Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42


Pov. Stark

-Mam trochę pieniędzy. Możemy zjeść coś ciepłego- oznajmił dzieciak, patrząc na mnie z uśmiechem.

-Ja podziękuję- mruknąłem bez entuzjazmu. Nie chcę, żeby wydawał na mnie pieniądze. I tak ma ich mało.

-Wcale cię nie pytałem- zauważył wesoło. Uśmiechnąłem się jedynie i przewróciłem oczami.

-Pete, naprawdę nie musisz...- ponownie spróbowałem.

-Daj spokój- uciszył mnie i pociągnął za rękaw w stronę jakiegoś baru. Wszedłem za dzieciakiem do środka i zająłem miejsce naprzeciwko niego. Był to jeden z tych małych lokali, w których każdy stara się przekrzyczeć resztę, a jedzenie jest tanie i kiepskiej jakości, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało- wiesz, lepiej będzie, jeśli na razie wrócisz do wieży, a ja się gdzieś zaszyję na jakiś czas- oznajmił nagle. Przekrzywiłem lekko głowę.

-Dlaczego?- zmarszczyłem brwi.

-Pan Fisk prędzej czy później zorientuje się, że wciąż żyję. A wtedy... po prostu lepiej żeby mnie tu nie było- wyjaśnił. Pokręciłem głową.

-Nie, Peter. Wymyślimy coś, ale już cię nie zostawię- chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłem- i nie, nie mów, że sobie poradzisz.

-Nie wiem czy wiesz, ale dość długo radziłem sobie sam. Teraz też dam radę- wtrącił młodszy.

-Wiem, że dasz radę, Pete. Ja po prostu... nie chcę, żebyś musiał dawać sobie radę sam. Chcę być z tobą i ci pomóc, jasne? Ostatnio popełniłem błąd. Znowu cię zostawiłem. Więcej tego nie zrobię- młodszy spuścił wzrok i w tym samym momencie podeszła do nas młoda dziewczyna, stawiając przed każdym z nas zupę. Uśmiechnąłem się smutno, widząc jak Peter łapczywie pochłania swoją porcję. Jest głodny. Mogłem mu coś dać, kiedy był w wieży. Powinienem był o tym pomyśleć. Ale jak zwykle nie pomyślałem. Nie zadbałem o niego tak jak należy. Przecież jestem dorosły. Powinienem potrafić się nim zająć. Ochronić go. To ja powinienem się tym zająć. To moje dłonie powinny drżeć z nerwów, bo nie wiem co mam dalej zrobić. To ja powinienem się zamartwiać, jak ochronić Petera przed Kingpinem. On powinien siedzieć spokojnie w wieży. Chodzić spać wieczorem, przesypiać całą noc i wstawać o normalnej porze, bez stresu, że ktoś poderżnie mu gardło we śnie, albo jakkolwiek inaczej skrzywdzi.

-Jedz- mrukął chłopak, podnosząc na mnie wzrok znad swojej miski. Posłałem młodszemu krótki uśmiech i zabrałem się za swoją porcję. Zjedliśmy w milczeniu. Myślałem o tym co powiedział. Nie zostawię go. Na pewno nie pozwolę mu samemu się tym zająć. Choćby nie wiem co, nie dam mu zniknąć. Ochronię go przed Fiskiem.

Pov. Peter

Analizowałem w głowie jego słowa. Nie chce mnie zostawić. Dlaczego? Czy on nie rozumie, że tak będzie najlepiej? Że w ten sposób będzie bezpieczny? Nie pokazuję tego, ale cholernie się boję. Boję się tego, co ma się stać gdy Kingpin zorientuje się, że wciąż żyję. A jeszcze bardziej boję się tego, co będzie gdy dowie się, że to pan Stark nie pozwolił bym wykrwawił się w tamtej uliczce. Jestem w stanie pogodzić się z własną śmiercią, ale na pewno nie pogodzę się z jego śmiercią, która w gruncie rzeczy byłaby moją winą. Najlepiej byłoby, gdyby wrócił do wieży, żebym mógł bezpiecznie zniknąć. Tylko że... jak go do tego przekonać? Nie rozumiem, czemu wciąż upiera się, że nie mogę zostać sam. Oczywiście, samotność jest przykra, ale w tym wypadku, wydaje się najbezpieczniejszym rozwiązaniem.

Gdy zjedliśmy, położyłem na stole kilka banknotów, po czym wyszliśmy z baru. Wbiłem wzrok w ziemię, zastanawiając się, co zrobić, żeby pan Stark wrócił do wieży. Nagle wpadłem na pomysł. Iron man obronił mnie przez Furym. Pomógł mi uciec z Hellicariera. Myślę, że dyrektor Tarczy chciałby go zatrzymać, żeby przestał mi pomagać. Mógłbym sprawić, żeby Fury go aresztował. Może i to drastyczne środki, ale gdzie byłby bezpieczniejszy niż w głównej siedzibie Tarczy? Ehh, znienawidził by mnie. Na pewno. Ale przynajmniej musiałbym martwić się tylko o siebie, a jego i tak wypuścili by tak szybko jak tam trafił. Gdy zorientują się, że zniknąłem, pozwolą panu Starkowi odejść, bo przecież nie jest im zupełnie potrzebny.

-Coś się tak zamyślił, dzieciaku?- spytał pan Stark, mierzwiąc mi włosy i uśmiechając się przyjaźnie.

-Em... nic- mruknąłem. Nie, nie umiał bym tego zrobić. Potraktuję to jako plan B, a na razie spróbuję wymyślić coś lepszego. No bo przecież musi być jakiś sposób.

-No mów- zarządał starszy. Posłałem mu pytające spojrzenie- widzę, że coś cię gryzie. Mów o co chodzi.

-No więc... ehh, naprawdę lepiej będzie, jeśli wrócisz do wieży- zacząłem. Milionerowi uśmiech zszedł z twarzy- ja sobie przecież poradzę, a ty... boję się, że jeśli pan Fisk dowie się, dlaczego wtedy przeżyłem... będzie chciał cię wyeliminować, żeby móc mnie w spokoju zabić. Jeśli wrócisz do wieży, będzie to wyglądało tak, jakbyś miał to wszystko kompletnie gdzieś i nie zależało ci na moim życiu- widziałem, że miał wielką ochotę się oburzyć, więc kontynuowałem, zanim zdążył to zrobić- wiem, że tak nie jest, ale Kingpin nie. I to jest nasza przewaga. Kiedy wszystko się uspokoi, będę mógł wrócić- kłamstwo. Nie będę mógł wrócić. Będę musiał ukrywać się do końca życia, bo on nie zapomni. Zabije mnie przy pierwszej okazji, dlatego powinienem uciec, póki wciąż jestem martwy w jego mniemaniu. Jeśli się zorientuje, że wciąż żyję, nie odpuści. Wszędzie mnie znajdzie.

-Posłuchaj Pete, ja... po prostu się na to nie zgodzę. Zrozum, nie uciekniesz. A nawet jeśli uda ci się schować, to będzie się to za tobą ciągnąć w nieskończoność. Nie chcę, żebyś musiał wiecznie uciekać...- pokręciłem lekko głową.

-Już to robię- powiedziałem twardo- i tak muszę uciekać przed Furym i Avengers.

-Ale jeśli powiesz Fury'emu to, co chce usłyszeć, to przestanie na ciebie polować- uśmiechnąłem się z politowaniem.

-Jeśli powiem mu to, co chce usłyszeć, to będzie miał wolną drogę, żeby mnie zamknąć. Wszystko co powiązane z Kingpinem obciąża też mnie, więc nie mogę nic powiedzieć- zauważyłem, a starszy westchnął ciężko.

-Peter, proszę, jeżeli ci na to pozwolę... a twój plan nie wypali i Fisk zrobi ci krzywdę, to ja... nigdy sobie tego nie wybaczę- uśmiechnąłem się smutno.

-To nie twoja wina. Ja nabałaganiłem. Sam to wszystko na siebie ściągnąłem, więc po prostu się nie przejmuj i... po prostu daj spokój- starszy pokręcił głową.

-Nie, Peter. Bez względu na to co powiesz, czy zrobisz, nie pozwolę, żebyś mierzył się z tym sam- oświadczył twardo. Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. On... ehh, nie chcę, żeby się narażał.

Nagle wpadłem na pewien pomysł.

-Chodźmy do Andy'ego. Obiecałem mu towar- zarządziłem i ruszyłem przed siebie. Starszy zdawał się być zdziwiony tym, że tak łatwo zrezygnowałem, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Pewnie stwiedził, że dałem za wygraną. Nic z tych rzeczy.

-Peter, jak to się stało, że mieszkasz na Peronie?- spytał nagle milioner.

-Mike mnie tam zaprowadził, kiedy uciekłem z sierocińca- wyjaśniłem krótko, wzruszając ramionami.

-A ci ludzie... kim oni w zasadzie są, co?- zmarszczyłem lekko brwi.

-Oni... to są po prostu ludzie, którzy nie mają gdzie się podziać, więc mieszkają u mnie, a w zamian kupują ode mnie dragi- rzuciłem od niechcenia. Starszy wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tego nie zrobił, ponieważ doszliśmy do baru. Pchnąłem ciężkie drzwi i weszliśmy do środka.

-Cześć maluszku!- zawołał Andy, jak to miał w zwyczaju, po czym dodał wesoło- i cześć, znajomy Spike'a!- uśmiechnąłem się, podobnie jak pan Stark.

-Cześć- mruknąłem, siadając przy barze.

-Jeśli znowu nie masz gdzie spać, to od razu mówię, że nie dzisiaj. Radź sobie sam- przewróciłem oczami.

-Daj nam coś do picia- powiedziałem i posłałem panu Starkowi krótki uśmiech- a poza tym, nie po to przyszedłem.

-Czyli że masz dla mnie prezent, Spikey?- uśmiechnął się złośliwie. W tym momencie dałem mu pewien znak. Prawie że niezauważalnie kiwnąłem głową w stronę milionera i dwa razy zapukałem palcami w blat. Barman wiedział, co to oznacza. Już kilka razy tak robiliśmy. Ma robić mojemu towarzyszowi takie drinki, po których momentalnie się upije. Uśmiechnął się w odpowiedzi.

-Tak, mam- wyciągnąłem z plecaka paczkę i położyłem ją na ladzie. On w zamian wręczył mi kopertę z pieniędzmi. Przeliczyłem szybko.

-No chyba sobie żartujesz!- wykrzyknąłem oburzony- jeszcze mniej niż ostatnio. To już nawet nie jest połowa!

-A co ci mówiłem? Prowizja, bo jesteś nieletnim gówniarzem i nie powinno cię tu być, a reszta za drobne przysługi- oznajmił i wyszczerzył się do mnie. Przewróciłem oczami, jednak już się nie odezwałem. Schowałem jedynie pieniądze do plecaka i upiłem trochę alkoholu, który barman przed nami postawił. Dzięki wyostrzonym zmysłom wiedziałem, że ten pana Starka dosłownie zwali go z nóg. Mężczyzna nie powinien mieć z nim problemów, bo jest przecież przyzwyczajony do mocnego alkoholu. Tak więc gawędząc sobie miło z milionerem, obserwowałem jak powoli traci kontrolę nad wszystkim co dzieje się wokół niego. Pomimo jego odmowy, Andy wciąż dolewał mężczyźnie tej morderczej mieszanki, dzięki której nie potrafił wymówić sensownego zdania.

-Już mu wystarczy- zarządziłem w pewnym momencie- może tu zostać? Ostatni raz- poprosiłem błagalnym głosem.

-Bezczelnie wykorzystujesz to, że mam do ciebie słabość, ty głupi smarkaczu- oznajmił starszy, na co uśmiechnąłem się triumfalnie.

-Panie Stark, zaprowadzę pana na górę- uśmiechnąłem się przyjaźnie do Iron mana, po czym podniosłem się ze stołka i pomogłem mu ustać na nogach. Przepchnęliśmy się przez tłum pijanych ludzi, a następnie z trudem niemalże zawlokłem milionera do mieszkania na piętrze. Ułożyłem starszego na kanapie i przykryłem kocem. Pan Stark wciąż mamrotał coś pod nosem, ale zupełnie go nie rozumiałem. Nie był w stanie złożyć prostej wypowiedzi. Uśmiechnąłem się z politowaniem i skierowałem do wyjścia, jednak zatrzymały mnie jego słowa.

-P-Peter... n-nie zostawiaj mnie... s-synu- wybełkotał dość niewyraźnie, ale mimo to, doskonale zrozumiałem co powiedział. Otworzyłem szeroko oczy. Czy on właśnie... nazwał mnie "synem"? Czy może to tylko głupie przysłyszenie? Czy to możliwe, że właśnie stało się to, o czym skrycie marzyłem jeszcze kilka miesięcy temu? Czy może po prostu jest zbyt pijany, by skojarzyć fakty? Podszedłem do kanapy, usiadłem na jej brzegu i chwyciłem starszego za rękę.

-Jestem tu- powiedziałem cicho, na co milioner uśmiechnął się nieprzytomnie. Zaśmiałem się cicho, a już po chwili usłyszałem ciche chrapanie i wyrównany oddech, świadczący o tym, że pan Stark zwyczajnie zasnął. Nie chciałem tego robić. Nie chciałem go tak zostawiać. Poczuje się oszukany. Może nawet zdradzony, ale nie wolno mi go narażać. Sam się w to wplątałem, więc teraz muszę sobie radzić sam.

Wstałem i wyszedłem po cichu z mieszkania, a następnie zbiegłem na dół i oparłem się o bar, czekając, aż Andy do mnie podejdzie.

-Ehh, co mam z nim zrobić?- spytał, widocznie zniechęcony.

-Bądź dla niego miły, dobra?- kiwnął głową- przekaż mu, że przepraszam.

-Tylko tyle?- zapytał. Wiem, że to nieprawda, ale miałem wrażenie, że mówi to z wyrzutem. Chociaż myślę, że wszelkie wyjaśnienia są zbędne. Może na początku będzie zły, ale potem zrozumie, że tak jest po prostu lepiej.

-Tak, to wystarczy- mruknąłem. Wstałem, zapłaciłem za drinki i wyszedłem bez słowa.

Teraz tylko muszę wymyślić co ze sobą zrobić. Nie mogę ukryć się na Peronie, bo tam najpewniej sprawdzi najpierw, jeśli w ogóle będzie mnie szukał. Będzie? W zasadzie, po co miałby to robić? Ale i tak muszę zniknąć. Ale dzisiaj mogę pójść na złomowisko. Tam go nie zabrałem, więc nie powinien mnie tam szukać.

Pov. Stark
*Osiem godzin później

Uchyliłem leniwie powieki i skrzywiłem się, przez rozrywający ból głowy. Miałem teraz w głowie jedno pytanie.

Gdzie ja kurwa jestem?

Powoli zaczynałem przypominać sobie wydarzenia z wczoraj. Aha, bar Andy'ego. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Petera. Nie było go. Zerwałem się do siadu, co jak się okazało, było błędem, bo po chwili opadłem z powrotem na kanapę, w towarzystwie jęku bólu.

-Hah, lepiej się tak szybko nie podnoś- zaśmiał się barman, wchodząc do pomieszczenia. Podał mi szklankę wody i tabletkę.

-Co to?- mruknąłem.

-Przeciwbólowa. Na pewno ci się przyda- oznajmił i wcisnął mi pigułkę w dłoń. Połknąłem ją bez zastanowienia i wypiłem wodę.

-Gdzie jest...- zacząłem.

-Peter już poszedł- przerwał mi blondyn. Zmarszczyłem brwi.

-Co? Jak to?- zdziwiłem się.

-Kazał przekazać, że przeprasza-zbladłem.

-C-co?- przeraziłem się.

-Mnie nie pytaj. Chciał, żebym zrobił ci zabójcze drinki, a potem poszedł- momentalnie cały kac minął. Poderwałem się i wybiegłem z mieszkania. Nie, nie, nie, nie, nie! To nie może być prawda! Kurwa, czy on naprawdę nic nie rozumie? On... cholera, przecież nie da rady wiecznie uciekać!

W moich oczach zawirowały łzy. Jak mógł? Po tym wszystkim, on po prostu upił mnie podstępem i zostawił w tym pierdolonym barze! Przecież powiedziałem mu, że go nie zostawię. Obiecałem mu! On nie poradzi sobie sam. Wiem, że umie o siebie zadbać, ale nie poradzi sobie psychicznie. Potrzebuje wsparcia. Potrzebuje, żeby ktoś z nim był. Żeby ktoś go wspierał. Żeby się nim zajął. Ma piętnaście lat. To dziecko! Potrzebuje, żeby ktoś go przytulił, kiedy ma zły sen i okazał trochę miłości, kiedy przechodzi atak paniki. Żeby... cholera, on nie może zostać sam. A teraz jak zwykle stara się wziąć sprawy we własne ręce i zająć tym całym gównem. Nie, nie mogę na to pozwolić. Muszę go znaleźć. Choćby nie wiem co.

-Znajomy Spike'a, chodź tu- zawołał Andy, otwierając tylne wejście. Westchnąłem ciężko, podziękowałem krótko i wyszedłem z baru. Zacząłem gorączkowo zastanawiać się, gdzie dzieciak mógł pójść. Pierwsze miejsce, o którym pomyślałem, to Peron, ale on przecież nie jest głupi. Nie poszedłby tam. Ehh, ciekawe jak daleko już jest. Czy mam jakiekolwiek szanse, żeby go znaleźć? Ukrywał się w Queens dwa miesiące, nie dając znaku życia. Umie to robić. Potrafi zniknąć. Ale... nie. Znajdę go. Musi tak być. A w pierwszej kolejności, sprawdzę te wszystkie miejsca, w których byłem z dzieciakiem.

Nie przewidziałem tylko jednej rzeczy. Czarny materiał, nasunięty na moje oczy i silne dłonie, które skutecznie wykręcają mi ręce, bym nie mógł się ruszyć. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, kiedy poczułem silne uderzenie w brzuch. Zgiąłem się wpół i opadłem na kolana, gorączkowo starając się nabrać trochę powietrza. Ktoś zatkał mi usta, a ktoś inny zsunął mi z nadgarstka zegarek. Teraz nie wezwę zbroi. Wszystko działo się szybko i chaotycznie. Nic nie widziałem, a jedyna rzecz, którą słyszałem, to szum mojej krwi i przyspieszone bicie serca. Poczułem, jak wciągają mnie do samochodu i brutalnie rzucają na siedzenie. Związali mi ręce z tyłu, a następnie posadzili i ściągnęli materiał z twarzy. Wziąłem głęboki oddech i zmierzyłem mężczyznę przede mną nienawistnym spojrzeniem.

-Dobranoc, panie Stark- Kingpin uśmiechnął się, a ja poczułem małe ukłucie, by już po chwili całkowicie odpłynąć, tracąc przy tym jakąkolwiek kontrolę nad biegiem wydarzeń.

#wojnapolsatowa

*****

2355 słów

Hejka!

A więc, tak, kończymy powoli. Zostały jeszcze dwa rozdziały i epilog, więc myślę, że to dobry moment na jakiś maraton, co?

Szczegóły będą na moim profilu. Pojawią się w przyszłym tygodniu.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro