12
***
W swoich snach kilkukrotnie spotkałem Cyno. Tam nasza relacja miała różne zakończenia, ale niestety nie pamiętałem tych szczęśliwych. Wyryły mi się w pamięci sceny, gdzie po pocałunku białowłosy zniesmaczony moim zachowaniem ucieka, wyzywa mnie, a niekiedy bije do momentu, gdy nie mogę się ruszyć. To nie był Cyno, którego znałem i chociaż wiedziałem, że to tylko moja bujna wyobraźnia... Bałem się myśleć, że tak mogłoby to się skończyć w rzeczywistości. Za każdym razem budziłem się z potem na czole i coraz to głębszym przekonaniem, że muszę zakończyć to buzujące uczucie, nim będzie dla nas za późno. Musiałem się z tego wyleczyć... Ale jednocześnie tak cholernie nie chciałem tego robić...
- Lepsze białe czy czarne?
Przede mną stanął Kaveh, którzy po przeszperaniu swojej szafy, wyciągnął dwie pary spodni. Dwa razy przeniosłem wzrok z niego na spodnie i z powrotem.
- Do tej koszuli? Hmm... Zobacz białe. Albo będzie strzał w dziesiątkę, albo klapa.
- Dobra, to zaczekaj. - odrzucił zdyskwalifikowaną parę gaci i zniknął za drzwiami łazienki.
Sam byłem w szoku, że znajdywałem się tu właśnie teraz. Z samego rana dostałem SMS-a od blondyna z nietypową prośbą. Zbliżała się premiera, na której miał ukazać się z Alhaithamem i jak nigdy dotąd okazało się, że ma problem z wyborem stroju na to wydarzenie. Nie byłem pewny czy powinienem przychodzić, ale ostatecznie zdecydowałem, że sam potrzebuję zmiany otoczenia. Dlatego też siedziałem po turecku na jego łóżku z puszystą Vulpy pomiędzy nogami. Kotka mrucząc, wywinęła się na plecy, udostępniając mi swój brzuszek do skrobania. Polubiłem ją. Wyglądała jak lis śnieżny i była bardzo miła w dotyku.
- Wiesz, chyba nie czuję się w tym najlepiej. - blondyn stanął naprzeciw mnie z rękoma w kieszeni. - Nie wyglądam jak wujek z wesela?
- Wyglądasz gorzej. Odpada. Next. - machnąłem ręką. Mężczyzna przekręcił oczami.
- Łatwiej by było, gdybym wiedział, co spodoba się Alhaithamowi. - westchnął, wracając do poszukiwań w szafie.
- Przyjdź nago. Na pewno doceni Twoje chęci. - zaśmiałem się. - Ten siwy cap czuje chociaż jakiś pociąg seksualny? Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.
- Pytasz jako przyjaciel czy dalej robisz śledztwo? - blondyn uniósł brew, zakładając ręce na piersi. Uśmiechnąłem się pobłażliwie. - Szczerze? Ten facet nie ma powściągliwości. Ile on siedział w celibacie, że jest taki... Porywczy?
- Oj, dłuuuugo.
Mężczyzna zaśmiał się i wyjął kilka kolejnych rzeczy. Położył je na łóżku obok mnie tak, bym mógł im się spokojnie przyjrzeć. Wskazałem mu kolejną stylizację do przymierzenia.
- To teraz ja Cię przepytam. Jakieś postępy z Cyno? - zapytał.
Zbił mnie tym pytaniem z tropu. Kiedy zdążyłem mu powiedzieć o tym, że podoba mi się Cyno i coś do niego czuję? Pospałem mu pytające spojrzenie. Blondyn od razu zaczął się tłumaczyć.
- Patrząc na Ciebie trudno się nie domyślić, wiesz? Robisz dokładnie takie same podchody jak ja.
- Hah... Tak słabo się ukrywam?
- Nie, nie. Nie o to mi chodziło. Właśnie dobrze się ukrywasz... Myślę, że zauważyłem to, bo jesteśmy z tej samej ligi. - uśmiechnął się ciepło. - Ale chyba nie chcesz mu o tym mówić, co?
Kaveha nie znałem długo. Może była to kwestia pierwszego wrażenia, a może czułem z nim pewnego rodzaju więź. Ale miałem wrażenie, że mogę mu zaufać i wyspowiadać się ze swoich bolączek. W końcu kto zrozumie lepiej zranionego geja niż drugi taki sam wygnaniec?
- Jest to bardziej skomplikowane, niż Ci się wydaje. - westchnąłem, opadając plecami na materac. - Znamy się szmat czasu, dokładnie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. Wiemy o sobie prawie wszystko, kłócimy się i godzimy, co chwila. Zachowujemy jak stare, dobre małżeństwo, a mimo to nie będziemy niczym więcej. On nie patrzy na mnie w ten sposób. Cyno jest na etapie szoku przez nagłą zmianę orientacji Alhaithama. Szanuje to, ale widzę po nim, że nadal ciężko mu to zaakceptować.
- Cyno jest... dziwny. Nie rozumiem jego żartów i mam wrażenie, że ciągle mnie obserwuje. Gdy graliśmy w uno, biła od niego taka sroga nienawiść...
- Cyno uwielbia rywalizować. Nie miał nic złego na myśli. - zaśmiałem się na widok jego skwaszonej miny. - Ale tak, jest dziwny.
- Co Ci się w nim podoba?
- Wszystko. - odpowiedziałem bez zastanowienia. - Nie będę faworyzował żadnej części. Biorę go takim, jaki jest, czyli debil z dziwnym charakterem i pokręconym poczuciem humoru.
- Pasujecie do siebie.
Dźwięk mojego telefonu rozległ się po pomieszczeniu. Na ekranie wyświetliła mi się nazwa kontaktu ,,Mama". Z zakłopotaniem spojrzałem na blondyna, który tylko pokiwał ze zrozumieniem głową, mówiąc, że idzie przygotować nam herbatę do kuchni. Szepnął ciche ,,Dziękuję" i odebrałem połączenie.
- Nari!!! - głośny krzyk kobiety odbił się echem w moich uszach. - Coś się stało?! Mamy po Ciebie przyjechać?
- Nic się nie stało mamo... - jęknąłem. - Po prostu chcę trochę odpocząć...
- Ale, czy to powód, by sprzedawać mieszkanie? Kochanie, jeśli coś się dzieje, możesz mi o tym powiedzieć. Wiesz, że będę Cię zawsze wspierała.
- Tak, wiem. - zaśmiałem się krótko na słowa rodzicielki. - Potrzebuję przemyśleć parę rzeczy, zmienić otoczenie i... Może pobyć chwilę z Wami?
- Skoro jesteś pewny. Dobrze wiesz, że nie będę kwestionowała Twoich wyborów, ale... Co na to Twoi przyjaciele? Jesteś tego pewny?
- Jeszcze... Jeszcze im nie powiedziałem. Zrobię to wkrótce. Nie rozmyślę się do tego czasu. Po sprzedaniu mieszkania przyjadę do Was, pomogę Wam w ogródku i zasiejemy w końcu tę zdrowotną marchewkę.
- A daj spokój z tą marchewką. - byłem pewny, że w tym momencie machnęła ręką.
- Sama mi kazałaś kupić nasiona.
- To swoją drogą. Ale Nari posłuchaj mnie teraz. Rozmawiałam z ojcem i oczywiście cieszy się na Twój przyjazd.
- Ale?
- Nie ma "ale". Za jakiś czas mieliśmy jechać na domek letniskowy. Opłaciliśmy go z góry bez możliwości rezygnacji, ale niestety ojcu wypadło w tym czasie spotkanie biznesowe. Sama nie pojadę, więc Twój ojciec wpadł na pomysł, żebyś pojechał ze swoimi znajomymi na ostatnią wycieczkę przed rozłąką. Co o tym myślisz?
- Myślę, że to dobry pomysł. - uśmiechnąłem się do słuchawki. - Dziękuję, mamo. Zadzwonię jeszcze pod wieczór. Jestem teraz trochę zajęty...
- Oczywiście kochanie! Trzymaj się i jak coś pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć!
Po słowach pożegnania rozłączyliśmy się. Słońce, plaża, piasek.... Wszystko, czego nienawidzę w jednym miejscu. Ale skoro już wszystko opłacili i pomyśleli o mnie, to aż głupio mi odmawiać. Skorzystam z ich oferty, a później niepostrzeżenie zwrócę im pieniądze za wyjazd.
- Skończyłeś? - w drzwiach pojawił się Kaveh z dwoma kubkami gorącej herbaty.
- Tak. - uśmiechnąłem się szeroko, odbierając od niego kubek. - Przebieraj się. W tym tempie spędzę tu cały dzień.
Blondyn mruknął coś pod nosem i zabrał za sobą ciuchy do łazienki. W trakcie rozmowy dostałem SMS-a od Cyno.
,,Dziś wieczorem będę streamował. Będziesz oglądał?"
To takie bolesne. Pomagać zakochanej osobie wybierać strój, który spodoba się jej drugiej połówce. Rozmawiać z rodzicami o trudnych tematach. Myśleć o przeprowadzce z powodu nieokiełznanego uczucia... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiem, jak bardzo jestem żałosny. Chcę uciec, a jednocześnie odpisuję mu: ,,Jak zawsze".
***
Yoo~
Jeszcze dziś się wyrobiłam :') Zostawiam Was z rozdziałem i idę spać ♥
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro