Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII


W jednej chwili grunt pod moimi nogami ponownie się zawalił. Nie lubiłam tego uczucia, gdy przez chwile wszystko zaczynało się układać, a potem dostawałam cios za ciosem, jakby życie chciało oddać mi dwa razy mocniej. W naturze miałam ucieczke, gdy coś przytłaczało mnie lub z czymś sobie nie radziłam. Od dziecka, gdy miałam jakiś problem, starałam się od niego uciec niżeli go rozwiązać, przez co straciłam naprawdę sporo osób w swoim dotychczasowym życiu. Tym razem zrobiłam to samo. Zadzwoniłam do najbliższej mi tu poza Kamilem osoby, która miałam nadzieje, że po raz kolejny wyratuje mnie z opresji. Zamiast tego skończyłam z dwoma kłócącymi się piętro niżej dupkami.

- Kamil, odpuść sobie - usłyszałam po raz setny zirytowany głos Maćka, który chciał mnie zabrać, podczas gdy ja w amoku uciekłam do sypialni i zamknęłam się z szoku, który wtedy we mnie wstąpił. - Nie sądzisz, że powinieneś wyjaśnić swoje... sprawy?

Śmiesznie to brzmiało. Zaciążyć laskę i nazwać to po prostu sprawą. Ruszyłam w stronę drzwi, by w końcu wydostać się z tego budynku i odetchnąć świeżym powietrzem/

- Ona nie jest moją sprawą - warknął oburzony Kamil. - Zapewniam Cię, że żadnego dziecka nie ma, a jeśli jest, to z pewnością nie moje.

- Jesteś pewien? - spojrzałam na niego zawiedzionym wzrokiem, gdy tylko usłyszał mój głos, podniósł się ze skórzanej kanapy, na której opierał się, jednocześnie zasłaniając twarz dłonią. Automatycznie cofnęłam się, gdy spróbował złapać moją dłoń. Może to naprawdę nie jego dziecko, może nie ma w ogóle żadnego. Tylko to wszystko było czystym gdybaniem i nikt nie wiedział tak naprawdę, jak jest, a mnie wewnętrznie bolało to, że kolejny raz, gdy z nim jestem, dostaję więcej po dupie, niż powinnam. I jeszcze się tym przejmuje.

- Pójdę do samochodu - usłyszałam głos Kota, którego oczy były utkwione we mnie. Skinęłam głową, a ten po upewnieniu się ruszył do drzwi, po chwili nimi trzaskając.

- Musisz poukładać sobie swoje życie - przęłknęłam ślinę. - Inaczej to będzie się za tobą ciągnąć.

Złapał mnie za łokieć, zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. Na jego twarzy wymalowany był smutek, mieszający się z przerażeniem.

- Nie chce Cię stracić - wyszeptał, błądząc wzrokiem po mojej twarzy, zatrzymując się w końcu na ustach. - Nie mogę.

Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- To, że potrzebuje zostać sama, nie znaczy, że mnie tracisz - powiedziałam spokojniej. - Ale jeśli to wszystko jest prawdą, to nie licz, że jeszcze kiedyś pojawię się w twoim życiu.

- Nie chce, żebyś jechała.

- Też nie chciałam - posmutniałam bardziej niż wcześniej. W głębi serca liczyłam na naprawdę miły weekend i nie chodziło o to, że zamierzałam wrócić po nim do Kamila. Ale uczucie, które miałam gdzieś w sobie, to, które zaczęło się ponownie iskrzyć podczas wesela Marity, zaczynało znów gasnąć. Nie chciałam znowu zostać poszkodowaną, która będzie uciekała od tego, co się dzieje. - Nie znikam, nie martw się.

Dotknęłam jego brody i kciukiem pomasowałam policzek, po czym ze stoickim spokojem odeszłam w stronę wyjścia. Chwilę potem siedziałam w samochodzie Maćka, który był zaparkowany przed samym wjazdem na posesje.

- Wytłumaczy mi ktoś, co się znowu stało i czemu to zawsze wam się musi coś dziać? - spytał ironicznie, wyjeżdżając z podjazdu. - Co złamane serce albo afera jakaś, to musi być któreś z was.

Roześmiałam się cicho. Fakt faktem, gdyby przyznawali nagrody za ilość afer i dramatów, na pewno bylibyśmy zwycięzcami w swej kategorii.

- Sama chciałabym wiedzieć - zapięłam szybko pas. - Była dziewczyna Kamila.

- Ah tak - burknął pod nosem. - Słynna Alicja. Księżniczka i chodzący dramat.

- Podobno jest w ciąży.

I nagle nastała cisza.

- Chyba spożywczej - prychnął Kocur. - Albo urojonej. Nie ma nic pomiędzy.

Wybuchnęłam śmiechem, chociaż nie powinno mi być do niego.

- I co, tak z dupy sobie przyszła i skacząc jak cholerny bambi na swoich szpilkach, zakomunikowała wam, że ma dzieciaczka Kamila? - kontynuował.

- Tak - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - W sumie nie wiedziałam, czy się śmiać, płakać czy uciec.

- I wybrałaś ostatnie.

- Powinieneś się cieszyć, że tylko do sypialni - odburknęłam do niego z pewnym wyrzutem w głosie. - Ale dziękuje.

- Luz, przyzwyczaiłem się, że ja Cię muszę ratować z opresji. Od tego chyba jestem.

- No tak, akurat na Ciebie mogę liczyć zawsze - posłałam mu buziaka, a on wykrzywił się w uroczy sobie sposób.

- Już mnie nie podrywaj, fuj - otrząsnął się, gdy staliśmy na światłach.

- Kiedyś nie narzekałeś - dogryzałam mu dalej.

- Młody i głupi byłem - powiedział dumny z siebie, gdy po chwili uszczypnęłam go w udo, a ten zapiszczał jak małe dziecko. - No dobra, już, bez tortur. Chcesz skoczyć po coś słodkiego?

Na moich ustach od razu pojawił się uśmiech.

- Czyli tak - wywrócił oczami i po parunastu sekundach zakręcił do najbliższej cukierni, z której później wrócił wypełniony ciastkami i kilkoma rodzajami ciast.

- Mówiłam ci już, że cię uwielbiam? - westchnęłam na widok tony cukru, która właśnie spoczywała na moich kolanach.

- Zdarzało się – roześmiał się cicho w moją stronę. - Co zamierzasz?

- Ale z czym?

- Raczej z kim – sprostował. - Peterem, Kamilem.

- Czyli o tym mówimy – podniosłam głowę. - Naprawdę chcesz o tym gadać?

- Ana...

- Tak, wiem. - rzuciłam cicho. - Z Peterem to koniec.

Wysiedliśmy z samochodu tuż przed domem Maćka. Kilka minut później rozkoszowałam się eklerkiem, popijając kawę przed telewizorem, rozwalona na kanapie jak gruba foka. Po chwili dołączył do mnie Maciek, rozwalając się na niej jak kot, co w końcu pasowałoby do jego nazwiska.

- Skreślasz go po jednym wybryku?

- Maciek, ale to nie był wybryk. - poprawiłam się. - Okłamywał mnie od samego momentu, gdy się poznaliśmy, wciągnął w to swojego brata. Gdyby nie te wszystkie intrygi to byłabym dalej z Kamilem, mieszkałabym w Polsce. Może nie zniszczył mi życia, bo przez ten cały czas był najbliższą mi osobą, ale tak naprawdę ani trochę go nie znałam.

- Kochałaś go chociaż? - spojrzał mi w głęboko oczy, aż poczułam dreszcze na całym ciele.

- W jakiś sposób tak. - zaczęłam delikatnie drżącym ze zdenerwowania głosem. - Był blisko, otoczył mnie opieką. Ale jeśli mam być szczera to...

- To?

Uśmiechnęłam się delikatnie, zdając sobie sprawę z realiów swojego życia.

- Nigdy do nikogo nie czułam tego, co do Kamila – uniosłam wzrok. - Jego kochałam w każdy możliwy sposób.

Bałam się to wypowiedzieć. Widząc, w jaki sposób Maciek zawsze się mną opiekował, zawsze był na każde moje skinienie, śmiałam twierdzić, że jego uczucia nigdy do końca nie wygasły. Uchyliłby mi niebo i dał wszystkie gwiazdy, które są na nim, gdybym tylko kochała go tak mocno, jak On mnie kiedyś. Ale wtedy pierwszy raz, zamiast posłuchać tego, co podpowiada mi rozum, posłuchałam swojego serca. A Ono biło tylko dla niebieskookiego mężczyzny.

- Nie wiem jak to możliwe, że w tak krótkim czasie potrafię się znów złapać na tym, że gdy go widzę, czuje dreszcze, a gdy dotknie mojej dłoni, moje serce przyspiesza – wydukałam z nieśmiałością w głosie. - Nie rozumiem tego.

Ciemnowłosy przysunął się bliżej mnie i wziął moją dłoń w swoją.

- Może tak naprawdę twoje miejsce na ziemi jest tutaj – ścisnął ją mocno. - Zawsze chciałem twojego szczęścia i nie jestem ślepy, aby nie widzieć, że dalej patrzysz na niego tak, jak na żadnego z nas nie spojrzałaś nigdy.

- Nie cierpię tego porównania – wywróciłam oczami. - Czuję się wtedy jak łamaczka męskich serc.

- Trochę nią jesteś – roześmiał się delikatnie. - Ale i tak Cię uwielbiamy.

Nie powiem, że nie poczułam się lepiej. Myślałam, że zostanę kompletnie niezrozumiana, ale jak zwykle się myliłam.

Nagle usłyszałam łomot do drwi, a kocur wyskoczył szybko, aby zobaczyć kto się dobija. Tuż po chwili przed oczami mignęła mi blond włosa czupryna loków i szyderczy uśmiech.

- A ta to, co tu robi? - spytał, zaglądając do torby z cukierni, którą już po sekundzie sprzątnęłam mu sprzed nosa. - No weź.

- Zgadnij – mruknął kocur, nalewając do szklanki wody.

- Czekaj, wiem – dotknął swoich skroni, udając, że myśli. Ta, jakby miał czym. - Postanowiła iść do jakiejś koleżanki na ploteczki i uznała Cię za najbardziej kobiecego, dlatego Cię odwiedziła.

- Idiota.

- Wiesz jak mu ślicznie w różowym? - szepnął do mnie Kubacki, myśląc, że nikt go nie słyszy. - No dobra, to o co spięliście się z Kamisiem?

Rozłożył się wygodnie na fotelu.

- A Ty nie miałeś wpaść tylko po kombinezon?

- Zostanę chwilę.

- Nie musisz, jeszcze przeminie ci odcinek Mody na Sukces – uśmiechnęłam się do niego gorzko, ale najwyraźniej to go tylko nakręcało.

- Nie bój żaby młoda, nakręciłem 3 do przodu – wziął łyka wody. - A więc co się stało?

Znużona opowiadaniem kolejny raz tej samej historii, dałam dojść do głosu Maćkowi.

- Ciąży? - otworzył szerzej oczy Dawid. - Chyba spożywczej. Albo urojonej.

- Mówiłem jej to samo! - wrzasnął kocur podekscytowany tym, że miał racje.

- Ale ja poważnie, w sumie była miła i w ogóle, ale czasami takie afery robiła – dodał ten drugi. - Kamiś miał się z nią rozstać jeszcze przed weselem, ale ta zaczęła mówić, że chciałaby z nim dzieciaczka, a wszyscy wiemy, że ten już chciałby założyć rodzinę.

- Nie pocieszasz – posmutniałam.

- Spokojnie, myślał, że dzieckiem sobie zastąpi pustkę po tobie, dlatego brnął w ten związek dalej.

- A skąd ty taki obeznany? - szturchnął go Maciek.

- To, że wszyscy dla mnie jesteście podludziami i chciałbym objąć władzę nad światem, a was pierwszych dałbym na służbę, nie znaczy, że się wami nie interesuję. - westchnął teatralnie. - Rozmawiałem z nim na weselu. Coś tam gadał o tym, że Alicja chciałaby z nim mieć dziecko, ale gdy Ciebie zobaczył to wszystko, stało się nieważne.

Poczułam miło rozchodzące się ciepło po moim ciele.

- Dużo nie wiem, ale wiem, że ten matołek na pewno nie dał się wrobić w dziecko tak szybko, a na pewno nie po tym, jak przyjechałaś. Lepiej ci?

- Trochę – potarłam swój kark. - Jednak potrafisz się przydać.

- Numer konta za usługi detektywistyczne wyśle ci moja sekretarka, Maciella Kot.

Wstał i ruszył w stronę Maćka, który opierał się o sofę. Złapał jego policzek i zaczął ściskać.

- Tylko ubierz tą seksowną różową mini, którą masz w szafie na górze – mruknął, nadzwyczaj głośno, po czym wymierzył mu klapsa.

- Chodź, pokaże ci, gdzie są drzwi – ciemnowłosy zaczął wypychać chłopaka z salonu, a ja powstrzymywałam łzy napływające mi ze śmiechu do oczu.

- Ana, przepisuje ci wszystkie moje słodycze, które chowam przed Kruczkiem. Maciek, tobie przepisuje pornole. - siłował się z chłopakiem. - Które i tak oglądałeś. Niegrzeczna dziewczynka.

Nastał wieczór, a ja postanowiłam wrócić do mieszkania Kamila. Jakby nie patrzeć nie chciałam siedzieć na głowie Maćkowi, chociaż upierał się, żebym została. Nie potrafiłam aż tak wykorzystywać jego gościny, więc wracałam przez centrum miasta, mając nadzieje, że dobrze zapamiętałam drogę. Na zewnątrz było już kompletnie ciemno, a żeby było śmieszniej, zaczął padać deszcz, z momentu na moment przybierając w swojej silę. Spojrzałam na komórkę i jej 15% baterie. Nie chciałam wzywać Kamila, włączył mi się feministyczny tryb, który podpowiadał, że ze wszystkim sama świetnie dam sobie radę. Z drugiej jednak strony, odkąd zboczyłam z ulicy dochodzącej do Krupówek, miałam coraz mniejsze pojęcie, gdzie jestem.

- Kamil?

- Co się stało? - usłyszałam jego senny głos. - Myślałem, że zostajesz u Maćka.

- Przyjedziesz po mnie? - zapytałam cicho. Jednak się poddałam.- Chciałam wrócić sama, ale nie jestem pewna gdzie iść teraz.

- Cholera – zaklął, a ja usłyszałam, że zaczyna krzątać się po domu. - Wiesz, gdzie jesteś?

Rozejrzałam się wokół siebie, nie widząc nic szczególnego, co mogłoby wskazywać na miejsce mojego pobytu.

- Jakieś skrzyżowanie, nic tu nie piszę.

- Idź w którąś z tych ulic i podaj mi jakikolwiek adres domu. Przyjadę tam.

Ruszyłam w tę bardziej oświetloną, rozglądając się za jakąś tabliczką.

- Krzyska.

Nagle telefon zamilkł. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej, nie wspominając o tym, że w dni takie jak te nie szło tu spotkać żywego ducha. Przemoczona do suchej nitki byłam bliska płaczu nad tym, że zachciało mi się samotnych powrotów.

- Ana – usłyszałam znajomy głos, po czym poczułam, jak ktoś przyciąga mnie do siebie. - Mogłaś zadzwonić.

Rozpłakałam się w jego ramie z nadmiaru emocji na dziś. Ujął moją twarz i patrzył głęboko w oczy. Oświetlała nas tylko pobliska latarnia i smuga światła idąca od jego samochodu. Poczułam, jak przyciąga moją głowę tak, aby po chwili objąć moje usta swoimi. Delikatne pocałunki z sekundy na sekundę kipiały większym pożądaniem niż wcześniejsze.

- Nie potrafię być spokojny, gdy nagle znikasz.

Pocałował mnie w czoło, a ja westchnęłam głęboko, czując jakie ciarki przechodzą moje ciało. Nie ważne jakbym bardzo chciała, nie mogłam oszukać samej siebie względem Kamila. Wtuliłam się mocniej w jego ciało.

- Już jestem.

**********

:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro