Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

\2/

Poniedziałek

Obudziłam się o 6:30.
Wstałam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Potem ubrałam się w mundurek i zeszłam na dół z plecakiem.
Wyszłam z domu, udając się na przystanek autobusowy. Kiedy przyjechał mój autobus, czym prędzej do niego wsiadłam i zajęłam miejsce siedzące. Wyjęłam słuchawki z kieszeni spodni i włożyłam je do uszu, połączyły się z telefonem bez problemu dzięki czemu po chwili mogłam cieszyć się ulubioną muzyką.(pov każda reklama spotify'a) Włączyłam sobie „Heaven and back" od Chase Atlantic i wyjęłam książki z plecaka, żeby powtórzyć materiał na dzisiejsze sprawdziany i kartkówkę. Nie minęło nawet pięć minut kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię. Wyjęłam słuchawkę z ucha i spojrzałam na sprawcę dotyku. Była to jakaś starsza pani.
— Mogę pani w czymś pomóc? — spytałam z należytym szacunkiem do osoby starszej. Pochodzę z Korei Południowej, a tam przykłada się bardzo duży nacisk na szacunek do starszych, kiedy jeszcze tam mieszkałam zawsze uczono mnie, abym okazywała osobą starszym należny im szacunek.

— Młodzież dzisiaj to jakiś nie śmieszny żart! Nie dość, że siedzą z tymi słuchawkami to jeszcze zajmują miejsca starszym ludziom! — krzyczała. Nie powiem wkurwiała mnie. W tym autobusie było mnóstwo wolnych miejsc gdzie mogła usiąść, ale nie, musiała się przypieprzyć akurat do mnie.

— Przepraszam, ale jest mnóstwo innych wolny miejsc, na których może pani usiąść. — powiedziałam starając się brzmieć jak najmilej, a nie było to łatwe, gdyż z natury jestem dość pyskata zwłaszcza jak ktoś wyprowadzi mnie z równowagi.

— Nie wdzięczna dziewucha. — powiedziała, a ja nie wytrzymałam. Jednym ruchem zdjęłam sobie książki z kolan, kładnąc je na siedzeniu, z którego chwile wcześniej wstałam i zbliżyłam się do tej staruchy.

— Słuchaj ty stara ruro, nie wiem czy jesteś taka ślepa przez to, że jesteś stara czy od urodzenia zmagasz się z ślepotom, ale jest tu w chuj innych i przede kurwa wszystkim WOLNYCH miejsc, więc łaskawie odpierdol się ode mnie i posadź swoje stare dupsko na innych siedzeniu! — wykrzyczałam i usiadłam z powrotem na siedzeniu, wcześniej zdejmując z niego książki, które wcześniej tam odłożyłam, po czym włożyłam słuchawkę do ucha i wróciłam do nauki.
Starą raszple chyba zmurowało, bo stała tam jeszcze przez chwilę, ale potem usiadła na miejscu usytuowanym jak najdalej ode mnie.

Po 20 minutach autobus zatrzymał się na moim przystanku. Zabrałam swoje rzeczy, schowałam je do plecaka, który zaraz po tym zarzuciłam na ramię i skierowałam się do wyjścia z autobusu. Zanim wysiadłam z pojazdu spojrzałam na tą starą babe i pokazałam jej środkowy palec. Było to strasznie dziecinne i żałosne, ale wtedy o to nie dbałam. Wysiadłam z autobusu i zaczęłam iść w stronę szkoły.

Gdy weszłam przez główną bramę pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na parking, a dokładniej na miejsca na nim należące do Monetów. Stało tam niebieskie lamborghini należące do Shane'a, obok natomiast stał motocykl, którego właścicielem był nie kto inny jak Tony pieprzony Monet, o którym nie mogłam zapomnieć. Sama nawet nie wiem dlaczego. Cały czas chodził mi po głowie.

Miałam plan, aby nie postrzeżenie wejść do szkoły, aby uniknąć plastików, które będą się do mnie pruły o byle gówno, jednak nie udało mi się go zrealizować. Gdy tylko weszłam w głąb dziedzińca wszystkie oczy skierowały się na mnie. Nie wiedziałam o co chodzi, choć się domyślałam, albo wyglądałam tak zajebiście, że nie mogli się na mnie napatrzeć, albo wręcz przeciwnie.

Weszłam do szkoły z nadzieją, że chodzcaż tu nikt nie będzie się na mnie gapił, cóż ta nadzieja narodziła się we mnie dość szybko i tak samo szybko we mnie umarła. Znów oczy wszystkich tam obecnych były zwrócone na mnie. Szczerze? Miałam tego dość.

— Yeon coś ty do cholery odpierdoliła? — zapytała Hannah - moja najlepsza przyjaciółka, która nagle z nikąd pojawiła się obok mnie.

— O co ci chodzi? — spytałam będą kompletnie zielona w temacie. Nie miałam pojęcia co takiego mogłam zrobić, aby zaraz zwrócić na siebie uwagę całej szkoły.

— Nie udawaj, że nie wiesz. Cała szkoła już wie co odwaliłaś. — odpowiedziała kierując się ze mną do klasy. Zabiję się. Nie wiedziałam nawet co zrobiłam, ale stwierdziłam, że dalsze rozmyślanie nad tym tylko mnie zdołuje, a i tak miałam gdzieś tą świadomość, że prędzej czy później ktoś zaczepi mnie na korytarzu i pokaże coś z czego byłam aktualnie znana.

Zostawiłam plecak pod salą kiedy już się pod nią znalazłyśmy, po czym powiedziałam do blondynki, aby powiedziała pani, że źle się poczułam. Hannah przytaknęła, a ja poszłam w stronę wyjścia ze szkoły. Miałam ochotę zapalić dlatego kierowałam się na palarnie.
Gdy byłam już blisko mojego ulubionego miejsca w tej szkole, spojrzałam w jego stronę i zauważyłam trzy sylwetki dwie z nich rozpoznałam bez problemu, należały one do dwójki najmłodszych Monetów, natomiast co do trzeciej musiałam się jeszcze trochę zbliżyć i bardziej się przyjrzeć. Zaraz po tym rozpoznałam jednego z debilnych kolegów z paczki Monetów - Morgana. Głupi gnój. W pierwszej klasie do mnie zarywał, a jak dałam mu kosza zaczął nazywać mnie dziwką i rozpowiadać każdemu, że byliśmy w związku, ale zerwaliśmy, bo go zdradziłam. To wszystko było jednym wielkim kłamstwem no i oczywiście wszystkiemu zaprzeczałam, ale kto wierzył by jakieś głupiej kelnerce z innego kraju, przecież Morgan to kolega słynnych barci Monet, więc musi mówić prawdę.

— O proszę, dziwka przyszła. Szukasz jakiegoś kutasa, na którym mogłabyś poskakać? — spytał rozbawiony Morgan z papierosem w dłoni.

— Ja nie, ale widzę, że tobie by się akurat jakiś przydał. — powiedziałam. Widziałam jak jego wyraz twarzy z rozbawionego zmienia się na wkurwiony. Morgan nie nienawidził geji, nikt tak naprawdę nie wiedział dlaczego, ale też nikt nie zamierzał o to pytać. Ciemnoskóry chłopak był po prostu zwykłym homofobem. Przyjebywał się do każdego kto był innej orientacji. Pierdolony dupek.

— Coś ty powiedziała, ty głupia szmato?! — zapytał wkurzony.

— Z tego co mi wiadomo to nie masz problemów ze słuchem no chyba, że o czymś jednak nie wiem. — powiedziałam, a chłopak widocznie nie wiedział co mi odpowiedzieć. — A teraz wypierdalaj stąd, bo nie nikt cię tutaj aktualnie nie potrzebuje, ale nie martw się jak będę chciała się pośmiać z czyjegoś ryja to cię zawołam. — warknęłam do niego, ale on tylko uśmiechnął się cwaniacko.

— Myślisz, że będę się słuchał jakieś dziwki? — zapytał rozbawiony.

— Wpierdalaj Morgan, kolejny raz nie powtórzę, tylko załatwię cię tak, że cię własna matka nie pozna. — syknęłam.

— Ja przynajmniej ją mam. — powiedział. Głupi szczyl. Faktycznie bardzo śmieszne, że ktoś nie ma matki.

— A mnie moja przynajmniej chciała. — odpyskowałam mu i spojrzałam w stronę bliźniaków, oni również na mnie spojrzeli.

— Wpierdalaj stąd Morgan. — powiedział Shane, a brunet wtyrzeczył na niego oczy.

— Nie słyszałeś wpierdalaj. — powtórzył Tony, a chłopak tylko spojrzał na niego obrażony i odszedł. Cieszyłam się, że mimo, iż nawet mnie nie znali to tak jakby wzięli moją stronę, a nie tego gnoja.

— Czego chcesz? — spytał Tony odpalając papierosa, którego chwile wcześniej wyciągnął z paczki. No tak, nie mogło być miło zbyt długo, oto powrócił pan wszelkiego buractwa Anthony Monet.

— Niczego przyszłam zapalić, a to już nie moja wina, że wy też mieliście akurat ochotę na papierosa. — odwarknęłam mu wkurzona.

— Masz czy cię poratować? — spytał miło Shane. Ja zaczęłam grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu swojej paczki. Pierw przeszukałem kieszenie spodni, potem bluzy' następnie kurtki. NIC.

— Poratować. — powiedziałam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi ani skromnego podarku w postaci papierosa, gdyż rechot Tony'ego zwrócił na sobie całą uwagę Shane'a, a zaraz potem moją.

— A ty czego kurwa rżysz Monet? — spytałam chamsko. Tony nic mi nie odpowiedział tylko kliknął coś pare razy w telefonie i podał mi go, wcześniej odpalając filmik, w który wszedł. Zatkało mnie. Byłam tam ja i ta stara baba. Całą tą dzisiejszą sytuacje z autobusu ktoś nagrał i wysłał do kogoś, kto rozesłał to do jeszcze kogoś innego i tak to się rozprzestrzeniło.
Tony cały czas chichrał się pod nosem, a ja stałam tam wgapiając się w filmik. Po chwili do jego rechotu dołączył Shane.

— Jesteś nie zła... eee — próbował sobie przypomnieć moje imię. Najwyraźniej Shane Monet uznał, że nie jestem godna zapamiętania mino, iż ich debilny kolega nadawał o mnie praktycznie cały czas.

— Jiyeon. — dokończyłam za niego. W sumie nie obchodziło mnie to, że nie wiedział jak się nazywam, nie jestem z tych lasek, które tylko czekają, aż któryś z świętych barci Monet będzie tak zdesperowany, żeby je przelecieć, i które podniecają się gdy tylko, któryś z nich chociażby szturchanie je niechcący ramieniem na korytarzu. Jasne cała trója była przystojna, ale kurna bez przesady.

— Zapamiętam. — powiedział.

— Lepiej nie. — odpowiedziałam szybko.

— Dlaczego? — zagadnął.

— Bo jeszcze nie będziesz mógł przestać o mnie myśleć. — odparłam flirciarsko, na co szatyn się zaśmiał, za sobą usłyszałam nawet ciche prychnięcie Tony'ego.

— Już cię lubię Jiyeon. — rzekł roześmiany Shane.

— Ja może ciebie też polubię Shane. — odpowiedziałam.

— Ja też tu jestem. — przypomniał o swojej obecności Tony ego top Monet.

— Oj Antony myślisz, że mogłabym o tobie zapomnieć po sobocie? — spytałam odwracając się w jego stronę.

— Czy wy... — zaczął Shane, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

— A jak myślisz? — zagadnęłam.

— No nie wiem. Tony nie wygląda jakby kogoś zalicz... — zaczął, ale znowu mu przerwałam.

— Shane ty zboku. Tylko rozmawialiśmy. Choć wiem, że nawet kiedy przyszłam po wasze zamówienie gapił mi się na dupe, zresztą ty i Dylanek baranek też. — powiedziałam, a siostry bliźniaczki od siedmiu boleści się zaśmiały.

— Zmienna jesteś, przed chwilą byłaś wielce zła i obrażona, a teraz taka przyjazna i milutka. — powiedział Tony.

— Ja ci kurna dam milutka. Daj mi ktoś wreszcie tego szluga.

— Magiczne słowo. — powiedział Tony.

— Proszę. — powiedziałam przesłodzonym głosem, a chłopak wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i podał mi ją. Ja wyjęłam jednego z paczki i odpaliłam zapalniczką, która znajdowała się w paczce. Oddałam Tony'emu paczkę po czym zaciągnęłam się papierosem.

— Dobra gołębice ja spadam. — powiedział Shane, a my przytaknęliśmy. Straszy z bliźniaków odszedł w stronę szkoły, a ja z Tony'm zostaliśmy zupełnie sami.

— Właśnie Yeonka stonka zielona biedronka. — zaczął szatyn, na co ja jak zahipnotyzowana przeniosłam na niego swój wzrok, którym wcześniej odprowadzałam Shane'a. — Przecież dzisiaj miał być ciąg dalszy mojego słodzenia ci. — wyszczerzył do mnie zęby dumny z siebie, że sobie o tym przypomniał.

— Błagam nieeee. — odpowiedziałam mu.

— Taaaak ślicznotko. — powiedział znowu szczerząc do mnie swoje białe zęby.

— Boże Monet tak może do mnie mówić tylko moja przyszła druga połówka. — odparłam wyrzucając swojego papierosa, a raczej to co z niego zostało na ziemię, po czym udeptałam go butem.

— Skąd wiesz, że nią nie jestem? — spytał, a ten jego powalający uśmiech nie schodził mu z tej jego cholernie przystojnej twarzy.

— A No dlatego, że słyszałam kilka „legend" na twój temat i raczej nie jesteś w moim typie Antony. — powiedziałam zakładając ręce na piersi.

— A jaki jest twój typ? — spytał patrząc mi prosto w oczy. Ja również patrzyłam mu w oczy i nie mogłam się od nich oderwać. Jego bladoniebieskie tęczówki były hipnotyzujące.

— Lubię romantycznych chłopaków, ale jednocześnie takich, którzy nie boją się ze mną zaszaleć... w różnych miejscach. Lubię jak chłopak nie owija w bawełnę i mówi mi wprost czego chcę, a czego nie. Chciałabym, żeby chodził ze mną na długie spacery, robił ze mną pikniki w parku... — wymieniałam. — Nie kurwa czekaj te pikniki to już lekka przesada co nie? — spytałam.

— Czy ja wiem? Czasem fajnie gdzieś tak wyjść spędzić miło i przyjemnie czas na świeżym powietrzu z kimś kogo darzy się wielkim i silnym uczuciem. — odparł.

— Dobra Monet tu mnie zaskoczyłeś. — powiedziałam.

— A no widzisz cukiereczku, potrafię zaskoczyć. — odrzekł na co ja prychnęłam. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało.

— Monet bo zaraz pomyślę, że mnie podrywasz. — powiedziałam.

— Bo może tak jest. — rzekł flirciarsko. Zamurowało mnie. Tony mnie podrywa? Jeśli sobie nie żartował to robił to tylko w jednym celu.

— Idę na francuski. — powiedziałam szybko i wręcz pobiegłam do szkoły. Co jest kurwa? Czy Tony serio mnie podrywa czy tylko sobie żartował? Najgorsze w tym wszystkim jest, to że jakaś część mnie nie chciała, żeby jego podrywanie mnie było zwykłym żartem rzuconym przez niego, aby rozluźnić trochę atmosferę. Zdecydowana większość mnie uważała, jednak, że nawet jeśli nie był to żart to i tak robił to tylko po to, aby mnie przelecieć. Mimo wszystko nie chciałam by tylko na tym mu zależało.

Wieczór
Reszta lekcji minęła mi dość szybko i zwyczajnie. Po zajęciach standardowo pojechałam do pracy, z której dzisiaj wyszłam o wiele wcześniej niż normalnie, pod pretekstem, że muszę iść do lekarza.

Siedziałam teraz na ławce czekając na mojego „znajomego". Nie czekałam długo bo po pięciu minutach ktoś usiadł obok mnie.
— Cześć Choi. — powiedział zachrypniętym głosem.

— Cześć Smith. — odpowiedziałam. — Dawaj co tam dla mnie masz. — dodałam.

— Już już, co ty taka niecierpliwa? — powiedział, a ja w odpowiedzi tylko przewróciłam oczami.

— Masz ten twój xanax. — odparł i podał mi trzy opakowania. Wyciągnęłam z kieszeni kilka banknotów, włożyłam mu do kieszeni kurtki i przejęłam od niego trzy opakowania xanaxu.

— Interesy z panią to przyjemność. — wyszczerzył zęby.

— Spierdalaj. — mruknęłam wstając z ławki i idąc przed siebie. Nie miałam pojęcia gdzie dokładnie się kieruje, po prostu szłam przed siebie. Wiedziałam, że nie powinnam w ogóle tego od niego barć, ani tym bardziej do niego pisać czy może się spotkać. Dopiero co z tego wyszłam. Nie miałam nawet do kogo zadzwonić, aby zabrał ode mnie to gówno. Nie obchodziło mnie, że za to zapłaciłam, miałam to w dupie, chciałam się tylko tego pozbyć i to jak najszybciej.
Ryczałam, co nigdy nie zdarzało mi się w miejscach publicznych. Stwierdziłam, że jak zaraz do kogoś nie zadzwonię, żeby do mnie przyjechał to będzie źle. Zadzwoniłam do Hannah.

— Halo? — spytała blondynka.

— Ha- Hannah... przy... przyjedź tu. Proszę! — wręcz krzyknęłam do słuchawki, dusząc się łzami.

— Yeon? Gdzie ty do cholery jesteś? Co się stało? Zaraz będę tylko udostępnij mi lokalizację i obiecuję, że przyjadę jak najszybciej to możliwe. — mówiła. Przykucnęłam i udostępniła Hannah swoją lokalizacje i nie pozostało mi nic innego jak siedzieć tam cała zaryczana i na nią czekać.
Cały czas miałam w kieszeni ten jebany xanax. Chciałam go, z każdą sekundą coraz bardziej.

Po 10 minutach zobaczyłam jak kawałek ode mnie zatrzymuje się luksusowe auto. To musiała być Hannah, jednak to nie było jej auto, a raczej uber nie ma tak luksusowych aut. Zmienić też nie mogła ot tak, powiedziałaby mi, ba nie kupiłaby niczego zawłaszcza auta bez usłyszenia mojej opinii. Łzy w moich oczach rozmazywały mi dosłownie wszystko, jedyne ci byłam w stanie dostrzec to kolor auta, było niebieskie, więc nie byłam zaskoczona jak od strony kierowcy z samochodu wysiadł Shane pierdolony Monet. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby któryś z nich zobaczył mnie w takim stanie.
Kiedy Shane zamykał drzwi od samochodu Hannah była już przy mnie i mnie przytulała.

— Yeon co się stało? — spytała, ale nie odpowiedziałam. Było mi zwyczajnie wstyd. Na szczęście nie musiałam nic mówić, gdyż ręce blondynki od razu powędrowały do kieszeni moich luźnych spodni dresowych, w których znajdował się ten cholerny xanax. Wyjęła go, gdy tylko na niego natrafiła, po czym chwile się mu przyglądała i czym prędzej pobiegła wyrzucić to cholerstwo do najbliższego śmietnika, który wcale nie był tak blisko więc zjęło jej to dobrą chwilę, podczas której zostałam z Shane'em, który zdążył już do nas dojść. Chłopak chciał mnie objąć, nawet chciałam mu na to pozwolić jednak odtrąciłam  go i szybko podniosłam się na równe nogi.
— Zostaw mnie w spokoju co ty tutaj w ogóle robisz Monet?! Nie chciałam cię tu! Po cholerę w ogóle wsiadłeś z tego twojego pierdolonego lamborghini?! — darłam się przez co zwracałam na mas uwagę przechodniów. — To wszystko wina twojego pierdolonego bliźniaka! Mam dość tego chuja! Przez niego mi odwala i... — nie dokończyłam, bo przerwał mi Shane. Tak naprawdę nic nie było winą Tony'ego, po prostu potrzebowałam kogoś obwinić o swoją próbę powrotu do nałogu, a on był pierwszą osobą, o której pomyślał.

— Przymknij się Choi! — wrzasnął Shane tak głośno, że aż się wystraszyłam. — Mam w dupie przez co doprowadziłaś się do takiego stanu! Mam w dupie czy to przez Tony'ego czy przeze mnie czy przez tego dupka Morgana czy bóg wie kogo jeszcze! Rozumiem, że możesz czuć się gorzej, ale przestań się kurwa wyżywać na mnie! — krzyczał. Byłam przerażona, ale mimo wszystko wdzięczna, bo dzięki temu przestałam się wydzierać bez powodu i zaczęłam się uspokajać. — Nie jestem twoim wrogiem, przynajmniej nic mi o tym niewiadomo, nawet cię lubię zawsze wydawałaś mi się miła, odważna, twarda i odpowiedzialna, więc weź się w garść. — powiedział tym razem spokojniej. — Jestem tu, żeby ci pomóc. — dodał. Byłam mu wdzięczna, że przemówił mi do rozumu, chociaż praktycznie mnie nie znał, to było naprawdę kochane z jego strony.

— Przepraszam... — wydukałam i podeszłam do szatyna i mimowolnie przytuliłam się do niego co on ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił. — Ja po prostu nad sobą nie panuje ja... to nie przez Tony'ego, ani tym bardziej przez ciebie, przez Morgana też nie, bo szkoda każdej setnej na tego dupka. Ja po prostu... — nie potrafiłam się wysłowić, a łzy znowu zaczęły napływać mi do oczu gdy uświadomiłam sobie, że przed chwilą nakrzyczałam na Shane'a, który przecież był dla mnie taki dobry i do, którego byłam teraz przytulona jak jakieś wystraszone dziecko do swojego rodzica.

— Ciii. — uciszył mnie. — Już dobrze. Nic się nie stało, rozumiem przez co przeszłaś, ale już jest po wszystkim, nic się nie dzieje. — źle oceniłam Shane'a. Shane Monet to, jednak złoty człowiek, a przynajmniej w tej chwili dla mnie. Doceniałam to, że próbował mnie pocieszyć co mu się udało. Cały czas się w niego wtulałam i zaciągałam się jego zapachem. Pachniał przepięknie, a dokładniej to miętom.
— Dziękuje Shane. — powiedziałam kiedy się od niego odsunęłam. — I przepraszam. Naprawdę doceniam to, że się mną zająłeś tego mi było trzeba... chcę abyś wiedział, że naprawdę to doceniam. — mówiłam, a on tylko na mnie patrzył.

— Nie musisz dziękować to chyba ludzkie, że przyjaciołom się pomaga, prawda? — powiedział po chwili na co ja znieruchamiałam.

— My... my się przyjaźnimy? — spytałam zdziwiona.

— Pewnie, mówiłem, że cię lubię Yeon. — odparł, a ja uśmiechnęłam się do siebie co wywołało uśmiech również na twarzy Shane'a. Ten chłopak miał coś w sobie co mnie rozweselało, wprawiało mnie w dobry nastrój, był po prostu kochany.

— Przecież rozmawiamy drugi raz w życiu, jak możemy się przyjaźnić? — zapytałam.

— Normalnie. Polubiłem cię, już od naszej pierwszej rozmowy, nawet przed nią już wiedziałem, że cię polubię, wtedy jak zgnoiłaś Morgana. — zaśmiał się.

— Morgan to dupek. — odparłam.

— Potworny, gorszy niż Tony. — powiedział i się zaśmiał, nie będę ukrywać ja też się zaśmiałam.

— Tony jest spoko. — powiedziałam w obronie chłopaka. W końcu dzisiaj był dla mnie bardzo miły, ogólnie był dla mnie miły co jak na niego było jednocześnie kochane i przerażające. — Idziemy coś zjeść? — zagadnęłam i tylko widziałam jak na twarzy szatyna formuje się szeroki uśmiech.

— Ty się jeszcze pytasz?! Jasne, że idziemy! — wykrzyknął i ruszył w stronę najbliższego MacDonalda, ciągnąc mnie za sobą.

Po drodze spotkaliśmy moją Hannah'e, którą zgarnęliśmy ze sobą. W maku siedzieliśmy z godzinę podczas, której jedliśmy, rozmawialiśmy i wspólnie żartowaliśmy. Potem Shane odwiózł nas do domów. Hannah kilkadziesiąt razy pytała czy napewno dam sobie radę sama w domu czy ma ze mną zostać czy może chcę, aby Shane ze mną został, ale grzecznie podziękowałam. Nie chcę zawracać im głowy zwłaszcza, że i tak już bardzo dużo mi pomogli. Byłam im za to wdzięczna i chyba zapadłabym się pod ziemię gdybym prosiła, któreś z nich, aby jeszcze coś dla mnie zrobili.

Hannah mieszkała bliżej niż ja od miejsca, z którego ruszyliśmy, więc w pewnym momencie zostałam w aucie sama z Shane'm. Siedziałam na miejscu pasażera z przodu pojazdu i patrzyłam przez okno.
— Chcesz puścić muzykę? — zagadnął chłopak przerywając ciszę trwającą pomiędzy nami.

— Raczej ci się nie spodoba. — powiedziałam podłączając swój telefon.

— Skąd wiesz? — spytał.

— Nie wiem, ale zaraz się przekonam. — powiedziałam i puściłam piosenkę mojego ulubionego zespołu. Puściłam „Shut Down" od Blackpink.
I wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy na początku piosenki z ust Shane'a usłyszałam: — Blackpink in your area!!! — wręcz krzyknął.

— Lubisz blackpink?! — krzyknęłam, ponieważ gdy chłopak tylko usłyszał pierwsze nuty piosenki dał ją praktycznie na fula.

— Ja ich nie lubię, ja je kocham! — krzyknął i zaczął śpiewać. Śpiewał naprawdę ładnie i ku mojej uciesze nie kaleczył języka, jasne zdarzały mu się pojedyncze błędy w wymowie słów, ale naliczyłam ich może z 3 bądź 4, ale wyłapałam je tylko dlatego, że byłam Koreanką.
Ja oczywiście śpiewałam razem z nim.
Po „Shut Down" włączyło się „Ice Cream" . Umówiliśmy się, że każde z nas śpiewa to co nasze biaski(ulubiona osoba z zespołu) bo akurat każde z nas miało dwie i nie były to te same, a to co śpiewała Selena będziemy śpiewać na zmianę.
Ja śpiewałam to co Jisoo i Lisa, a Shane to co Rosé i Jennie i tak już zostało do końca naszej przejażdżki.

Kiedy byliśmy już przed moją kamienicom pożegnałam się z chłopakiem przytulając go co ten odwzajemnił.
— Dziękuje Shane, za wszystko. — powiedziałam i odsunęłam się od niego.

— W piątek wracasz ze mną ze szkoły, zostajesz na noc i robimy karaoke. Spakuj się i bądź gotowa na to, że cię pokonam. — powiedział, a ja parsknęłam.

— W twoich snach. Szykuj się na porażkę Monet. — powiedziałam. Nie miałam żadnych planów na piątek po szkole, więc dlaczego miałabym się nie zgodzić. Do pracy nie szłam, gdyż dostałam wiadomość od szefa, że restauracje przechodzi generalny remont przez co praca i przyjmowanie gości będzie niemożliwe.

— Do jutra Choi. — powiedział, a ja zabrałam swoje rzeczy i wysiadłam z auta, zamykając za sobą drzwi. Zanim weszłam do budynku zatrzymałam się i odwróciłam, aby pomachać chłopakowi, którego od dziś mogłam nazwać przyjacielem. Shane mi odmachał i odjechał, a ja udałam się do swojego mieszkania, w którym od razu położyłam się na łóżku u siebie w pokoju i zasnęłam.

_____________________________
Mamy drugi rozdział mam nadzieje, że się podobał. Jestem pod wrażeniem ilość słów 3498 bez notatki. Kolejny rozdział powinien się pojawić do końca tego tygodnia. Dziękuje za wszystkie wyświetlenie, komentarze i głosy.
W ogóle ulubione słowa Jiyeon: gnój i kurna. Kocham.
Trzymajcie się <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro