Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

- Jesteś wyjątkowo cicho. - skomentował Cyno, trzymając w dłoni swoją trzecią puszkę piwa.

Spojrzałem na niego rozmydlonym wzrokiem i uśmiechnąłem się lekko, patrząc na jego zrelaksowaną twarz. To było moje czwarte piwo. I chociaż dobrze się trzymałem, a język jeszcze mi się nie plątał, to byłem pewny, że jak wstanę z podłogi runę jak długi. Dlatego siedziałem, oparty plecami o jego łóżko, z głową położoną na materacu. Wiedziałem, jaki mam limit i na ile mogę sobie pozwolić... Przekroczyłem ten limit już trzy razy.

- Zastanawiam się, co mówić, by nie pierdolić jakichś głupot. - mruknąłem, biorąc kolejnego łyka. - A ciężko przy Tobie nie pierdolić głupot.

Cyno zaśmiał się i przysunął w moją stronę. Poczułem zapach jego ciała, który tak uwielbiałem. Chwycił puszkę z trunkiem i nim zdążyłem zareagować, odłożył ją za siebie.

- Dlaczego? - przymrużyłem oczy.

- Tobie już wystarczy. - zarechotał. - Dobrze wiesz, że gdy jesteś pijany, stajesz się nad wyraz szczery. Wystarczy, że pociągnę Cię za język i wszystko z Ciebie wyciągnę.

- Nie prawda. Oddawaj puszkę, złodzieju.

Odkleiłem plecy od ramy łóżka. Nachyliłem się, by móc sięgnąć za jego plecy do mojego utraconego trofeum. Mężczyzna przewidział mój ruch. Wysunął rękę do przodu, zasłaniając mi jedyną możliwą drogę. Warknąłem pod nosem, mierząc go surowym spojrzeniem. Cyno prychnął i wziął powolny łyk swojego piwa, prowokując mnie jeszcze bardziej. Z założonymi na piersi rękoma, niczym obrażona dziewczyna, czekałem aż skończy przechylać puszkę. Przez cały ten czas nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Widziałem, jak z każdym łykiem jego jabłko Adama przesuwa się w górę i w dół... Zagryzałem policzki od środka, by przez przypadek nie ugryźć go w tym miejscu.

- Nari, Nari, Nari...

- Dlaczego powtarzasz moje imię? - zapytałem, unosząc brew.

- Tworzę senkę.

- Chyba piosenkę...

- Nie. Senkę. By Cię uśpić. - uśmiechnął się szeroko.

- Lecz się. - popukałem się w czoło. - I oddaj mi alkohol.

Mężczyzna z szalonym wyrazem twarzy wstał i podszedł do jednej z szuflad. Wyciągnął z niej krótki, biały parciany sznurek. Przeszedł na drugi koniec pokoju, by z półki ściągnąć jeden ze swoich zabawkowych samochodzików, które same jechały do przodu, jeśli odpowiednie je się nakręciło. Bez słowa komentarza obserwowałem, co jego móżdżek wymyślił. Usiadł na podłodze naprzeciw mnie. Obwiązał sznurkiem puszkę piwa, a drugi koniec linki przypiął do autka.

- Co ty robisz? - zapytałem w końcu, gdy zaczął nakręcać zabawkę.

- Nie widzisz? - zaśmiał się. Puścił autko, a te zaczęło jechać w moją stronę, ciągnąc za sobą puszkę. - Auto alko-hol. 

- Jesteś durny. - zaśmiałem się, przejmując puszkę. Jego uśmiech znowu się zmienił. - Nie! Jak zaczniesz wymyślać coś z "d" i "urną", to Ci przypierdolę poduszką pod-uszko. Zrozumiałeś?

- Uczysz się od mistrza. - roześmiał się. - A teraz tak na serio. Dlaczego nagle chciałeś się zachlać po spotkaniu z chłopakami? Na pewno nic się nie wydarzyło, gdy wyszedłem?

- Nie. - pokiwałem głową, zaciskając usta, by nie powiedzieć nic więcej.

- Nie? - uniósł brew. - To dlaczego tak szybko uciekliśmy?

- Pewnie się ruchają. - wzruszyłem ramionami.

Spojrzałem na niego kątem oka. Cyno zastygł w bezruchu ze wzrokiem wbitym w moją puszkę. Jego wyobraźnia musiała zadziałać. Wyobrażanie sobie swoich znajomych gejów w intymnej sytuacji, gdy jest się hetero mężczyzną, nie jest proste. Po jego kamiennej twarzy domyślałem się, jakie są jego myśli. Dobrze o tym wiedziałem od samego początku, a mimo to mój język sam ułożył słowa w zdanie, powodując bolesne ukłucie w mojej klatce piersiowej.

- Ta dwójka... Traktuje siebie poważnie, prawda? - uśmiechnął się delikatnie. - Nie sądziłem, że to będzie możliwe. Znaczy, wiesz... Nigdy nie widziałem tego na własne oczy, ale dziś mogłem się o tym przekonać. Muszą się naprawdę kochać, skoro ryzykują takim związkiem w tym świecie... A ty co o tym sądzisz, Nari?

- Jestem zazdrosny.

Nie przemyślałem tego. Odwróciłem zawstydzony głowę. Czułem, jak moje poliki czerwienieją z zażenowania. Miałem nadzieję, że Cyno tego nie zauważy, a nawet jeśli, to pomyśli, że jest to wina alkoholu.

- Też chciałbyś znaleźć drugą połówkę? - podniósł na mnie wzrok. - Kiedyś i na nas przyjdzie pora. Ze mną może być gorzej, bo siedzę cały czas w piwnicy, ale ty nie masz się czym martwić. Jesteś przystojny, masz dobrą pracę, luksusowe mieszkanie... Z łatwością kogoś znajdziesz!

Zaśmiałem się gorzko, biorąc łyk piwa. Ale ten "ktoś" nie będzie Tobą debilu. Zanim wyleczę się z tej przeklętej miłości miną miesiące, a może i lata. Nie zdziwię się, jak będę drużbą na Twoim ślubie i z fałszywym uśmiechem będę życzył Ci oraz Twojej partnerce wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

Cyno korzystając z chwili ciszy, przeczołgał się na swoje pierwotne miejsce — obok mnie. Znowu mogłem czuć zapach jego skóry. 

- Nie... Jestem skazany na samotność, bo osoba, którą lubię, nie lubi mnie. - szepnąłem do siebie, ale w cichym pokoju, gdzie była tylko nasza dwójka, usłyszał moją odpowiedź.

- Nie wiedziałem, że masz kogoś takiego... Wychodzi na to, że jednak nie wiem o Tobie wszystkiego. - wydawało mi się, że jego uśmiech posmutniał. - Ale czy Ci wyjdzie, czy nie, to zawsze masz mnie! Nie zostawię Cię samego.

- To nie to samo... - oparłem się głową o jego ramię, zamykając przy tym oczy. - Znajdziesz sobie dziewczynę... Zostawisz mnie...

- Nie gadaj głupot. Związek to nie koniec przyjaźni. Nawet jeśli znajdę sobie dziewczynę, to nie zostawię swojego przyjaciela!

I to mnie bolało najbardziej. Jego nieświadomość i niewinność, były dla mnie jak kołek wbity w serce. Ale nie mogłem się na niego gniewać i nie mogłem go też pocieszać, mówiąc, że "wszystko się ułoży". Jak miałbym to robić? Kochać go, a jednocześnie oglądać, jak układa sobie życie z kimś innym.

- Nari... Ty płaczesz?

Mam tego dość. Przestań być dla mnie miły, przestań ocierać moje łzy. Po prostu przestań się mną przejmować. Potrzebuję tylko trochę czasu. Daj mi się z tego wyleczyć, żebym mógł dumnie powiedzieć Ci, że jestem Twoim najlepszym przyjacielem i chcę tylko dla Ciebie dobrze.  

- Ej, Nariś, co się dzieje?... Powiedz coś... Może przesadziliśmy z tym piciem, pójdę dla Ciebie po wodę. Zaraz wrócę.

Twój zapach, który tak kocham — powoduje u mnie mdłości i zawroty głowy. Twoje usta wypowiadające z troską moje imię — mogłyby się w końcu zamknąć. Ciepło Twojego ciała, gdy przez przypadek się stykamy — musi zniknąć z mojego życia. 

W pulsującej głowie odbijało się echo słów Sethosa: ,,Jesteś pewny, że masz nad tym kontrolę?"

Nie... Straciłem kontrolę. Łzy bezsilnie spływały mi po policzkach, a serce jednocześnie ściskało mnie z bólu i zawzięcie czekało na powrót Cyno. 

Zwariowałem.

Muszę uciec, nim będzie dla mnie za późno. Muszę uciec od Cyno, gdzieś daleko, gdzie nie będzie mógł mnie widywać.



***

Yoo~

Przepraszam za opóźnienie z rozdziałem, ale miałam swoje powody - autentycznie nie chciało mi się pisać. Mimo że rozdział miałam gotowy, nie chciałam go w ogóle publikować.

Rozumiem emocje względem postaci - sama często też się z Wami utożsamiam, klnę itd. Jest to całkowicie normalne. Ale na litość boską obrażanie osób w Internecie (na serio czy w formie "heheszków") to jest sięgnięcie dna. Niektórzy wiedzą, niektórzy nie - mam 23 lata. Nie jestem w pełni dorosła, popełniam błędy i też czasami robię głupoty. Gdzie jedna część mnie ma w dupie komentarze i spływa to po mnie, to druga jest sfrustrowana i chce coś z tym zrobić.

Dlatego napiszę tylko jedno: Pomyślcie czasem, zanim coś napiszecie - i to już obojętne do kogo i w jakiej formie. 

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro