Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

■ 5 ■


- Shuri. Shuri, pora wstawać.

I tak nie spała od godziny. Jednak nie chcąc martwić brata, po prostu za każdym razem udawała, że właśnie obudził ją z jakiegoś głębokiego i bardzo przyjemnego snu. Nie miała do końca pewności, czy to kupował.

- Już... - wymamrotała w poduszkę, dla wiarygodności wtulając w nią jeszcze głowę i ciaśniej okrywając się kołdrą. Usłyszała jak T'Challa wzdycha nad nią (ostatnio często mu się to zdarzało) i kieruje się w stronę drzwi.

- Śniadanie czeka na dole, masz dwadzieścia minut - powiedział głośno i wyszedł.

Dziewczyna leżała jeszcze chwilę, nie z powodu zmęczenia, tylko uczucia obezwładniającej i dominującej beznadziei, którą, jak co rano, musiała dłuższą chwilę zwalczać, zanim rozpoczynała dzień.

Z całym umyciem i ubraniem się zdążyła w piętnaście minut, nie chcąc zmuszać brata do ponownego wołania jej. Uśmiechnęła się do gosposi, która podała jej miskę owsianki oraz posłała pokrzepiający, szczery uśmiech i zasiadła do jedzenia przy wyspie w kuchni, nie mając ochoty na wędrówki do jadalni.

- Jak się panienka czuje? - Shuri z trudem przełknęła owsiankę i żółć podchodzącą do gardła. Ostatnimi czasy otrzymywała to pytanie tak często, że bez zbędnych eufemizmów, już nim rzygała. Oczywiście rozumiała szczere intencje pytających i troskę kryjącą się za tym wszystkim, ale jak do cholery ma się czuć ktoś, kto stracił ojca? Jakiej odpowiedzi oczekiwali?

- W porządku. - Wymusiła nieszczery uśmiech, którego wywoływanie przychodziło jej ostatnio niepokojąco łatwo i zbyła dalsze próby rozmowy tłumaczeniem, że ma mało czasu.

T'Challa zastukał we framugę przymkniętych drzwi od łazienki akurat, kiedy kończyła myć zęby po śniadaniu.

- Już gotowa?

- Minutkę.

- To samo mówiłaś chwilę temu jak krzyczałem z dołu - zauważył. Przewróciła tylko oczami.

Chwilę później oboje pakowali się już do czarnego mercedesa, którego chłopak dostał na osiemnaste urodziny kilka miesięcy temu. Był to jego ostatni prezent od ojca i Shuri na początku dziwiła się, że brat chce nim jeździć, nie martwiąc się o zniszczenie go. Jednak gdy go o to zapytała, uniósł tylko brwi w zdziwieniu i stwierdził, że ojciec raczej nie chciałby, żeby kurzył się w garażu.

Niestety, przypomnienie sobie o tacie znów sprowadziło na nią lawinę niechcianych w tym momencie wspomnień. Naprawdę trudno było jej przetrawić to wszystko, kiedy dosłownie na każdym kroku coś jej o nim przypominało. Wypytujący o samopoczucie ludzie, mijanie w mieście jego ulubionych restauracji, wiszące zdjęcia, codzienna jazda samochodem z bratem...

Najgorsi jednak byli wszyscy ci przewijający się przez ich dom obcy ludzie, najczęściej biznesmeni, którzy uzgadniali różne warunki umowy z T'Challą. Po śmierci wypłynął oczywiście testament ojca, w którym to mężczyzna zaznaczył, że jego wolą jest, aby firmę przejął jego dorosły już syn, z Okoye nadal robiącą za prawą rękę całej korporacji. Służyła mu już wcześniej i gdyby nie ten straszny zamach, mogłaby to robić dłużej. Jak się jednak okazało, ojciec o wszystkim pomyślał i był przygotowany na każdą ewentualność.

W przeciwieństwie do swojej córki.

- ... a wtedy ten wielki jaszczur ruszył oczywiście na raptory, bo twórcy zawsze wciskają je jako te najdoskonalsze dinozaury i...

- Co? - Dziewczyna zmarszczyła brwi po powrocie ze swojej zadumy, nie mając pojęcia o czym do niej mówi T'Challa.

- Odpłynęłaś, więc zacząłem ci opowiadać fabułę Jurassic World, czekając aż do mnie wrócisz - westchnął, ewidentnie próbując ją chociaż trochę rozbawić. I uśmiechnęła się, doceniając jego wysiłki i to, że na nią nie naciska, że nie pyta, że czeka, aż sama będzie mu chciała powiedzieć.

- Wiesz, chciałabym sobie z tym wszystkim radzić tak jak ty - zaczęła ostrożnie, nie wiedząc jak poruszyć pewne kwestie bez jednoczesnego dotykania ich. Nawet nie wiedziała, czy już była gotowa na tę rozmowę. Czy powinna być.

T'Challa nie odrywał uważnego spojrzenia od jezdni, jednocześnie zastanawiając się nad jej słowami.

- A jak według ciebie ja sobie z tym radzę? - Zapytał, a ona zamrugała zaskoczona, nie spodziewając się takiego akurat pytania.

- Cóż... - Zdążyli podjechać na parking szkolny i zaparkować, jednak chłopak tylko zgasił silnik i nadal czekał na jej odpowiedź, nie próbując wysiąść z auta.

- Jesteś... opanowany - zaczęła niepewnie, ale T'Challa przybrał tylko zachęcającą minę mówiącą, by kontynuowała. - Zawsze taki spokojny, reagujesz na te wszystkie kondolencje z uprzejmością, której... której ci zazdroszczę. Ja przy wysłuchiwaniu tego mam ochotę na nich wszystkich wrzasnąć - westchnęła.

- Skąd wiesz, że ja nie mam? - kolejne pytanie, które sprawiło, że jej brwi uniosły się wysoko.

- A masz? - zapytała z niedowierzaniem, przywołując obraz jej łagodnie uśmiechającego się brata, kiedy ci wszyscy ludzie wręcz ustawiali się w kolejkach, żeby wyrazić swój nieszczery żal z powodu ich straty.

- Czasami - potarł nasadę nosa tak zmęczonym gestem, że serce Shuri aż się ścisnęło.
Miał teraz na barkach taki ciężar, że dziewczyna pewną małą, egoistyczną cząstką swojej duszy cieszyła się, że to nie ona musi teraz reprezentować firmę. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie z tym zadaniem tak jak jej brat.
Może w ogóle by sobie z tym nie poradziła.

Kiedyś męczyło ją bycie w cieniu brata.
Był pierworodnym, mniejszą kopią jej ojca, urodzonym przywódcą, doskonałym mediatorem. Zawsze pierwszy, przedstawiany na wszystkich ewentualnych bankietach, częściej wychwalany, wspominany w rozmowach...

Teraz tak bardzo to doceniała, że aż było jej głupio.

- Musisz się czymś zająć. - Jego głos już drugi raz tego dnia wyrwał ją z zamyślenia. Wpatrywał się w nią poważnym, pełnym troski spojrzeniem.

- Przecież ja cały czas coś robię... - próbowała zaprotestować, nie rozumiejąc do końca o co mu chodzi.
T'Challa pokręcił tylko głową.

- Nie, chodzi mi o jakiś projekt, coś długoterminowego. Coś co będzie od ciebie wymagało maksymalnego zaangażowania i poświęcenia myśli. Chyba że wolisz to wszystko przetrawić w inny sposób, oczywiście.

Shuri powoli pokiwała głową, nie zdejmując z brata oczu.

- Nie... nie, ja myślę, że to może być dobry pomysł tylko... tylko muszę pomyśleć. - stwierdziła w końcu, powoli rozciągając swoje usta w pełnym nadziei uśmiechu.

Chłopak wyciągnął rękę, chcąc poczochrać ją po włosach, na co syknęła tylko na niego oburzona, bojąc się o swoją i tak już nie najstaranniejszą fryzurę. Wysiedli z auta, z cudowną synchronizacją sięgając po torby i zamykając za sobą drzwi. T'Challę już wypatrzyła jego dziewczyna Nakia, która ruszyła w ich stronę z pogodnym uśmiechem na twarzy, którym już z takiej odległości skutecznie zaraziła rodzeństwo.

- Cześć - przywitała się z dziewczyną, swojego chłopaka witając krótkim buziakiem w usta. Shuri naprawdę cieszyła się, że jej brat ma kogoś takiego jak ona. Sama naprawdę lubiła Nakię i od czasu do czasu sama nawet wychodziła z nią na jakieś jedzenie czy babskie wieczory w domu starszej.
Teraz nie chcąc im przeszkadzać, pożegnała się tylko krótko i ruszyła do budynku, chcąc znaleźć w końcu swoich znajomych i odetchnąć od wciąż lekko przytłaczającej atmosfery z rana. Tak jak się spodziewała, znalazła ich pod klasą od fizyki, w której mieli mieć pierwszą lekcję tego pięknego piątkowego poranka.

- Wiecie, to nie tak, że mam zamiar dostać z tego testu mniej niż cztery, ale i tak sprawdzian po raptem dwóch tygodniach jest jakimś żartem... - jęknął Ned, nie zwracając uwagi na przewracającą oczami MJ. Peter nawet nie słuchał marudzącego przyjaciela, stukając palcami w klawiaturę telefonu tak szybko, że Shuri zastanawiała się przez chwilę, czy on zwyczajnie nie udaje, byle nie wdawać się w dyskusję z jęczącym Nedem.

- Shuri! - Rozpromieniła się Michelle, tym radośniej, że miała właśnie szansę na ukrócenie biadolenia przyjaciela, który niezatrzymany w odpowiednim momencie rozkręcał się już na dobre.

- Cześć wam - uśmiechnęła się lekko, witając się z chłopakami szybkim przybiciem piątki, gdyż zaraz potem wpadła w wyciągnięte ramiona Jones, która zagarnęła ją do mocnego uścisku. Shuri pozwoliła sobie na dosłownie jedną sekundę zamknięcia oczu, wzięcia głębokiego oddechu i rozkoszowania się bliskością Michelle, która nigdy nie była szczególnie wylewna w uczuciach, zanim pokrzepiający uchwyt zniknął.

Michelle.
Ta dziewczyna sprawiała, że wszystko było jednocześnie prostsze jak i trudniejsze. Prostsze było na pewno przejście całej tej żałoby. MJ nigdy nie pytała Shuri, jak się czuje, czy wszystko w porządku. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy przyjaciółki i już wiedziała o jej nastroju wystarczająco wiele, żeby się do niego dostosować bez żadnych krępujących pytań. Jedynie czasami krótkie ,,chcesz o tym pogadać?" padało przy tych gorszych nastrojach, aby wiedziała, że Michelle wysłucha wszystkiego, co jej zaoferuje. Była dla niej zawsze, kiedy tego potrzebowała, czy to z nieważną radą dotyczącą ubioru, czy z ramieniem, w które Shuri mogła płakać absolutnie całą noc.

To naprawdę aż tak dziwne, że się w niej zakochała?

I właśnie to było elementem, który sprawiał, że wszystko robiło się trudniejsze. Przytulanie jej, czy okazjonalne trzymanie za rękę nie było już takie samo, przebieranie się w szatni lub domu trochę trudniejsze, nocowanie w jednym łóżku wywoływało dziwną mieszankę bólu i tęsknoty. Michelle nadal była jej przyjaciółką i skoczyłaby dla niej w ogień, gdyby to miało ją uszczęśliwić, ale... to jej już po prostu nie wystarczało.

Zresztą, nie chciała psuć ich paczki. Byli tacy zgrani, ona, MJ, Ned oraz Peter. To nie w porządku wobec nich, że z własnych egoistycznych pobudek miałaby zepsuć ich cudowną przyjaźń, bo z pewnością po jej wyznaniu już nic nie byłoby takie samo. Wolała cierpieć w milczeniu i znosić zrozumiałe friendzone Jones, niż całkowicie utracić jej przyjaźń i wszystko zepsuć.

- Ned naprawdę nie może przeżyć tego dzisiejszego sprawdzianu z matmy - MJ zdmuchnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów i wykrzywiła się do Shuri konspiracyjnie, czym wywołała bezwiedny chichot dziewczyny.

- To że lubię ten przedmiot i jestem na matfizie nie znaczy, że nie będę wam narzekał przed każdym sprawdzianem, że nic nie umiem - oburzył się teatralnie chłopak, który już trochę wyluzował i przyłączył się do ich wspólnego żartowania.

- Jaaasne, wspaniale się zapowiada wobec tego - parsknęła Michelle. - Peter, a ty nie szczasz po nogach przed dzisiejszym testem? Peter? Cholera, weź już wyłącz ten telefon i wróć do nas! Z kim tak piszesz?

- Sorry - Peter wystukał jeszcze ostatnie słowa wiadomości, po czym schował telefon do kieszeni, podnosząc na nich przepraszający wzrok. - Małe zmiany w Shield się porobiły i teraz między innymi dołączyliśmy do pomocy Laufeysona, a Eddie jest zajęty ważniejszymi rzeczami, niż wprowadzanie go w to wszystko, więc mi przypadła ta rola.

- Laufeyson? - Shuri zmarszczyła brwi, próbując szybko zestawić nazwisko z twarzą. - Loki Laufeyson? Klasa wyżej, ciemne włosy, przyrodni brat Thora?

- Ta, właśnie on - potwierdził Peter z małym uśmiechem.

Nie zdążyli jednak przedyskutować niczego więcej, ponieważ zadzwonił dzwonek rozpoczynający piątkowe lekcje.

***

Shuri wpakowała się do klasy od zajęć technicznych mało zgrabnym ruchem, potykając się już na progu. Przeklnęła cicho pod nosem i poprawiła torbę na ramieniu, ruszając wzdłuż ławek na swoje miejsce pod oknem. Bardzo lubiła zajęcia artystyczne ze Stevem, który prowadził to kółko odkąd przyszedł do tej szkoły, zdeterminowany by uwrażliwić swoich kolegów na sztukę i zaszczepić w nich tego artystycznego bakcyla. No, można śmiało powiedzieć, że nawet mu się udało. Jego zajęcia cieszyły się bowiem popularnością wśród rówieśników, a sala, w której to małe kółko plastyczne organizował, zawsze była pełna. Steve starał się, żeby żadne z jego zajęć nie były nudne. Raz opowiadał im przez pół lekcji o jakimś kierunku w sztuce i potem wspólnie próbowali się malowaniu pod niego, raz dał im całą lekcję na narysowanie karykatury dowolnego nauczyciela ze szkoły, tak aby wszyscy mogli potem zgadywać, kogo obrazek przedstawia, raz zapytał ich o tematy, z których może chcieliby, żeby zrobił im mały wykład... Kreatywności w planowaniu zajęć nie można mu było odmówić i rówieśnicy doceniali to, chętnie przychodząc i uczestnicząc w zajęciach.

- Cześć! - rzucił entuzjastycznie Rogers, wchodząc do klasy i odkładając swoje rzeczy obok biurka. Następnie chwilę grzebał w plecaku w poszukiwaniu pendrive'a i z pomocą jednego z uczniów podłączył laptop do rzutnika, aby po dwóch minutach odpalić im prezentację.

- Dzisiaj przygotowałem wam trochę na temat mody oraz tego, jak zmieniała się ona na przestrzeni czasu. Oczywiście, zaczynam ten temat na naszych zajęciach głównie dlatego, że będą nas interesowali projektanci i projektowanie ubrań, które jest o wiele cięższe niż się wielu z was wydaje. Oczywiście, wszystkiego spróbujecie pod koniec...

I zaczął opowiadać. Mówił i mówił, pokazywał im najróżniejsze projekty, a Shuri słuchała tego coraz bardziej zafascynowana, każdy pojawiający się na slajdzie projekt analizując z większą i większą dokładnością.

Na koniec oczywiście Steve zaproponował, żeby każdy spróbował zaprojektować coś własnego. W samą porę; mózg Shuri pracował na najwyższych obrotach podczas całej prezentacji, wymyślając coraz to nowe projekty, a ona czuła wewnętrzną potrzebę przelania ich na papier w chwili, w której się pojawiały. Nie podejrzewała siebie wcześniej o coś takiego. Z modą miała wcześniej dużo do czynienia i interesowała się tym wszystkim od dzieciaka, ale dopiero teraz natchnęła ją myśl, że naprawdę mogła to wszystko sama projektować. W tej myśli było coś upajającego.

Zaczęła, a kiedy zajęcia się skończyły, pojechała do domu, by tam nadal w zaciszu swojego pokoju szkicować i tworzyć kolejne rysunki, pomysły, podpisując z boku wszystkie materiały. Późnym wieczorem dopiero przestała, rozmasowując plecy zmęczone siedzeniem przy biurku tyle czasu. Odniosła naczynia pozostałe po obiedzie, który do pokoju przyniosła jej zaniepokojona gosposia, zagarnęła piżamę i poszła pod prysznic, w głowie nadal obrabiając niektóre ze swoich projektów. Kładąc się spać miała koronki przed oczami, a paleta kolorów wręcz mieniła jej się pod powiekami.

Na krawędzi snu, będąc już na skraju przytomności umysłu, wpadła na pomysł, którego, jak jej się wydawało, szukała do szczęścia już od dłuższego czasu.

Podziękowania za sprawdzanie jak zwykle dla najcudowniejszej Shiruslayer🖤

Dziękuję wam serdecznie za wszystkie komentarze! Jak wasze wakacje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro