/7\
Następnego dnia rano, obudziłam się przytulona do Tony'ego. Wygięłam rękę, aby sięgnąć telefon z szafki nocnej. Wymacałam komórkę i od razu chwyciłam ją, a zaraz po tym sprawdziłam godzinę. 11:27. Ominęliśmy większość lekcji.
Od razu podniosłam się do siadu, po czym kopnęłam Tony'ego, na co on tylko burknął coś pod nosem widocznie nie zadowolony taką pobudką.
— Tonyyy. — powiedziałam i trąciłam go w ramię.
— Boże czego ty chcesz? — spytał, oburzony, że śmiem go budzić i odwrócił się do mnie. Chwyciłam za telefon i pokazałam mu godzinę.
— Pierdole nie idę. — powiedział, zamknął oczy i przykrył się kołdrą po sam nos.
— To daj kluczki. — chłopak momentalnie otworzył oczy i spojrzał na mnie jak na wariatkę.
— Pojebało? — zapytał.
— Nie. Mam sprawdzian z matmy, więc dawaj kluczyki, albo wezmę je siłą. — zagroziłam mu.
— Uważaj, bo się jeszcze wystraszę. — parsknął, a ja przewróciłam oczami.
— Ty uważaj bo, zaraz się przekonasz jaka potrafię być wstrętna. — burknęłam.
— Żebyś ty się zaraz nie przekonała jaki ja potrafię być wstrętny. — prychnął.
— Nie waż się nawet. — ostrzegłam go.
— Przecież wiesz, że żartuje.
— Faktycznie śmieszne.
— Ej no nie obrażaj się. — powiedział i podniósł się z łóżka, tylko po to, aby zaraz położyć na nim z powrotem tak, aby mieć głowę na moich kolanach.
— Nie obrażam się. — odparłam i pocałowałam go, a on pogłębił pocałunek. Po chwili zmieniliśmy naszą pozycje, tak że ja siedziałam okrakiem na chłopaku. Cały czas się całowaliśmy. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Pozbyłam się jego koszulki, a on nie pozostając mi dłużny chwile później pozbawił mnie mojej, sprawiając tym samym, że od pasa w górę byłam zupełnie naga. Tony przygryzł dolną wargę, po czym zmienił naszą pozycje tak, że teraz on był na górze. Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek. Chłopak zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej, najpierw na szyje potem na dekolt, a zaraz potem na biust, z którego następnie przeszedł na brzuch. Zatrzymał się przy moich spodenkach. Tony podniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco. Ja tylko pokiwałam twierdząco głową, dając mu znak, że może śmiało pozbyć się moich spodenek, co też szybko uczynił. Teraz byłam już zupełnie naga.
Chłopak zeskanował wzrokiem całe moje ciało, po czym zaczął całować wewnętrzną stronę mojego uda. Wzdychałam cicho z przyjemności. Szedł z pocałunkami w dół, a kiedy zbliżył się do mojego czułego miejsca przeszedł na drugie udo, jadnak tym razem gdy zbliżył się do mojego czułego miejsca nie ominął go lecz należycie się nim zajął. Wplątałam palce w jego włosy. Co chwile pojękiwałam i wzdychałam z przyjemności.
— Tonyyy. — mruknęłam zaciskając palce na jego włosach. — Nie drocz się tak ze mną. — westchnęłam. Wariowałam.
Chłopak przerwał i wrócił do moich ust, na których złożył czuł pocałunek. Po chwili spojrzał mi w oczy.
— Napewno chcesz? — zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową.
Tony wstał z łóżka, szybko pozbył się swoich spodni, wyjął prezerwatywę z szafki nocnej, nałożył ją i wszedł we mnie na co z mojego gardła wydobył się głośny jęk.
///Skip time///
Leżeliśmy przytuleni na łóżku. Cały czas miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam i wtedy mi się przypomniało.
— Kurwa! — krzyknęłam. Zerwałam się z łóżka po czym zaczęłam się ubierać.
— A tobie co? — zagaił Tony.
— Miałam iść do gabinetu Vince'a. — wyjaśniłam.
— No i? — zapytał totalnie niewzruszony tym co powiedziałam.
— No i kurwa to, że miałam tam iść wczoraj wieczorem. — powiedziałam.
— Już po tobie. — odparł.
— On mnie zabije.
— Nie przesadzaj. — powiedział. — Za dużo roboty z pozbyciem się ciała.
— Wal się. Okazałbyś trochę współczucia, chamie jeden. Niby jesteś moim chłopakiem, a kurwa zero wsparcia z twojej strony. — oburzyłam się, pół żartem, pół serio.
— Bo ty na moim miejscu byś mi współczuła. — prychnął.
— Nie. — odpowiedziałam. — Ja bym się z ciebie śmiała. — wyznałam.
— Przynajmniej jesteś szczera.
— I powinieneś mnie za to kochać jeszcze bardziej. Szczerość się ceni chłopcze. — chłopak tylko przewrócił oczami na moje słowa i chwycił za swoją komórkę.
— Kurwa. — szepnął.
— Co? — zapytałam.
— Vincent dzwonił. — powiedział, a ja zrobiłam wielkie oczy.
— Nie pierdol. — powiedziałam i podeszłam do chłopaka, a on pokazał mi ekran swojego telefonu, na którym widniało powiadomienie o nieodebranym połączeniu od najstarszego brata. Dzwonił 25 minut temu. Wtedy się pieprzyliśmy.
— Za głośno jęczysz. — stwierdził, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— Idiota. — mruknęłam i ruszyłam w stronę drzwi.
— A ty dokąd?
— Do Vince'a. — odparłam odwracając się do niego.
— I co mu powiesz, odnośnie tego co robisz o tej godzinie w domu? — zapytał, a ja się zamyśliłam. Faktycznie nie przemyślałam tego. Vince niby miał na mnie tak trochę wyjebane, ale jednak miałam wrażenie, że może się trochę wkurzyć.
Wymyśliłam w końcu, że zostałam, ze względu na złe samopoczucie. Było to głupie wytłumaczenie, ale nie chciałam wymyślać niewiadomo czego, bo zapewne Vincent i tak będzie wiedział, że kłamię.
— Coś się wymyśli. — powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Kiedy wyszłam zorientowałam się, że nie mam pojęcia gdzie ten gabinet jest. Na moje szczęście lub raczej jego brak, usłyszałam dźwięk włączania czujnika. To musiał być Vince. Zbiegłam na dół i poleciałam prosto do kuchni, w której zastałam najstarszego z domowników. Stał przodem do blatu, jednak kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia odwrócił się w stronę drzwi, przez które weszłam ja.
— Dzień dobry. — rzuciłam. Vincent patrzył na mnie tak jakby wcale nie był zaskoczony, że jestem w domu o tej porze.
— Dzień dobry Jiyeon. — odpowiedział.
— Ja... — zaczęłam, a on patrzył na mnie tym razem zaciekawiony, jakby nie mógł się doczekać aż sklecę to co chcę mu przekazać w jakąś sensowną wypowiedź. — Nie przyszłam wczoraj, bo zasnęłam. — usprawiedliwiłam się, na co on przytaknął. — Przepraszam. — dodałam ciszej.
— Nic się nie stało droga Jiyeon, miałaś wczoraj dużo wrażeń, jasne było, że szybko pójdziesz spać. — powiedział.
— No to porozmawiamy? — zapytałam.
— Oczywiście. Chodźmy do mojego gabinetu. — powiedział po czym zalał swoją kawę wodą, która podczas naszej krótkiej wymiany zdań zdążyła się już zagotować. Po chwili Vince ruszył do wyjścia z kuchni, a zaraz potem na schody. Ja podążałam za nim jak cień.
Szybko dotarliśmy do ciemnego korytarza, w którego głąb właśnie weszliśmy. Kiedy dotarliśmy do jego końca przed nami ukazały się drzwi przed, którymi stało dwóch mężczyzn ubranych w garnitury. Pewnie ochroniarze.
Okazało się, że korytarz zakręcał, jednak my nie podążyliśmy nim dalej tylko weszliśmy przez ciemne drzwi.
Wnętrze pomieszczenia było mroczne. Gdy je zobaczyłam pomyślałam, że może Vincent jest wampirem. W sumie miało to jakiś sens, rzadko wychodził na światło dzienne, mało sypiał i żył głównie w nocy. Szybko jednak odrzuciłam tę głupią myśl.
Wiedziałam, że pomyślałam o tym tylko po to, aby się trochę rozbawić i dodać sobie otuchy.
Vince rozsiadł się w dużym fotelu za ogromnym biurkiem, a mi wskazał fotele przed biurkiem. Posłusznie zajęłam jeden z nich i czekałam aż Vincent zacznie mówić.
— Moja droga Jiyeon na starcie powiem, że to dość ciężki temat, aczkolwiek muszę go z tobą poruszyć. — zaczął lodowatym jak zawsze tonem. — Możesz być zaskoczona tym co teraz powiem, jednak sądzę, że się ucieszysz. — dodał.
— W takim razie mów. — powiedziałam, a starszy westchnął i spojrzał mi w oczy. Starałam się wytrzymywać jego lodowate spojrzenie, co całkiem dobrze mi szło.
— Twój ojciec żyje. — powiedział.
— Co kurwa?! — krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi.
— Słownictwo droga Jiyeon. — pouczył mnie, ale mimo wszystko wiedziałam, że spodziewał się po mnie takiej reakcji, jak nie gorszej.
— Nie rób sobie ze mnie jaj Vince. — powiedziałam, a do moich oczy napłynęły łzy. — Widziałam go w trumnie. — powiedziałam. — Byłam na pogrzebie. To nie możliwe. — westchnęłam, a pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach.
— To prawda. Ukrywa się wraz z naszym w Tajlandii, do której polecicie w wakacje. — powiedział spokojnie i tym razem bardzo łagodnie.
— Ojciec by mi powiedział. Nie zostawiłby mnie. Nie zrobił by tego. Dzwoniłby, pisał, cokolwiek do cholery! — emocje mną targały. Byłam jednocześnie zła, szczęśliwa, smutna i nawet nie wiem co jeszcze.
— Nie kontaktował się z tobą, aby cię chronić. — wyjaśnił.
— A teraz co? — zapytałam wkurzona. — A teraz już nie musi mnie chronić i karze ci przyjąć mnie pod swój dach, co jest conajmniej dziwne, a potem karze ci mi powiedzieć, że jest pierdolonym Jezusem i zmartwychwstał?! — byłam coraz bardziej wściekła, a oczy zalewały mi się łzami.
— Jiyeon proszę cię, uspokój się i usiądź. — poprosił, jadnak nie wykonałam jego prośby. — Jiyeon proszę cię. — powiedział po chwili. — Wtedy byłaś w wielkim niebezpieczeństwie. Teraz jesteś w nie mniejszym, ale jednak pozwalającym ci na spotkania i kontakty z ojcem. — wyjaśnił.
— Udowodnij mi. — powiedziałam i otarłam łzy.
— Dobrze. — odrzekł i chwycił za telefon, chwile coś na nim poklikał, a zaraz po tym usłyszałam sygnał. Długo nie trwało zanim ten ktoś odebrał.
— Halo? — zapytał dobrze znany mi głos w słuchawce. To był on. Mój ojciec.
— Tato? — spytałam.
— Jiyeon, kochanie. Tak strasznie mi przykro, wiesz, że gdybym nie musiał to w życiu bym cię nie zostawił. — powiedział. Strasznie mnie rozczulił, a poza tym cieszyłam się, że jego śmierć była tylko zwykłym kłamstwem.
— Chciałbym cię teraz przytulić córciu, nawet nie wiesz jak bardzo. — westchnął.
— Spotkamy się w wakacje, w Tajlandii prawda? — spytałam.
— Prawda. Już nie mogę się doczekać, aż znowu cię zobaczę i to na żywo. Wyrosłaś na piękną kobietę słońce. — powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam ojca nawet jeśli mnie zostawił. Powoli docierało do mnie, że zrobił to dla mnie. Jedyna kwestia, która mnie zastanawiała to dlaczego nikt nie poluje na mojego brata, jednak nie zamierzałam o nią wypytywać, przynajmniej nie dzisiaj. Ciszyłam się, że ojciec żyje, a mój brat żyje spokojnie w Korei i jest szczęśliwy z narzeczoną, z którą planują dziecko.
Porozmawiałam jeszcze chwile z ojcem o tym co się u mnie dzieje. Powiedziałam mu o mnie i Tony'm co usłyszał też Vince, jednak on jak wszyscy domownicy już o tym wiedział. Ojciec chyba nie był tym faktem zbytnio zadowolony, no ale cóż. Po rozłączeniu się, Vincent dał mi znak, że powiedział już wszystko co chciał i jeśli nie mam do niego żadnej sprawy to mogę iść. Ja jednak miałam do niego sprawę, a nawet dwie.
— Mogę ci zająć jeszcze chwilkę? — spytałam, a on przytaknął.
— O co chodzi? — zapytał.
— Kazałeś chłopkom się ze mną zaprzyjaźnić, aby mnie tu ściągnąć? — zapytałam, a Vincent westchnął.
— Moja droga Jiyeon. — zaczął, a ja patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
— Nikomu nie kazałem się z nikim zaprzyjaźnić. To, że chłopcy się z tobą zaprzyjaźnili było tylko i włącznie ich wolą, aczkolwiek bardzo ułatwiło mi to zadanie. Twój ojciec skontaktował się ze mną i poprosił, abym cię tu ściągnął i się tobą zajął. — odpowiedział na co ja tylko skinęłam głową na znak, że rozumiem.
— Coś jeszcze cię zastanawia? — spytał.
— Właściwie to nie, ale mam pytanie. — rzekłam, a on skinął głową na znak, że mogę mówić.
— W lipcu wyjeżdżam do Korei, jak co roku i chciałam zapytać, czy chłopcy i Hailie mogliby jechać ze mną. Pokazałabym im miasto i takie tam. — powiedziałam po czym nastąpiła chwila ciszy pomiędzy nami.
— Wiesz chłopy to bardziej dla ozdoby, ale chciałam, żeby Hailie się trochę rozerwała. Dużo przeżyła z tego co mówił mi Tony i chciałbym jej jakoś pomóc. — wyjaśniłam.
— Na czym to „rozerwanie się" miałoby polegać? — zagadną. Przez chwile zamierzałam wcisnąć mu kit, że zrobilibyśmy sobie jakiś babski wieczór, maseczki, komedie romantyczne i takie tam gówna, ale wiedziałam, że jemu lepiej od razu powiedzieć prawdę. Może doceni moją szczerość i się zgodzi.
— Pochodziłybyśmy po mieście, zabrałabym ją na kolacje, a potem do klubu, żeby sobie potańczyła. Nie do żadnej meliny, tylko do kulturalnego baru gdzie wypiłybyśmy po JEDNYM kieliszku wina i potańczyły to piosenek jakieś Lady Gagi, Shakiry, czy jakiś koreańskich hitów. — opisałam mu. Na wzmiankę o winie trochę zmarszczył brwi.
— Będę jej pilnować. Nie odejdę od niej choćby na krok. — zadeklarowałam. Vincent westchnął i spojrzał na mnie.
— Przemyślę to, dobrze? — spytał, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech wywołany tym, że w ogóle zamierzał rozważyć moją propozycję.
— Dobrze. Dziękuje. — powiedziałam i wyszłam z gabinetu, a następnie z ciemnego korytarza.
Od razu udałam się do pokoju Tony'ego. Po dotarciu i wejściu do pokoju ujrzałam chłopaka, cały czas leżał na łóżku, tylko że teraz był już ubrany. Podniósł wzrok znad telefonu i gdy tylko zobaczył, że to ja weszłam do pokoju, odłożył komórkę, wstał z łóżka po czym podszedł do mnie i czule pocałował.
Spojrzał mi w oczy, a ja już wiedziałam, że zobaczył, że są przekrwione od łez.
— Płakałaś? — zapytał łagodnym lecz poważnym tonem.
— Nie. — mruknęłam.
— Nie kłam. Co się stało? — spytał z troską w głosie.
— Nic. Nie chce o tym teraz gadać okej? — zapytałam, a chłopak cofnął się trochę i podniósł ręce do góry. — Idiota. — mruknęłam i przytuliłam się do niego.
— Powiesz potem co się stało? — zapytał, w ja kiwnęłam głową i mruknęłam ciche „tak".
_____________________________
Heej, mam nadzieje, że rozdział się podobał. 2048 słów bez notatki.
Postaram się wrzucić kolejny jak najszybciej.
Trzymajcie się, miłego dnia/nocy<333
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro