Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI


- Żądam badań od niezależnej firmy! - krzyknąłem, uderzając pięścią w stół. Czułem, jak cała twarz piecze mnie ze złości i ostatkiem sił trzymałem nerwy na wodzy, aby nie rzucić czymś w kogoś.

- Kamil...

- Nie ma żadnego Kamil - warknąłem w stronę Małysza, patrzącego na mnie z konsternacją. Zdenerwowany drapał się po kilkudniowym zaroście. - Nie zawiesicie mnie.

- Chcielibyśmy - zaczął ponownie Apoloniusz, rozkładając ręce w geście poddania się. Za każdym razem, gdy ponawiał ten ruch, a robił go już po raz dziesiętny, robiło mi się niedobrze. Wielki prezes, który nie umie zadbać o to, żeby jeden z jego czołowych zawodników, mógł dalej trenować i w przyszłości brać udział w zawodach. - Ale to nie takie proste.

Opadłem na fotel, ukrywając twarz w dłoniach. Czułem się jak bezsilne dziecko, które nie zrobiło nic, a któremu wmawia się winę.

- Co ja mam teraz zrobić? - spojrzałem na nich przez palce.

- Osobiście pojadę jutro z Kacprem do Agencji Antydopingowej i zażądamy badań od oddzielnej firmy - powiedział cichym tonem Adam, przerywając ciszę. - Potrwa to z dwa tygodnie. Przez ten czas nie możesz brać udział w żadnych treningach kadry. Nie ważne czy tych na skoczni, czy na siłowni.

Westchnąłem głęboko, po czym skinąłem głową. Najważniejszy był spokój i opanowanie. Ale jak być spokojnym i opanowany, gdy cała twoja kariera wisi na włosku, czeka Cię kolejne dwa tygodnie nic nie robienia, na dodatek dziewczyna, na której Ci zależy mieszka z tobą i wtrąca Cię w coraz większy friendzone?

Nigdy nie myślałem, że skończę jako najlepszy przyjaciel mojej byłej dziewczyny. Z każdym momentem życia z nią, czułem, że najgorszy będzie moment, w którym będzie musiała odejść. Wrócić do swojego codziennego życia, zapomnieć o tym, że jej potrzebuje. Właściwie nie miała o czym zapominać, dopóki nic nie wiedziała. A ja za nowy cel, postanowiłem sobie trzymać język za zębami.

- I jak? - drzwi uchyliły się lekko, chwilę po wyjściu dwóch mężczyzn. Spojrzałem na jej skoncentrowaną twarz, roztrzepane włosy i byłem coraz pewniejszy tego, że z każdym dniem wpadam w coraz większe bagno. Miłosne.

- Dwa tygodnie siedzenia w domu - poprawiłem włosy, wstając z fotela i ruszając w jej stronę. Spojrzałem w jej oczy, a ta zmarszczyła nos w niezadowoleniu. Wyglądała uroczo w dużym swetrze i dżinsach, które podkreślały jej zgrabne nogi.

- Zawsze możemy coś porobić - powiedziała optymistycznie, unosząc jednocześnie kącik ust w górę. Chciałem mieć równie pozytywne podejście do życia co Ona. Dla mnie, jako sportowca była to klęska, jako mężczyzny szansa na zbliżenie się do Anastasii. Nie rozumiałem tylko, dlaczego jedna z najważniejszych mi rzeczy, musi dziać się kosztem, tej drugiej, równie ważnej.

- Nie wytrzymam kolejnego maratonu Seksu w Wielkim Mieście - burknąłem, otwierając przed nią drzwi, a ta z szyderczym uśmieszkiem stanęła na mojej stopie, wychodząc z budynku.

- Zobaczymy - mruknęła, odwracając się i puszczając mi oczko. - Maciek!

Spojrzałem, jak ciemnowłosa biegnie w stronę czarnego Mercedesa, obok którego stał chłopak, wpatrując się w telefon. Ten przytulił ją, a ja poczułem ukłucie zazdrości. To nawet nie było to uczucie co kiedyś. Ten ból spowodowało to, że to On jest tym, który może przytulać ją, gdy tylko zechcę. Gdybym zrobił to ja, domyśliłaby się. Zresztą jak zwykle.

- Jak tam, stary kapciu? - zarechotał kocur, gdy doszedłem powolnym krokiem do jego samochodu. Mimowolnie puściłem mu nieszczery uśmiech, nie chciałem kolejnej osoby zarażać swoim beznadziejnym humorem.

- Siedzę na dupie przez dwa tygodnie - rzuciłem, po czym utkwiłem wzrok w kostce brukowej, gdyż nic więcej mi nie pozostało.

- Dobrze będzie - poklepał mnie po ramieniu i, mimo że nie była to najbardziej potrzebna mi teraz rzecz, w jakiś sposób poprawiła mi nastrój. Nigdy nie myślałem, że Maciek i ja, po tylu przejściach, kłótniach i sporach kiedyś się zaprzyjaźnimy. Nie wliczam w to wszystko odbitych dziewczyn. I to nie tylko na pokaz przed kamerami. - A propo...

- Siema! - usłyszałem znajomy głos, przez którego dźwięk przeszły mnie ciarki. Wiedziałem, że od kilku dni, świat chce mnie dobić, ale nie myślałem, że w taki sposób. Spojrzałem na biegnącego w naszą stronę ciemnowłosego, młodego chłopaka i poczułem, że śniadanie wraca mi w górę przełyku. Czekałem tylko na moment kulminacyjny, gdy będę miał ochotę puścić prawdziwego pawia, a miał On wydarzyć się już za kilka sekund.

- Ana - objął dziewczynę w talii, aby po chwili złożyć soczystego buziaka na jej policzku, ta roześmiała się głośno. I to właśnie był moment, w którym chciałem zwrócić wszystko, co dziś zjadłem. - Gdzie lecicie?

- Do domu - syknąłem, wywracając oczami. - Raczej nie mam dziś humoru na pogaduszki, właśnie dostałem dyscyplinarkę.

I nieważne jak chciałem być dla niego miły i jak miły był on dla mnie, nie mogłem się powstrzymać. Poczułem wzrok Maćka na swoim ciele i wiedziałem, co chce przez to powiedzieć. Każdy wiedział, tylko nie ta dwójka.

- Stary, będzie dobrze - uśmiechnął się do mnie szczerze. - Jesteś najlepszy, nie ma mowy, żeby to była prawda.

- Mówiłam mu to samo - odezwała się brunetka, patrząc na mnie swoimi ciemnymi, dużymi oczami. Jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, naprawdę dobrze.

- Mam coś dla Ciebie - głos Wolnego rozbrzmiał obok nas. - Skoczysz ze mną na chwile do samochodu?

Anastasia skinęła głową, zapewniając mnie, że za dwie minutki wróci, zostawiając mnie sam na sam z moim kotem. To znaczy katem.

- Co to było?

Wywróciłem oczami, odwracając się do chłopaka. Ten uśmiechał się w ten swój zadziorny sposób, a ja czułem, co chce mi przez to powiedzieć. Tyle że ja nie chciałem znów słuchać o tym, że powinienem walczyć, że zaraz Wolny sprzątnie mi ją sprzed nosa. Ile mogłem jeszcze ją ranić? Czy już nie wystarczająco, przeze mnie wycierpiała?

- Przestań sobie dopowiadać - zmarszczyłem brwi, patrząc na młodszego kolegę, ten zadumał się na chwilę, aby potem kontynuować swój wywód.

- Mówił ci już ktoś, że jesteś idiotą? - spytał z ironią w głosie.

- Poza tobą? - mruknąłem w jego stronę, splatając ręce na piersi. - Dawid. I może Stefan.

Uniósł brew, patrząc na mnie sugestywnie.

- Dobra, Piotrek też - wywróciłem oczami, słysząc jego śmiech. - I co w związku z tym?

- Wytłumacz mi tylko - ciągnął dalej temat. - Dlaczego?

- Myślałem, że chociaż ty masz więcej oleju w głowie - rzuciłem w jego stronę. - I że chociaż Ty dbasz o jej szczęście.

- Jak widzisz, nie muszę - spojrzał na Wolnego rozmawiającego z dziewczyną, a jego usta przebiegł cień uśmiechu. - Radzi sobie świetnie.

- Więc chyba mnie rozumiesz - przestąpiłem z nogi na nogę. - Jest szczęśliwa.

- Może i jest - stwierdził Kot. - Nie sądzisz, że mogłaby być bardziej?

Poczułem ucisk w piersi. Wziąłem głęboki oddech, a zimne, jesienne powietrze wdarło się do moich oskrzeli. Sprawiało mi to i tak mniejszy ból, niż patrzenie na to, jak śmieje się z jego żartów, trzepocze rzęsami, gdy ten z uśmiechem coś do niej mówi. Tysiące noży w plecach nie przebiłoby tego uczucia, gdy przytula ją, a jego usta są bliżej jej ust, niż moje będą kiedykolwiek.

- Nie ze mną.

Maciek przysunął się do mnie, a ja spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.

- Gdybyś tylko chciał, miałbyś wszystko - odparł cichym głosem. - Jedyny z naszej trójki, mógłbyś mieć to wszystko, na co teraz patrzysz, na kiwniecie palcem. Żaden z nas ani Kuba, ani ja, nigdy tego nie dostaliśmy. Zapracowaliśmy to w tym wypadku dobre słowo.

Podniosłem wzrok, spoglądając, jak smutnie uśmiecha się ciemnowłosy obok mnie.

- Nie byłeś nikim w jej życiu, poza idolem - wsłuchiwałem się w jego słowa i nieważne jak bardzo chciałem, żeby wszystko to było tylko głupim gadaniem, nie mogło tak być. - Walczyłem o nią trzy miesiące, a gdy w końcu myślałem, że się udało, Ty po prostu się pojawiłeś. Nie zrobiłeś nic, a i tak Cię wybrała.

Poczułem, jak oczy napełniają mi się łzami, więc przymknąłem je na parę sekund, aby nie wyjść na totalnego mięczaka. Niestety, ale prawda boli i to czasami mocniej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

- Zawsze Cię wybierała, za każdym razem to byłeś Ty - warknął w końcu agresywniej, jakby stare uczucia znowu dały o sobie znać. - Jesteś dla mnie jak brat, ale nie mogę patrzeć, jak tracisz jedyną szansę na szczęście. I jak robisz z siebie idiotę, udając, że Cię to nie rusza. Obiecałeś mi coś kiedyś, pamiętasz?

Jego oczy przepełnione były tym razem gniewem, a ja czułem się jak dziecko, dostające reprymendę od ojca. Skinąłem głowa, nie zapominając nigdy tego, co powiedziałem Maćkowi, kilka lat temu.

- Że będziesz się nią opiekował - mówił. - Że dasz jej bezpieczeństwo i szczęście, wszystko, co dawałem jej ja. Tylko z taką różnicą, że jej serce, nie chciało tego ode mnie. Lepiej zacznij działać, nim będzie za późno.

Otworzył drzwi swojego samochodu i wsiadł za kierownicę, odjeżdżając, rzucił do mnie ciche cześć. Na jego twarzy malowało się połączenie smutku, gniewu i rozgoryczenia. Nigdy nie zdawałem sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłem i jaki ból wtedy mu zadałem. Może to nawet nie kwestia tego, że nie wiedziałem, że go to zaboli. Bardziej tego, że nie liczyłem się z tym, że mogę kogoś zranić aż do tego stopnia.

- Jedziemy? - odwróciłem się, słysząc głos dziewczyny. - Maciek pojechał? Bez pożegnania?

- Kazał Cię wyściskać, ale musiał lecieć - skłamałem, aby nie robić jej przykrości, ta wzruszyła ramionami. - Co takiego dostałaś?

Uniosła brew, zdziwiona moją ciekawością.

- No już, pokaż - ponagliłem ją. Włożyła dłoń w kieszeń, grzebiąc w niej przez chwilę, aby wyciągnąć małe, zdobione kwiatowym grawerem pudełko. Bawiła się nim chwilę w palcach, aby po chwili otworzyć je i wyciągnąć złoty naszyjnik z wisiorkiem w kształcie aparatu fotograficznego, który zamiast obiektywu, wycięte miał małe serduszko.

- Będzie do Ciebie pasował - uśmiechnąłem się nieszczerze. - Jedziemy?

Skinęła głową, chowając swój prezent. Chciałem dać jej coś lepszego. Chciałem, by zechciała mnie.

- Jakieś plany na dziś? - spytałem zza kierownicy, patrząc na nią kątem oka.

- Kuba mnie zaprosił do siebie - odparła, a ja zacząłem wiercić się nieswojo na fotelu. - Ale mu odmówiłam.

W końcu coś dobrego w tym dniu.

- Postanowiłam, że kupie wino i porobimy tym razem coś, na co ty będziesz miał ochotę - rzuciła radosnym tonem w moją stronę, aby po chwili utkwić ponownie wzrok w telefonie.

Gdyby wiedziała tak naprawdę, co chciałbym z nią teraz robić.

Przytulać się.

Co za zbereźne myśli.

Kilkanaście minut później byłem już pod drzwiami mojego domu. Jedyne co pragnąłem po tym fatalnym dniu, to rzucić się do wanny pełnej wody. Ruszyłem w stronę sypialni, aby przebrać się w świeże ubrania, wziąć najpotrzebniejsze rzeczy i iść w końcu odpocząć. Szedłem korytarzem, zastanawiając się, dlaczego mój apartament spowiła taka cisza. Otworzyłem drzwi do łazienki, zrzucając jednocześnie z siebie koszulkę, gdy usłyszałem damski krzyk.

- Nie strasz mnie - warknąłem w jej stronę, masując czoło przez koszulkę, która ugrzęzła mi na barkach. - Nie dość, że jestem po kontuzji, to jeszcze postanowiłaś mi przywalić drzwiami.

- Wybacz - spojrzała na mnie roześmianym wzrokiem, zagryzając wargę, wyraźnie zawstydzona tym, że zrobiła mi krzywdę. - Nie chciałam.

- Dlaczego ty zawsze musisz wybierać porę kąpania wtedy, gdy ja - wymruczałem pod nosem, zbierając swoje rzeczy z podłogi. Nie umknęłoby mi to, że siedzi na umywalce w samym ręczniku, a jej nogi są jedyną rzeczą, na jaką chciałbym teraz patrzeć.

- Może pora zainwestować w mieszkanie z dwoma łazienkami? - wystawiła mi język, czerwieniąc się po chwili. Uniosłem brew, wprawiając ją w jeszcze większe zakłopotanie. - Dla gości? Nie dla mnie?

- Jasne - przeczesałem palcami włosy. Ściągnąłem koszulkę z barków, a ta ruszyła w stronę drzwi, błądząc wzrokiem po kafelkach. - Nie ma tu nic, czego byś nie widziała.

- Właśnie dlatego wychodzę - stwierdziła, wymykając się szybko, zostawiając mnie samemu sobie.

Moje lustrzane odbicie było równie zmęczone, co moje wnętrze. Usłyszałem wibracje telefonu i wziąłem go do dłoni, aby odczytać wiadomość od Tajnera, która chociaż trochę poprawiła mój nastrój. Od jutra przez tydzień będę mieć badaną krew przez inną firmę, wyznaczoną przez Sztab Antydopingowy. Jak to napisał Apollin, ma to na celu wykluczyć możliwe branie dopingu lub odwrotnie, potwierdzić je. Westchnąłem głęboko, wchodząc do wanny pełnej wody. Ciepło rozluźniło moje mięśnie, a ja odetchnąłem przez chwilę. Moment zamienił się w kilkanaście minut relaksu, po którym czułem się lepiej fizycznie, a i moja głowa sprawiała wrażenie lżejszej. Wycierałem swoje ciało z ostatnich kropli, ubrałem bieliznę i dresy na nogi i ruszyłem w stronę kuchni.

- Kamiś? - usłyszałem głośny śmiech dziewczyny, siedzącej z kieliszkiem wina. Właściwie z kieliszkiem po winie. - Ile ja mam na Ciebie czekać?

- Godzina minęła - usiadłem obok niej, sprawdzając zawartość butelki, w której nie została nawet kropelka czerwonego napoju. Zawsze zadziwiało mnie to, jak trudno przekonać ją do wypicia 1,5 litra wody, a jak łatwo idzie jej to z dwiema butelkami czerwonego, słodkiego wina. - Może pójdziemy do łóżka?

- No w końcu - mruknęła, przytulając się do moich nóg, śmiejąc jednocześnie pod nosem. - Seksualna abstynencja jest ciężka, gdy musisz żyć z takim ciachem.

- Udam, że tego nie słyszałem - westchnąłem głęboko, słysząc, jak droczy się ze mną, po czym uniosłem ją wyżej. - Zaniosę Cię.

- Nie, dam rade sama - odparła pomiędzy kilkoma czknięciami, co właściwie nawet mnie rozbawiło. - Jestem nie...nie...niezależna.

- To chodź niezależna kobieto - podniosłem ją z kanapy, stawiając ją na rozchwiane nogi. Ta parsknęła śmiechem, przytulając się do mojego torsu.

- Mogę tę koszulkę? Do spania? - spytała, ściskając materiał w dłoniach i wąchając go nosem. - Czemu zawsze tak ładnie pachniesz? Dlaczego twoje perfumy trzymają się dwa tygodnie, a moje 15 minut?

- I to jest teraz największy dylemat twojego życia, tak? - spytałem ją, łapią w talii, a drugą rękę zarzucając na moją szyję. Skinęła głową, uśmiechając się od ucha do ucha. - Jesteś niemożliwa.

- Niemożliwe to jest to, jak ładnie pachniesz - kontynuuowała, nie dając spokoju mojej głowie. - Dlaczego Kuba tak nie pachnie?

- Jego o to pytaj.

- Ty pachniesz tak inaczej - szeptała pod nosem, robiąc niestabilne kroki przed siebie. - Jak dom.

Dobijaj mnie, pijana Anastasio Roztocka.

- Mogę tu zostać? - mruknęła do mnie, otwierając szeroko ciemne oczy.

- Przecież tu mieszkasz - kopnąłem drzwi do mojej sypialni i przeniosłem przez jej próg dziewczynę. Dalej była równie lekka co kiedyś.

- Na zawsze - wyszeptała mi prosto do ucha, wciskając swoją twarz w moją szyję. - Nikt nie pachnie jak ty.

Odchyliłem jedną ręką kołdrę i ułożyłem dziewczynę na materacu, a ta pociągnęła mnie na niego za sobą.

- Zostaniesz ze mną chwilę? - mówiła ciężkim głosem. - Niedobrze mi.

Skinąłem głową, gasząc jedną z dwóch lampek nocnych, które miałem przy łóżku. Delikatnie głaskałem ją po głowie, gdy ta uśmiechała się do mnie w półśnie.

- Ja jestem trzeźwa.

- Jesteś, jesteś - powiedziałem cicho, nie przestając dotykać jej włosów. - A teraz śpij.

Zwinęła się w kłębek, odwracając bardziej w moją stronę. Wyglądała jak moja Ana sprzed kilku lat. Taka młoda, jeszcze niepewna siebie, swoich uczuć i tego, kim jest. Tęskniłem czasami, za tym, jak urocza była, w swej nieporadności. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że wyrosła na prawdziwą kobietę, taką, która wie, czego chce, aby być szczęśliwa. Tym razem chciała kogoś, kto mógł jej to dać.

- Wiesz co... - zaczęła mówić cicho.

- Co?

- Lubie Kubę - słuchałem jej zmęczonego głosu, próbując ugryźć się w język. - Sprawia, że się uśmiecham. I jest zabawny, lubię jego żarty. I chyba chce, żebym była szczęśliwa.

- Jeśli tylko jest dla Ciebie dobry - pogładziłem kciukiem jej policzek, czując jak ściśnięte mam gardło.

- Jest, chyba mu się spodobałam.

- Jeśli coś spieprzy, to rozkwaszę mu twarz, masz moje słowo - powiedziałem cicho, przykrywając ją bardziej kołdrą.

- Już to zrobił.

Poczułem nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Wiedziałem, że jeśli ją skrzywdził, to nawet zawieszenie dyscyplinarne, mnie nie zatrzyma w zrobieniu mu tego, na co być może zasłużył. Patrzyłem, jak powoli otwiera usta, czując, że to mogą być jej ostatnie słowa, zanim zaśnie.

- Bo mimo tego, że On jest, to Ty nadal mnie nie chcesz.

Przestałem oddychać na sekundę, aby najpierw przyswoić to, że Ana chciałaby, żebym nadal jej pragnął. Potem, żeby zrozumieć, że zabrzmiało to tak, jakby wykorzystywała Kubę do wzbudzenia we mnie zazdrości, abym na końcu pojął, że jest upita i najprawdopodobniej nie wie, co mówi. Ta w końcu odezwała się po raz ostatni, zanim usłyszałem jej ciche pochrapywanie.

- Pamiętaj Kamil, słowa pijanego, to nadal myśli trzeźwego.


********

Kochani, zastanawiam się, czy powinnam nadal kontynuować pisanie fanfiction, czy też poczekać z nim do października/listopada i rozpoczęcia sezonu skoków. Wiem, że wiele z was nadal tu jest, niestety ta większa część nie zagląda na Wattpada w okresie letnim i nie jest to właściwie nic nowego dla mnie. Miło byłoby wiedzieć, co o tym sądzicie:)

Rozdział pojawił się po miesiącu czasu, niestety ale matura w tym roku przede mną i poza pracą, ciągle siedzę nad książkami. Więc jeśli ktoś z was też pisze to w tym roku, to pozdrawiam i życzę powodzenia! Musimy jakoś to przebrnąć:)

Oczywiście zachęcam was do komentowania.

All love,

Demurie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro