Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

\6/

(Skip time)
Poniedziałek

Weekend z Monetami minął mi bardzo dobrze. Bardzo się z nimi zbliżyłam. Z Tony'm nawet bardziej niż bym oczekiwała, aczkolwiek cieszę się, że jesteśmy razem i że tak to się potoczyło, gdyż ostatnio cały czas coś mnie do niego ciągnęło i nie mogłam przestać o nim myśleć.

Całą sobotę spedziałam z Tony'm, jedliśmy lody, oglądamiśmy filmy i dużo rozmawialiśmy. Za to niedziela była bardzo pracowita. Ja i Dylan pojechaliśmy do mojego dawnego mieszkania po moje rzeczy, które spakowaliśmy i przywieźliśmy do rezydencji Monetów, w której teraz przyszło mi zamieszkiwać razem z samymi Monetami, w końcu to ich dom.

Wysiadłam właśnie z auta baranka, Tony Shane i Hailie już stali na parkingu i gdy tylko nas zobaczyli Shane pomachał nam na powitanie, Hailie posłała nam ciepły uśmiech, a Tony patrząc na Dylan'a przewrócił oczami, za to do mnie się uśmiechnął. Podeszłam do nich, a zaraz za mną przywlókł się Dylan, który nie był zbytnio zadowolony z tego, że przyjechał właśnie do szkoły, w której spędzi następne godziny swojego życia.
Podeszłam do Tony'ego, a on przyciągnął mnie do siebie i przywitał się ze mną czułym pocałunkiem w usta. Chciałabym zobaczyć minę tych wszystkich dziewczyn, ale dane mi było ujrzeć coś lepszego. O wiele lepszego.

— Ty i Choi?! — zapytał oburzony Morgan. Odsunęłam się od mojego chłopaka, ale nie za daleko tak, aby stać praktycznie przy nim.

— No co? — spytał obojętnie Tony, obejmując mnie w talii.

— Jak to co?! — oburzył się jeszcze bardziej. — Przecież to dziwka! — zawołał.

— To, że dała ci kosza nie czyni z niej dziwki, a poza tym nie waż się tak mówić o mojej dziewczynie, bo cały majątek twoich starych pójdzie na uzupełnianie twojej wyszczekanej mordy. — warknął do niego, na co ten widocznie się speszył. — A teraz bądź dobrym pieskiem i wypierdalaj tam gdzie twoje miejsce. — dodał, a Morgan nie chcąc chyba wdawać się z nim w konflikt posłusznie odszedł.
Czułam na sobie wzrok tych wszystkich dziewczyn. Bawiło mnie to z jaką nienawiścią w oczach niektóre z nich potrafiły na mnie patrzeć. Obdarowywały mnie takimi spojrzeniami jakbym conajmniej zabiła im całą rodzinę.
Na parkingu nie zabawiliśmy zbyt długo, bo gdy tylko Morgan odszedł, a ja z Tony'm powiedzieliśmy sobie kilka czułych słówek, weszliśmy do szkoły.
Kiedy tylko zobaczyłam tą głupią blondyne w tłumie uczniów rzuciłam do Monetów szybkie „Spadam" i czym prędzej pobiegałam niej.

— Hej. — powiedziałam przytulając ją.

— Yeon! — zawołała uradowana odwzajemniając mój uścisk.

— Słuchaj mnie teraz uważnie szmato. — zaczęłam kiedy przerwałyśmy nasz powitalny uścisk, a dziewczyna spojrzała na mnie z zainteresowaniem.

— Dajesz suko. — powiedziała.

— Dobra. Dylan Monet. Ten Dylan Monet, chce się z tobą umówić. — powiedziałam, a ona pisnęła ze szczęścia i przytuliła mnie jeszcze raz.

— Mówił coś? — zapytała podekscytowana odsuwając się trochę ode mnie.

— Mówił, że jesteś piękna i takie tam. Zakochał się baran na zabój. — powiedziałam i pokręciłam głową.

— Mam zagadać? — spytała.

— Ty się jeszcze pytasz?! — nie dowierzałam. — No pewnie, że masz zagadać co to w ogóle za pytanie? Leć! — zawołałam.

— Denerwuje się. — zagryzła wargę.

— Nie ma czym. Lecisz. — powiedziałam, a dziewczyna odwróciła się i poszła. Ja obserwowałam całą sytuacje z wielkim uśmiecham na ustach. Zagadała do niego. Byłam z niej dumna, bo normalnie to pewnie już w połowie drogi by zawróciła, a teraz stała tam i normalnie z nim rozmawiała.

— Choi. — usłyszałam zza pleców. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Odwróciłam się niechętnie i ujrzałam tam osobę, której miałam nadzieje nie zobaczyć już do końca życia. Kim Chaeyoung. Miałam z nią spiny od podstawówki w Korei. Nasze awantury zawsze przyciągały sporą publiczność przez co po chwili przychodził jakiś nauczyciel i lądowałyśmy u dyrektora. Nie raz na siebie wrzeszczałyśmy i nie raz się pobiłyśmy. Działo się to praktycznie codziennie, no chyba, że którejś nie było w szkole.

— Kim Chaeyoung. — powiedziałam patrząc jej prosto w oczy.
— Co tu robisz? — spytałam.

— Tatuś ma tutaj sporo biznesów, więc się przeprowadziliśmy, a ty? twój tatuś też ma tu biznesy? A no tak nie ma, przecież nie żyje. — powiedziała i zaśmiała się. Tak kurwa nie będzie suko. Pomyślałam.
Nie minęła nawet sekunda kiedy się zamachnęłam i wyjebałam jej w mordę.
— Ty kurwo! — wrzasnęła do mnie po koreańsku i rzuciła się na mnie. Szybko jednak przeturlałam się z nią tak, abym to ja była na górze i zaczęłam bić ją po twarzy. Byłam jak w transie. Wokół nas zgromadziło się mnóstwo osób, które tylko się patrzyły. Po chwili dziewczyna pojawiła się nade mną i tym razem ona mnie uderzyła prosto w nos tak mocno, że pewnie gdyby nie adrenalina syknęłabym z bólu.

— Yeon! — usłyszałam głos Tony'ego. Brzmiał na przerażonego. Spojrzałam w stronę, z której dochodził jego głos. Stał tam, a obok niego Shane, Dylan i Hailie. Wszyscy byli przerażeni, a Tony chyba najbardziej i choć wolał tego po sobie nie pokazywać to nie wyszło mu to.
Szybko odwróciłam od nich wzrok i zepchnęłam z siebie dziewczynę, aby zaraz po tym usiąść na niej okrakiem i znowu ją uderzyć. Kim była chyba zmęczona, bo nawet nie próbowała mi oddać, więc wstałam i zaczęłam odchodzić. W pewnym momencie zatrzymałam się, odwróciłam się w jej stronę i podeszłam. Gdy byłam już wystarczająco blisko kopnęłam ją w brzuch gdyż ona w czasie kiedy na chwile od niej odeszłam położyła się na boku. Dziewczyna syknęła, a ja kopnęłam ją jeszcze pare razy. Chaeyoung skuliła się, a ja nachyliłam się nad jej uchem.

— Jeszcze raz suko. Jeszcze kurwa raz powiesz coś o moim ojcu to obiecuję ci, że nie skończy się na zwykłej bójce. — wysyczałam jej do ucha po czym kopnęłam ją jeszcze raz i odeszłam.

Nasza publiczność widząc, że chce przejść zrobiła mi przejście jak na zawołanie. Spojrzałam na swoje ręce. Moje kostki były praktycznie całe we krwi nie tylko dziewczyny, ale też mojej, gdyż od nadmiaru zbyt mocnych ciosów same zaczęły krwawić. Potem poczułam tak ogromny ból, że prawie załamały mi się kolana. To był mój nos.
Udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że mój nos był cały we krwi i wyglądał jak zgniecione jabłko. Umyłam ręce, pozbywając się z nich tym samym krwi, mojej i Chaeyoung.

— Co to miało być?! — zapytał Tony wchodząc do łazienki, za nim wszedł Shane i Dylan, a za Dylan'em Hannah.

— O chuj ci chodzi? — zapytałam niewzruszona, próbując przemyć mój nos, wyrządzając sobie przy tym jak najmniejszy ból.

— Nie udawaj, że nie wiesz. Co to za laska?

— Kim Chaeyoung. — powiedziałam po czym syknęłam z bólu, bo przez przypadek dotknęłam nosa zbyt mocno. Hannah na wspomnienie o tej szmacie aż zakryła usta dłońmi.

— Kim ta Chaeyoung jest? — zapytał Shane.

— Taka koleżanka z dawnych lat. — odparłam.

— No to chyba nie za bardzo za sobą przepadacie. — parsknął Dylan.

— Nie no chyba widać, że się kochamy. — powiedziałam z sarkazmem wyczuwalnym z kilometra.

— Dasz sobie radę czy ci pomóc? — zagadnął Shane wskazując podbródkiem na mój nos.

— Dam radę idźcie sobie. — powiedziałam. Dylan i Hannah wyszli pierwsi, oboje zrobili to bardzo niechętnie i zanim wyszli rzucili mi kilka podejrzliwych spojrzeń. Po nich zaczął wycofywać się Shane, on stał w łazience jeszcze dłuższą chwilę, cały czas łypiąc na mnie podejrzliwe, ale w końcu dał za wygraną i wyszedł. W łazience zostałam tylko ja i Tony. Wiedziałam, że on akurat nie zamierzał stąd wyjść.

— Mówię serio dam sobie radę. — powiedziałam, ale on nic sobie z tego nie zrobił tylko podszedł do mnie tak aby stanąć obok mnie. Odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał na mój nos.

— Jest złamany. — stwierdził, a ja przewróciłam oczami.

— No co ty nie powiesz?

— Spoko, tamta skończyła gorzej. Leży u pielęgniarki i chyba pojedzie do szpitala. — powiedział, a ja uniosłam kącik ust na tą informacje.

— I dobrze tak głupiej szmacie.

— Co ci powiedziała? — spytał.

— Naśmiewała się z tego, że mój ojciec nie żyje. — wyjaśniłam.

— Nich się cieszy, że to z tobą się biła, bo ja na twoim miejscu nie potrafiłbym się pohamować. — powiedział, a ja się zaśmiałam. — Nastawię ci nos. — rzekł po chwili.

— Nie nie nie nie nie. — protestowałam, ale on nie słuchał.

— Kurwa! — krzyknęłam. Bolało, ale przynajmniej miałam już to za sobą. — Nienawidzę cię Monet. — powiedziałam trzymając się za nos, a Tony się uśmiechnął.

— Ja też cię kocham Choi. — powiedział cały czas się uśmiechając, a ja pokazałam mu język.

— Wracam do domu. — powiedziałam.

— Odwiozę cię. — odpowiedział.

— A co ze szkołą? Vince cię zabije.

— Oj tam. Co Vince może mi zrobić, popierdoli popierdoli i przestanie. — parsknął na co ja się zaśmiałam.

— W takim razie chodźmy. — powiedziałam po czym wraz z chłopakiem wyszliśmy z łazienki, a zaraz potem ze szkoły i poszliśmy na parking. Na parkingu zabawiliśmy dłuższą chwile, gdyż zapaliliśmy jeszcze po papierosie i dopiero po tym wsiedliśmy do auta Shane'a. Wyjechaliśmy z terenu szkoły i pojechaliśmy prosto do domu.

— Wszystko okej? — zapytał chłopak przerywając ciszę w samochodzie jaka między nami panowała.

— Boli mnie nos, poza tym jest okej. — odparłam i wzruszyłam ramionami.
— A co? Martwisz się o mnie? — spytałam z uśmiechem trącając Tony'ego w ramię.

— Nie. — mruknął, a ja spojrzałam na niego wzrokiem mówiąc „Czyżby?".
No dobra może trochę. — przyznał po chwili.

— Wiedziałam. To urocze, że się martwisz.

— A spadaj. — burknął.

— Weź nie możesz być wiecznie gburowaty. — oburzyłam się, oczywiście nie na serio. — Przynajmniej nie dla mnie. — dodałam. — Jak będziesz dla mnie nie miły to nie będziemy się pieprzyć. — powiedziałam, a Tony'emu na „będziemy się pieprzyć" zaświeciły się oczy. Typowy facet słyszy to co chce usłyszeć.

— Przecież jestem miły... Dla ciebie. — powiedział.

— No prawda, jesteś. Ja cię tylko ostrzegam. — odrzekłam, a chłopak pokręcił głową.

— W kim ja się zakochałem? — mruknął do samego siebie.

— Też cię kocham Tony. — odparłam.
Po chwili wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na jego ekran. Dostałam jakieś powiadomienie z banku. Od razu w nie weszłam, co przekierowało mnie bezpośrednio do aplikacji mojego banku. Gdy zobaczyłam dostępne środki, aż zakryłam usta dłonią. Było tam sześć pierdolonych milionów pieprzonych dolarów. Chwilę po tym dostałam wiadomość od Vince'a, napisał, że to część pieniędzy od mojego ojca dla mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nie miałam dostępu do takich pieniędzy, a poza tym Vincent napisał, że to tylko część pieniędzy od ojca.

— A tobie co? — zagadnął Tony i spojrzał na mnie na chwilę, po czym znów spojrzał na drogę. — Dostałaś 6 z fizyki czy co? — zapytał. — A nie sorry to się nigdy nie stanie. — zaśmiał się, za co od razu został przeze mnie trzepnięty w głowę.

— Spadaj ja jestem mądra nie to co ty. — burknęłam do niego.

— Ej ja jestem mądry, bo kocham taką kobitę jak ty.

— Nie podlizuj się. — mruknęłam.

Do końca drogi gadaliśmy o totalnych głupotach. Po zaparkowaniu auta w garażu udaliśmy się do kuchni w celu zjedzenia czegoś dobrego. W pomieszczeniu napotkaliśmy Vince'a, który właśnie zalewał sobie pewne setną już dzisiaj kawę.

— Możecie mi wyjaśnić co tu robicie o tej porze? — zapytał tym swoim lodowatym głosem, nawet nie unosząc na nas wzroku.

— No jakby źle się poczułam, a Tony odwiózł mnie do domu. — skłamałam.

— A co się stało z twoim nosem? — zagadnął i dopiero teraz na mnie spojrzał.

— Biłam się z taką jedną suką. — powiedziałam i wzruszyłam ramionami.

— Jesteś z siebie dumna droga Jiyeon? — spytał.

— Owszem jestem. Nawet bardzo. — wyszczerzyłam do niego zęby.

— Zatem pozwolę sobie zaprosić cię do biblioteki. — odparł.

— Nie widzę takiej potrzeby. — rzekłam pewnie, a Tony wytrzeszczył na mnie oczy, natomiast Vincent nie zmieniał wyrazu swojej jak z kamienia twarzy, tylko pokręcił głową z dezaprobatą.

— Mówiłem ci coś.

— Prawda, ale to nie znaczy, że zamierzam się do tego stosować. — założyłam ręce na piersi, próbując wyglądać na jak najbardziej poważną.

— Posłuchaj mnie drogie dziecko i to uważnie, bo powiem to pierwszy i ostatni raz. Nie życzę sobie, abyś zachowywała się w ten sposób w stosunku do mnie. Czy to jest dla ciebie jasne? — zapytał, a ja tylko patrzyłam na niego z wyrzutem, że robi mi nie potrzebne kazania, ale w odpowiedzi burknęłam ciche „Jak słońce".

Cieszę się, że się rozumiemy. Powiedz mi jak to dokładnie było. — zażądał, a ja posłusznie opowiedziałam mu jak ta szmata się we mnie zaczęła.

— Rozumiem, że cię sprowokowała, ale nie powinnaś tak gwałtownie reagować. —  pouczył mnie.

— Yeon to damski Dylan. — zaśmiał się Tony, a ja posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Miał racje. Razem z Dylan'em mieliśmy dość gwałtowne i dość mocno przesadzone reakcje. Oboje nie potrafiliśmy nad sobą zapanować, samokontrola to była ewidentnie nasza słaba strona.

— Dlatego Jiyeon będzie ćwiczyć wraz z Dylan'em panowanie nas sobą. — powiedział spokojnie.

— No chyba żarty! — wykrzyczałam choć nie zamierzałam tego zrobić. — Nie potrzebuje żadnych ćwiczeń! Potrafię nad sobą panować!

— Wrzaskami tego nie udowadniasz moja droga, dzisiejsza sytuacja ze szkoły również nie działa na twoją korzyść. — powiedział Vince upijając łyk kawy z kubka. — Mam nadzieje, że będziesz się potrafiła opanować w piątek na kolacji biznesowej. — dodał Vincent i znowu upił łyk gorącej cieczy.

— Jakiej znowu kolacji? — zapytał zdziwiony Tony.

— Mówiłem wam, że wszyscy w piątek jedziemy na kolacje z Adrien'em. — powiedział po czym westchnął z niedowierzaniem.

— Santan'em? — zagadnęłam, a ich oczy zwróciły się na mnie.

— Znasz go? — zapytał Vince.

— Słyszałam o nim co nie co. — odparłam. — Ale nie miałam z nim jeszcze do czynienia. — dodałam.

— Szczęściara. — mruknął Tony.

— Jutro przyjadą Monty i Maya. — zapowiedział Vince.

— Kto? — spytałam nie widząc o kim mowa.

— Wujek Monty i jego narzeczona Maya. — wytłumaczył mój chłopak, a ja kiwnęłam głową.

— Jiyeon prosiłbym cię, abyś przyszła wieczorem do mojego gabinetu. — powiedział najstarszy z nas, a ja przytaknęłam po czym Vince opuścił kuchnie.

— Co byś chciał zjeść? — zapytałam.

— Pizze. — odpowiedział, przytulił mnie od tyłu i pocałował mnie w szyje, po czym oparł głowę na moim ramieniu.
— Kocham cię. — szepnął mi do ucha.

— Ja ciebie też. — odpowiedziałam.

Potem zrobiliśmy pizze. Była w kształcie serca. Kiedy się upiekła poszliśmy na górę do salonu, położyliśmy się na kanapie i włączyliśmy „Czarnobyl: reaktor strachu". Nie należałam do osób, które piszczą i krzyczą na horrorach, ale ten naprawdę mnie przeraził, najbardziej pod koniec. Przez co praktycznie od ponad połowy filmu byłam wtulona w Tony'ego jak małe dziecko. W między czasie ze szkoły wrócili Dylan, Shane i Hailie. Dziewczyna od razu udała się do swojej sypialni, natomiast chłopcy przyszli do nas i rozsiadli się w salonie. Dylan ukradł nam kawałek pizzy tak samo Shane i oglądali z nami film do końca. Baranek śmiał się ze mnie kiedy na jakimś jumpscare'rze wtulałam się w Tony'ego jeszcze bardziej, po czym ja pokazywałam mu środkowy palec. I tak do wieczora oglądaliśmy różne horrory, tylko tym razem wszyscy leżeliśmy na kanapie i na jakiejś strasznej scenie wszyscy tuliliśmy się nawzajem. Było bardzo miło, tak miło, że nawet nie zarejestrowałam kiedy odpłynęłam, zapewne z nadmiaru wrażeń.

_____________________________
Heej! Mam nadzieje, że rozdział się podobał. Przepraszam, za wszystkie błędy, będę starała się je poprawiać na bieżąco. 2375 słów bez notatki, naprawdę jestem pod wrażeniem ilości słów w niektórych rozdziałach, ja nawet mie potrafię dobrego opowiadania na 100 słów na polskim napisać, a tu jeden rozdział piszę na ponad dwa tysiące.
Trzymajcie się, miłego dnia/nocy <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro