22
Przez ostatnie dwie godziny musiałem tłumaczyć się Collei, dlaczego podjąłem taką, a nie inną decyzję. Tyle razy już to tłumaczyłem, że znałem swoje powody na pamięć. Gdyby ktoś zbudził mnie w środku nocy na największym kacu, byłbym w stanie wyrecytować wszystko od deski do deski.
Dziewczyna z początku była naburmuszona. Rzucała wyzwiskami i sarkała za każdym razem, gdy zaczynałem kolejne zdanie. Jednak z każda kolejną minutą jej wzrok łagodniał. Zapewne jej stopniowy spokój był spowodowany trzecią zieloną herbatą, którą powoli siorbała. Sethos, który dotąd siedział cicho i pozwalał mi wyrzucać swoje żale, przyłączył się do rozmowy, broniąc moich decyzji. Niestety na swoją niekorzyść — również został obrzucony paczkami cukru, które zielonowłosa znalazła pod ręką.
- Jesteś mendą. - warknęła Collei w moją stronę, odkładając kubek na stół. - Ale jesteś większym chujem dla Cyno, więc aż tak nie jest mi przykro.
- Nie poprawiasz moje samopoczucia. - zauważyłem, uparcie mieszając swoją latte.
- Wiem. - uśmiechnęła się dumnie ze swojej podłości. - Zasłużyłeś sobie na to w stu procentach. Okłamujesz go, swojego największego crusha. Z wyprowadzką, ze swoimi uczuciami, z orientacją seksualną. Jeszcze chwila, a weźmiesz go na puste słowa typu: "Ciebie nigdy bym nie okłamał". Myślisz, że wygrzebałbyś się z czegoś takiego?
Nic nie odpowiedziałem. Oparłem się bezsilnie na dłoni, wbijając wzrok w punkt przed siebie. Było to drewniane krzesło z różową, okrągłą poduszką z meszku. Stało się ono nadzwyczaj interesujące...
Collei widząc moją wymowną ciszę, westchnęła głośno, przejeżdżając dłonią wzdłuż swojej twarzy.
- Nie zrobiłeś tego...
- Zrobiłem. - mruknąłem, wspominając swoją obietnicę złożoną wśród rozbijających się fal. - Tak, wiem. Zjebałem. Nie musisz mi o tym mówić, powiedz coś, czego nie wiem.
- Mam ochotę Cię zabić...
- Ej, ej! Nie spotkaliśmy się, by wytykać błędy Nariego palcami, tak? - Seth zastukał paliczkiem w stół. - Miało to być luźne, wpół pożegnalne spotkanie dla Nariego. Chcecie to wspominać tak, że ostatnie godziny się kłóciliście?
- Nie będę za Wami tęsknić. - prychnąłem, prostując się na krześle. Seth wymierzył we mnie swoje mordercze spojrzenie. Szybko uniosłem ręce do góry w geście kapitulacji. - Przecież żartuje! Będę tęsknił!
- To... Kiedy wyjeżdżasz do rodziców? - głos Collei posmutniał.
- Za tydzień. - uśmiechnąłem się w jej stronę.
Dokładnie. Mam jeszcze tydzień, by powiedzieć Cyno prawdę. Przez ostatnie dni miałem niezliczoną ilość szans, by zacząć z nim temat, ale za każdym razem tchórzyłem. Nie miałem odwagi. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy czy drobna wibracja jego głosu, a moje serce miękło. Miałem możliwość skorzystania z pomocy — Kaveh jako pierwszy zgłosił się do przedstawienia mojej sytuacji. Grzecznie odmówiłem, tłumacząc, że nie chcę, by złotooki usłyszał o tym od kogoś innego. Więc czekałem na kolejny idealny moment... Jednak dni mijały, a ja nadal stałem w punkcie wyjścia, nie ruszając się do przodu ani na milimetr.
***
Po kolejnej godzinie w kawiarni wspólnie stwierdziliśmy, że czas się zbierać. Collei była umówiona na kolejne spotkanie ze swoimi współpracownikami, więc pożegnała się z nami i pognała na najbliższy przystanek autobusowy. Seth nie miał planów na koniec dnia, więc stwierdził, że odprowadzi mnie do domu, a w międzyczasie przegadamy temat Cyno. Było mi z tym trochę niekomfortowo. Pamiętałem moment, gdy na siebie wpadliśmy. Wtedy stwierdziłem, że Sethos darzy mnie romantycznymi uczuciami. Jednak od tego czasu mężczyzna nie poruszył tego tematu i zachowywał się tak, jak zawsze — próbował mi pomóc rozwiązać moje problemy.
- Zwlekasz z tym zdecydowanie za długo. - wzruszył ramionami.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - mruknąłem. - Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo boję się jego reakcji. Dlatego nie chcę mu mówić, ale z każdym kolejnym dniem jest coraz gorzej. Czas mi się kurczy.
- No właśnie! Cieszę się, że jesteś świadomy. - poklepał mnie po plecach. - Rozumiem, że może to być stresujące, ale weź się w garść! Masz jaja?
- Trudne pytanie. - przekręciłem oczami.
- Jeśli nie masz odwagi, zrób tak: weź kąpiel, strzel sobie drinka, a gdy się odstresujesz, zadzwoń do niego i porozmawiaj.
Stanęliśmy przed drzwiami do mojego apartamentu. Chyba powinienem tak zrobić. Skoro nie jestem w stanie załatwić tego na trzeźwo, to uda mi się zrobić to po pijaku. Westchnąłem przeciągle i zacisnąłem usta w wąską kreskę. Spojrzałem zaniepokojonym wzrokiem na bruneta, który z założonymi rękoma czekał, aż coś powiem. Widząc mnie, westchnął i rozchylił ręce.
- No chodź tu.
Bez słowa wtuliłem się w jego ramiona, a on zaczął głaskać mnie po włosach i plecach. Tego potrzebowałem. Emocjonalnego wsparcia.
- Nariś zbyt pochopnie wyciągasz wnioski. Cyno Cię uwielbia. Nie znienawidzi Cię za to, że się wyprowadzasz. - odsunęliśmy się od siebie. - Zaufaj mi. W końcu to mój kuzyn, znam go od dziecka.
- Łatwo Ci tak mówić. - zaśmiałem się nerwowo. - Gdybym go tylko lubił, to powiedzenie o wyprowadzce byłoby najłatwiejszą rzeczą w życiu. Teraz najchętniej uciekłbym, nie pozostawiając po sobie śladu.
- Co powiedziałeś?
Na dźwięk tego głosu zjeżyły mi się włosy na plecach. Odwróciłem się powoli do źródła dźwięku. Widząc go, opierającego się o framugę wejścia do mojego mieszkania, zalała mnie gorączka. Jak on... Znaczy... Ma zapasowe klucze i zna kod, może wchodzić, kiedy chce, ale... Dlaczego?
Jego złote oczy patrzyły na mnie wściekle, nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja stałem jak ten kołek z językiem głęboko w gardle. Nie potrafiłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Jąkałem się, burczałem pod nosem niezrozumiałe wyrazy. Nie byłem w stanie nic zrobić. Szok, który mnie ogarnął był jak paraliż.
- Co ty tu robisz? - zapytał niespokojnie Sethos. - Miałeś mieć dziś turniej..
- Zakończył się szybciej. - przerwał mu w połowie. - Nari, czy ja dobrze słyszałem? Powtórz to, co powiedziałeś.
- Cyno, uspokój się...
- Seth, nie wtrącaj się. - warknął. - Chcę porozmawiać z nim na osobności. SAM.
Brunet jęnął bezradnie. Skinął głową w moją stronę, wykrzywiając usta w krótkie "Powodzenia" i obdarzając mnie ostatnim spojrzenie, odszedł. Zostałem sam na sam ze swoim największym koszmarem...
***
Yoo~
Dziś się nie spóźniłam :D Mam nadzieję, że tym razem Wattpad pozostawi jakieś powiadomienie :')
Zostawiam Was z rozdziałem i sama lecę czytać (dodałam sobie ostatnio do przeczytania 100 manhw :') Why... )
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro