15
Spotkanie z agentem nieruchomości nieco się przedłużyło. Okazało się, że oboje jesteśmy paplami, więc obgadywaliśmy za sobą najmniejsze szczegóły od drobnej dekoracji na komodzie po nasze plany na wieczór. Ostatecznie wycena mieszkania satysfakcjonowała mnie tak bardzo, jak fakt, że prawdopodobnie mężczyzna ma na nie kupca. Gdy skończyliśmy załatwiać wszystkie formalności i rozeszliśmy się w swoje strony, poczułem jednocześnie ulgę i żal. Cieszyłem się, że będę mógł odpocząć od tego męczącego uczucia zakochania, ale miałem też obawy... A co jeśli po tej całej akcji już nigdy nie wrócimy do tego, co było? Co prawda przewiduję, że Cyno nie ruszy zbytnio ta sytuacja. Pewnie po marudzi, że nie będziemy się widywać, a ostatecznie zaproponuje mi wieczorne streamowanie.
- Jesteś rozkojarzony. Coś się stało? - głos białowłosego wyrwał mnie w myśli.
Staliśmy w kolejce do stanowiska, na którym znajdował się Al z Kavehem. To nie był pierwszy raz, jak wybraliśmy się na "spotkanie z autorem", ale nie sądziliśmy, że będzie tu tyle ludzi. Kolejka była dłuższa od ciągu emerytów o poranku do spożywczego.
- Może jestem trochę zmęczony. Nie spałem zbyt dobrze. - mruknąłem, wyciągając się w górę.
- Nie masz na to żadnej magicznej herbatki na zmęczenie? - zaśmiał się. - Albo w kuferku doktorka nie zachomikowałeś jakichś suplementów.
- Za kogo ty mnie masz? - uniosłem brew. - Oczywiście, że to wszystko zażyłem.
W miarę przesuwania się do przodu widziałem siwą czuprynę mojego przyjaciela. Gdy on nonszalancko rozdawał podpisy, Kaveh siedział wyprostowany i z drżącą ręką zamachiwał się na okładce książki. A mówił, że nie będzie zestresowany, że da radę.
- Robimy mu wstyd? - Cyno uśmiechnął się przebiegle. - Mam ochotę zepsuć jego image idealnego pisarza o spokojnej duszy.
Znałem ten błysk w oku. Kochałem wręcz tę jego nieokrzesaną naturę, głupie pomysły i wyrąbanie na otoczenie. Będę za tym tęsknił.
- Uuu... W Cyno wstąpił demon, z którym nie zamierzam walczyć. - zaśmiałem się, rozluzowując napięcie w kościach. - Wchodzę w to.
Gdy nadeszła nasza kolej, podbiegliśmy do stolika i piszcząc jak nastolatki, zaczęliśmy wymieniać swoje kompromitujące zdania. Alhaitham był już do tego przyzwyczajony, ze zmarnowaną miną, oparł się na ręce i czekał, aż skończymy swoje show. Za to Kaveh był w takim szoku, że wypuścił długopis, który trzymał. Ciężko mi było powstrzymać swój śmiech, gdy wypowiadałem zdanie "mam pościel z nadrukiem Twojej twarzy". Łzy radości pojawiły się w moich oczach, gdy siwowłosy nie wytrzymał i zdzielił nas książką po głowie. Po tym zaczął ją podpisywać.
- Wy jesteście psychiczni... - skomentował pisarz, podając podpisany egzemplarz.
- Ej! Dlaczego jestem ,,Przyjacielem debilem numer dwa", a Nari ,,numer jeden"?! - fuknął Cyno, wielce obrażony, że w tej walce zajął drugie miejsce.
- Za mało wstydu mi zrobiłeś. - zaśmiał się Alhaitham, zakładając ręce na piersi.
- Widzisz, musisz uczyć się ode mnie. - pokazałem mu język. - Robienie debili z debili to moja specjalność. - odgarnąłem włosy z ramienia.
- Nie wiem, czy w tym momencie czasem nie obraziłeś samego siebie. - białowłosy zmarszczył brwi. - Nie wiem... Muszę się zastanowić na spokojnie, co to znaczy...
- Myślę, że Nari obraził wszystkich dookoła. - blondyn obdarował mnie szerokim uśmiechem. - Poprawiłeś mi humor. Myślałem, że tu zejdę z tego napięcia...
- Od czego ma się przyjaciół? - puściłem mu oczko. - Zawsze możesz do mnie napisać, gdyby...
- To moja książka...
Cichy, chłodny szept Alhaithama przerwał w połowie moje zdanie. Po plecach przeszły mi ciarki. Po prostu zastygłem. Wzrok mężczyzny pusto wpatrywał się na scenę, gdzie przemawiał jeden z pisarzy. Jego dłonie zacisnęły się na skraju blatu, a żyły wyszły na wierzch. Nie wróżyło to nic dobrego. To był widok mężczyzny, który traci nad sobą panowanie i jest gotów zabić.
- Alhaitham, tylko spokojnie... Może to nieporozumienie?
Nie słuchał mnie. Sam nie wierzyłem w to, co mówię, więc jak miałby go przekonać? Mężczyzna gwałtownie wstał od stoiska, a krzesło za nim się przewróciło. Wychodząc z bezpiecznej strefy, zaczął iść w tłum, w stronę sceny. Blondyn zalany zimnym potem spojrzał to na mnie, to na jego oddalające się plecy. Nikt nie wiedział, co się dzieje i jak ma zareagować. Spojrzałem na niego zdezorientowanym, zmartwionym wzrokiem. Kaveh kiwnął głową, jakby wiedział, co ma zrobić i ruszył za nim.
Wokół nas zrobiło się niemałe zamieszanie. Rzadko kiedy pisarz bez uprzedzenia odchodzi od stołu z kurwikami w oczach. Ochrona zareagowała z opóźnieniem. Część podeszła do stoiska, zabezpieczając miejsce, a reszta goryli ruszyła w tłum za mężczyznami. Nie wiedziałem, czy mam iść za przyjacielem, czy zostać i czekać na rozwój wydarzeń. Nie pomagały mi w tym szepty i negatywne komentarze, które były kierowane w stronę Alhaithama.
Słyszałaś ten głos? Masakra... Nie znałam go od tej strony, zawiodłam się.
Zaraz miała być nasza kolej, a on sobie po prostu wyszedł? Dopiero co zaczął rozdawać autografy, bez przesady, może wysiedzieć kilka minut!
No co on odwala?! Czekam tu od godziny!
Widziałaś ten wzrok? Jezu... Może on jest chory? Nie wygląda normalnie...
Każde kolejne zdanie odbijało się echem w mojej głowie, pulsując i budując kłębek złych myśli. Mocno zaciskałem pięści, aż paznokcie wbijały mi się w skórę dłoni. Krew się we mnie gotowała. Jak ONI mogą nazywać się jego fanami, skoro nie pokładają w nim żadnej nadziei? Tak się zachowują normalni ludzie?! Przecież to banda rozwydrzonych nastolatek, które myślą, że wszystko im się należy!
- Zamknijcie się... - syknąłem pod nosem, zaciskając zęby.
- Nari...?
- Zamknijcie się! - krzyknąłem głośniej. Szmery ustały, a cała uwaga skupiła się na mnie. - Jesteście tu, by wspierać twórczość, czy obrabiać dupę pod nieobecność autorów? Jeśli nie macie nic ciekawego do powiedzenia to albo się zamknijcie, albo wypierdalajcie.
- Nari spokojnie. - Cyno szepnął delikatnie do mojego ucha i położył dłoń na moim ramieniu. - To nic nie da, te dzieci i tak tego nie zrozumieją. Wychodzimy.
- Atencjusz... - prychnęła jedna z dziewczyn, która wcześniej się żaliła, że czeka od godziny.
Już miałem się odwrócić i powiedzieć jej, co mi leży na sercu. Straciłem nad sobą kontrolę. Mógłbym wyszarpać jej to blond kudły z głowy i wepchać głęboko do gardła, by się nimi udławiła. Na szczęście uprzedził mnie Cyno. Złapał mnie mocno w pasie, a sam trącił dziewczynę ramieniem, aż ta straciła równowagę i upadła na ziemię.
- Ojej... Nie dziękuj. - dłonią strzepał niewidoczny kurz z ramienia. - W końcu jesteś na swoim poziomie.
***
Nasze nogi poniosły nas na okoliczny plac zabaw. Usiedliśmy na huśtawkach i głośno westchnęliśmy, dając upust naszym emocjom. Co to było do cholery? Już pierdolić tych fałszywych ludzi, ale dlaczego Alhaitham nagle stwierdził, że osoba na scenie opowiada o jego dziele? Jeśli to prawda... Nie mogłem sobie wyobrazić, co teraz musiało dziać się w jego głowie. Złość, smutek, rozpacz?... To do niego niepodobne.
Przez całą drogę próbowałem skontaktować się z Kavehem bądź Alhaithamem. W zabójczym tempie pisałem SMS-y raz do jednego, raz do drugiego. Martwiłem się, a przy tym byłem taki bezsilny...
W końcu dostałem odpowiedź od Kaveha. Przesłał mi zdjęcie swoich zaczerwienionych kostek na pięści, a pod spodem dopisał: ,,Zająłem się wszystkim. Jest stabilnie. Później się z Tobą skontaktuję". Wygląda na to, że blondyn kogoś pobił... Pytanie kogo?
- To chyba pierwszy raz, gdy widziałem Alhaithama w takim stanie. - zaczął Cyno, delikatnie bujając się na huśtawce. - I pierwszy raz, kiedy byłeś gotów zabić swoich potencjalnych klientów.
- Przepraszam... - westchnąłem. - Zdenerwowali mnie.
- Nie przepraszaj, mnie też wkurwili. - zaśmiał się. - Dobrze, że byłeś obok. Skupiłem się bardziej na kontrolowaniu Twojego zachowania.
- Sam się nie kontrolowałeś.
- Nari, z naszej dwójki, to ty wyglądałeś najstraszniej. Sam zacząłem się bać. Widziałeś tę gęsią skórkę? - mężczyzna wstał i ukucnął naprzeciw mnie, opierając się ramionami o moje kolana. - Twoje oczy pociemniały, szczęka się zacisnęła, a na czole wyskoczyła Ci pulsująca żyłka. W takich chwilach mam wrażenie, że uciekłeś z psychiatryka i wymordujesz każdego, kto nie liczy się z Twoim zdaniem. Dlatego cieszę się, że jestem po Twojej stronie i pomagam Ci w Twoich aktach wandalizmu.
- Nawet gdybyś był po przeciwnej stronie, to Ciebie zamordowałbym ostatniego. - zaśmiałem się.
W tej pozycji wyglądał jak bezbronny szczeniaczek. Jego policzki były bardziej okrągłe, a oczy lśniły w ciemności swoim złotym odcieniem. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zanurzyć dłoni w jego włosach i pogłaskać go po głowie. Cyno nie protestował, uśmiechnął się i zamknął oczy, dając mi tym do zrozumienia, że jest mu przyjemnie. I jak tu nie zakochać się w takim debilu, co ślepo za Tobą podąża w każdej źle podjętej decyzji?
- Wiesz Cyno, dostałem wakacyjną propozycję od rodziców. Co powiesz na małą wyprawę?
- Dobrze wiesz, że nie musisz mnie namawiać. Jadę.
***
Yoo~
Jak zapewne większość już wie: byłam bardzo, bardzo chora :') Także dziękuję wszystkim za wytrwałość w oczekiwaniu na rozdział ♥ Powracamy do starego planu dodawania - co niedzielę.
Niedługo powinnam też rozplanować tę książkę do samego końca, także przekażę, ile pozostało rozdziałów do końca ^^
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro