17
nawiązanie do 42 i 43 rozdziału ,,Mad Love"
***
Powoli moja introwertyczna i antyspołeczna dusza zaczynała żałować, że wyszła z domu. Dzień był wyjątkowo upalny, jak na złość niebo nie zawierało ani jednej chmurki, a wiatr zapomniał, jak się funkcjonuje.
Przez cały ten czas siedziałem pod parasolem z książką w ręce, która pełniła dla mnie dwa ważne zadania: dostarczała mi chwili wytchnienia swoimi pięknymi frazami i stanowiła tarczę obronną przed atakami z pistoletu wodnego. Kaveh poddał się po moim pierwszym spojrzeniu, ale Cyno pozostawał nieugięty w chęci oblania mnie wodą i wyciągnięcia spod bezpiecznej strefy cienia. Gdy i ten plan zawiódł, mężczyzna wyszedł z basenu tylko po to, by siłą przerzucić mnie przez ramię i wskoczyć z moim ciężarem do zbiornika. Woda była przyjemnie chłodna, ale niestety też mokra. Moje włosy przylepiły się do twarzy, zapach chloru ogarnął moje nozdrza, a ubrania nieznośnie przyległy do ciała. Odgarniając włosy, namierzyłem swój cel — białowłosego gamera, który uśmiechał się niewinnie, świecąc swoimi bicepsami na prawo i lewo.
- Ty skurwysynie... - wysyczałem. - Zajebię Cię! - ruszyłem za nim, ale nieznana mi dotąd śliska powierzchnia i opór wody sprawiły, że ponownie zanurzyłem się pod taflę wody. - Kurwa!
- Sam mówisz, że nawodniony organizm to podstawa! - zaśmiał się głośno Cyno, chowając za żywą tarczą z Kaveha.
Na daremno próbowałem złapać mężczyznę. W przeciwieństwie do mnie on czuł się jak ryba w wodzie. Gdyby sytuacja była inna, Cyno już dawno by mnie popamiętał.
Zmęczony, zły i przegrany na swojej pozycji, wyszedłem z basenu, by powycierać się oraz przebrać w suche ubrania. W szybie zobaczyłem swoje odbicie. Mogę śmiało powiedzieć, że byłbym inspiracją dla reżyserów horrorów. Westchnąłem i stojąc przed wejściem, wycisnąłem z koszulki, ile się da. Nie chciałem zostawiać w mieszkaniu mokrej ścieżki, a później jeszcze dodatkowo to sprzątać.
- Wiesz, że jeśli chwilę postoisz na słońcu, to wyschniesz? - obok mnie stanął Cyno ze swoim kojącym uśmiechem.
- Sherlocku nie zauważyłeś po mojej białej jak śnieg cerze, że nienawidzę się opalać? - odbiłem pytanie.
- O nie, nie możemy być przyjaciółmi... Zbyt wiele nas różni. - zaśmiał się. - Ja kocham się opalać.
- I po co? Już bez słońca jesteś czarny.
- Nariś, ranisz mnie, jestem mulatem. Choć większość genów odziedziczyłem po ojcu, to w kolorze zdominowała matka.
- Nie kompromituj się. - spojrzałem na niego z uniesioną brwią. - Twoja mama jest japonką, a ty jesteś mieszanką ich obojga.
Mężczyzna oparł bokiem się o ścianę, mierzwiąc swoje białe kosmyki włosów. Ukradkiem zmierzyłem go z góry do dołu. Nie codziennie mam możliwość podziwiania go w obcisłych kąpielówkach, z leniwie sunącymi się kroplami po wyprofilowanym ciele... Jakim cudem on pozostaje wysportowany ze swoim siedzącym trybem życia? Jeśli nie trenujesz przynajmniej trzy razy w tygodniu i nie trzymasz odpowiedniej diety, to jest biologicznie niemożliwe.
- Dogryzasz bez przemocy, czyli już się nie gniewasz?
Jego pytanie wybiło mnie z myśli. Zmrużyłem oczy, uderzyłem go lekko skręconym ręcznikiem i bez słowa, udając obrażonego, wszedłem do środka.
***
Ten dzień był wystarczająco męczący, a na domiar złego Alhaitham zaczął być szantażowany zdjęciem jego i Kaveha w dwuznacznej sytuacji. W życiu bym nie sądził, że świat sławy jest tak przewrotny, a zarazem zawistny. Co komu zrobił przeciętny pisarz, siedzący na dupie w domu i kreślący kolejne zdania dla swoich fanów? Przecież to jest nienormalne.
Szybkim krokiem wszedłem do salonu z otwartą kuchnią. Do zewnętrznej dyskusji dołączył Kaveh, który wyraźnie nie był zadowolony z faktu, iż Alhaitham nie chciał mu nic powiedzieć. Gdy nadciąga miłosna awantura, dla osób trzecich to najwyższa pora, żeby się ulotnić — tak też uczyniłem.
Za wyspą kuchenną stał Cyno. Rozglądnąłem się dookoła, nie wierząc własnym oczom. To niemożliwe... Jęknąłem bezsilnie, zwracając na siebie uwagę białowłosego, który uśmiechnął się na mój widok. Przed chwilą spał na tarasie, chrapiąc w najlepsze. Zostawiłem go tylko na sekundę, a on już zdążył się obudzić i zrobić burdel w całej kuchni.
- Boże, czemuś ukarał mnie taką fleją? - stęknąłem. - Czy ja jestem Twoją osobistą sprzątaczką?
- Przecież posprzątam po sobie, nie spinaj się i spróbuj. - mężczyzna wysunął w moją stronę elegancki kieliszek z żółtą cieczą.
- Co to jest? - zapytałem, siadając na hokerze. - Nasikałeś tu?
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - przekręcił oczami. - Spróbuj i powiedz, co sądzisz.
Chwyciłem za kieliszek i niepewnie upiłem łyk trunku. Nie był najgorszy. Delikatnie rozpalał gardło swoją konsystencją, a przy tym pozostawał landrynkowy.
- I?
- Słodki.
- Serio? - Cyno wyrwał mi drinka z dłoni i sam skosztował swojego dzieła. Drgnąłem na nagły dotyk naszych palców. - Dziwne... Dodałem tu tyle cytryny, że powinien być kwaśny. Może mam ukryty talent i po karierze gamera, powinienem zostać barmanem.
- Powodzenia.
Gdy upijałem kolejny łyk alkoholu, do pomieszczenia przez drzwi balkonowe wbiegł wściekły Kaveh, a zaraz za nim goniący go Alhaitham. Odprowadziliśmy ich wzrokiem po schodach. Chyba spontaniczna rozmowa nie przebiegła zgodnie z planem. Na tyle, na ile ich znam, wiem, że zaraz się pogodzą... Chociaż sposób "pogodzenia się" może być... Tak... Lepiej "na wszelki" zatrzymam Cyno w kuchni.
- Co oni robią? - zapytał.
- Kaveh udaje niedostępnego, a Al bawi się w berka. - spojrzałem na niego wymawiająco. - Chyba logiczne, że się pokłócili.
- Zostawić ich samych?
- Zostawić ich samych.
Cyno przewijając strony w telefonie z przepisami na drinki, zabrał się za kolejny wytwór. Obserwowałem go, jego pewne ruchy i wolno poruszające się usta w miarę mamrotania pod nosem. Gdybyśmy byli tu sami...
- Emm... Wszystko w porządku, Nari? Jesteś ostatnio rozkojarzony, ciągle coś tłuczesz i boisz się mojego dotyku. Zrobiłem coś nie tak? - spojrzał na mnie zakłopotany.
- To był Twój plan? Upić mnie, a potem wyciągnąć informacje? - prychnąłem pod nosem. - Byłem ostatnio bardziej zestresowany... Pracą. Poza tym nic się nie dzieje.
- Nie znam się na dietetyce, ale może mogę Ci jakoś pomóc się rozluźnić? Nie jestem aż tak bezużyteczny, możesz na mnie polegać.
- Skoro chcesz mnie rozluźnić, to zaproponuj mi masaż przed snem. - zaśmiałem się głośniej, upijając kolejnego łyka. - Żartu...
- Zgoda. Jeśli to Ci pomoże, zrobię to z przyjemnością.
Mój zaskoczony wzrok powędrował na pełną powagi twarz Cyno. On nie odebrał tego jako żart... On wziął mój bełkot na serio.
***
Yoo~
Kolejny rozdzialik za nami i... Jest to ostatni rozdział, gdzie trzymam się chronologii z ,,Mad Love". Także kolejne będą skupiały się bardziej na relacji naszej dwójki ^^
Korzystając z okazji dla tych, którzy nie są czytelnikami Babylonu i nie mieli okazji zobaczyć: Życzę Wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! ♥
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro