Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

***

Tak jak w każdy piątek kierowałem się w stronę mieszkania Cyno, dzierżąc na ramieniu szmacianą torbę z zakupami. Mogłem trochę przesadzić z zakupem warzyw na promocji... Torba była strasznie ciężka i odciążała moje prawe ramię. Na dodatek było dziś wyjątkowo ciepło, więc moje moralne spadły do zera. Czułem się zmęczony i spocony. Ale nie mogę narzekać! To moja wina, że zachciało mi się spaceru z powodu ładnej pogody... Mogłem to przemyśleć.

W jednym uchu miałem słuchawkę bezprzewodową, z której słuchałem streama Cyno. Zanim jeszcze wyszedłem na zakupy, widziałem, że odpala popularną grę fabularną. Nie mogłem się powstrzymać, by nie oglądnąć pierwszych kilku minut. Dobrze mu szło. Musiał mieć dziś wyjątkowo dobry dzień. Mało wyklinał, ciągle coś komentował i z podekscytowaniem opowiadał o swoich kolejnych krokach. Podczas plądrowania promocji nie mogłem go oglądać, ale wystarczało mi, że słyszałem jego głos. Może to już normalne, że po tylu latach znajomości, rozpoznaję, które westchnięcie oznacza, że coś spierdolił, a które, że jest na drodze do zwycięstwa. Za każdym razem, gdy to robił, uśmiechałem się do siebie. W spożywczym musiałem wyglądać jak debil, który cieszy się na widok marchewki. Jestem głupi. Cieszę się na głos mężczyzny, którego nigdy nie będę mieć.

Gdy doszedłem do drzwi jego mieszkania, Cyno powoli kończył swojego live'a. Schowałem słuchawkę do futerału i wpisałem kod do jego drzwi. Pewnie wszedłem do środka i o mało co, nie zabiłem się o porozwalane dookoła adidasy. Utrzymałem równowagę tylko dlatego, że w ostatniej chwili złapałem się za krawędź komody stojącej w przedsionku. Serce zabiło mi szybciej od nagłego przypływu adrenaliny. Wziąłem głęboki wdech i uniosłem swój wzrok. Burdel okazał się o wiele większy. Korytarz stał się labiryntem stworzonym ze śmieci, ubrań i okruszków po jedzeniu. Ścianę podpierały trzy czarne worki na śmieci, z których sączył się okropny odór stęchlizny. Na dodatek w rogu pod sufitem, widziałem szczęśliwego pająka wiszącego na pajęczynie.... Nie było mnie tutaj TYLKO KILKA DNI.

- KURWA MAĆ! CYNO! - wrzasnąłem. - WYŁAŹ Z NORY!

Mężczyzna po sekundzie wychylił się ze swojego pokoju ze słuchawkami na uszach. Widząc mnie, uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem. Spiorunowałem go wzrokiem.

- O już jesteś? Szybciej niż zazwyczaj. - zaśmiał się. - Rozgość się.

- Co to ma być?...

- Zaczekaj chwilkę! Mam jeszcze jedną rundę! - krzyknął, znikając za drzwiami.

Wziąłem głęboki wdech, którego od razu żałowałem. W pierwszej kolejności muszę wywietrzyć tę ruderę. Wymijając labirynt i czyhające po drodze niespodzianki, udałem się do kuchni odstawić siatki z zakupami. Wypakowałem produkty do szafek, lodówki oraz na odpowiednie półki. Na wierzchu zostawiłem tylko rzeczy potrzebne do zrobienia sajgonek. Kliknąłem jeszcze przycisk na czajniku, by zagotować wodę na melisę. Smród stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Zacząłem otwierać na oścież wszystkie okna. Przy ostatnim dałem złapać się w jedną z pułapek: wyrąbałem się o bluzę, która sukcesywnie  zawinęła się wokół mojej stopy niczym lasso. Zacisnąłem zęby z bólu. 

- Ja pierdole! - warknąłem do siebie, zaciskając pięści. - Tylko spokojnie Nari... Tylko spokojnie...

Po drodze do pokoju Cyno, zacząłem zbierać walające się ubrania. W myślach jak mantrę powtarzałem sobie, by się nie denerwować i zachować spokój. To nie jest mój dom... Nie panują tu moje zasady... Muszę uszanować jego przestrzeń... 

Gdy dotarłem pod jego drzwi, miałem już na rękach garstkę brudnych ubrań. Dobrze wiedziałem, że to nie jest nawet połowa z całego pobojowiska.

- Pamiętaj Nari, oaza spokoju...

Wziąłem głęboki wdech i z impetem otworzyłem drzwi. Cyno wzdrygnął się na huk i odwrócił w moją stronę.

- Ty jebany, leniwy skunksie. - warknąłem, rzucając w niego ubraniami jak pociskiem. - Zrób porządek w tym burdelu! Jedzie trupem w całej chałupie! Zrobiłeś jakiś popierdolony labirynt dla szczurów przez cały korytarz! Kto za Ciebie będzie to do cholery sprzątał?!

- Emm.. Ty? - uśmiechnął się niewinnie, strzepując ze swojej głowy koszulkę. - Miałem to ogarnąć, ale tak szybko przyszedłeś, że nie zdążyłem!

Czerwony ze złości, sięgnąłem po najbliższą pomocną mi rzecz, którą mógłbym trzasnąć tego debila. Był to jeden z dwóch skrzyżowanych mieczy świetlnych powieszonych na ścianie. Zacisnąłem pięść na rękojeści i powolnym krokiem zacząłem iść w jego kierunku. Cyno odchylił się na krześle, unosząc ręce do góry. 

- Nari, spokojnie! Nie możesz mnie zabić na żywo. - kciukiem pokazał na live, który jeszcze się nie skończył. - Pomyśl o swoim przyjacielu..

- Ci ludzie tylko się ucieszą na spełnienie ich najskrytszych marzeń. Będą stanowić moje alibi. - mieczem wskazałem na monitor. - Skończyłeś?.. To rusz dupę!

Cyno zaśmiał się krótko i pożegnał ze swoimi obserwującymi. Odłożył słuchawki na specjalny stojak i głośno wzdychając, odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok spoważniał, a ciało wygodnie pochyliło do przodu, dając ulgę wszystkim napiętym mięśniom. 

- Naprawdę przepraszam. Miałem wszystko ogarnąć przed Twoim przyjściem, ale zapomniałem o zaplanowanej godzinie streama. Z rana szukałem swoich rzeczy i dlatego tak to wszystko wygląda. - wstał i podszedł do mnie, by zabrać mi z dłoni miecz. - Jesteś ostatnio strasznie spięty. To do Ciebie niepodobne. Wszystko gra?

- Może mam za dużo na głowie. - odwróciłem od niego wzrok.

Ciągła praca z uciążliwymi pacjentami, myślenie o związku Alhaithama z Kavehem, borykanie się z własnym problemami sercowymi... Mam świadomość, że to wszystko może być dla mnie za dużym obciążeniem. Jestem sfrustrowany i nie panuję nad sobą. Wiem to, ale.. Nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Nie mogę się wyciszyć, jeśli ciągle coś się dzieje.

Białowłosy z lekkim uśmiechem poczochrał moje włosy na wszystkie strony świata. Założyłem ręce na piersi, zdmuchując rozwaloną grzywkę z oczu.

- Co mogę zrobić, by mój Nariś poczuł się lepiej?

- Po prostu posprzątaj. - mruknąłem bezsilnie.

***

Byłem dla niego zbyt pobłażliwy. Wystarczyło tylko, że wyniósł śmieci i posłusznie pozbierał swoje rzeczy, a moje serce zmiękło na tyle, że zacząłem mu pomagać ogarniać resztę bałaganu. Nie potrafiłem długo się na niego denerwować i ostatecznie wszystko uchodziło mu na sucho. Dobrze wiedziałem o tym, że moje uczucia biorą tu górę nad rozumem krzyczącym "Daj mu nauczkę!". Nie potrafiłem z tym walczyć. Byłem zakochany i głupi.

- Za każdym razem, gdy dla mnie gotujesz, kwestionuję swoje zdolności kulinarne. To jest świetne! Jeśli znudzi Ci się dietetyka, to zrobisz karierę w świecie gastronomii! - powiedział Cyno pomiędzy wsuwaniem sajgonek do buzi.

- Zaraz się udławisz. - przekręciłem oczami na jego komplementy. - Nie zmienię ścieżki kariery, bo będziesz mnie wykorzystywał do gotowania.

- Nie będę, ponieważ już to robię. - zaśmiał się.

Rzuciłem mu wymowne spojrzenie. Czasami miałem wrażenie, że dobrze wiedział, co do niego czuję i po prostu to wykorzystywał. Ba! Chciałem, żeby wiedział i umyślnie to robił. Wtedy wszystko stałoby się dla mnie prostsze. Jednak czar prysł za każdym razem, gdy mężczyzna rzucał jakimś przyjacielskim tekstem i moja marzycielska bańka pękała.

- Nadal nie mogę w to uwierzyć, że Al chodzi z Kavehem. - Cyno zaczął temat, który był dla mnie niewygodny. - Nigdy sobie nie wyobrażałem tego faceta w związku jednopłciowym. Nawet z dziewczyną ciężko mi było go sobie wyobrazić. - prychnął. - Z dnia na dzień stał się gejem. Nie czujesz się z tym dziwnie?

- To decyzja Alhaithama. - wzruszyłem ramionami. - Może te uczucia rozkwitały w nim przez dłuższy czas. Kto wie, może dlatego miał trudności z dziewczynami.

- Może... Myślisz, że to Kaveh wykonał na nim pierwszy krok? Ugh, chyba nie chciałbym przeżyć takiego szoku.

Moje wnętrze na chwilę zakuło i zwinęło się w ciasną, zbitą kulkę. Niby od początku wiedziałem, że Cyno nie jest taki jak ja. Znałem go dobrze i wiedziałem, że to niemożliwe. Od zawsze to wiedziałem, a mimo to za każdym razem boli na nowo.

- Jedz, bo Ci wystygnie. - mruknąłem, przeżuwając kolejny kawałek jedzenia.

Białowłosy uniósł pytająco brew. Pokiwałem tylko głową. Co miałem mu odpowiedzieć? Już nigdy więcej takiego szoku nie przeżyjesz, ponieważ Twój drugi przyjaciel (który jest zakochany w Tobie) w życiu Ci się do tego nie przyzna? Mhm, po moim trupie. Już prędzej uwierzę w związek Alhaithama niż w to. 

Nagle poczułem dłoń na policzku, która delikatnie, gładząc moją skórę, przesunęła się w dół do podbródka. Zaskoczony opuściłem widelec, który odbił się od talerza i upadł na podłogę. Szok był dla mnie na tyle duży, że sajgonka, którą przełykałem, stanęła mi w gardle. Odkaszlnąłem kilka razy, stukając się w klatkę piersiową.

- Wszystko w porządku? - zmartwiony Cyno, złapał mnie na ramię.

Popatrzyłem na niego przez lekko zaszklone oczy. Nic nie jest w porządku. To przez Ciebie nie jestem w stanie się kontrolować! Mam wrażenie, że to bijące dziadostwo zwane sercem, wyskoczy mi zaraz z piersi!

- Nie chciałem Cię wystraszyć. Odniosłem wrażenie, że źle mnie zrozumiałeś. Wykonałem gest w Twoim kierunku i widzisz, co się stało? O to właśnie mi chodziło. Nie mam nic do Alhaithama, Kaveha i ich orientacji. Mówię o sobie, nie byłbym przyzwyczajony do takich interakcji z mężczyzną i byłby to dla mnie szok. Przynajmniej z początku. Nie wiedziałbym, jak mam się zachować i zareagowałbym podobnie do Ciebie.

- A później?

- Później... Chyba bym się przyzwyczaił? Taka jest kolej rzeczy, nie? - zapytał, odchylając się na krześle do tyłu i gładząc po brzuchu. - Jestem pełny... Swoją drogą Alek ma dziś to spotkanie snobów. Myślisz, że wytrzyma do końca?

- Ma do mnie napisać, gdy już będzie po wszystkim. - podniosłem widelec z podłogi i wstałem od stołu. - Jest z nim Kaveh, więc raczej zechce pokazać mu się od dobrej strony.



***

Yoo~

NTB ma taki pozytywny odbiór :'D Cieszę się bardzo, że nadal jesteście za mną ^^

Zostawiam Was z nieco dłuższym rozdziałem ♥ Trochę się rozpisałam, ale bardzo nie chciałam tego dzielić na dwie części :') Znowu oskarżalibyście mnie o polsat.

Do napisania,
Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro