XIV
- Proszę. - podałem jej kupiony w aptece test ciążowy. Nie wytrzymałbym, czekając, aż pójdzie do ginekologa i zrobi odpowiednie badania. Już sam fakt, że wparowała do mojego domu, oświadczając mi, że nosi pod swoim sercem moje dziecko, zbił mnie kompletnie z tropu. Nic nie zmieni tego, co czuje do Anastasii, tego, że jest ona jedną i jedyną, z którą chciałbym założyć kiedyś rodzinę, jedyną, obok której chciałbym codziennie się budzić, której jedyną miałbym odgarniać włosy z twarzy, gdy zanurzona jest w głębokim, spokojnym śnie. Tak naprawdę wewnętrznie panikowałem. Byłem rozdarty pomiędzy tym, co czuje, a tym, co jest słuszne, jeśli to wszystko okaże się prawdą. I o losie, pierwszy raz modliłem się w myślach do boga o to, abym nie został teraz ojcem.
- Chyba ze mnie kpisz - uniosła brew, patrząc na mnie z irytacją w oczach. - Chyba wiem, że jestem w ciąży, tak?
- Proszę Cię, przestań grać na zwłokę - przetarłem swój kilkudniowy zarost. - Rozumiem twoją wielką chęć zemsty, ale jeśli to prawda, to raz w życiu zachowaj się jak dorosła kobieta.
Wzięła ode mnie pudełko.
- Dobra, miejmy to z głowy - otworzyła opakowanie, wyciągając z niego ulotkę i słowo w słowo, studiując każdą jej część. - Chyba nie będziesz mi towarzyszył w toalecie?
- Odpuszczę sobię - mruknąłem w jej stronie, siadając przy wysepce kuchennej. Blondynka kołysząc biodrami, ruszyła w stronę toalety, po czym zamknęła się w niej na dłuższą chwilę.
Upiłem łyk wody, którą przede mną postawiła. Już dawno nie siedziałem w takim stresie. Wygrywając ostatnią olimpiadę, czułem się lepiej niż teraz, już nie mówiąc o wyglądzie. W dwa dni postarzałem się o co najmniej 10 lat i sam nie przypominałem siebie. Nie spałem całą noc, myśląc, co zrobić, jeśli faktycznie wynik będzie pozytywny. Czy zostawić Ane i spełnić swój męski obowiązek, tym samym znowu złamać jej serce i samemu cierpieć czy wychowywać swoje dziecko na odległość, skłóconym z jego matką? Obie wersje wydarzeń były równie złe, równie nieodpowiedzialne i nie rozwiewały moich wątpliwości.
- Od początku powinieneś mi wierzyć - usłyszałem jej głos i zamarłem.
Spojrzałem na test i ujrzałem o dwie kreski za dużo.
Nie wiem, czy w tym momencie zrobiło mi się słabo, niedobrze czy ogarnęło mnie przerażenie, ale poczułem, jakby podłoga miała się pode mną osunąć.
- Kamil... - poczułem jej dłoń na swojej twarzy, uśmiechała się w moją stronę. - Powinniśmy spróbować jeszcze raz. Zbudować razem dom dla naszego...
Wzięła moją dłoń i dotknęła nią swojego brzucha. Nawet dla mnie to było zbyt wiele w tej chwili.
- Dzidziusia - dokończyła spokojnym tonem.
- J-ja... muszę to przemyśleć - zająknąłem się w silnym stresie, po czym ruszyłem w stronę drzwi, zostawiając ją samą, a test zabierając ze sobą jako dowód. Wyleciałem do samochodu, biorąc kilka głębszych wdechów przed odjazdem. Nie mogłem uwierzyć. Najzwyczajniej w świecie wydawało mi się to niemożliwe. Pierwszy raz w moim 32-letnim życiu, chciałem po prostu zniknąć albo chociaż wyrwać się z tego koszmaru, który sam na własne życzenie sobie zgotowałem. Najgorsze i tak miało dopiero nadejść. Chciałem być pewny, chciałem znowu być szczęśliwy, a jedyne co muszę teraz robić to przygotować się na to, że Ona odejdzie. Nie bez powodu. Nagle mój telefon rozdzwonił się.
- Natalka? - powiedziałem cicho, odbierając połączenie od mojej siostry.
- O której będziesz na obiad? Mama pyta, czy Ana też wpadnie - zaczęła swoją paplaninę moja siostra. - Przyjeżdża kuzynka Kamila i...
- Nie wiem, ja nic nie wiem.
- Kamil? - zapytała w końcu. - W porządku.
W tym momencie świat całkiem runął mi na głowę. Rozpłakałem się jak dziecko. Nie płakałem od tak dawna, ale teraz dusiłem się wręcz własnymi łzami, nie wiedząc co zrobić, dokąd pójść, jak dalej żyć w tym wszystkim.
- Gdzie jesteś? Przyjedziemy po Ciebie z Anką - uspokajała mnie moja młodsza siostra, wyraźnie martwiąc się moim wybuchem. - Tylko nie ruszaj się nigdzie, nie jedź nigdzie i nie rób nic głupiego.
- Pod domem Alicji.
- Daj nam 15 minut, nie rób nic głupiego. - powtarzała wciąż to jak mantrę, jakby bała się, że w tym stanie zrobię coś sobie albo co dopiero komuś. Nie zachodziło na to, abym w ogóle wyszedł teraz z tego samochodu. Ocierałem dłońmi wciąż spływające łzy. Nie chciałem już krzyczeć, jedyne czego pragnąłem to zrozumieć, dlaczego świat wciąż rzuca mi kłody pod nogi i co takiego zrobiłem, że tam na górze sądzą, że na to zasłużyłem.
Spojrzałem na komórkę i sms, które wysłała mi Ana. Bałem się cokolwiek odpisać, ale nie mogłem dać się jej zamartwiać moim nagłym porannym zniknięciem. Odpisałem zdawkowo, że wszystko w porządku i że nie musi się o mnie martwić. Że zobaczymy się później. Kto wie, czy tym razem nie ostatni raz.
Minuta zamieniła się w kilka, a te kilka w paręnaście. Nie zdążyłem zauważyć, A do mojego samochodu pukały dwie znane mi osoby.
- Wysiadaj - rzuciła Ania, otwierając drzwi, od której strony siedziałem. Posłusznie ruszyłem się, czując, jak zimne powietrze osusza moje mokre policzki. - A teraz mów co się stało.
Ścisnąłem w dłoni dowód i podałem go dziewczynie. Spojrzała z niedowierzaniem, a jej usta delikatnie otwarły się.
- Nie mów mi, że to prawda - wyszeptała Natalia, łapiąc się za policzki. Skinąłem głową, czując, jak gula w moim gardle ponownie narasta.
- Kamil... - poczułem, jak obie dziewczyny przytulają mnie i znowu nabrałem ochoty na to, aby rozpłakać się jak bóbr, ale podobno faceci nie płaczą, więc postanowiłem sobie, że tym razem będę trzymać przynajmniej łzy na wodzy.
- Ana wie? - spojrzała na mnie najmłodsza z nas wszystkich ze smutkiem w oczach. - Głupio pytam.
- Zabieramy Cię do domu. Natalka, przepakuj ten samochód gdzieś poza posesją. - rzuciła druga, zabierając mnie pod rękę do samochodu, jakby bała się, że zaraz ponownie wybuchnę. - Zadzwonię do Maćka.
Zamknąłem oczy z nadzieją, że gdy to zrobię, znajdę się w domu. Moje marzenie po części się spełniło, chwile później byłem już w swoim apartamencie, czekając na Kota, który chyba jako jedyny mógł w pełni mnie zrozumieć.
Nigdy nie myślałem, że to z Maćkiem będę dzielił się swoimi niepowodzeniami miłosnymi. Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że nie sądziłem, że jego była dziewczyna będzie kiedyś moją największą miłością, ale skłamałbym, mówiąc, że nie obiecałem sobie, że będzie moja, gdy pierwszy raz zobaczyłem ją w jego objęciach.
- Znowu armagedon - usłyszałem jękliwy głos Kota, trzaskającego drzwiami. - Kto znowu z kim się przespał?
- Maciek...
- Żartuje przecież - prychnął, wywracając oczami. - Nie macie krzty poczucia humoru.
- Oj uwierz, że teraz nikomu nie jest do śmiechu - przywitała go Natalia. - Dobrze wyglądasz.
- Staram się - odgarnął komicznie włosy i naprawdę chciałbym być teraz w takim dobrym humorze, w jakim był on. - To, co się podziało?
- Alicja jest w ciąży. - wydukałem cicho, chowając twarz w dłoniach.
I nagle wszyscy ucichli.
- No to chłopie, mamy przejebane - powiedział prosto z mostu, na co jęknąłem rozpaczliwie. - Ale jakim cudem? Nie zabezpieczaliście się?
- Była na tabletkach - powiedziałem. - Przynajmniej tak mi mówiła.
- Boże - otworzył szerzej oczy. - Anastasia nie wie?
Skinąłem głową.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał, siadając obok mnie i świdrując wzrokiem. - Musisz jej powiedzieć.
- Maciek, ale ja wiem, że muszę! - uderzyłem dłonią w stół, aż szklanka wypełniona wodą zachwiała się. - Ja nie chce jej stracić...
- No to nie jesteś na najlepszej drodze do tego - wywrócił oczami. - Ale co się stało, to się nie odstanie.
Chociaż nie wiem jak bardzo, chciałbym cofnąć to wszystko.
- Może to, co teraz powiem, zaboli ale... - zaczął ponownie. - Powinieneś wrócić do Alicji.
Cztery słowa, których obawiałem się usłyszeć od kogokolwiek, odkąd dowiedziałem się, że będę ojcem.
- Kurwa...
- Tu nie chodzi o nią, tylko o dziecko - mówił dalej. - Pieprzyć Alicje swoją drogą, ale to twój potomek i nie możesz go zostawić. Musisz jakoś unieść to brzemię.
- Muszę... - powtarzałem jego słowa jak mantrę. - Anastasia.
- Ona sobie da radę - powiedział szczerze. - Ale czy ty dasz, to już inna kwestia.
- Nie chce żyć bez niej.
- Tym razem nie masz wyboru.
Każdy szew na moim sercu, który zostawiła Ana, gdy do mnie wróciła, pękał, rozdzierając mnie i moje uczucia na pół. Nie mogłem postąpić inaczej niż zwrócić jej wolność, z nadzieją, że tym razem nie znienawidzi mnie jak kiedyś. Że może zrozumie i nie zobaczę w jej oczach tego żalu, który ujrzałem, gdy zobaczyłem ją pierwszy raz po kilku latach. Jej smutek potrafił zburzyć każdy mur, który wokół siebie postawiłem.
- Anastasia, spotkajmy się u mnie za godzinę.
************
ANA POV
Taksówka podwiozła mnie pod blok, w którym znajdował się apartament Kamila. Zapłaciłam kierowcy i wyskoczyłam z samochodu, ruszając w stronę drzwi. Jego głos brzmiał tak smutno przez telefon, że z każdym metrem pokonanym przeze mnie czułam się coraz gorzej. Sama nawet nie wiem, czego miałam się obawiać. Jeszcze wczoraj zasypiałam wtulona w jego ciało, coraz pewniejsza, że los zaczyna nam sprzyjać i że nie stanie się między nami już nic złego. Teraz zaczynałam w to wątpić. Szczególnie po jego porannym zniknięciu i tym suchym sms, który miał uspokoić moje skołatane nerwy.
Zapukałam i nie wiem, czy głośniejsza była moja ręka stukająca w drzwi, czy serce, które waliło jak oszalałe, jakby co najmniej miało zaraz wyskoczyć mi z piersi i sprawić, że padnę na zwał. Drzwi uchyliły się. Weszłam szybkim krokiem i zobaczyłam jego. Bladego jak ściana, z opuchniętymi oczami. Wyglądał jak cień samego siebie. Uciekającego wzrokiem z daleka ode mnie. Bałam się go dotknąć, gdyż pod moimi palcami mógłby rozpaść się na kawałeczki. Rzuciłam torebkę na kanapę, pospiesznie się rozbierając.
- Kamil, co się dzieje? - podeszłam do niego, łapiąc go w pasie, zmuszając wręcz do tego, aby w końcu przestał zabijać mnie ciszą. Aby na mnie spojrzał. Lecz to, co ujrzałam, zmroziło moje serce szybciej niż cokolwiek innego. Pustka w jego oczach zmieszana była z rozpaczą, której tak dawno w nich nie widziałam. Nie było grama Kamila w moim Kamilu. - Proszę Cię, powiedz mi.
Odsunął się ode mnie, ruszając w stronę balkonu, sięgając po papierosa, których już od dawna nie palił. W jednym momencie dostałam napadu wściekłości, ruszyłam za nim i wydarłam mu z ręki paczkę papierosów, wyrzucając ją przez balkon. Tuż za nią poleciała też zapalniczka, ale nie żałowałam tego.
- Spójrz na mnie! - wykrzyczałam w końcu w jego stronę, moje serce nie mogło znieść tej ciszy. - Powiedz mi, cokolwiek by to nie było.
Wyraźnie oburzył się moim zachowaniem, burcząc coś pod nosem, ale ja miałam to gdzieś.
- Ana - zaczął łamiącym głosem. - Chce, żebyś wiedziała, że Cię kocham. Kurewsko Cię kocham i nie kochałem nigdy nikogo innego jak Ciebie. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.
- Znowu mnie zostawiasz?
Zamilkł, a ja poczułam zbierające się pod powiekami łzy. Nie chciałam pokazywać słabości, nie gdy znowu chciał mnie zostawić. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę za nikim biegać, że nie będę cierpieć przez kogoś, kto mnie nie chce. Bo gdyby chciał, to by nie zostawił.
- Alicja jest w ciąży.
I nagle jakby wszystko mi się rozmazało. Nie wytrzymałam, a po moich policzkach spływały gorące łzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało.
- Zrobiła przy mnie test - kontynuował rzucanie sztyletami w moją osobę. - Nosi moje dziecko. Nie mogę jej zostawić.
- Więc zostawiasz mnie - uśmiechnęłam się smutno, wycierając twarz w rękawy swetra. - Rozumiem.
Spojrzałam na niego, próbując się nie rozpłakać kolejny raz, ale tym razem to On wycierał swoje łzy.
- Kocham Cię - zbliżył się do mnie. - Zawsze będę Cię kochać, tylko proszę, nie nienawidź mnie znowu.
Miałam ochotę się cofnąć, uciec, wykrzyczeć mu, że jest zarazem najgorszą i najlepszą rzecza, jaka mnie spotkała w życiu. Chciałam go uderzyć, chciałam upaść na podłogę i przeżywać to sama ze sobą. Ale nie mogę go znienawidzić, za to, że miał kogoś poza mną. Chociaż nienawiść nie bolałaby tak jak moja miłość do niego.
- Bądź szczęśliwy. - wyszeptałam. - Bądźcie. Na pewno dobrze go wychowasz.
Spojrzał na mnie załamany.
- Nigdy nie nastawiałam się na cokolwiek - powiedziałam. - W końcu los nie chce, żebyśmy byli razem. Wspólnie się ranimy, więc może warto to zostawić.
Zabrałam torebkę i sięgnęłam po ubrania. Gdybym została tu jeszcze chwilę, wpadłabym w paranoje.
- Nigdy Cię nie znienawidzę. - dotknęłam jego rozgrzanej twarzy. - Byłeś najlepszym, co mnie spotkało.
Zbliżyłam swoje czoło do jego ust, czując, jak całują mnie na pożegnanie. Na nic więcej nie miałam odwagi. Gdy każdy jego dotyk łamał mnie na pół.
- Do zobaczenia... kiedyś.
Odwróciłam się na pięcie, tamując łzy, które coraz szybciej spływały po mojej twarzy. Nie zostało mi tutaj nic.
Wybrałam numer Marity.
- Ana?
- Wracam do Słowenii, jeszcze dzisiaj.
*************
Gdy przypłynie wena, nie ma żadnej ucieczki. Sama troszkę płakałam pisząc końcówkę rozdziału. Nie zapowiadam końca książki ale zwrot akcji. Miłego czytania, jeśli ktoś jeszcze tu zagląda :)
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro