Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Następnego dnia rano, Cyno opuścił moje mieszkanie. Pobiegł do domu z zamiarem wymoczenia się w wannie i pozbycia brudu ubiegłych tygodni. Mówił, że na Premierę chce prezentować się jak najlepiej by nie przynieść mi i Alhaithamowi wstydu. Byłem trochę zaskoczony jego deklaracją, ale nie powstrzymywałem go. Sam musiałem szybko się wybrać i biec do Kaveha, by mu pomóc z naszykowaniem się. Gdy poprawiałem mu krwiście czerwoną koszulę i klejącą rolką zdejmowałem ostatnie kłębki sierści Vulpy, czułem się jak drużba szykujący Pana Młodego do ślubu.

- Stresujesz się? - zapytałem, gdy ten strzepywał rękoma niewidziany kurz.

- Boję się, że strzelę jakąś gafę, ale jestem też podekscytowany. To pierwszy raz, gdy osobiście podpiszę się pod dziełem! Ale co jeśli ludzie odbiorą mnie dziwnie?...

- Raczej nie masz się czym martwić. Wykonałeś świetną robotę z ilustracjami do tej książki, nikt nie waży się powiedzieć złego słowa. Jak poczujesz się nieswojo, to pamiętaj, że jest tam też Alhaitham. - złapałem go za ramiona i pchnąłem w dół, by usiadł na krześle. Sam stanąłem za nim i zabrałem się za jego fryzurę. - A poza tym to nikt nie odważy się do Ciebie podejść. Wyglądasz zabójczo w dwóch znaczeniach tego słowa.

- Dzięki Nari. - zaśmiał się. - Jesteś w porządku. Czasami straszny, ale jednak w porządku.

- Jeszcze mnie strasznego nie widziałeś, tamto to była tylko pokazówka. - prychnąłem. - Niestety, potrafię być o wiele gorszy.

- Ja też. - uśmiechnął się. - Obaj nie odsłaniamy swoich kart, dlatego czuję, że ta przyjaźń będzie na wieki.

- To jest przerażające.

***

Gotowy Kaveh pojechał taksówką na miejsce, gdzie miało odbyć się całe wydarzenie. Na szczęście dziewięćdziesiąt procent stresu z niego zeszło. Pozostałe dziesięć procent ukryło się w niezręcznym uśmiechu i zacierających dłoniach. Szczerze? Trzymałem za niego kciuki. No i za Alhaithama też... W końcu ich dwójka jest już brana w "pakiecie".

Patrzyłem, jak musztardowy samochód odjeżdża, pchając się w największe korki. Westchnąłem cicho, sprawdzając godzinę na telefonie.

- Oby tylko zdążył... - mruknąłem do siebie.

Na samym początku Premiery obowiązywało spotkanie samych pisarzy, wykonawców i szefostwa. Samo wejście fanów było zaplanowane o wiele później. Miałem jeszcze dobre cztery godziny do umówionego spotkania z Cyno. To było dużo czasu, z łatwością mógłbym się wyszykować i jeszcze zrobić zakupy spożywcze do domu. Nie spodziewałem się tylko, że dostanę nagły telefon od agenta, który miał wycenić moje mieszkanie. 

- Dzień dobry. Pan Tighnari? - usłyszałem męski głos po drugiej stronie.

- Przy telefonie.

- Dzwonię w sprawie dzisiejszej wyceny mieszkania. Byliśmy co prawda umówieni na za dwie godziny, ale będę w okolicy za niecałe trzydzieści minut. To nie problem, byśmy ogarnęli wszystko troszkę wcześniej? Przepraszam za takie nagłe zmiany, ale kolejnemu Klientowi wypadł termin i...

Przestałem go słuchać. Dałbym sobie głowę uciąć, że nade mną pojawiły się trzy ładujące kropki, wyrażające moje pełne zaniemówienie. Za dwie godziny, czy za pół... Nie ważne, za ile. Ważne jest to, że kompletnie o tym zapomniałem! Sam spacer stąd do mojego mieszkania zajmie co najmniej trzydzieści minut, a to oznacza, że musiałbym biec.

- ... Jeśli dzisiaj Pan nie może, to kolejny wolny termin wyceny jest na za dwa tygodnie.

- Zróbmy to dzisiaj. Tylko mogę się spóźnić pięć minut. - przyjechałem sobie dłonią po twarzy. Na co mi to było?

Zaraz po rozłączeniu się, wyrwałem biegiem do przodu. Wyglądałem jak ta jedna spóźniona postać główna w filmie, której pociąg odjeżdża za pięć minut z peronu na drugim końcu miasta. Chociaż nie wyglądałem pewnie tak pięknie jak aktorzy, którym kropelka potu swobodnie spływa po czole. Nie miałem wychowania fizycznego od czasów technikum. Język miałem wywalony na wierzchu, twarz czerwoną, a na każdym zakręcie plątały mi się nogi. To cud, że do tej pory udało mi się przeżyć. Co mi po siłowni, jak ja tam cardio w ogóle nie ćwiczę!

Mogłem się spodziewać, że mój chaotyczny bieg nie skończy się dobrze. Nagle zza rogu budynku wyłoniła się sylwetka. Było już za późno na moje hamowanie i na wycofanie się. Wpadłem na mężczyznę i obaj tracąc równowagę, wylądowaliśmy na chodniku.

- Jakie muszę mieć szczęście, że trafiłem akurat na Ciebie. - zaśmiał się dobrze znany mi głos. - Też zacząłeś biegać?

Uniosłem wzrok, jednocześnie masując się po plecach. Był to Sethos.

- Jeszcze mnie nie pojebało. - mruknąłem. - Przepraszam Seth, ale śpieszę się.

- Coś się stało? - brunet podał mi dłoń. Złapałem ją i podniosłem się z ziemi.

- Nie, nic takiego.

- To dlaczego biegniesz? - uniósł brew.

- Ktoś na mnie czeka w domu. Muszę być na czas.

- Cyno? Przecież on może na Ciebie wieczność czekać. Nie musisz się śpieszyć!

- To nie Cyno. Naprawdę Seth, później Ci wszystko wytłumaczę.

- Znalazłeś sobie kogoś? - złapał mnie mocno za ramiona. - I nic nam nie powiedziałeś?

- Kurwa Seth, nie! Czeka na mnie agent nieruchomości! Sprzedaję mieszkanie! Wyprowadzam się!

Zacząłem ciężko dyszeć. Połowicznie było to spowodowane moim zdenerwowaniem, a na drugą część składało się zmęczenie. Brunet spojrzał na mnie zaniepokojonym wzrokiem i zacisnął usta w wąską kreskę. O mojej wyprowadzce wiedział na ten moment Alhaitham i moi rodzice. Nie miałem jeszcze okazji, by wyśpiewać wszystko Collei i Sethosowi. Myślałem, że zrobię to przy najbliższej okazji, gdy spotkamy się w kawiarni na comiesięcznych plotkach.

- Nari... Dlaczego? - jego wzrok był zbyt przeszywający.

- Pewnie się domyślasz. - odwróciłem głowę.

- To wina Cyno, tak? - zaśmiał się gorzko. - Dlaczego przez niego podejmujesz takie decyzje?! Nari, jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam! Zostawiasz nas, Collei i mnie, ponieważ ten debil jest w pobliżu? W ogóle, kiedy zamierzałeś nam o tym powiedzieć?

- Seth, przepraszam, że nic o tym nie wspomniałem. - westchnąłem, łapiąc go za ręce i luzując jego uścisk. - Naprawdę muszę już iść. Obiecuję, że o wszystkim Wam powiem, ale proszę... Nie mów o tym Cyno.

- Dlaczego miałbym mu mówić? Niech cierpi na równi ze mną. - założył ręce na piersi.

Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Mogłem się mylić, ale zabrzmiało to dla mnie w bardziej romantycznym kierunku, niż czysto przyjacielskim. Zacisnąłem dłonie i wziąłem głęboki wdech. Nie chciałem żałować tego pytania.

- Seth, czy ty coś do mnie czujesz?

Mężczyzna popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nie odezwał się. Moje pytanie musiało go zbić z tropu albo dopiero co na ten trop naprowadzić. Przez pierwsze sekundy ani drgnął, wpatrywał się we mnie, szukając odpowiednich słów na odpowiedź.

- Nie wiem, Nari. Mogę być zazdrosny o Twoją relację z Cyno, ale chodzi mi tylko i wyłącznie o Twoją obecność. Cenię sobie Ciebie jako przyjaciela. 

Uśmiechnął się delikatnie. Miałem wrażenie, że znam ten uśmiech. Używałem go za każdym razem, gdy Cyno utwierdzał mnie w naszej przyjaźni... Już wiem, jak teraz mógłby się poczuć. Lubiłem Sethosa i tak samo doceniałem to, że się o mnie martwi. Więc nie pozostało mi nic innego jak tylko odwzajemnić ten uśmiech.




***

Yoo~

Mam dylematy... Chciałam namalować kolejny obraz (tym razem mniejszy), ale kompletnie nie wiem, co. Sprawę utrudnia mi też to, że chciałabym wystawić go na aukcję, ale nie jestem pewna, czy znajdzie się jakiś zwolennik mojego stylu :')

Nic już nie wiem..

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro