\10/
Lekcje minęły mi dość szybko.
Zaraz po dzwonku zakańczającym ostatnią lekcje pognałam do kantorka wuefisów, w celu zapisania się do drużyny siatkarskiej. Gdy stanęłam przed drzwiami, dość małego pomieszczenia, kulturalnie zapukałam w nie kilka razy. Długo nie musiałam czekać na reakcje, gdyż kilka sekund po tym jak zapukałam, drzwi się otworzyły. Stanęła w nim moja nauczycielka wf-u.
— Dzień dobry. — przywitałam się.
— Dzień dobry Jiyeon, co cię do nas sprowadza? — spytała miło kobieta.
— Chciałabym się zapisać do drużyny siatkarskiej. — odpowiedziałam.
— Dobrze, wejdź i wpisz się na listę. Leży na biurku. — powiedziała, a ja prędko zabrałam się do wykonania jej instrukcji.
Weszłam do pomieszczenia od razu podchodząc do biurka, na którym faktycznie leżała lista, a obok niej długopis. Szybko za niego złapałam, ściągnęłam z niego nakrywkę i podpisałam się w przeznaczonym do tego miejscu. Gdy już się podpisałam zamknęłam długopis od razu odkładając go na błąd biurka, podziękowałam nauczycielom i wyszłam, ówcześnie mówić im „Dowidzenia" .
Miałam już opuszczać strefę sportową szkoły, jednak usłyszałam za sobą dobrze znajomy mi głos.
— Choi. — odwróciłam się, a gdy to zrobiłam przede mną ujrzałam Chaeyoung.
— Kim. — założyłam ramiona na piersi.
— Zapisałaś się do drużyny prawda? — spytała.
— A jak myślisz? Jasne, że się zapisałam i jak mniemam ty też to zrobiłaś. — burknęłam. Chciałam być dla niej miła, ale ton jej głosu już na wstępnie mnie zirytował. Może Vincent miał racje z tym, że nie umiem nas sobą panować i powinnam nad tym popracować.
— Oczywiście, że też się zapisałam, to, że cię nienawidzę nie znaczy, że nie będę w stanie się z tobą użerać, aby robić to co kocham. — powiedziała. — A właśnie jak tam twój nosek? — spytała przesłodzonym głosem.
— Napewno lepiej niż twoja morda. — parsknęłam. Nie mogłam się powstrzymać, dziewczyna strasznie mnie irytowała. Moje chęci pogodzenia się z nią momentalnie zniknęła, a nienawiść wróciła ze zdwojoną siłą. To już nie była moja Chaeyoung.
— Chętnie ci poprawie. — wyszczerzyła do mnie swoje białe zęby po czym poczułam mocny ból na policzku.
— Szmata. — syknęłam i nie pozostając jej dłużna uderzyłam ją w nos. No i tak jakoś wyszło, że zaczęłyśmy się tłuc. Chwile zajęło za nim zlecieli się do nas nauczyciele, więc obie miałyśmy nie źle obite mordy i nie tylko. Dostałam od dziewczyny kilka mocnych ciosów w bok i wiedziałam, że będę tam miała niezłego siniaka. Kiedy przybiegli nauczyciele, szybko nas rozdzielili.
Skończyło się wizytą w gabinecie dyrektorki. Dostałyśmy opierdol i ostrzeżenie, że jak to się powtórzy to spotkają nas większe konsekwencje niż upomnienie.
Po opierdolu wyszłyśmy z gabinetu, a następnie z sekretariatu. Po zamknięciu drzwi przez dziewczynę odezwałam się.
— Kim. — zaczęłam czym przykułam jej uwagę.
— Co? — burknęła.
— Nie myślałaś kiedyś, aby się pogodzić? — spytałam prosto z mostu. Nie lubię owijać w bawełnę, zwłaszcza przy tak istotnych dla mnie tematach.
— Może z kilka razy. — wzruszyła ramionami.
— Nie chcę się z tobą żreć każdego dnia za coś, czego i tak żadna z nas nie pamięta. — powiedziałam.
— Czyżby Choi Jiyeon chciała się pogodzić? — zapytała i posłała mi ciepły uśmiech, który jednak był jednocześnie uroczy i przerażający. Przerażający był przez krew, która ściekała jej z rany na górnej wardze. Mimo wszystko doceniałam jej uśmiech i odwzajemniłam go.
— A żebyś wiedziała Kim. — powiedziałam i zaśmiałam się.
— Chcesz iść na kawę? — spytała, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
— No co, już nie lubisz kawy? Zawsze chlałaś ją litrami. — prychnęła.
— Lubię, ale serio pytasz? — nie dowierzałam.
— Nie kurwa na niby. No pewnie, że na serio. — powiedziała śmiejąc się. — To jak? — zapytała.
— Z wielką chęcią pójdę z panią na kawę panno Kim. — odpowiedziałam oficjalnie.
— Ogromnie mnie to cieszy panno Choi. — odparła i uśmiechnęła się co ja znowu odwzajemniłam.
— Idziemy stąd? — spytałam.
— No raczej.
Obie podniosłyśmy się z podłogi, na której po wyjściu z sekretariatu sobie przysiadłyśmy. Brunetka wzięła mnie pod ramię widząc, że nie bardzo daje sobie radę z samodzielnym chodzeniem przez obolały bok. Zrobiło mi się ciepło na sercu, że mamy szansę się pogodzić i znowu być przyjaciółkami, lub chociaż dobrymi koleżankami. Miałam nadzieje, że dziewczyna nie udaje, aby się na mnie zemścić, wracając do mojego życia tylko po to, aby zrobić mi jakieś świństwo. Byłam jednak przygotowana na taką ewentualność, więc narazie zamierzałam trzymać ją z daleka od Monetów. Szczerze to jak narazie w ogóle nie miałam w planach zapoznawać jej z żadnym z nich. Byli dla mnie zbyt ważni, aby ryzykować, że stanie im się krzywda.
— Kiedy na tą kawę złociutka? — spytała i spojrzała na mnie, czekając na odpowiedź.
— W środę po lekcjach? — zapytałam, na co Chaeyoung przytaknęła.
— No to umówione. — odparła, a ja kiwnęłam głową na znak zgody.
— Kurwa. — szepnęłam.
— Co? — zapytała zdziwiona.
— Tony na mnie czeka. — wyjaśniłam.
— Zaraz się wkurzy i pomyśli, że coś jest nie tak, a jak zobaczy mnie w takim stanie i ciebie w nie lepszym to tak się wkurwi, że rozjebie całą tą budę. Pójdę już. — powiedziałam i spróbowałam się odsunąć od brunetki, która jednak mi to uniemożliwiła.
— Mówię ci, on się tak wkurzy, że się po tym nie pozbierasz. — ostrzegałam ją.
— W dupie mam humorki twojego kochasia, ledwo chodzisz. Zaprowadzę cię na parking, albo przynajmniej do głównego wyjścia. — zarzekała się.
— Przeraża mnie twoja nagła dobroduszność wobec mnie. — zdradziłam. Serio byłam zaniepokojona jej nagłą dobrocią. Nie byłam zbytnio przekonana co do szczerości dziewczyny, ale nie chciała o tym za bardzo rozmyślać, przynajmniej nie teraz.
Brunetka odprowadziła mnie pod same drzwi, a nawet przeprowadziła mnie przez kawałek parkingu. Chaeyoung chciała mnie odprowadzić prosto do Tony'ego, ale nie zgodziłam się na to. Zapewniałam ją, że i tak wystarczająco mi pomogła i dam radę dowlec się do mojego chłopaka. Kim nie chętnie zgodziła się na to. Przeprowadziła mnie przez prawie połowę trasy prowadzącej do motoru Tony'ego, po czym, tak jej powiedziałam, ruszyła do swojego samochodu.
Chłopaka nie było przy motorze, na który opadłam gdy do niego dotarłam. Dosłownie położyłam się na nim. Mój brzuch i klatka piersiowa stykały się z powierzchnią pojazdu, natomiast nogi i głowa były poza nim.
Tony stał przy murku kawałek dalej i palił papierosa.
Kiedy słyszał huk, który wywołało moje ciało popadające na pojazd, spojrzał w stronę, z której dobiegał odgłos, a tam ujrzał mnie. Szybko odrzucił papierosa i już po kilku sekundach był przy mnie.
— Co ci się stało? Coś cię boli? — wypytywał chłopak.
— Taka mała sprzeczka z koleżanką. — wyjaśniłam. Wyraz twarzy Tony'ego z zatroskanego momentalnie zmienił się na wkurzony. — Ale przynajmniej twarz zostawiła w spokoju. — uśmiechnęłam się słabo, lecz z rozbawieniem.
— Boli cię coś? — powtórzył jedno ze swoich zadanych wcześniej pytań.
— Prawy bok. — powiedziałam.
— Japierdole. — syknął, kiedy bez żadnego uprzedzenia odchylił moją marynarkę i podciągnął koszulę do góry, tak aby przyjrzeć się miejscu, na które narzekałam. — Będziesz mieć wielkiego siniaka. — stwierdził. Opuścił moją koszule w dół.
_____________________________
Heej przepraszam, że ten rozdział był taki krótki, postaram się aby następny był dłuższy.
Trzymajcie się miłego dnia/ nocy <333
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro