Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Następnego dnia, gdy otworzyłem oczy, było już późne popołudnie. Gorące promienie słońca dobijały się przez odsłonięte okno balkonowe, a zegar na ścianie wskazywał dwadzieścia minut po dwunastej. Przewróciłem się na drugi bok, plecami do źródła światła. Byłem zmęczony. Przez pół nocy nie mogłem zasnąć. Kiedy wróciłem do pokoju, po Cyno nie było ani śladu. Odczułem wtedy chwilową ulgę. Nie chciałem tłumaczyć się mężczyźnie, dlaczego zareagowałem w taki, a nie inny sposób na jego dotyk. Uniknąłem dodatkowej kompromitacji, niepotrzebnej wymiany zdań i wylewu uczuć. 

Jednak spokój minął, gdy położyłem się do łóżka i wyłączyłem światło. On zawsze wiadomo, że nocą ciągną się za człowiekiem najróżniejsze scenariusze... A już szczególnie jak jest się po tłustym jedzeniu. Tak więc moje myśli zaczęły krążyć przez wszystkie tematy, jakie mógłby wymyślić wszechświat łącznie ze słowami Kaveha, reakcją Cyno, problemami Alhaithama i moją wyprowadzką. Głowa mi buzowała, kręciłem się z boku na bok, co rusz zrzucając z siebie kocyk. W końcu się poddałem i pogodziłem z faktem, że muszę to przeboleć i pogrążyć się w niechcianych myślach.

 - Puk, puk! Śpisz? - zza drzwi usłyszałem głos Kaveha. - Mogę wejść?

- Mh. - mruknąłem, unosząc się na łokciach.

Blondyn wszedł do pokoju, trzymając za ucho dwa kubki wypełnione ciepłą cieczą. Podszedł bliżej i uniósł kolejno, przedstawiając ich zawartość.

- To jest kawa, a to kakao. Co chcesz?

- Kakaooo. - ziewnąłem, wyciągając rękę po napój.

Mężczyzna podał mi kubek, a sam usiadł na skraju łózka. Kakao był słodkie i mocno energetyzowało moje przemęczone ciało. Po pierwszym drobnym łyku, który sprawdzał, czy ciecz jest zdatna do picia, wziąłem od razu dwa większe, które przyjemnie rozlały się po moim gardle. Blondyn zaśmiał się, upijając piankę z kawy.

- Pij, pij. Cyno wlał w to kakao całą swoją miłość.

Na te słowa, zachłysnąłem się. Odkaszlnąłem dwa razy i piorunującym wzrokiem spojrzałem na uchachanego blondyna.

- To za moje wczorajsze komentarze? - zapytałem, zakładając włosy za ucho. - Czy mścisz się bez powodu?

- Nie powiem, co jest prawdą, ale też nie zaprzeczę. - uśmiechnął się szeroko. - Ale to prawda, że Cyno przygotował kakao. Chciałem przyjść do Ciebie z kawą, ale gdy tylko to zobaczył, wyrwał mi kubek z dłoni. Jeszcze dostałem ochrzan, że chcę truć Cię kofeiną czy coś takiego. Za bardzo nie rozumiem jego bełkotu i... żartów. - przekręcił oczami.

- Kiedyś zrozumiesz. To są lata ciężkiej... Ale to bardzo ciężkiej praktyki. - zaśmiałem się.

- Będę potrzebował dodatkowych korepetycji. - wstał, prostując plecy. - Tak naprawdę przyszedłem, by obudzić Cię na śniadanie. Przygotowaliśmy z Alhaithamem prawdziwy szwedzki stół.

- Zaraz zejdę. - uśmiechnąłem się delikatnie i wzrokiem odprowadziłem blondyna do wyjścia.

Jakbym miał spojrzeć z boku na Kaveha, to mimo swojego ciętego języka i wścibstwa, był naprawdę uroczy. Z początku wydawało mi się, że jest łatwowierny i daje sobą pomiatać, ale tak nie było. Ten cwany lis planował w ten sposób wdać się w łaski Alhaithama... Może faktycznie powinienem skorzystać z jego pomocy?

Ostatni raz wyciągnąłem się, prostując wszystkie zastane kości. Zebrałem w sobie potrzebne siły i niechętnie zwlokłem się z łóżka, idąc w ślad za Kavehem. Już na samym wejściu do jadalni czuło się zapach świeżej jajecznicy i bazylii. Jednak to było nic w porównaniu do tego, co królowało na stole. Byłem w takim szoku, że kilka razy musiałem przetrzeć oczy. Myślałem, że określenie "szwedzki stół" było trywialnym żartem wymskniętym z ust blondyna. Tymczasem cały stół zastawiony był w talerzach, najróżniejszych daniach od zwykłych amerykańskich kanapek po znajomą japońską zupę miso.

Usiadłem na ostatnim wolnym miejscu obok Cyno. Nie był to najlepszy wybór. Po pierwsze, nie wiem, co białowłosy sobie o mnie myślał, po wczorajszym incydencie. A po drugie przed sobą miałem zakochaną parę gołąbków, która karmiła się nawzajem i niemal jadła sobie z dzióbków.

- Chryste oszczędź. - westchnąłem głośno.

- Zazdrosny? - Kaveh uśmiechnął się prowokacyjnie. - Mam Cię nakarmić?

- Dziękuję za propozycję, ale nie będziesz przez cały stół podawał mi kiełbasek.

Wiedziałem, co planuje. Gdy on niewinnie się uśmiechał, ja karciłem go wzrokiem. Pokręciłem delikatnie głową, usta układając w "Nie waż się". Mężczyzna w odwecie pokazał swoje kły, odpowiadając "Patrz teraz".

- Cyno, Nari czuje się samotny... Nakarm go.

- Mam ręce. - syknąłem przez zaciśnięte zęby. - Sam mogę się nakarmić.

- Wiem, co czujesz. Mnie też zmusza. - mruknął pod nosem Alhaitham, za co dostał w ramię od blondyna.

- Nari.

- Co?

Gwałtownie odwróciłem się w stronę Cyno i tak samo szybko cofnąłem o centymetr. Przede mną czekała złapana w pałeczki paróweczka, a tuż za nią złote tęczówki ponaglające mnie. Uśmiechał się, patrzył na mnie normalnym wzrokiem i nie był zły. Chyba niepotrzebnie się przejmowałem... Cmoknąłem zrezygnowany i ostrożnie zębami przechwyciłem kawałek mięsa. Cyno dumnie, oparł się na ręce, obserwując, jak zjadam smakowity kąsek.

- Kaveh. - białowłosy skupił na sobie uwagę blondyna. - I bez Twojej interwencji zrobiłbym to samo. Nari to specjalny przypadek. Zamiast mu zapowiadać, co się ma wydarzyć, lepiej go wziąć z zaskoczenia.

Mój wzrok wbił się w mężczyznę. Jego uśmiech był zadziorny, jakby śmiał się mu prosto w twarz, mówiąc: "Znam go lepiej niż ty. Już drugi raz mi podpadłeś!". Jak inaczej mógłbym odebrać te słowa? Miałem wrażenie, że robi z tego jakąś dziecinną rywalizację. Za to blondyn, natrętnie stukał mnie nogą pod stołem ze swoją zwycięską miną. 

Na pewno nie potrzebujesz pomocy?



***

Yoo~

Zostawiam Was z rozdziałem i lecę odpoczywać ♥ 

Mam dla siebie tylko złą wiadomość... To był ostatni rozdział, który miałam rozpisany, a więc resztę muszę wymyślać :') Damy radę jakoś.

Do następnego,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro