/3\
Piątek
W końcu nadszedł piątek, czyli mój najbardziej wyczekiwany dzień, nie tylko dlatego, że był to ostatni dzień w tygodniu, w którym odbywały się zajęcia, ale dlatego, że dzisiaj po raz pierwszy i mam nadzieje nie ostatni miałam odwiedzić rezydencje Monetów. Jakby tego było mało miałam tam zostać do niedzieli. Cieszyłam się, bo przez ten tydzień zdążyłam się naprawdę polubić z tymi chłopakami, nawet z Dylan'em znalazłam wspólny język.
Oprócz tego, że rozmawialiśmy na przerwach to doznałam zaszczytu siedzenia przy słynnym stole Monetów na stołówce. Wydawało mi się, że naprawdę mnie lubią, Dylan nawet zapowiedział, że w wakacje zabiorą mnie na wczasy do Tajlandii.
Myślałam o tym siedząc na ostatniej lekcji, czekając tylko na dzwonek oznaczający koniec lekcji. Nie mogłam się już doczekać kiedy pokonam Shane'a w karaoke i w just dance. Biedny nie wie w co się wpakował. W końcu zadzwonił dzwonek, na dźwięk, którego szybko spakowałam swoje rzeczy do plecaka i wyszłam z klasy kierując się do szafki, w której schowałam torbę z spakowanymi rzeczami na weekend u Momentów. Wyjęłam torbę, zarzuciłam na ramię i poszłam na parking, na którym już czekali na mnie Dylan, Shane, Tony i Hailie? Podeszłam do nich i przywitałam się z chłopakami przytulasem, czym Tony nie był zbytnio zachwycony, ale trudno. Do Hailie powiedziałam po prostu „cześć" i posłam jej ciepły uśmiech co ona odwzajemniła. Wrzuciliśmy moje rzeczy do bagażnika, po czym odezwał się najstarszy z nas wszystkich tam zebranych.
— Dobra dzieciaczki. — zaczął Dylan zwracając na siebie uwagę całej reszty.
— Ja, Shane i Hailie jedziemy autem, a Tony z Yeon motocyklem.
— No chyba, że Yeonka się boi. — powiedział Tony.
— Ja? Chłopcze ja jeździłam takimi zabawkami zanim ty powiedziałeś swoje pierwsze słowo. — odparłam. Uwielbiłam takie dziecinne kłótnie.
— Dobra skoro tak mówisz, to prowadzisz. — odparł.
— Co?! — wrzasnęłam zwracając na sobie uwagę innych osób na parkingu i wywołując tym śmiech u Tony'ego.
— Słyszałaś słonko. — odpowiedział Tony.
— Ja ci kurna dam słonko gnoju. — warknęłam. — Dawaj kask. — rzuciłam do Tony'ego, a on wykonał mój „rozkaz". Od razu po otrzymaniu kasku założyłam go na głowę i wsiadłam na motocykl.
— Dalej Tony nie mam przecież całego dnia. — powiedziałam jak jakaś obrażona księżniczka, oczywiście dla żartów, a chłopak prychnął i po chwili usiadł przede mną na pojeździe, wcześniej założywszy swój kask. Reszta w tym czasie wsiadła do samochodu po czym odjechali.
— Tylko trzymaj się mocno. — powiedział Tony i odpalił silnik. Moje ręce oplotły jego brzuch, na którym od razu poczułam jego mięśnie. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie przesunęła po nich kilka razy dłonią. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, może było to spowodowane tym, że nigdy w życiu nie miałam do czynienia z tak umięśnionym ciałem.
Doskonale wiedziałam, że z tyłu były rączki, których mogłam się chwycić zamiast kurczowo ściskać Tony'ego za brzuch, jednak wolałam udawać, że nie wiedziałam o ich istnieniu. Będąc pzrytulonom do Tony'ego czułam się bezpieczna.
Przejażdżka była bardzo przyjemna, podobała mi się zwłaszcza jak chłopak przyspieszył przez co mogłam poczuć trochę adrenaliny, od której byłam wręcz uzależniona.
Po jakieś godzinie byliśmy już na miejscu. Zdjęłam kask i zaskoczyłam z maszyny, aby dokładniej przyjrzeć się rezydencji. Była ogromna i onieśmielająca. Cholera z tej perspektywy wydawała się nawet większa od naszej szkoły. — Chodź. — rzucił do mnie Tony, który przed chwilą do mnie podszedł. Nie drgnęłam. Ten budynek był po prostu niesamowity, dla kogoś takiego jak ja mieszkanie w takim miejscu było nie osiągalne. Wpatrywałam się w budowlę jak w obrazek, czym chyba zirytowałam lekko Tony'ego, bo ten chwycił mnie za rękę i wręcz szarpnął mną, abym się w końcu ruszyła i weszła do środka.
Wnętrze posiadłości moich przyjaciół było jeszcze bardziej onieśmielające niż sam budynek z zewnątrz, wyglądało jak muzeum, w który byłam w podstawówce z klasą, jeszcze w Korei. Podłogi były marmurowe, a na ścianach wisiały obrazy, które tylko nasilały moje skojarzenia wnętrza z muzeum.
— A tej co? — spytał Dylan.
— Chyba jest trochę pod wrażeniem. — zaśmiał się Tony.
— Wyobraźcie sobie idioci, że nie każdy żyje w luksusie od urodzenia. — warknęłam odwracając wzrok od wnętrza domu.
— Dobra dość. Co zamawiamy do jedzenia? — odezwał się Shane. Boże jak ja kocham Shane'a, jest taki kochany, przynajmniej dla mnie.
— Pizze! — krzyknęłam z entuzjazmem.
— Popieram Yeonke stonke. — powiedział Tony.
— Ja tam bym zjadł maka. — westchnął Shane.
— Ja też. — odparł Dylan masując swój brzuch.
— A ty dziewczynko? — zapytał Shane przenosząc swój wzrok na siostrę.
— Ja nie jestem głodna. — odparła.
— Wybierz sama, bo inaczej my wybierzemy coś za ciebie. — warknął do niej mój ulubiony baranek. Wiedziałam, że Hailie zmaga się z zaburzeniami odżywiania, chłopcy mi powiedzieli. Miałam wrażenie, że nie okazywali siostrze odpowiedniego wsparcia, więc stwierdziłam, że przez ten weekend postaram się podnieść ją trochę na duchu i pomóc jej jak tylko potrafię.
— Zamknij się baranku, Hailie zje ze mną na pół pizze. Prawda Hailie? — spytałam i spojrzałam na szatynkę.
— Tak. — odpowiedziała wyraźnie zadowolona z faktu, że uratowałam ją od nie przyjemnej wymiany zdań z najstarszym z naszej piątki.
— No to zamawiamy! — krzyknął zadowolony Shane. Co jak co, ale on kochał jedzenie, wszelkiego rodzaju.
Zamówiliśmy jedzenie, a raczej Dylan zamówił, a my tylko powiedzieliśmy mu co dokładnie chcemy. Teraz nie pozostało nam nic innego jak tylko czekać aż przyjedzie żarcie. Te lenie i Hailie zamierzali siedzieć na kanapie, Tony i Dylan na telefonach, a Hailie przy książce, natomiast ja z Shane'em mieliśmy o wiele lepszy plan na spędzenie tego czasu.
Chłopak włączył telewizor, a zaraz potem odpalił YouTube'a i włączył dance practice do DDU-DU DDU-DU od Blackpink. Oboje zaczęliśmy tańczyć i śpiewać, a raczej drzeć się czym wkurzaliśmy resztę, ale nie za bardzo nas to teraz interesowało.
— HIT YOU WITH THAT DDU-DU DDU-DU!!!!! — wydarliśmy się z chłopakiem równocześnie. Byłam pod wrażeniem jak dobrze radził sobie z śpiewaniem i tańczeniem, osobno i jednocześnie i tego jak dobra była jego wymowa koreańskiego.
— Boże zamknijcie te swoje ryje, bo normalnie nie wiem co wam zrobię. — warknął na nas Dylan, ale my nie przerwaliśmy ani tańca, ani śpiewania. Co nam może zrobić Dylan? Ugryzie nas? Chociaż on to akurat mógłby, ale wiem, że za bardzo mnie kocha, aby zrobić mi krzywdę.
— BLACKPINK!!!! — wydarliśmy się znowu.
— Weźcie się przymkniecie. — powiedział wkurzony Tony.
— Weź karaoke robimy. — powiedziałam.
— No właśnie, wyjmijcie kija z dupy. — poparł mnie mój najlepszy przyjaciel, moja bratnia dusza Shane i włączył jakąś playliste z piosenkami Blackpink. Pierwszą piosenką, która poleciała było „Playing with fire" jedno spojrzenie na Shane'a wystarczyło, chłopak włączył gigantyczne głośniki w salonie i dał je praktycznie na fula.
— 우리 엄만 매일 내게 말했어 언제나 남자 조심하라고 사랑은 마치 불장난 같아서 다치니까 Eh!!! — zaczął wrzeszcząc szatyn.
— 널 보면 내 맘이 뜨겁게 달아올라 두려움보단 널 향한 끌림이 더 크니까 Eh!!!! — zaśpiewałam również wrzeszcząc. Chłopak chciał już zacząć kolejną zwrotkę, ale ktoś wyłączył nam telewizor. Spojrzeliśmy obrażeni na naszych kochanych kanapowców, ale to nie było żadne z nich, spojrzeliśmy więc na drzwi, w których teraz stał mężczyzna, młody, ale poważny i trochę przerażający.
— Wasze wrzaski mi przeszkadzają. — powiedział chłodno.
— Sorry. — mruknął Shane i zrezygnowany usiadł na kanapie i chwycił telefon do ręki.
— A ty kim jesteś? — zwrócił się do mnie.
— Ja? Ja jestem Choi Jiyeon, przyjaciółka. Pan mnie znielubił co nie? — spytałam co wywołało na jego twarzy mały uśmiech.
— Dziecko drogie narazie jeszcze nie mam wystarczających powodów aby cię „znielubić". Jestem Vincent. — powiedział, a odetchnęłam z ulgą.
— O boże to dobrze, ja pana bardzo przepraszam. — powiedziałam.
— Spokojnie, nic się nie stało, ale prosiłbym jednak, abyście byli ciszej. — mówił tym swoim lodowatym głosem, ale wcale nie zniechęcał mnie nim do dalszej konwersacji z nim.
Na jego słowa kiwnęłam twierdząco głową, ale też wydałam z siebie ciche „Dobrze", po czym Vincent, czyli z tego co się orientowałam najstarszy z rodzeństwa odszedł, zamykając za sobą drzwi.
— Jestem w lekkim szoku. — odparł Dylan.
— Dlaczego? — spytałam i spojrzałam na czwórkę Monetów.
— Normalnie kazałby ci stąd wypierdalać i to najlepiej w podskokach. — powiedział Tony nie odrywając wzroku od komórki. — Nienawidzi jak ktoś mu przeszkadza. — dodał.
— Najwyraźniej ja jestem wyjątkowa. — powiedziałam ucieszona z faktu, iż Vincent prawdopodobnie mnie lubił lub chociaż tolerował.
— Chyba specjalna. — prychnął Dylan.
— Specjalnej troski. — dodał młodszy z bliźniaków i uśmiechną się pod nosem.
— Shane. Poduszka. Już. — rzuciłam do chłopaka, który od razu rzucił mi jedną poduszkę z kanapy.
Podeszłam do Tony'ego, wyjęłam mu telefon z ręki i odłożyłam go na stół. Usiadłam mu na kolanach po czym zbliżyłam swoją twarz do tej należącej do niego i zaczęłam okładać go poduszką.
— Sam jesteś kurna specjalny! — krzyknęłam, Tony wytrzasnął skądś poduszkę i też zaczął mnie nią okładać.
— Bitwa na poduszki! — krzyknął Dylan i po kilku sekundach wszyscy okładali się poduszkami z kanapy. Nawet Hailie odłożyła swoją jak widziałam bardzo wciągającom lekturę i dołączyła do nas. Biegaliśmy po całym salonie, który był naprawdę spory. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci.
Po jakiś 20 minutach prawie wszyscy odpadli, wszyscy oprócz mnie i Dylanka baranka.
— Zostaliśmy tylko my Choi Jiyeon. — powiedział.
— Nich wygra lepszy. — rzuciłam.
— O co się zakładamy? — spytał blondyn.
— Jak wygram jedziesz ze mną do sklepu i kupujesz mi co tylko zechcę. — chłopak przytaknął na znak zgody.
— A jak ja wygram umówisz mnie z tą swoją przyjaciółką. — powiedział.
— Z Hannah'ą? Czyżby nasz Dylanek się zakochał? — spytałam.
— Nawet jeśli to co? — spytał i trochę zarumienił. Nie mogłam pokazać swojego entuzjazmu na tę wieść ponieważ nie chciałam zdradzać po sobie jak bardzo mnie ona ucieszyła. Hannah już od dawna wzdychała do tego barana, kurna jak jej o tym powiem to ona się chyba posika ze szczęścia.
— Dobra, niech wygra lepszy. — powiedziałam.
— Niech wygra lepszy. — powtórzył po czym zaczęliśmy naszą bitwę. Ja objęłam taktykę spierdalania przed Dylan'em, która jednak okazała się zła, bo chłopak był ode mnie o wiele wyższy co równało się też z tym, że był ode mnie szybszy. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy poczułam mocne uderzenie w plecy.
— Kurwa! — krzyknęłam na co blondyn zaczął rechotać. — Chciałam jechać po książki i albumu Blackpink nosz kurwa mać! — krzyknęłam zrezygnowana, czym wywołałam jeszcze głośniejszy śmiech u Dylan'a. — Chciałam wyżulić nowy telefon. — westchnęłam. — No kurna no wszystko się chrzani.
— Po co ci nowy telefon? — spytał blondyn, a ja wyjęłam swoją cegłę z PRL-u. Telefon miał cały zbity ekran, aparat wypadł i praktycznie nie dało się z niego korzystać.
— Boże co to za gówno?! — spytał Tony, wyraźnie zaskoczony, że ktoś może nie posiadać najnowszego iPhon'a.
— Telefon. — odparłam. — Taki trochę uszkodzony. — dodałam i zaczęłam się śmiać, co zaraz po mnie zaczął robić również Shane. Jego śmiech wywołał jeszcze większy jego napad u mnie.
— Dobra co z jedzeniem? — zagadnął Shane przestając się śmiać i spoglądając na Dylan'a, który wyjął swój telefon i po chwili wybuchnął śmiechem.
— Co? — spytałam równocześnie z Shane'em.
— Pewnie się uśmiejecie. — zaczął, a my wwiercaliśmy w niego wzrok. — Nie zapłaciłem i nie zapisało zamówienia. — powiedział.
— Chyba sobie jaja robisz. — powiedział Tony i poderwał się na równe nogi.
— Ej spokojnie, pojedziemy do sklepu Yeonka wybierze sobie nowy telefon i zjemy coś na mieście. — przedstawił swój plan Dylan, a my wszyscy się zgodziliśmy.
Ustaliśmy, że ja jadę z Shane'em i Tony'm, a Dylan i Hailie pojadą drugim autem razem.
Wsiedliśmy do niebieskiego lamborghini Shane'a, ja usiadłam z przodu, na miejscu pasażera, starszy bliźniak zajął miejsce z tyłu co mnie trochę zdziwiło, miejsce kierowcy zajął Tony. Nie przeszkadzał mi to, bo mimo wszystko lubiłam chłopaka, był naprawdę świetny, ale nie wiem dlaczego jakaś część mnie miała czasem ochotę zapytać go czy wtedy naprawdę mnie podrywał czy tylko rzucił takim żartem, aby rozluźnić atmosferę i właśnie ta część mnie liczyła na to, że jego odpowiedź brzmiałaby wtedy „Tak Jiyeon naprawdę cię wtedy podrywałem, bo cię kocham." albo coś w ten deseń. Wydawało mi się to dość dziwne w końcu nie znaliśmy się dość długo, a ja myślę o takich rzeczach. Nie robiłam tego specjalnie, Tony jakoś sam wkradał mi się do głowy, szczególnie w ostatnim czasie.
Ruszyliśmy, a ja pogrążyłam swój wzrok w pobitym ekranie mojej komórki. Przeglądałam jakieś social'e, kiedy nagle dostałam powiadomienie z grupy na facebook'u, pisnęłam jak jakaś pusta laska, która właśnie dowiedziała się, że przyjęli ją do szkolnej drużyny cheerleaderek.
— Shane. — zaczęłam i odwróciłam się do chłopaka jak najbardziej było to możliwe w samochodowych warunkach, a on podniósł na mnie wzrok z nad telefonu.
— Ty, ja, 20 lipca, Korea Południowa, a dokładniej Seul, koncert Blackpink. — powiedziałam i obserwowałam jak oczy chłopaka rozszerzają się, a na jego ustach formuje się wielki uśmiech.
— Co ty gadasz? Będą mieć koncert?! — pytał podekscytowany.
— Taaak! — krzyknęłam uradowana i razem z chłopakiem zaczęliśmy piszczeć ze szczęścia jak dwie pięcio letnie dziewczynki, którym rodzice powiedzieli, że pojadą z nimi po nowe lalki.
— Boże czym wy się tak jaracie? Jakieś cztery Azjatki po prostu śpiewają, tańczą i chodzą sobie po scenie. Nic specjalnego. — prychnął Tony.
— Ale te cztery Azjatki to Blackpink. — powiedział oburzony Shane.
— No właśnie, ty nas po prostu nie rozumiesz. — dodałam.
— One nawet nie wiedzą o waszym istnieniu, a wy chcecie lecieć na ich koncert do Korei? — zapytał z niedowierzaniem.
— Dokładnie tak. — powiedziałam.
— Szerokości. — prychnął.
— Możesz jechać z nami jak chcesz. Pokażę wam miasto. — odparłam.
— Nie dzięki. — odpowiedział.
— Szkoda, jestem pewna, że wiele pięknych Koreanek chętnie by się tobą zajęły jak my będziemy na koncercie. No ale skoro nie to nie. — westchnęłam teatralnie.
— Czekaj co?! — wręcz wykrzyknął pytanie Tony.
— No wiesz mam kilka znajomych, które napewno z chęcią dotrzymałyby ci towarzystwa pod naszą nie obecność. — powiedziałam.
— Wiecie co? Pojadę z wami zawsze chciałem zwiedzić Seul. — powiedział, na co ja z Shane'em wybuchnęliśmy śmiechem.
— Poznacie mojego brata. — powiedziałam, a oni spojrzeli na mnie z wytrzeszczem.
— Ty masz brata?! — zapytali niemalże równocześnie.
— Nooo. — prychnęłam. — Pracuje w wytwórni, w której są Blackpink i zawsze jak są koncerty to załatwia mi bilety za darmo. — dodałam.
— Japierdole też tak chcę. — westchnął Shane.
— Deklu ty też masz bilet za darmo, załatwiłam ci. — powiedziałam.
— O japierdole. — powiedział.
— Co nie, mamy miejsca przy samej scenie i jak wszystko dobrze pójdzie to może uda nam się spotkać z Blackpink po koncercie.
— Boże Yeon kocham cię. — powiedział Shane, a ja posłam mu ciepły uśmiech.
— Ja ciebie też. — odparłam.
— Chyba rzygnę. — powiedział Tony za co dostał ode mnie w łeb.
— A co zazdrosny? — spytałam i spojrzałam pytająco na chłopaka.
— Chciałabyś. — prychnął.
— Ciebie też kocham buraku. — powiedziałam.
— A ja ciebie nie. — odpowiedział, za co znowu dostał ode mnie w łeb.
— Jak możesz? Ja ci miłość wyznaję, a ty mi tak odpowiadasz?! Ranisz moje delikatne serce. — powiedział i zaczęłam udawać, że ryczę. Oczywiście udawałam jak najmniej wiarygodnie.
— No i widzisz Tony, teraz Yeonka przez ciebie płaczę. — powiedział z udawaną złością Shane.
— Ja tylko chciałam być kochanaaa. — zaszlochałam. — Czemu mnie nie kochasz Tony? Dlaczegooo?
— Dobra skończcie ten teatrzyk, bo mnie wkurwiacie. — warknął, a my wyjątkowo przystaliśmy na jego „rozkaz".
— Tonyyyy? — zapytałam po 15 minutach, które minęły od naszego mini teatrzyku.
— Co? — odburknął. Początkowo chciałam zadać pytanie, które planowałam zadać od początku, ale gdy tylko usłyszałam „Co?" z jego ust nie mogłam się powstrzymać.
— GÓWNO! — wrzasnęłam, po czym razem z Shane'em wybuchnęłam śmiechem. Nasze wewnętrzne dzieci się obudziły, nawet Tony zaczął się śmiać. Rechotaliśmy tam we trójkę przez dobre 15 minut, aż mnie brzuch rozbolał.
Po półtorej godzinnej przejażdżce byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę wejścia do galerii, przy którym już czekali na nas Dylan i Hailie.
— Cześć baranku. — rzuciłam do Dylanka.
— Hej stonka. — odpowiedział mi blondyn, po czym podeszłam i przytuliłam go na powitanie co on odwzajemnił.
— Dobra dzieci, pierw idziemy coś zjeść, a potem łazimy po sklepach. — powiedział blondyn, po czym przerwał nasz uścisk. Nikt nie protestował, bo wszyscy byli głodni, więc wspólnie stwierdziliśmy, że idziemy do maka.
Kiedy szliśmy przez galerię kilka osób gapiło się na nas jak na jakiś celebrytów, poczułam się jakbym była jakąś Lady Gagą. Po 15 minutach byliśmy już u celu, siostry bliźniaczki i Hailie zajęli stolik, a ja z Dylan'em poszliśmy złożyć zamówienie ówcześnie pytając resztę co chce do jedzenia.
— Hannah serio ci się podoba czy chcesz ją tylko zaliczyć? — spytałam prosto z mostu. Lubię Dylan'a nawet bardzo, jest prze kochany (oczywiście tylko dla mnie), ale nie pozwolę skrzywdzić mojej najlepszej przyjaciółki. Zwłaszcza, że blondynka naprawdę szalała na punkcie tego barana.
— Japierdole, serio stonka? — spytał.
— To moja najlepsza przyjaciółka baranku muszę wiedzieć takie rzeczy zanim was zeswatam. — wzruszyłam ramionami.
— Naprawdę ją lubię, jest śliczna, miła i... — boże jak mi ulżyło.
— Dobra dość, bo rzygnę. — przerwałam mu.
Podeszliśmy do kasy, złożyliśmy zamówienie, po czym usiedliśmy przy jednym ze stolików i czekaliśmy aż na ekranie pojawi się numerek naszego zamówienia. Podczas czekania, które trwało 10 minut, rozmawialiśmy o jakiś pierdołach, kiedy wreszcie wywołali nasz numerek myślałam, że posikam się ze szczęścia. Byłam taka głodna. Jak spojrzałam na Dylan'a wiedziałam w jego oczach, że czeka tylko aż będzie mógł zatopić zęby w swoim jedzeniu.
Odebraliśmy tacę i poszliśmy do stolika przy, którym siedzieli bliźniacy z Hailie.
Po chwili każdy zajadał się swoim żarciem, każdy szczęśliwy, że w końcu dane nam było zjeść.
Po skończonym posiłku podzieliliśmy się kto z kim idzie, ja szłam z Tony'm do jakiegoś sklepu z elektronikom, a reszta szła nawet nie wiem gdzie.
— Jaki ty chcesz ten telefon? — spytał chłopak.
— Jakiś na jaki będzie mnie stać. — odparłam i podrapałam się po karku.
— Pytam jaki chcesz, a nie na jaki cię stać. — powiedział, a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem. — No co? — spytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
— Chyba nie zamierzasz kupić mi telefonu?! — nie może, przecież znamy się tydzień, chociaż oni wszyscy mają tyle pieniędzy, że mogli by ich używać jako opał do kominka przez całą zimę, a i tak cały czas mieliby ich mnóstwo.
— Dlaczego nie? — spytał i pierwszy raz odkąd rozdzieliliśmy się z reszta na mnie spojrzał.
— Bo nie potrzebuję, aby którekolwiek z was wykładało na mnie kase. Nie chce waszych pieniędzy. — powiedziałam.
— Okej, ale i tak wejdziemy do i-Spot'u. — powiedział Tony i wrócił wzrokiem do ekranu swojej komórki.
W sklepie porzuciłam Tony'ego, z zamiarem rozejrzenia się. Chodziłam po sklepie oglądając te wszystkie cholernie drogie sprzęty. Zatrzymałam się jednak przy smartfonach, czego nie planowałam, ale moją szczegółom uwagę przykuł
i-Phone 14. Hannah go miała mówiła, że jest świetny. Strasznie się spuszczała nad tym telefonem. Chciałam zobaczyć czym ona się tak zachwyca, więc zaczęłam klikać coś na nim. Dla mnie jako osoby, która nigdy nie miała do czynienia z jakimkolwiek urządzeniem tej marki było to dość śmieszne, napewno śmiesznie wyglądało. Byłam tak pochłonięta zabawą telefonem, że nawet nie zauważyłam kiedy Tony pojawił się obok mnie.
O jego obecności powiadomiło mnie jego ciche prychnięcie.
— A ty co? — spytałam odwracając się do niego.
— Nic, patrzę co robisz. — odparł. — Ten ci się podoba? — spytał.
— Jest spoko. — wzruszyłam ramionami. Chłopak nic nie odpowiedział tylko podszedł do jednego z pracowników i wymienił z nim kilka zdań. Nie trudno było się domyślić czego dotyczyła ich krótka konwersacja, zwłaszcza, że zaraz po niej Tony podszedł do kasy.
Mężczyzna za kasą położył na blacie jakieś pudełko, a chłopak przyłożył swój telefon do terminalu. Kurwa! On chyba nie zrobił tego o czym ja myślę, że zrobił.
Stałam tam jak wryta, nie potrafiąc zrobić nawet najmniejszego ruchu. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym Tony znalazł się obok mnie, ponownie już w dzisiaj, chwycił mnie za rękę i wyprowadził ze sklepu.
Przed sklepem szatyn wręczył mi papierową torbę, do której wcześniej mężczyzna za ladą włożył pudełko z telefonem.
— Ty tak na serio? — spytałam.
— No co?
— Przecież to było w chuj drogie.
— Nie przesadzaj, nie był drogi. — wzruszył ramionami. — To prezent, ode mnie. — dodał wywołując tym szeroki uśmiech na mojej twarzy.
— Dziękuje! — wrzasnęłam i rzuciłam mu się na szyje, on też mnie objął. Była to jedna z najbardziej przyjemnych rzeczy. Kochałam się przytulać. A to, że Tony mnie objął było dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż wiedziałam, że on się nie przytula z byle kim, nawet własnej siostry nie przytulał.
— Dobra już, bo mnie jeszcze udusisz. — powiedział po jakiś 15 minutach.
Posłusznie odsunęłam się od niego i dopiero wtedy zobaczyłam, że przez cały ten czas się uśmiechał.
— Dlaczego? — spytałam nie wiedząc dlaczego sprawił mi tak kosztowny, przynajmniej dla mnie, prezent.
— Lubię cię, tak po prostu. — odpowiedział, a ja ponownie go przytuliłam, a on znowu mnie objął.
— No już już stonka, tylko się nie porycz przypadkiem, bo tego to już nie zniosę. — powiedział. — Wystarczy, że już zniszczyłaś mi reputacje bezuczuciowego chama tymi swoimi przytulanicami. — dodał.
— Dziękuje. — szepnęłam tak, aby tylko on mógł to usłyszeć.
— Nie ma za co, odwdzięczysz mi się w naturze. — odpowiedział.
— Czekaj co?!
_____________________________
Trzeci za nami. Dziękuje za przeczytanie, mam nadzieje, że się podobało.
Z góry przepraszam za wszystkie błędy będę się starć na bierząco je poprawiać.
Dziękuje za wszystkie wyświetlenia, komentarze i głosy.
3338 słów bez notatki!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro