Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

- Wiesz, że istnieje coś takiego jak spokój i prywatność? - zwróciłem się do mojej mamy, spojrzała na podburzonym wzrokiem, ale nie zamierzałem na to nic radzić. - Przyjedziemy jutro na obiad, nie martw się.

- No ale przecież u nas jest miejsce, gdzie ci będzie lepiej jak nie w domu - próbowała nadal mnie przekonywać, ale ja byłem nieugięty.

- TyleTyle że tym razem nie jestem sam - uśmięchnąłem się do niej pobłażliwie, po czym pocałowałem w policzek. - Jutro wpadniemy.

Ruszyłem w stronę samochodu, w którym siedziała Ana. Przeglądała telefon, wyraźnie czekając na to, aż przyjdę i w końcu pójdziemy. Pożegnania z moją rodzicielką zawsze się przedłużały, bez względu na to, czy wyjeżdżałem na dzień, czy na pół roku skoków.

- Przepraszam - mruknąłem wsiadając i odpalając samochód. - Wiesz, jak z nią jest.

- To się nazywa syndrom odizolowania od dziecka - odparła, nie podnosząc wzroku znad komórki. - Powinieneś częściej przyjeżdżać, gadałam z nią.

Wywróciłem oczami na wieść, że moja rodzicielka oczywiście spowiadała się ze wszystkiego Anie przy porannej kawusi, ale właściwie mogłem się tego spodziewać.

- Ile razy korzystałem z łazienki, też ci wyliczyła i powiedziała? - burknąłem z irytacją podczas wycofywania samochodu z podjazdu.

- Nie, za to wyliczyła mi, ile u niej nie byłeś - podniosła wzrok i kontynuowała wyniośle. - Mieszkasz od niej 100 km, a ostatni raz widziałeś się z nią 1,5 miesiąca temu.

- Nie miałem czasu - rzuciłem pospiesznie.

- To twoja najbliższa rodzina do cholery - odwróciła się bardziej w moją stronę. - A ty zachowujesz się, jakby Ci na nich nie zależało. Przecież zawsze mówiłeś, jaką są dla ciebie podporą. To co w takim razie się zmieniło?

- I kto to mówi - spojrzałem na nią w lusterku, a ta zmarszczyła niezrozumiale brwi. - Sama w domu bywasz raz na kilka miesięcy, a mi wypominasz, że nie interesuje się rodziną.

- Żartujesz sobie, prawda? - jej ton głosu zrobił się bardziej agresywny niż wcześniej. - Uwaga, gdybyś jeszcze nie zauważył, nie mieszkam w Polsce. Mieszkam w Słowenii, tam się uczę i do niedawna tam miałam zakładać rodzinę.

Roześmiałem się ironicznie.

- A tak, Peter. To już wiemy, czemu tak rzadko w Polsce bywałaś. - prychnąłem w jej stronę.

- Zatrzymaj się - warknęła całkiem poważnie w moją stronę, ale ją zignorowałem. - Czy ty jesteś głupi, czy głuchy? Możesz się zatrzymać?

- Nie będę się zatrzymywał, dojedziemy do mnie, zostawisz swoje rzeczy i wolna wola. - kierowałem dalej spokojnie samochodem.

- Dobrze, dojedziemy do Ciebie i dzwonie do najbliższego hotelu, bo nie zamierzam nawet minuty spędzić z takim egoistą jak ty - zapięła ponownie pas i utkwiła wzrok w drodze, którą jechaliśmy.

- Jakoś wczoraj nie miałaś z tym problemu - uśmiechnąłem się sam do siebie, gdy ta tylko splotła ręce w geście wkurzenia i ignorancji na moją osobę.

- Chwilowe zaćmienie mózgu, nie masz się czym chwalić ani cieszyć - skończyła w końcu w ten swój wyrafinowany wredny sposób. W ten sposób milczała do końca drogi, pozwalając bezkarnie obserwować siebie, gdy staliśmy w korku. Co jakiś czas prychała tylko jak mały, wkurzony kotek co podwyższało poziom słodkości naprawdę dużo wyżej. Gdy zajechaliśmy w końcu do mojego domu, ta wysiadła i zaczęła zamawiać taksówkę, a ja zacząłem rozważać utopienie jej w wannie albo innym brodziku. Złapałem za jej telefon i uniosłem go do góry.

- Możesz mi oddać moją komórkę? - próbowała złapać moją rękę, ale jej niski wzrost na pewno jej nie pomagał.

- Jakie to szczęście, że unosząc rękę mam więcej niż 180 cm - uśmiechnąłem się, patrząc, z jakim zapałem próbuje odzyskać swój sprzęt elektroniczny. - Jak dasz mi buziaka.

- Nigdy w życiu - spojrzała na mnie wkurzona. - kłócisz się ze mną, jesteś chamski, a teraz zabierasz mi moją własność. Nie należy ci się.

- To ty zaczęłaś - odpowiedziałem spokojnym tonem.

- Miałam powód - spojrzała mi obojętnie w oczy. - Jesteś dupkiem odcinającym się od swojej rodziny bez powodu.

Ała. To chyba akurat zabolało.

- Na dodatek nie widzisz w tym grama swojej winy. Zrobiłeś z siebie jakąś skakającą maszynę i nawet rodzinę poświęcasz na rzecz sportu. - nadal przeszywała mnie wzrokiem, aż zacząłem czuć się niemożliwie niepewnie w swojej postawie. - A ja tylko się zastanawiam, gdzie jest Kamil sprzed kilku lat, ten, który chciał być świetnym sportowcem, ale nigdy nie za cenę osób, które są dla niego najważniejsze.

- Ja...- zacząłem, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Uśmiechnęła się smutno.

- Nawet nie wiesz co powiedzieć. - wzięła głęboki oddech. - Prawda boli, no nie?

Wyciągnęła z mojej kieszeni klucze do domu. Ruszyła w stronę drzwi, a ja tuż za nią, gdy tylko wyciągnąłem torby z bagażnika samochodu i upewniłem się, że brama się zamknęła, nadal nie wiedząc co powiedzieć w tej całej sytuacji. Skoro to mnie dotknęło aż tak, to musi być w jakimś stopniu prawda. Ale czemu ja tego wcześniej nie zauważałem? Myślałem, że normalne jest to, że będąc już w tak dorosłym wieku, jak mój, odizolowujemy się od własnej rodziny, by zacząć myśleć nad swoją. Ale czy ja myślałem kiedykolwiek nad swoją rodziną? Mój styl życia to była ciężka praca nad tym, co chce osiągnąć, nad tym, aby zapisać swoje nazwisko na kartach historii sportu w Polsce i na świecie. Czyżbym aż tak się tym przejął, że traciłem najważniejsze wartości, które miałem w życiu? Próbowałem robić sobie podsumowanie w głowie, jak moje życie wyglądało ostatnie lata, ale ciężko było znaleźć i zrozumieć nagle swój błąd, gdy nie zauważało się go tak długo. Człowiek, gdy żyje według pewnego schematu, w końcu się do niego przyzwyczaja i nie zauważa, że po jakimś czasie jest on pełen usterek i sprzeczności.

Po chwili znaleźliśmy się w domu. Home sweet home. Tak, miałem dwa domy, aczkolwiek ten wynajmowałem, dlatego wychodził mi o wiele taniej niż ten, który kupiłem w Krakowie. Na szczęście z moimi zarobkami, prężnie rozwijającemu się klubowi i mojemu własnemu sklepowi, mogłem sobie pozwolić na życie dostatnie i bez ograniczeń. Nie mowie tu o tym, że rzucałem pieniędzmi, gdzie popadnie i dawałem dostawcy jedzenia napiwek godny 50% pensji średniej krajowej, ale niczego mi nie brakowało i poza samym sobą, wspierałem rodzinę w kwestiach finansowych, gdy tylko tego potrzebowali. Najwyraźniej to nie wystarczało, aby naprawić osłabione już relacje.

- Nie będziesz się teraz do mnie odzywać, tak? - ośmieliłem się w końcu zapytać.

- Jest mi po prostu przykro - odparła neutralnie. - Powinieneś porozmawiać ze swoimi rodzicami, bo wszyscy widzą jak jest, tylko ty nie. Nawet jeśli to nie moja sprawa, to jednak twoja mama porozmawiała ze mną, a nie z kimś innym, wierząc, że może jakoś na Ciebie wpłynę. Musisz to zauważyć w końcu. Dla nich będziesz najważniejszy, nieważne czy mając 7 lat, czy 32.

Westchnąłem.

- Masz racje, porozmawiam z nimi jutro - przytaknąłem. -Ale proszę, nie bądź już taka oschła.

- Przed chwilą wypominałeś mi coś bez sensu - usiadła na jednym z barowych stołków. - Ciężko nie być złą.

- Zirytowałem się całą sytuacją i nie miałem jak z niej wybrnąć – przybliżyłem się do niej. - Nie myślę tak.

- Skąd mam to wiedzieć? - przeszywała mnie ciemnymi oczami, a ja nie mogłem od nich uciec. Swoim wzrokiem potrafiła mnie dobić jeszcze bardziej niż wcześniej.

- Uwierz mi na słowo – uniosłem jej podbródek i dałem delikatnego buziaka w czubek nosa. Roześmiała się, mimo walecznego wyrazu twarzy. - Nie zabrałem Cię tu po to, aby się z tobą kłócić.

Złapałem ją w talii i ściągnąłem ze stołka. Stała, wpatrując się we mnie, czekając na to, co zrobię. Delikatnie odgarnąłem jej brązowe włosy, wkładając je za ucho. Musnąłem ustami jej żuchwę, przytulając mocniej do siebie.

- Nie bądź zła – uśmiechnąłem się. Złapała moją twarz swoją prawą dłonią, delikatnie gładząc policzek kciukiem. Było to niesamowicie przyjemne. Aż do tego stopnia, że miałem ochotę przerzucić ją przez ramie i zanieść piętro wyżej, ale jak sobie obiecałem, tak zrobiłem. A obiecałem sobie, że nie dotknę jej, dopóki mi nie zaufa lub sama nie będzie chciała. Zresztą odpowiadało mi tempo, w jakim się do siebie zbliżaliśmy i teraz mogłem się tylko modlić o to, żeby nic nie spieprzyło chwili, która trwa. - Marcela zaprosiła nas na obiad, zbierzesz się w godzinę?

Skinęła głową na tak, po czym ruszyła do swojej torby i pomknęła w stronę łazienki. Podrapałem się po brodzie, myśląc o tym, że znowu jest tutaj, ze mną. Na dodatek nigdzie się nie wybiera. Może powinienem podziękować Prevcowi za kompletne spieprzenie sprawy?

Kilka godzin później wróciliśmy do domu i rozleniwieni leżeliśmy na kanapie, oglądając jakiś ckliwy romans, który wybrała ciemnowłosa.

- Jaki on jest przystojny – wymruczała, wpatrując się w aktora jak w obrazek. Prychnąłem cicho.

- Jestem tutaj – odparłem, a Ona się roześmiała. Wspięła się wyżej, aby dać buziaka moim obojczykom, chociaż na męską logikę wolałbym gdzie indziej. No ale trzeba brać, co się dostało.

- Kupisz mi taki pierścionek?

- Jeśli przyjmiesz zaręczyny to nawet dwa – spojrzałem na jej roześmiany wzrok. - Uroczo się rumienisz.

- Przeeeestań – przeciągnęła teatralnie, a w tym samym momencie usłyszałem dźwięk dzwonka do bramy. Wstałem, aby sprawdzić kto i czego chce, podczas gdy ta dalej oglądała film. Spojrzałem przez videofon i nie dowierzałem. Otwarłem po cichu drzwi i wymknąłem się do bramy.

- Co ty tu robisz – warknąłem, uchylając bramkę. - Mówiłem ci, abyś mnie nie nachodziła.

- Jak możesz się zwracać tak do matki swojego dziecka! - wrzasnęła teatralnie, a ja uciszyłem ją natychmiast.

- Jakiego dziecka do cholery – zapytałem wprost, nie wiedząc, co się dzieje.

- Zrobiłam test... – próbowała rzucić mi się na szyje, ale ją odepchnąłem. - Jak możesz mnie tak traktować!

- Kamil, co ona tu robi? - odwróciłem się jak oparzony, słysząc głos Anastasii.

- Ana to nie tak... - zacząłem, ale Alicja mi przerwała.

- Jestem w ciąży.

***********

Woah, tyle czasu:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro