Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

Złapałam go mocno za szyje, wpijając swoje usta w jego. Smakował odrobiną wódki i coli. Spojrzał na mnie, a jego oczy płonęły tak mocno, jak moja skóra, gdy mnie dotykał. Objął moje biodra, sprawnym ruchem przysuwając do swoich i głaszcząc jak relikwie. Zmierzwiłam jego włosy, a On obdarował mnie tym urokliwym uśmiechem, od którego robiło mi się gorąco w całym ciele. Potrafił być jednocześnie silny, męski i zmysłowy, a to cecha, której nie jednemu facetowi w moim życiu brakowało. Całował moją szyję, gdy jedyną rzeczą, o jakiej myślałam, było zaciągnięcie go do mojego łóżka. Oplotłam w końcu swoje nogi wokół jego bioder, a ten silnym ruchem podniósł mnie do góry, niosąc w stronę schodów.

- Ana - szepnął ktoś do mnie i na pewno nie był to mężczyzna z moim snów. Spojrzałam na uśmiechniętą twarz Stefanka. W tamtym momencie właśnie się wybudziłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że miałam prawie erotyczny sen o mężczyźnie siedzącym jakieś dwa rzędy siedzeń w autokarze dalej niż ja. A na dodatek jego najlepszy kumpel właśnie mnie budził i o losie, mam nadzieje, że nie wydawałam z siebie żadnych dziwnych odgłosów. - Zaraz będziemy na lotnisku.

Upiłam łyk zimnej kawy stojącej w moim podłokietniku. Weekend zapowiadał się dość pracowicie, tydzień przed rozpoczęciem Pucharu Świata nowy trener, Michal Doleżal postanowił zrobić nam wyprawę do austriackiego Bischofshofen w celach potrenowania z chłopakami. Właściwie nie wiedziałam, w jakim celu dokładnie tam jechałam, skoro nie były to zawody, ale jak w tej pracy bywa, Apollo każe, Anastasia robi. Spojrzałam za okno smętnym wzrokiem. Najbardziej marzyłam o tym, aby znaleźć się już w hotelowym łóżku, a czekał mnie jeszcze dwugodzinny lot.

- Chyba dobrze ci się spało - spojrzałam na stojącego nade mną Wolnego, który uniósł brew na mój widok, aby po sekundzie zajął miejsce obok mnie. - Chrapałaś tak, że ja na końcu cię słyszałem.

- Kłamca - wywróciłam oczami, na co ten zareagował śmiechem. - Wyglądam jak wielkie zombie?

- Tylko odrobinę - uśmiechnął się, poprawiając opadający kosmyk włosów na moją twarz. Spuściłam wzrok lekko zawstydzona. - Za ładne masz oczy, aby się nimi patrzeć w podłogę.

- Romantyk - mruknęłam, ziewając jednocześnie.

- Kuba, nie będziemy na Ciebie czekać, bo tobie się romansów zachciewa - usłyszałam ostry ton głosu dochodzący zza chłopaka. Stoch rozgramiał ciemnowłosego swoim niebieskookim wzrokiem, aż ten nie wstał i burcząc coś pod nosem, nie poszedł w stronę swojego siedzenia.

- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? - rzuciłam w jego stronę, unosząc pretensjonalnie jedną z brwi.

- Przyjechaliśmy tu pracować, a nie gadać - odparł krótko, bez żadnych emocji.

- Ale...

- Jeśli nie jesteś tu po to, równie dobrze możesz wrócić do domu - dokończył i wyminął mnie, idąc w stronę wyjścia. Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu do tego stopnia, że rzuciłam się po swoją torbę, wylatując za Kamilem. I nie interesowało mnie to, czy mój wybuch zobaczy tłum dziennikarzy, czy pierwszych lepszych podróżnych na lotnisku. Nie byłam typem osoby spokojnej, może za nastolatka, ale to była bardziej kwestia tego, że bardzo łatwo ulegałam każdemu i nie miałam swojego zdania niżeli spokoju. Po prostu nie wychylałam się poza swoją bańkę prywatności. Właściwie to była poniekąd wina Stocha, że nie potrafiłam olać tego, jak się wobec mnie zachowuje. To on nauczył mnie, że zawsze warto walczyć o swoje racje i takie tam więc teraz niech przyjmie na barki efekty tego.

- Kamil! - wrzasnęłam za chłopakiem, a ten, zamiast się obrócić, zignorował mnie w swoim nienagannym stylu. Podbiegłam do niego, łapiąc go za rękę i wręcz zmuszając do obrócenia się w moją stronę. Gdy to też uczynił, obdarował mnie lodowatym spojrzeniem, wyrywając swoją rękę.

- Możesz nie robić scen w miejscu publicznym? - wycedził przez mocno zaciśnięte zęby.

- Możesz nie zachowywać się jak totalny dupek? - warknęłam w jego stronę. - Będę rozmawiać, z kim chce i ile chce. I do cholery jasnej nie życzę sobie, abyś ty podważał to, po co tu przyjechałam.

- To może, zamiast zawierać nowe znajomości, w końcu się do niej zabierzesz? - uśmiechnął się szyderczo, wbijając małe igiełki w moje serce. - Jak na razie nie widać efektów.

Odwróciłam się na pięcie, ruszając w swoją stronę.

- Marna pani fotograf od siedmiu boleści - usłyszałam, jak mamroczę pod nosem, a mnie nagły szlag trafił. Rzuciłam się w jego stronę, wyzywając go od idiotów i dupków, jednocześnie bijąc pięściami w tors, a ten nie spodziewając się mojej reakcji, złapał mnie mocno za nadgarstki, unikając kolejnych ciosów.

- Jesteś po prostu okropny - wysyczałam w jego stronę, próbując na marne powstrzymać łzę płynącą po moim policzku. - Żałuje, że muszę z tobą pracować.

- Co tu się do cholery wyprawia? - nagle naszą scenę nienawiści przerwał mocny czeski akcent, który najwyraźniej swoim autorytetem zmusił Kamila do puszczenia moich dłoni. Sięgnęłam po torbę, którą rzuciłam na ziemię i prędko założyłam ją na ramię. - Takie sceny są niedopuszczalne!

- To niech pan go sobie wychowa, bo najwyraźniej jest na poziomie 14 latka - rzuciłam, urywając konwersacje. Wyciągnęłam z autokaru walizkę i ruszyłam z nią do środka lotniska, mijając Stocha, który najwyraźniej wysłuchiwał reprymendy trenera. Postanowiłam nie reagować i nie zniżać się do jego poziomu. Ruszyłam w stronę odprawy, gdzie czekali już chłopacy.

- Co to za scena na zewnątrz? - zapytał Kubacki, patrząc na mój rozmazany tusz.

- Twój kumpel to dupek - odpowiedziałam niewzruszenie. - Nie umie zachować się jak profesjonalista.

- Wiesz, że Kamil jest specyficzny... - blondyn objął mnie przyjacielsko, a ja naprawdę próbowałam się nie rozpłakać w tamtym momencie. Jedną z najgorszych rzeczy było to, że gdy spoglądałam na Stocha, dalej czułam to przyspieszone bicie serca i ciepło rozchodzące się po moim brzuchu. Mimo że powinnam go wyrzucić z mojej głowy, to dalej gdzieś tam był i zamiast pomóc nam wrócić do przyjacielskich relacji, rzucał we mnie sztyletami.

- Nie będę się przejmowała jego zaczepkami - przetarłam załzawione oczy. - Mam więcej do zrobienia i zaoferowania.

- Jestem z Ciebie dumny młoda - usłyszałam spokój w głosie Dawida. - Jesteś ponadto.

- Dzięki. - oddałam uścisk blondyna i w tym momencie naprawdę doceniłam to, jakim przyjacielem jest Dawid. Miał naprawdę trudną rolę do odegrania, przyjaźnił się jednocześnie z Kamilem i ze mną, co naprawdę musiało być czasami dla niego ciężkie i sprzeczne. Mimo tego, był świetny w tym, co robił.

- W porządku? - usłyszałam pytający głos, odwróciłam głowę. Kuba patrzył na mnie, marszcząc brwi w konsternacji, co dodawało mu kilku lat.

- Jest okej - odparłam, odklejając się od Kubackiego. - Miewaliśmy z Kamilem gorsze spory.

- Oj to prawda - dorzucił swoje cztery grosze Kubacki. - Jeśli nie latały talerze, to jest naprawdę dobrze.

Ciemnowłosy chłopak roześmiał się.

- Martwiłem się - szepnął, podchodząc bliżej mnie. Spojrzałam w jego roziskrzone ciemne oczy, które dalej przyprawiały mnie o lekkie zakłopotanie. Nie myślałam, że ktoś będzie się o mnie tak martwić. - Już miałem interweniować, ale Dawid powiedział, żebym was zostawił.

- Miał racje - pokiwałam głową. - Wszystko jest w porządku, idziemy?

Chłopak skinął głową, po czym weszliśmy do tunelu, aby po chwili znaleźć się w samolocie. Usiadłam przy oknie, wpatrując się w rozciągający się pas startowy.

- Siadasz z Ana i nie waż mi się przemieszczać, dopóki się nie dogadacie.

- Ale trenerze... - odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się twarz Kamila, która w błagalny sposób prosiła Doleżala o zmianę miejsca. Trener z kamiennym wyrazem twarzy wskazał miejsce obok mnie, a sam ruszył kilka pozycji dalej.

***********

KAMIL POV

Ostatnią rzeczą, jaką chciałem robić, było siadanie koło Anastasi. I nie mowie tu o tym, że nie chciałbym, a o tym, że im mniej mnie wokół niej, tym lepiej dla nas obojga. Mimo mojego popisowego numeru sprzed niecałej godziny, gdzie wybuch mojej zazdrości na widok Wolnego, który bez żadnych skrupułów podrywał Ane na te swoje wielkie piękne oczęta, nie był najlepszym pomysłem, nie chciałem dodawać jej więcej stresu. Spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami, trzepocząc kilka razy rzęsami, aby po chwili odwrócić wzrok w stronę okna. Nie spodziewałem się, że na moje słowa w stronę Kuby wybuchnie tak bardzo, że odstawi taką scenę przy ludziach, a jednak przeceniłem jej możliwości. Walczyła o swoje i, mimo że w taki sposób, nawet mnie to cieszyło.

- Zachowałem się jak idiota - zacząłem rozmowę, bez żadnego odzewu ze strony dziewczyny. Tak naprawdę nie liczyłem, że powie do mnie cokolwiek. - Nie powinienem tak mówić i naprawdę nie myślę, że jesteś marnym fotografem.

Odwróciła głowę w moją stronę, przeszywając mnie swoim wzrokiem. Beznamiętnie patrzyła w moją twarz, co stresowało mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. Szukałem jak najłatwiejszej możliwości wybrnięcia z sytuacji, wytłumaczenia się, ale gdybym powiedział jej wprost, że nie mogę znieść tego, że ktoś inny pojawia się wokół nie, wyszedłbym na totalnego czubka.

- To nie jest mój najlepszy dzień, nie mam nic więcej na swoją obronę - kłamałem w żywe oczy, ale, co więcej, pozostało mi w takiej sytuacji.

- Czym zagroził ci Michał? Wylaniem z kadry? Wycofaniem z zawodów? - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym złości. - W końcu w innym wypadku nie przepraszałbyś mnie, a dalej zachowywał się jak dupek.

- Niczym - powiedziałem tym razem zgodnie z prawdą. - Nie jestem bez serca, przecież wiesz.

Skinęła głową, z udawaną wiarą w moje słowa.

- Wiem, że nie będziemy mieli idealnych relacji - mówiłem dalej. - Ale zawsze mi na tobie zależało i nie chce źle. Po prostu zdenerwowałem.

- Bo co? Bo mogę mieć kogoś poza panem księciem Stochem? Że mogę być zainteresowana kimś innym niż Ty i mogę komuś się podobać? - warczał.a dalej w moją stronę głosem pełnym jadu. - Dla twojej informacji Kamilu, nie będę wiecznie sama. Sam wiesz dlaczego. Nie chce patrzeć na to, jak szczęśliwy jesteś z Alicją, bo mnie to kiedyś zabije.

Westchnąłem głęboko. Czyli ją bolało to samo co mnie. Zastanawiałem się, czy to, że będziemy razem pracować przez pół roku, było dobrym wyborem, ale gdybym odebrał jej taką szansę, sam nie mógłbym spojrzeć sobie w twarz.

- Nie będę ci wchodzić w drogę - dokończyłem. - Nie chce, żebyś więcej cierpiała i miała problemy z mojego powodu.

- Kamil... - westchnęła cicho. - To nie jest dla mnie łatwe. I na pewno nie chce o tym rozmawiać w samolocie.

- Porozmawiajmy po kolacji - zaproponowałem. - Na spokojnie. Zależy mi, żeby Ci się dobrze pracowało.

- Możemy - odpowiedziała, szybko zamykając oczy i biorąc głęboki wdech. Jak zwykle bała się, gdy startował samolot.

- Dalej przerażona? - zagadałem, próbując ją odstresować. - Możesz mi zmiażdżyć rękę, jeśli tylko zechcesz.

Wywróciła oczami, a przez jej usta przebiegł cień uśmiechu. Wyglądała naprawdę dobrze, mimo że ubrana była na sportowo, a włosy związane miała w koka. Bez grama makijażu stawała się kilka lat młodsza i przypominała mi czasy, gdy ją poznałem, a wtedy była jeszcze moją niewinną Anastasią. Promyczkiem słońca, który przegonił ciemne chmury z mojego życia, gdy najbardziej tego potrzebowałem.

- Nadal służę ręką - rozłożyłem się na fotelu, opierając obie ręce o podłokietnik.

- Nie, bo Alicja by mnie zagryzła - wypaliła w moją stronę.

- Jak widzisz, jej tu nie ma.

Zagryzła wargę, patrząc na mnie z zaciekawieniem, jakby nie spodziewała się, że mogę powiedzieć coś takiego w jej stronę. Właściwie sam nie spodziewałem się, że wyjdę z taką propozycją na kilka minut po tym, jak obiecywałem sobie trzymać się od niej z daleka. Nie mogłem nigdy pojąć, jak jej obecność potrafiła na mnie działać, w złe dni koiła, w inne przyciągała jak magnes. Nagle, samolot zaczął startować.
- Tylko dwie minuty.

Poczułem, jak jej delikatna dłoń dotyka mojej, a palcami błądzi po jej powierzchni. Niesamowicie tęskniłem za tym dotykiem, jej dotykiem, który, chociaż na chwile napełniał mnie szczęściem. Napajałem się tą chwilą na tyle, na ile mogłem, chociaż nie było to zbyt dobre. Jednak świadomość, że może to być ostatni raz, gdy czuje jej skórę, pozbawiła mnie zdolności logicznego myślenia.

Kilka godzin później mknąłem samochodem przez zaśnieżone ulice Bischofschofen, właściwie lubiłem tu jeździć. Odkąd w Polsce nie mogłem liczyć na zimę, zawsze było miło przyjechać i spojrzeć na zaśnieżone widoki, mimo iż nie mogłem tak, jak w Finlandii utopić się tu w śniegu po uda. Jednak lepszy rydz niż nic. Jak zwykle wybrany na kierowcę wsłuchiwałem się w spokojne rytmy Red Hot Chilli Peppers, licząc na jak najszybsze dotarcie do celu. Za moim siedzeniem spał Dawid, a obok niego chrapiący Piotrek. Spojrzałem na siedzenie obok mnie. Kuba wpatrywał się w komórkę, co jakiś czas odpisując komuś i szczerząc się jak mysz do sera. Nie, żeby wprawiało mnie to jednocześnie w zaciekawienie i pewną obawę, że osoba, z którą piszę, może być Anastasia. Naprawdę głęboko wierzyłem, że śpi w drugim samochodzie, który prowadził nasz trener.

- Co się tak cieszysz? - zagadałem w końcu do brązowowłosego, a ten oderwał wzrok z telefonu.

- Pisałem z tą naszą nową fotograf - rzucił dumnie, a ja zmarkotniałem, bo w głębi serca jednak liczyłem, że odpowie coś innego. - Całkiem fajna z niej dziewczyna, wy chodziliście kiedyś?

Za to chodziliście, miałem ochotę odepchnąć kierownicę i rzucić się mu do szyi. Chodzeniem bym tego nie nazwał, wcale nie chciałem, by była matką moich dzieci, moją żoną i jedyną kochanką w moim życiu.

- Można to tak nazwać - mruknąłem, wywracając jednocześnie oczami. - A co?

- Myślałem, żeby ją gdzieś zaprosić czy coś - podrapał się po karku. - Ale nie chcę robić kwasu.

- W porządku, stara historia - dorzuciłem swoje trzy grosze, czując uśmiech Wolnego na moim ciele. - Tylko jak to spieprzysz...

- Tak, wiem - dokończył, ziewając jednocześnie. - To podetniesz mi skrzydła. Zakodowane.

Westchnąłem głęboko. Sam właśnie skazałem się na najcięższe tortury pod postacią Kuby ćwierkającego do Anastazji. Gorszym bólem może być tylko fakt, że ta może mu nie odmówić. W końcu musi sobie poukładać życie i czemu miałaby rezygnować z właściwie fajnego chłopaka. Poczułem, że to może być jedno z najcięższych pół roków mojego dotychczasowego życia. Bo czasami, dla czyjegoś uśmiechu, znosimy największy ból, no ale w końcu czego się nie robi z miłości.

Spojrzałem kątem oka na ekran samochodu, na którym pojawiło się przychodzące połączenie od naszego trenera.

- Tak, trenerze? - odebrałem szybko, starając się nie zbudzić chłopaków.

- Mamy problem z pokojami, dzwoniłem wczoraj tam, że będziemy potrzebowali jednego więcej, ale okazało się, że Anastasia nie ma pokoju, a tylko Kuba i Ty macie po wolnym miejscu. - mówił, lekko sepleniąc trener. Jak na jego czeskie pochodzenie, odnosiłem czasami wrażenie, że mógłby być polakiem z lekką wadą wymowy. - Muszę ją któremuś z was wrzucić.

Kątem oka ujrzałem otwierające się usta Wolnego, ale postanowiłem go ubiec.

- Ja ją wezmę trenerze - odparłem szybko.

- No nie wiem, dzisiaj się prawie pozabijaliście - usłyszałem z głośnika, na co zagryzłem wargę, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł. Ale chyba wolałem wojnę niż dobierającego się do Any Wolnego, którego zna całe dwa dni.

- Między nami jest okej, niech śpi u mnie - rzuciłem krótko. - Kuba musi się skupić przed pierwszymi zawodami, nie młody?

Siedzący obok mnie chłopak wymruczał coś na kształt przytaknięcia, a ja poczułem zwycięstwo w głowie. Dalsza droga minęła mi spokojniej niż wcześniej, czułem wręcz coś na kształt satysfakcji, że Ona śpi u mnie, a nie u niego. Chwilę później znajdowaliśmy się pod hotelem, obudziłem szybko chłopaków, zabraliśmy swoje walizki i ruszyliśmy w stronę budynku. Chyba każdy z nas marzył teraz o szybkim prysznicu i cieplutkim łóżku. Będąc już w pokoju, zarzuciłem ręcznik na bark i ruszyłem spokojnie w stronę łazienki. Ciepłe krople wody spływały po moim ciele, dając niesamowite ukojenie po tych łącznie ponad 6 godzinach podróży. Nuciłem sobie w głowie piosenkę Rolling Stone'sów, dopóki moje drzwi nie otworzyły się z hukiem.

- Jezus Maria! - usłyszałem głośny wrzask dziewczyny, a po chwili huk zamykających się drzwi. Spłukałem w sekundę pianę i owijając ręcznik, wokół bioder wyskoczyłem z łazienki.

- Ani Jezus, Ani Maria. Kamil Stoch.

Uśmiechnąłem się, łypiąc okiem na ciemnowłosą trzymającą się za klatkę piersiową. Wyglądała na dość mocno przerażoną moją obecnością w ''jej'' pokoju.

- Co ty robisz w moim pokoju?! - uniosła się, podnosząc jednocześnie głos, by po chwili z powrotem opaść na łóżko.

- Właściwie, to nasz pokój, nie twój - zaznaczyłem dość szybko, drapiąc się po kilkudniowym zaroście. - Hotel nas wybujał i śpisz u mnie.

- Przecież to jest jakiś żart - złapała się za twarz. - Tu jest łóżko małżeńskie.

- Właściwie jakby się cofnąć kilka miesięcy wcześniej to możemy jakby tu spać - roześmiałem się pod nosem, widząc, że jednak moje żarty jej nie bawią. - Zrobię nam przegródkę z poduszek. Chyba lepsze jest spanie z kimś, kogo się zna, niż nie.

- A kogo miałam do wyboru? - spojrzała na mnie, unosząc brew.

Houston.

- Kube - mruknąłem, poprawiając ręcznik.

- To dlaczego ja nie śpię z nim? - zmarszczyła nos jak zwykle wtedy, gdy jest niezadowolona.

- Liczyłem bardziej, na dziękuje, ale może być - wywróciłem oczami. - Idę się przebrać.

Ruszyłem w stronę torby, wyciągając świeże ubrania, aby ruszyć ponownie do łazienki. Przebrałem się szybko w piżamę, a przynajmniej jej część, bo od dziecka miałem jakieś psychiczne uczulenie na spanie w koszulkach i miałem nadzieje, że przynajmniej o to nie zrobi mi awantury.

Otworzyłem drzwi i ujrzałem wystając spod kołdry rozczochraną głowę.

- Nie idziesz pod prysznic?

Skinęła głową na nie, przytulając się do kołdry. Wyglądała naprawdę pięknie. Usiadłem na łóżku, aby po chwili samemu wcisnąć się pod jedną kołdrę. Patrzyłem na jej rozespaną twarz z drugiego końca łóżka i myślałem, o tym ile dałbym, bym mógł, leżeć bliżej niej.

Nie gap się. - wymamrotała cicho, nie podnosząc powiek. Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu.

Parsknąłem cicho śmiechem, gasząc jednocześnie lampkę nocną i układając się do snu.

- Ani nie zbliżaj na odległość mniejszą niż metr - dokończyła.

- Śpij lepiej - mruknąłem w jej stronę. - Jutro mamy ciężki dzień.

- Oby nie cięższy, niż ta noc - usłyszałem, jak obraca się całkiem w moją stronę. - Nie kop mnie w nocy.

- Jeszcze jakieś życzenia, mademoiselle? - spytałem cicho, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko jej ciche pochrapywanie. Wyciągnąłem rękę, gdy nagle poczułem jej skórę pod moim dotykiem. Nie odsunąłem jej.

W końcu tylko na tyle mogłem sobie teraz pozwolić.

I pozwalałem.

*****************

Miłego dnia, kochani:) Pamiętajcie, że zawsze będzie miło mi poczytać wasze komentarze - reakcje, sugestie. Zachęcam również do gwiazdkowania rozdziału, dużo to dla mnie znaczy.

All love, 

Demurie x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro