Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Jeszcze tego samego dnia spakowałem swoje walizki. Wyciągnąłem ukryte w moim pokoju pudła, w których znajdowały się moje najcenniejsze rzeczy. Nie było tego zbyt wiele. Dwa pudełka poświęciłem na parę drobiazgów zawierających wspomnienia, bestsellerowe książki, dokumentacje moich pacjentów, ubrania oraz zakupioną konsolę. Z zaskoczeniem zauważyłem, iż całe jedno pudełko poszło na suplementy, zioła i herbaty. Nie sądziłem, że aż tyle się tego nazbierało przez te wszystkie lata. Ostatni raz rozejrzałem się po pustym mieszkaniu i ocierając gorzkie łzy, zamknąłem za sobą drzwi. Myślałem, że już nic więcej mnie nie rozczuli, dopóki nie podrzuciłem kluczy swojej sąsiadce. Starsza kobieta na wieść o mojej wyprowadzce zaczęła mnie czule przytulać i głaskać po głowie. Z grzecznym uśmiechem pożegnałem ją, życząc w życiu zdrowia i szczęścia.

Podróż do domu dłużyła mi się i była z lekka niebezpieczna. Moje myśli były przepełnione Cyno, jego słowami i wyrazem twarzy. Serce mnie kuło i ściskało w żołądku za każdym razem, gdy wspominałem nasze ostatnie spotkanie. Przez zeszklone oczy patrzyłem na drogę, która na moje szczęście była w miarę pusta. Mój świat się zawalił, ale nie chciałem przysparzać rodzicom kolejnych kłopotów wypadkiem samochodowym. Już wystarczająco mieli problemów z tym, że zwalam im się na głowę.

Kiedy dojechałem po kilku godzinach do rodzinnego domu, było już ciemno. Moja matka, która wyglądała już zza firanek, wybiegła w kapciach z różowymi króliczkami i uściskała mnie mocno.

- Nariś! Tak się martwiłam. - złapała mnie za ramiona. - Nic Ci się nie stało, prawda?

- Nic mi nie jest mamo... - uśmiechnąłem się lekko do rodzicielki. - Cieszę się, że Cię widzę.

Kobieta zmierzyła mnie swoim matczynym wzrokiem. Wiedziałem, że w tym momencie skanuje mój nastrój, chęci do życia, a nawet najskrytsze myśli. Do dziś nie wiedziałem, jak ona to robi, że po jednym spojrzeniu potrafiła wydedukować, co się ze mną dzieje.

- Chodźmy! Musisz być głodny. Twój ojciec przygotował Twoje ulubione pierożki, zupkę i sushi.

- Po co tyle kłopotów? - zapytałem, za co bez wahania dostałem w tył głowy. - Au!

- To nie kłopot przygotować ucztę na powrót syna do domu. - fuknęła. - Wybiję Ci w głowy to myślenie, choćbym miała Cię zatłuc laczkiem! No, idziemy! Na smutki najlepsze jedzenie i kieliszek wódki! - zakręciła w powietrzu palcem i biorąc mnie pod ramię, zaciągnęła do domu.

***

Nie ukrywałem swojej orientacji przed rodzicami. Sami domyślili się, że jestem trochę inny, gdy w młodzieńczych latach  bardziej podobały mi się magazyny z umięśnionymi facetami niż pięknymi, krągłymi kobietami. Po kilku niezręcznych pytaniach mama roześmiała się, wyciągając flaszkę wina na osłodę, a ojciec stwierdził, że w przyszłości będzie miał dwóch synów, choć spłodził jednego. Pamiętam, jak tego dnia ich reakcja tak zbiła mnie z tropu, że powiedziałem im "jesteście nienormalni" i zamknąłem się w pokoju, myśląc, że to ich taki eksperyment, by przywrócić mnie na właściwą drogę. Niestety myliłem się, oni po prostu tacy byli.

- Nie masz problemów w pracy? - zapytała mnie rodzicielka, gdy wyciągnęła dłoń po nasionko marchewki. - Może powinieneś się za czymś tu rozejrzeć?

- Mamo, pracuję zdalnie. Nie muszę mieć pracy na miejscu, skoro większość rzeczy załatwiam on-line. - zaśmiałem się, zakopując ziarnko w ziemi.

- Przecież wiem o tym. Martwię się tylko o Twoje odizolowanie od świata. Codziennie zamykasz się w pokoju, schodzisz tylko na obiad i kolację. Nawet dziś musiałam siłą Cię zaciągnąć na ogródek!

- Mam gorszy okres, niedługo mi przejdzie i będzie tak, jak dawniej.

Kobieta wyprostowała się, odginając plecy do tyłu. Kości chrupnęły jej, a na twarzy zawitał obraz ulgi. Z przerażeniem przeniosłem na nią wzrok. To nie ten wiek... Będę musiał zrobić jej okłady i polecić dobrego fizjoterapeutę, jeśli chce pozostać sprawna przez długie lata. 

- Nie o to chodzi Nariś... - westchnęła przeciągle. - Naprawdę chciałabym Ci pomóc. Widzę, że coś się dzieje, ale nie chcesz mi o tym powiedzieć. Wiesz, co czułam po tym Twoim rozpaczliwym telefonie?

- To nie jest nic poważnego...

- Zakochałeś się, tak? - wymierzyła we mnie łopatką. - Tighnari, nie oszukasz mnie.

Spojrzałem na nią z lekko rozwartymi ustami. Chciałem już zaprzeczyć i zwalić winę na coś błahego, ale... To nie miało sensu. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw, tak samo, jak mój sekret z wyprowadzką. Zamknąłem buzię i spuszczając wzrok, pokiwałem twierdząco głową. Myślałem, że na tym się skończy, że kobieta zacznie swoją litanię współczucia i tradycyjnego "jeszcze spotkasz kogoś odpowiedniego na swojej drodze". Tak się nie stało, zadała kolejne pytanie, które zmroziło mnie od środka.

- Czy to Cyno?

Na dźwięk jego imienia, grabki wypadły mi z dłoni, a serce przyśpieszyło swoje bicie. Z rumieńcem przeniosłem wzrok na rodzicielkę, która uśmiechała się zwycięsko.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał w dalszym szoku.

- Hmm... Od zawsze patrzyłeś na niego trochę inaczej. Już, kiedy przyprowadziłeś go do domu, zaczęłam mieć swoje podejrzenia. Byłeś dla niego wyjątkowo miły i chciałeś mu pokazać każdą rzecz, która miała dla Ciebie jakieś znaczenie. Nie pozwoliłeś mi nawet pokazać Twoich zdjęć z dzieciństwa. - roześmiała się. - Cyno to... specyficzny chłopak.

- Specyficzny? - uniosłem brew.

- Nie znam go tak dobrze, jak ty, ale wydawał się być miły. Zawsze stawał w Twojej obronie, pomagał Ci i uważam go za dobrego młodzieńca... - zawiesiła się na moment. - Ale jego poczucie humoru i niektóre pytania były straszne.

- Co masz na myśli?

- Raz, gdy zmywałam naczynia, podszedł do mnie i zapytał, czy wiem ,,Dlaczego ściany nie prowadzą wojen?". Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Potem, z grobową miną odpowiedział: ,,Bo mają pomiędzy sobą pokój" i wyszedł. Zaniemówiłam.

Prychnąłem pod nosem, słysząc tę historię. Tak, to brzmiało, jak durne żarty Cyno, których będzie mi brakować. Zawiało mi nostalgią.

- Wiesz... Cyno pozostał moim dobrym przyjacielem do samego końca. Nie jest taki jak ja, on... On nie zaakceptuje moich uczuć. 

- Czyżby? - przeciągnęła głosem. - A mi się wydaje inaczej.

- Mylisz się w tym temacie. - uśmiechnąłem się ze smutkiem, patrząc w jej oczy.

- Więc to nie on stoi pod płotem?



***

Yoo~

Zostawiam rozdział i mykam spać. Myślałam, że przeniosę go na jutro, ale zebrałam się w sobie i udało mi się go dziś napisać ^^ Motywacją było to, że jutro o 19:00 mam zumbę i jak wrócę... To będę zdychać xD

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro