego smutku, stawał się on coraz bardziej daleki. Jego miejsce zastępowało uczucie beztroski. Zdawał sobie sprawę z tego, że umiera, nie było innego wyjścia. Jego ciało było już zbyt wyniszczone, więc nie powinien być w stanie wznowić funkcji życiowych. Nawet silniejszy od niego demon, by tego nie potrafił. Mimo to nie czuł smutku, nie bał się. Powoli oddawał się chłodowi. Powoli stawał się jakby szczęśliwy. Nie chciał dalej tego ciągnąć, nie chciał żyć w tak okropnym świecie, nie chciał znów być sam. Zbyt wiele już lat spędził w zupełnej samotności, by teraz znów się jej oddać. Lekkie, lśniące smugi światła wciąż delikatnie gładziły jego twarz tak, jak dłoń, która dotykała jej jeszcze kilka godzin wcześniej. Doskonale czuł ten dotyk, był tak niewinny, tak spokojny. Kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. A z oczu zaczęły wypływać następne łzy, mieszające się z wodą. Jego wcześniej napięte mięśnie zdawały się być już całkiem bezwładne. Ostatnie drobinki powietrza dotykały już tafli wody. Powoli zamknął powieki, przypominając sobie jego ostatnie słowa.
"Wszystkiego najlepszego..."
Poczuł nagły ścisk w gardle. Był tak bolesny, że między jego brwiami powstała głęboka zmarszczka. Mimo to starał się zignorować to męczące uczucie i znów się rozluźnić. Jednak za każdym razem, kiedy starał się znów rozłożyć swobodnie ręce, czuł, jak jego mięśnie znów się napinają. To nie dawało mu odejść.
"Dasz radę beze mnie, prawda?"
Coś głęboko w nim zaczęło sprawiać, że nie potrafił zapomnieć. Wiedział, że nie pozbędzie się tego tak szybko, nie tak łatwo będzie mu umrzeć. Poczuł znów ten dotyk na policzku, a spod jego powiek zaczęło się wydobywać coraz więcej łez. Czuł się winny. Jednak teraz wiedział, że jest to w stu procentach dobre poczucie winy, że powinien się właśnie tak czuć, tak łatwo się poddając. Zacisnął usta w cienką linie.
"Jesteś najwspanialszą osobą, jaką spotkałem, wiesz?"
Nie wierzył w to, nie potrafił uwierzyć, czując się, jak największy potwór, nienawidząc siebie widział tylko jedną wersję. Wierząc, że on jest tym najgorszym. Według niego zawsze tak było. Nigdy nie potrafił się zastanowić nad tym głębiej lub rozważyć ewentualnej zmiany perspektywy. Nigdy nie widział siebie w dobrym świetle. W końcu tak było zawsze. Jednak ten chłopiec, on za każdym razem mu to powtarzał, że był najlepszy, najwspanialszy, najukochańszy, zawsze mówił o nim same dobre rzeczy. Czemu? Zadawał sobie to pytanie tak wiele razy, jednak odpowiedzi nie znalazł do tej pory.
"Wybacz, że odchodzę w taki dzień. Gdybym mógł... odszedłbym jutro, ale rozumiesz, prawda?"
Nie odpowiedział mu na żadne z tych pytań i to chyba bolało go w tym najbardziej. Nie odpowiedział mu nic. Od początku czuł, że nie da rady, wiedział, że wciąż będzie się niszczył, aż nie zginie, aż nie stanie się zwykłym, zupełnie wyniszczonym workiem na kości i krew. Nie widział innej opcji i chociaż nie dopuszczał do siebie tej myśli, wiedział, gdzieś w głębi, że w końcu zabraknie mu sił. Nie sądził także, że jest w jakikolwiek sposób wspaniały i nie potrafił zrozumieć, jak jego panicz miałby to w nim zobaczyć. Czy patrzył przez jakiś pryzmat? Może kłamał? Nie wiedział, ale żadna z tych opcji mu nie pasowała. Jednak rozumiał, że chłopiec nie potrafił po prostu wytrzymać kolejnego dnia katuszy związanych z chorobą. Nie potrafił sobie tego też wybaczyć, że daje mu odejść i to jeszcze w tak okropny sposób. Nie mógł jednak mu wtedy odpowiedzieć. Ból zbyt ściskał go w środku, a nie chciał dać mu do zrozumienia, że płacze, nie chciał, żeby o tym wiedział. I dlatego nie odezwał się wtedy ani słowem, za co teraz tak bardzo siebie nienawidził. A co jeśli chłopiec pomyślał, że został sam? Co jeśli umierał myśląc, że nikogo przy nim nie ma? Co jeśli czuł, że nawet jego najwierniejszy lokaj, osoba, z którą spędził ostatnie kilka miesięcy, które bądź, co bądź były najpiękniejszymi chwilami w jego życiu po prostu go zostawił? Rudowłosy czuł, że to coś w środku boli coraz bardziej. Czuł, jak ściska go wszystko tak, jak w tamtej chwili, a może i bardziej.
"Wierzę w ciebie... Jeremike..."
Nagle cały żal, smutek i ból, który wyniszczał go od środka wybuchł. Chłopak gwałtownie otworzył oczy, uwalniając potok, mieszających się z wodą łez. Z wielką siłą i szybkością zaczął poruszać rękami i nogami, wędrując coraz wyżej, ku niebu. Delikatne promienie księżyca jakby pomagały mu powoli wynurzać się na powierzchnię.
Przepraszam...
Był na siebie zły, wręcz wściekły. Nie rozumiał, jak mógł jeszcze chwilę wcześniej myśleć nad zakończeniem swojego życia. Zwłaszcza, że jeszcze kilka godzin temu zobaczył, jak traci je najbliższa mu osoba. Wiedział, że musi żyć, chociażby tylko dla niej. Dla tego chłopca, który, jak nikt inny potrafił cieszyć się życiem, każdym drobiazgiem. Musiał walczyć i choćby miał zginąć najgorszą i najboleśniejszą z możliwych śmierci, wolałby ją niż poddać się teraz. Jego ruchy były coraz to płynniejsze i szybsze, z coraz większą siłą pokonywał ściany wody. Czuł, jak w ustach pływa ostatni pęcherzyk powietrza. On jeden mu wystarczył. Lekki blask był coraz bliżej, jak na wyciągnięcie ręki. Zbliżał się coraz bardziej.
Nagle wszystko jakby prysło. Przebił się przez taflę, gwałtownie wynurzając się z topieli. W kilka kaszlnięć, wydobył z siebie całą ciecz, która dostała się do jego ust. Wziął kolejny, głęboki wdech. Już nie wiedział, czy na jego policzkach rozlewa się woda, czy to łzy. Uniósł pewnie głowę ku górze, wpatrując się w księżyc, a jego usta uformowały się w pełen wiary uśmiech.
Dam radę... Muszę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro