16
***
Przez kolejne dni byłem chodzącym kłębkiem nerwów. Sprawa Alhaithama okazała się bardziej skomplikowana, niż zakładałem. Gdy usłyszałem, że cała szopka wylądowała na ławach Sądu, oskarżając Wydawnictwo o naruszenie praw autorskich... Zrobiłem się blady jak ściana. Alhaitham był dziecinny w wielu sytuacjach i czasem jego pomysły tudzież researche były idiotyczne... Ale swoją pracę traktował poważnie. Brał pełną odpowiedzialność za swoje dzieła i cenił każdego, kto miał, choć krztę talentu. Naturalne było to, że martwiłem się o niego. Był moim przyjacielem, praktycznie traktowałem go jak brata, którego nigdy nie miałem. Mogłem sobie tylko wyobrażać, przez jakie piekło przechodził.
Kaveh informował mnie ze wszystkim na bieżąco. Cała sytuacja, choć niefortunna, zbliżyła nas do siebie jeszcze bardziej, przez co pozostawialiśmy w ciągłym kontakcie. Podczas jednej z rozmów zaproponowałem mu wyjazd na domki, nieśmiało dodając, że chcę, by był z nami także Alhaitham, ale nie mam odwagi, by proponować mu wyjazd. Blondyn uknuł wtedy plan, że zajmie się humorem siwowłosego i gdy tylko jego chęci do życia wrócą, da mi znać, bym się z nim skontaktował. Sam uważał, że oderwanie od rzeczywistości dobrze mu zrobi.
- Tupiesz nogą. - Cyno wpatrywał się w moją drgającą kończynę. - Jak zając.
Siedzieliśmy na kanapie w jeszcze moim mieszkaniu. Ja siorbałem herbatkę z południowych ziół, a Cyno pił trzecią kawę.
- Denerwuję się. - mruknąłem, trzymając telefon w dłoni. - Chcę, by z nami jechał i odpoczął, ale boję się, że odbierze moją propozycję jako ignorancję jego uczuć.
- Nariś za dużo myślisz. To Alhaitham. Jeśli będzie marudził, powiedz, że Kaveh stwierdził, że to dobry pomysł. Od razu się zgodzi.
- Szantaż Kavehem wleci w ostateczności. - westchnąłem. - Dobra... Dzwonię.
Mężczyzna odebrał telefon po trzech sygnałach. Przez głośnik słyszałem jego oddech, jednak się nie odzywał. Zaniepokoiłem się.
- Alhaitham jesteś tam?
- Jestem, ale nie mam siły na rozmowy. Coś się dzieje, czy mogę się rozłączyć?
Ton jego głosu był jednocześnie irytujący i przygnębiający. Rozumiałem jego zdołowanie, ale żeby od razu grozić rozłączaniem się, gdy Twój przyjaciel nie zdążył nawet przedstawić swojej propozycji? Odwołuję to, co o Tobie myślałem. Nie jesteś moim bratem, jesteś wkurzającym kuzynem mojej czwartej ciotki.
- Miły jak zawsze. - westchnąłem głośno, by nie dać upustu emocjom.
W skrócie przedstawiłem mu propozycję wyjazdu. Słyszałem w tle jego burknięcia i zmarnowane sapanie. Miałem ochotę złapać go za łachy, wpieprzyć za nadobne, wepchnąć do auta i siłą zawieźć go na ten domek. Depresyjny Alhaitham był w swoim najgorszym stadium — zmęczony życiem, bez sensu istnienia i z niechęcią do świata. Nie wiem, jak Kaveh z nim wytrzymuje.
- ... Martwię się o Twoje zdrowie psychiczne. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Gdy na Ciebie patrzę, to uruchamiają mi się instynkty lekarskie. Nie chcesz odpocząć? Napić się meliski?
Cyno, który cały czas przysłuchiwał się rozmowie, parsknął śmiechem i o mało co nie staczając się z kanapy. Popatrzyłem na niego wzrokiem, jakim obdarowuje się osoby przeciętnie inteligentne. Czy to, co powiedziałem, było takie śmieszne? Zmarszczyłem brwi i zirytowany jego śmiechem, uderzyłem go w ramię, by się uspokoił. Mężczyzna uniósł ręce do góry w geście kapitulacji i otarł łzę spod oka.
Przez ten krótki czas Alhaitham nie wydał z siebie dźwięku. Nadal słyszałem jego spokojny oddech, więc nie zasłabł w połowie rozmowy. Zastanawiał się... Teraz albo nigdy — to był moment na ostateczny cios.
- Kaveh powiedział, że będzie z nami. - przeciągnąłem uroczym głosem.
- ...
- Kiedy jest ten wyjazd? - mruknął zrezygnowany.
- Kupiłem Cię?
- Kiedy?
- Wiedziałem, że karta "Kaveh" zadziała. - zaśmiałem się, a Cyno popatrzył na mnie z wyrzutem. - Wyślę Ci wszystkie informacje SMS-em! Salut~!
Rozłączyłem się i z uśmiechem spojrzałem na Cyno.
- Ty wiedziałeś, że karta "Kaveh" zadziała? Kłamco, przed chwilą obgryzałeś paznokcie z obaw, że Al obrazi się na Ciebie!
- A czy to ważne? - machnąłem dłonią. - Depresyjny pisarz jedzie z nami! - zaśmiałem się, unosząc dłoń do góry.
Cyno westchnął, pokręcił głową i z mniejszą ekscytacją przybił mi piątkę. Całe napięcie, które jeszcze przed chwilą we mnie buzowało, zeszło. Szybko napisałem do Kaveha, że plan wypalił i wyklikałem obiecanego SMS-a z informacjami, by mężczyzna nie zdążył się jeszcze rozmyślić.
- Cieszysz się na obecność Alhaithama bardziej niż na moją. Ranisz mnie, Nari. - białowłosy uniósł brew. - Może ty też coś do niego czujesz?
Spojrzałem na niego spod przymkniętych oczu. To do Ciebie coś czuję debilu, a nie do tej siwej pały. Oczywiście wiedziałbyś o tym, gdybyś nie traktował mnie jak przyjaciela, nie miał uprzedzeń do związków jednopłciowych i najlepiej wyzerował swoją pamięć do momentu naszego poznania.
- Nie gadaj bzdur. - burknąłem, zabierając brudne kubki ze stolika.
Moje złowrogie kroki pokierowały mnie do kuchni, a konkretniej do zlewu. Cyno podążył za mną jak cień, co nie było mi na rękę. Chciałem umyć naczynia, a przy okazji uspokoić się. Jak mam mu patrzeć prosto w oczy i odpowiadać na takie krępujące pytania?
- Jesteś zły? Ej! Słuchasz mnie? Naaaaari..
- Nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, szorując wnętrze kubka. - Nie mam podzielności uwagi.
- Czyli jesteś zły. - zaśmiał się zza pleców.
- Nie jestem zły.
- Na pewno?
Poczułem na szyi jego oddech. Drgnąłem zaskoczony, a kubek, który akurat trzymałem w dłoni, wypadł i roztrzaskał się w mak. Czułem jak moja twarz i kark czerwienieją. Złapałem się za miejsce, gdzie przed chwilą milimetry od mojej skóry spoczywały usta Cyno. Serce biło mi jak szalone, miałem wrażenie, że zejdę w tym samym momencie.
- Wszystko w porządku? - mężczyzna przeszedł obok. Był zaniepokojony. - Nic Ci się nie stało?
- Wystraszyłeś mnie.. Nie rób tego więcej.
Ostrożnie zacząłem zbierać resztki po szklance. Przecież nie powiem mu, że to przez jego nagłą bliskość o mały włos nie dostałem zawału.
- Zostaw to, posprzątam. - białowłosy siłą odciągnął mnie od umywalki. - Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
- Nie jestem aż tak nieporadny. - przekręciłem oczami. - Mam Ci tak dmuchnąć?
- Teraz nie miałoby to najmniejszego sensu, skoro już bym się tego spodziewał, prawda?
- Nigdy nie wiesz, kiedy zaatakuję. - zaśmiał się na moje słowa.
- Już nie jesteś obrażony. - zarechotał. - To zacznę opowiadać jeszcze raz. Poinformowałem już na swoim kanale, że robię sobie wakacje, więc mam czas na planowanie atrakcji. Wezmę za sobą planszówki i myślałem też, czy nie zabrać pistoletów na wodę. Mam w piwnicy też takie...
Oparłem się wygodnie o ścianę, gdy mężczyzna z entuzjazmem opowiadał o swoich planach. Czułem wypełniające mnie ciepło na widok jego lekko zgarbionych pleców i niesfornych kosmyków włosów.
Sam już nie wiem, czego chcę. Miłość to chore uczucie.
***
Yoo~
Przepraszam za opóźnienie :') Ale chyba oficjalnie przeniosę rozdziały NTB na poniedziałki - co wy na to? Tak mi będzie też lepiej, biorąc pod uwagę to, jak układa mi się plan na tydzień.
A teraz znikam na ćwiczenia :'D Życzę miłego tygodnia!
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro