Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Dosyć długi :)x

To, co przeczuwałam, stało się szybciej, niż myślałam, że się wydarzy.

Stałam oko w oko z największą i byłą miłością mojego życia, a to upewniało mnie w myśli, że nie powinno się to zdarzyć. Nie tu, nie teraz a co najważniejsze: nie w tych okolicznościach. Spoglądałam na niego, ignorując szczęśliwe krzyki i oklaski zabranych w sali gości, tak dawno nie widziałam jego oczu. Równie mocno wpatrzonych i analizujących mnie od stóp do głów. Widziałam, jak jego napięty wyraz twarzy powoli ustępuje, zagryzłam wargę, nie wiedząc co mam ze sobą począć. Czy wyjść odetchnąć świeżym powietrzem, czy przy najbliższym zakręcie wpaść pod tira?

- Zabierz mnie stąd - wykrztusiłam szeptem do Prevca który zbladł, widząc mnie w nie najlepszym stanie. - Błagam.

Poczułam, jak splata moją dłoń ze swoją i delikatnie łapie w talii, aby pomóc zejść mi z podestu. Skierowaliśmy się w stronę tarasu, a ja posłałam słaby uśmiech zgromadzonym ludziom. Spojrzałam w stronę tak długo niewidzianego mi mężczyzny, aby zawiesić swój wzrok na jego towarzyszce, dziwne uczucie ogarnęło całe moje ciało, jakby nagle wbito mi w nie tysiące igieł. Przez te kilka sekund wpatrywania się w dość wysoką, szczupłą, ciemnowłosą kobietę o nieskazitelnej blade cerze i promiennym uśmiechu zauważyłam, jak wiele musi nas różnić. Wyglądała jak uosobienie istoty anielskiej, kompletne przeciwieństwo mnie.

- Ana... - usiadłam na ławce i poczułam, jak Prevc opatula mnie swoją marynarką, gdy zatrzęsłam się z zimna. - Powiedz, że wszystko już dobrze.

Skinęłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie, chociażby pół dźwięku. Nagle drzwi od tarasu ponownie się otworzyły, a ja zobaczyłam znajomą mi białą suknię.

- Boże, nawet nie wiesz, jak mnie przestraszyłaś - panna młoda kucnęła obok mnie. - Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć, chcesz iść odpocząć?

- Nie martw się, dam sobie radę - wyszeptałam w jej stronę. - Ciesz się swoim weselem, masz tylko jedno.

- Nie rób mi tak więcej... - oddała mi uśmiech. - Muszę Cię zostawić, pogadamy zaraz.

Ponownie zostałam sama z Prevcem, głęboko oddychając. Z nadzieją, że to ukoi moje zdenerwowanie i przerażenie całą sytuacją.

- Powiedz, chociaż, że pierścionek Ci się podoba - westchnął, bawiąc się diamentowym pierścionkiem na moim palcu. - Nie wiedziałem, jaki wybrać, najchętniej kupiłbym ci wszystkie, które widziałem u jubilera.

- Jest... piękny - łza spłynęła po moim policzku, na myśl, że niedługo i my będziemy szczęśliwym małżeństwem, z domkiem w Słowenii. - Po prostu, to się nagromadziło... Kocham Cię, naprawdę.

- Rozumiem - pocałował mnie w czoło, jak to w zwyczaju miał robić. - Wracamy?

Czy byłam gotowa stawić czoła jednemu z najboleśniejszych epizodów mojego życia?

Czy miałam jakikolwiek wybór?

- Idziemy.

Złapałam dłoń chłopaka, gdy wchodziliśmy do sali, szybkim spojrzeniem przeanalizowałam ewentualne zmiany między gośćmi. Usiedliśmy do stolika, by móc dalej bawić się podczas wesela, mimo tego, że moją głowę zaprzątało coś całkiem innego.

- Idę do toalety - mruknęłam do Petera i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam łazienkę i zabrałam się za poprawianie makijażu, który zdążył delikatnie spłynąć z mojej twarzy.

- Widziałaś ją? - usłyszałam kobiecy szept. - Jakaś nienormalna.

- Jakbym zobaczyła Kamila Stocha to sama bym tam zeszła - odparł drugi głos, a ja postanowiłam przysłuchać się całej rozmowie, mimo że nie było to najgrzeczniejsze zachowanie.

- Przecież to jej były! Tylko ją zostawił, to przygruchała sobie Słoweńca.

- Nie gadaj - wzruszył się drugi głos. - Niezłe z niej ziółko.

Prychnęłam cicho pod nosem, myśląc o tym, ile zrozumieć z tego może ktoś, kto na temat gówno wie. Właśnie, nic.

- No i...

Zobaczyłam, jak dwie kobiety wychodzą z drugiej części łazienki, a na mój widok cichną. Uśmiechnęłam się do nich nieszczerze, czekając na reakcje.

- Mają panie mi coś jeszcze do powiedzenia? - zaczęłam pewnie siebie. - Chętnie posłucham, ale myślę, że łazienka to nie jest odpowiednie miejsce.

- My?

Zakręciłam oczami i wytarłam dłonie ręczniczkiem, po czym wyszłam. Nie było to towarzystwo, w którym chciałabym spędzić, chociażby minutę swojego czasu.

- Nie wychowali ją chyba - usłyszałam ponowny śmiech, gdy kobiety wyszły z pomieszczenia, ponownie wpadając na mnie.

- Wypraszam sobie, w sprawie wychowania przez moich rodziców macie gówno do powiedzenia, tak samo w sprawie moich związków lub ich braku. - warknęłam nieźle zdenerwowana. - Najwyraźniej nie posiadacie swojego życia, skoro tak bardzo interesujecie się czyimś.

- Ale...

- Czego nie rozumiecie?

Usłyszałam męski ton głosu, tak dobrze mi znany, który zawsze sprawiał, że moja skóra pokrywała się gęsią skórką. Bałam się odwrócić, aby nie musieć patrzeć na niego z bliska, czułam, jakby odkąd pojawiłam się w Polsce, był moim cieniem.

- Phi... - rzuciły i odeszły w swoją stronę.

- Wszystko w porządku?

Zacisnęłam wargi, aby nie rozpłakać się jak małe dziecko. Tyle lat, a to nadal sprawiało mi tyle bólu. Tyle wspomnień wracało, gdy powiedział chociaż jedno słowo. I ten charakterystyczny zapach perfum.

- Tak. - wydusiłam z siebie, odwracając się i nie patrząc w jego oczy. - Dziękuje.

Moją uwagę przykuło coś całkiem innego. Jeden drobny szczegół, który zapadł mi w pamięci lata temu. Ta piękna złota śnieżynka, którą podarowałam mu na 29 urodziny, nadal zdobiła jego szyje.

- Tyle czasu...

Odważyłam się obdarować go najbardziej bezlitosnym wzrokiem, jaki potrafiłam zrobić. Najbardziej bolesnym spojrzeniem, mimo że nie było to uczucie, które chciałam pokazać. Zależało mi na tym, żeby być twardą, a jeśli nie, to przynajmniej na taką wyglądać. Widziałam, jak wpatrywał się we mnie jak w ducha, który nagle pojawił się znikąd. Błądził swoim wzrokiem po mojej twarzy, próbując odczytać jakiekolwiek emocje. Ujrzałam delikatne zmarszczki wokół jego oczu, zarost, który dodawał mu lat, a zarazem sprawiał, że wyglądał naprawdę dobrze. Ten, którym bawiłam się i kuł mnie lata temu, gdy jego usta oplatały moje. Brak wyrazu, gdy na mnie patrzył. Jakby tłumił swoje emocje lub cierpiał na ich brak. Wyłapałam każdą drobną zmianę w jego wyglądzie, jaka pojawiła się od tego czasu. Dzieliły nas centymetry, a jedyne co robiliśmy to, wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Jakby nic nigdy się nie wydarzyło.

Nie potrafiłam nic powiedzieć. Nie potrafiłam na niego nakrzyczeć, nawrzeszczeć jak bardzo go nienawidzę, mimo że tak bardzo chciałam. Nie potrafiłam rzucić mu się w ramiona, powiedzieć, że dalej to we mnie siedzi i jak moglibyśmy szczęśliwy, gdyby nie tamten dzień w Oslo. Jakby był całkiem obcym mi człowiekiem. Jakbyśmy się nigdy nie poznali.

Jakby nas nigdy nie było.

- Kamil... - usłyszałam jej melodyjny głos. To była ta nieziemska piękność, która po chwili pojawiła się u jego boku. - Przedstawisz nas sobie?

- Nie trzeba - uśmiechnęłam się blado w jej stronę. - Nie jestem na tyle ważna, abyśmy się poznały.

Po czym odwróciłam się na pięcie ze łzami w oczach, biegnąc po schodach do hotelowego pokoju. W głowie mając tylko jego spojrzenie i to cierpienie, które mi zadał. Wiedziałam, że nawet nie ruszy za mną. Nie liczyłam na to, że usłyszę jego kroki idące za mną. To nie był ten Kamil, w którym się zakochałam. Który by mnie nie zostawił. Dlaczego, gdy go nie chce, zawsze wraca. Ból pragnie by go czuć, a On pragnie, bym cierpiała.

*****

Obudziły mnie promienie słońca i gorący uścisk, którym oplatał mnie śpiący Peter. Czułam się, jakby rozjechało mnie coś tej nocy, jakbym kompletnie nie była sobą. Częściowo była to sprawka alkoholu, który wlałam w siebie tamtego wieczoru, aby tylko skupić się na jakiejkolwiek rzeczy i osobie, którą nie był Stoch. Zaprzątał mi myśli, ot nowość. Odrzuciłam jego dłoń, próbując wstać i nie stracić równowagi przez ten fatalny ból głowy, który pojawił się, gdy tylko podniosłam powieki. Co do samego wesela, dałam radę. Bawiłam się na tyle, ile potrafiłam do w nocy, a potem padłam ze zmęczenia na łóżko i zasnęłam w trybie mig. Po krótkim i dość orzeźwiającym prysznicu postanowiłam wypić kawę na tarasie i w ten sposób, chociaż odrobinę doprowadzić się do stanu ogarnięcia. Założyłam rurki z dziurami i szarą koszulkę, trampki na stopy, po czym wyszłam z pokoju, kierując się w stronę windy. Zjechałam na sam parter, spotykając się z opustoszałym hotelem. Była 9, zapewne wszyscy jeszcze odsypiali zakrapianą 'imprezę'. Niestety mój zegar biologiczny, o ile można to tak nazwać, nauczył mnie wstawać o 9 na zajęcia, nieważne czy były, czy też nie.

Na szczęście restauracja czynna była od 8, więc w spokoju mogłam zamówić kawę i legnąć na leżaczku na tarasie hotelowym. Po rozkoszować się ciszą i spokojem, jaki jeszcze tu panował, swoim ukochanym cappuccino i kompletnym brakiem towarzystwa kogokolwiek.

Mój spokój jak to zwykle bywa, nie trwał długo, nagle zobaczyłam jego rozmawiającego przez telefon, szybkim krokiem szedł w stronę stolika. Tuż za nim pędził... Maciek.

O tak, przyjęłam to ze spokojem. Wiecie dlaczego?

Otóż w nocy rozkminiłam, że to najprawdopodobniej ostatni raz, gdy się widzimy.

Mimo tego obserwowałam całą sytuację, a dokładniej kłótnie lub ostrą wymianę zdań między nimi. Jeden krzyczał na drugiego, a ten drugi ignorował go w najbardziej bezczelny sposób. Zgadnijcie teraz, kto krzyczał, a kto miał to w dupie, w sumie, nie takie trudne. Nagle oboje spojrzeli w moją stronę, a ja swoim talentem aktorskim udawałam, że mam ich w głębokim poważaniu i przeglądam telefon.

- Czemu mnie nie obudziłaś? - wręcz podskoczyłam na leżaku, gdy Prevc dał mi buziaka w policzek.

- Zbyt słodko spałeś - mruknęłam w jego stronę. - Jak się czujesz?

- Jakby mnie coś rozjechało.

- Widzę, że oboje mamy problem - zaśmiałam się cicho, gdy przykucnął obok mnie, składając pocałunek na moich ustach. Pierwszy, drugi i kolejny. Za to moją uwagę przyciągnęło to, w jaki sposób Kamil wpatrywał się we mnie i Petera. Czułam się nieswojo z jego wzrokiem na nas i sposobem, w jaki ignorował Maćka tylko po to, aby skupić się na tym, co robimy. Było to krępujące i naprawdę dziwne uczucie. Wgapiał się w nas bez żadnych emocji. - Zaraz wrócę.

Wstałam i ruszyłam w stronę Maćka.

- Możemy pogadać? - mruknęłam do niego, kompletnie ignorując obecnego koło mnie Kamila. Ignorancja to była najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić w tej sytuacji, zachowywać się, jakby nikt koło mnie nie stał. Jakby był powietrzem.

- Jasne - rzucił spokojniejszym tonem w moją stronę, po czym odeszliśmy na bok, zostawiając samego Stocha. - A Ty... zresztą, daj spokój.

Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w sfrustrowanego kocura przestępującego z jednej nogi na drugą.

- Coś się stało?

- Nic.

- Przecież wiesz, że możesz mi...

- Przecież mowie kurwa, że nic - przestraszyłam się jego nagłego wybuchu, nigdy nie wdziałam go takiego złego. - Przepraszam.

- Okej... - postanowiłam nie drążyć tematu, w końcu, jeśli będzie chciał, to sam mi to powie. Chyba. - Nie chodzi o mnie, prawda?

Usłyszałam, jak głęboko wzdycha.

- To naprawdę nic ważnego, po prostu się pokłóciliśmy. Właściwie chciałaś pogadać, co jest?

- Nic, chciałam się dowiedzieć czy wszystko u Ciebie w porządku. Wczoraj wyszedłeś jakoś wcześniej i wiesz... - kontynuowałam ciszej niż wcześniej. - myślałam, że coś się stało.

Obdarował mnie smutnym uśmiechem, po czym przyciągnął do siebie, aby uścisnąć. Tego też mi było trzeba, ramion przyjaciela, jego ciepła i spokoju. Chciałam, aby Maciek wiedział, że cokolwiek by nie było, może na mnie liczyć, przynajmniej od teraz.

Po chwili oddalił się, a ja wróciłam do swojego stolika, z którego zniknął i Słoweniec, zostawiając mnie samą. Tym razem z prawdziwą nadzieją, liczyłam, że dostane w końcu święty spokój.

- Kim dla niego jesteś? - usłyszałam kobiecy głos, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam tą czarnowłosą piękność z tupetem do kwadratu, która chyba nie zrozumiała, że nie mam ochoty jej poznawać. W dodatku jakby nie patrzeć moja kawa stygnie, a poranek z miłego zmienia się w koszmarny. Wiedziałam, że Kamil wprowadza tylko zamęt w życie, ale żeby aż taki? - Czemu odkąd Cię zobaczył, zachowuje się, jakby go tu nie było? Co dla niego znaczysz?

- Zdawało mi się, że wczoraj wyraźnie zaznaczyłam, że nie chce wdawać się w znajomość z Panią - mruknęłam, obracając oczami i myśląc jak nie udusić jej gołymi rękami. - Kamil oraz ja znamy się, to tyle, jeśli chcesz wiedzieć.

- Patrzył na Ciebie wzrokiem, jakim nigdy mnie jeszcze nie obdarował... - wysyczała, jakby to sprawiało jej nie mniejszy ból niż mi. - Wytłumacz mi dlaczego.

- Nie będę się powtarz...- zaczęłam, zanim bezczelnie weszła mi w słowo.

- Nie zbliżaj się do niego. - warknęła w moją stronę ostrym tonem, co tylko utwierdziło mnie w świadomości, że to wiedźma. - Nie po to tyle czekałam, aż zapomni o poprzednim związku, żeby teraz znów go tracić. Wystarczająco się nacierpiał.

To wyprowadziło mnie kompletnie z równowagi. Wstałam na równe nogi, zbliżając się do ciemnowłosej, w głowie modląc się, żeby nie zrobić jej krzywdy lub wytargać za te ciemne kudły. Miała tupet. Wielki tupet.

- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, kim dla niego jestem, to niech sam ci to powie – spojrzałam na nią pogardzie. - Może powie Ci też, kto z nas cierpiał, bo na pewno nie On.

Złapałam swoją komórkę i ruszyłam w stronę przeszklonych drzwi ze świadomością, że jeśli spotkam kogokolwiek na mojej drodze, to nie będzie za dobrze. Gotowało się we mnie. Dawno nie czułam takiej złości, w jeden dzień okazało się, że nie dość, że Kamil był cholernym idiotą, to okłamywał swoją aktualną dziewczynę. Nie powinno mnie to obchodzić, ale skoro odbija się to moim kosztem, to niech wie, co się wtedy stało. Może tym razem nie opowie jej żadnej ściemy.

O wilku mowa.

Skoro mamy sobie coś wyjaśnić, zróbmy to teraz. Zauważył mnie, po czym uniósł brwi do góry, gdy tylko ogarnął, jak bardzo wkurzona jestem.

- Chce porozmawiać – starałam się nie poplątać w tym, co mam mu do powiedzenia, bo sama jego obecność działała na mnie rozpraszająco. - Musimy sobie coś raz na zawsze wyjaśnić.

Skinął głową.

- Możemy iść w bardziej ustronne miejsce? - spytał ze stoickim spokojem, jak to na niego przystało, zgodziłam się, po czym ruszyliśmy na parking hotelu, który był aktualnie jedynym pustym miejscem. Obserwowałam jego zachowanie, które nie wykazywała, jakobym naruszyła jego aktualnie pięknie ułożony świat. To się jeszcze okaże.

KAMIL POV

Szła szybkim krokiem, dając mi ponownie szanse do obserwacji jej wyglądu. Była piękna, piękniejsza niż ją zapamiętałem i niż pojawiała się w moich snach. Gdy tylko ją zobaczyłem, oniemiałem, jej rysy twarzy były bardziej dorosłe niż wcześniej, jej kręcone włosy zdobiły blond pasma i końcówki. W tej pięknej sukience, którą miała, jej figura prezentowała się lepiej, niż kiedykolwiek ją widziałem, trudno było nie zauważyć, że z dziewczyny przeistoczyła się w prawdziwą kobietę. Mimo że nadal o filigranowej figurze, która napędziła mi myśli typu ''czy wszystko jest w porządku'', jej kształty stały się bardziej kobiece i nie dziwie się, że mężczyźni pożerali ją wzrokiem. Ale teraz prezentowała się równie dobrze, w rurkach odpinających jej naprawdę szczupłe nogi i podkreślających kształtną pupę oraz koszulce opinającej znacznie większy niż wcześniej biust. Wzrostem dalej była karłem mierzącym 160 cm.

Dała mi również do zrozumienia, że burze jej w końcu poukładany świat. Wiedziałem to i naprawdę nie chciałem tego robić. Chciałem jej szczęścia, nawet jeśli musiałaby go zaznać z nim. Mimo bólu, który mi sprawiała byciem z nim, nie mogłem tego pokazać. Nie mogłem dawać sobie nadziei i szansy. Gdyby tylko wiedziała dlaczego.

- Musimy coś sobie wyjaśnić pewną sprawę – gdy odeszliśmy na ubocze, w końcu odwróciła się do mnie z kamiennym wyrazem twarzy, śmiertelnie poważna, jak nigdy. Jej głos drżał, mimo że wewnętrznie z tym walczyła. Denerwowała się, tak jak ja od momentu, gdy zobaczyłem ją z Prevcem. - A właściwie nawet dwie.

- Więc słucham – targnąłem się na poważniejszy ton, czekając na to co powie.

- Po pierwsze – zaczęła, robiąc krok w tył. - Nie chce by kiedykolwiek więcej twoja dziewczyna, przychodziła do mnie i wypytywała, a wręcz wymuszała informacje czy coś nas łączy.

Westchnąłem głęboko.

A jednak to zrobiła. Z Alicją, bo tak miała na imię, związałem się parę miesięcy wcześniej. Miała 28 lat i zakończoną karierę łyżwiarską za sobą, spowodowaną kontuzją. Gdy ją poznałem, była sympatyczną i odrobinę szaloną kobietą, z ogromnym temperamentem i nieokiełznanym stylem bycia. Imponowała mi. Szukałem kogoś, kto nie przypominałby mi kobiety stojącej właśnie przede mną, a Ona spełniała wszelkie wymogi.

Zanim zaczęła się zmieniać, nasze życie było dość 'spokojne', związek, wspólne mieszkanie, wieczory, kolacje. Praktycznie nie kłóciliśmy się, bo nie mieliśmy do tego powodu. Z czasem zacząłem zauważać, że zależy jej bardziej na moich zerach na koncie niż na tym, jaki jestem. Czy to sodówka, czy chęć życia w luksusie ją zmieniła – tego nie wiem.

- Najwyraźniej nie rozumie, że gówno się ode mnie dowie – prychnęła poirytowana marszcząc czoło tak, jak za każdym razem gdy coś ją zdenerwowało. - Skoro tak bardzo się tym interesuje, to sam jej opowiedz. Tylko tym razem bez kłamstw jak to cierpiałeś ''w poprzednim związku''.

Zmarszczyłem brwi, nie do końca wiedząc, o co chodzi.

- Tak właśnie mi powiedziała. ''Nie po to tyle czekałam, aż zapomni o poprzednim związku, żeby teraz znów go tracić. Wystarczająco się nacierpiał.'' - zaintonowała jej głos, patrząc na mnie swym nienawistnym wzrokiem. A to była ostatnia rzecz, którą chciałbym widzieć w jej oczach. - Skoro tak bardzo się nacierpiałeś, to myślę, że dasz rade jej wszystko wytłumaczyć.

Chciałem nie odzywać się do końca jej wypowiedzi, ale sam nie wytrzymałem.

- Nic jej takiego nie mówiłem.

- Czyli jest z nią tak źle, że ma urojenia? - odrzuciła wlosy na bok, spoglądając na mnie ironicznie. Znałem ten wyraz twarzy. Była poirytowana jak nigdy. - Już wystarczająco zniszczyłeś swój wizerunek w moich oczach, nie sądzisz, że starczy?

- Nie sądzisz, że przesadzasz? - starałem się wejść na spokojniejszy ton rozmowy, ale chyba nie wyszło, jak chciałem. Zresztą, czy to jakaś nowość?

- Czy Peter przyszedł do Ciebie, jak spokojnie piłeś poranną kawę z wyrzutami, że się wpierdalasz między nas? - warknęła do mnie, wyraźnie zdenerwowana. Peter. Właśnie. Słynny Peter Prevc, odbieracz dziewczyn. A teraz Ona jest jego narzeczoną i pewnie za niedługo wezmą ślub. Niby mi to obojętne, ale nie mogłem ani nie radziłem sobie ze świadomością, że Oni są razem. Czułem, jakby znowu odebrał mi to, co było najważniejsze, mimo że to ja zawaliłem. On tylko wykorzystał sytuacje.

Mimo że to, co zabolało najbardziej nie jest moje.

- W tej sytuacji nie ma porównania – odrzekłem.

- Nie ma? A no tak, dopóki Ciebie to nie tyczy, jest wszystko w porządku.

- Tyczy, w końcu o moja dziewczyna ma do Ciebie problem – zawiesiłem na niej wzrok. - Więcej się to nie powtórzy.

- Tak jak i nasze spotkanie – szepnęła. - Mam nadzieje.

Nie powiem, że nie zabolało.

Zobaczyłem, jak jej oczy iskrzą się od łez które starają się nie wypłynąć. Chciała być jak twardy głaz, nie pokazywać co czuje. Sprawiła jedynie, że chciałem znowu wziąć ją w ramiona i pozwolić wypłakać cały świat, który wyrządził jej tyle krzywdy. Płakałaby w moje ramie przeze mnie.

Sprawiła, że chciałem znowu poczuć jej dotyk, mimo że to nierealne.

- Nie będę ci wchodził w życie – zabolało bardziej niż wcześniej. - Dobrze, że jesteś szczęśliwa.

Oparłem się o ogrodzenie, gdy Ona wzięła głęboki oddech, aby po chwili odwrócić się na pięcie i odejść. Obserwowałem, jak oddala się ode mnie, obserwowałem ją ostatni raz w swoim życiu, świadomy, że więcej się nie zobaczymy. Chciałem jak najlepiej zapamiętać jej wygląd, aby mieć o kim śnić na przyszłość. Mieć jej obraz w głowie i móc jego obdarzać uczuciami, jakimi nie mogłem obdarzyć jej. Kto wie, co by było, gdyby nie Oslo tamtego wieczoru. Może wczoraj byłby i nasz ślub, a za rok chrzciny naszych dzieci. Wbiłem wzrok w chodnik, kopiąc kamyk leżący obok mnie, z którym mogłem się nawet utożsamić – nic niewart nikt bez uczuć i sensu życia. Na co mi wszystkie medale, trofea i puchary skoro to, co było dla mnie, najważniejsze odeszło i to z powodu własnej głupoty. A może przymusu?

Ponownie usłyszałem kroki. Zanim podniosłem głowę byłą znowu obok mnie. Tym razem bliżej niż wcześniej. Patrzyła na mnie z wielkim bólem w swoim wzroku. Jej dłoń powędrowała w stronę mojej szyi, na której wisiał wisiorek. Od czasu, gdy mi go podarowała, wisiał tam, a ludzie dopytujący się czego jest symbolem i czemu jest dla mnie tak ważny, nadal nie dostali swej odpowiedzi.

Dla mnie był symbolem istnienia oraz tego, jak szybko coś może nam umknąć. Śnieżynka, która spada z nieba w końcu i tak stopnieje. Dotknęła go dłonią, chwile trzymając i obserwując. W końcu podniosła przymknięte wcześniej powieki, po których można było zauważyć szklące się łzy. Uśmiechnęła się smutno, patrząc pierwszy raz od wczoraj z własnej woli w moje oczy.

- Byłabym szczęśliwsza, gdybyś wtedy nie odszedł.

****** 

Co tu się podziało! Nie było mnie spory kawałek czasu ale dawno nie przekroczyłam magicznej granicy 3000 słów. A jednak. W dodatku jest to pierwszy rozdział z perspektywą Kamila, jak widzicie, nie stał się bryłą lodu bez jakichkolwiek uczuć. A na pewno nie w strone Any. Więc:

Jak się podoba?

Zapraszam do gwiazdkowania i komenowania bo to wielka motywacja dla mnie, aby dalej dla was pisać! Dzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami :) x

All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro