Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVIII Rozdział

Mój miecz upadł nie daleko, ale nie mogłam go podnieść, ponieważ zielonooki przystawił  swój miecz, do mojej krtani. 

~ Spokojnie, Nic Ci nie zrobię.- usłyszałam głos Will'a.

~ Czemu mam Ci niby ufać?- zagadnęłam.

~ A niby czemu miałaś byś mi NIE ufać?- powiedział i odsunął miecz, tak, abym mogła wstać. ~ Ja się nimi zajmę, a wy uciekajcie.

Bez odpowiedzi ruszyłam w stronę Striix. Will zaatakował Mike'a próbującego oczepić swojego przyjaciela od podłoża.

-Wsiadaj na Lunę. Czeka u podnóża tej góry.- powiedziałam i lekko ją popchałam.- Już.

Gdy zielonooka zniknęła z mojego pola widzenia, postanowiłam zobaczyć jak tam sytuacja z Mike'iem i Will'em. Po obróceniu się widziałam nieprzytomnego niebieskookiego (Mike) i wystraszonego na amen złotookiego (Wiktor). Natomiast zielonooki (Will) siedział jak nigdy niby nic na kamieniu kilka metrów dalej.

-Co?- spojrzał na mnie zielonooki.

-Nic. A co na być?- odparłam lekko poirytowana.- Em... Will?

-Tak?

-LeciszznaminaBerk?- powiedziałam na jednym wdechu.

-Czekaj, co? Możesz powtórzyć?

-Czy... polecisz z nami... na Berk?- powiedziałam bardziej zrozumiale.

-Ok. I tak nie mam, gdzie... Przenocować? Chyba tak to mogę określić.- podrapał się nerwowo po karku.

-No to chodźmy.- powiedziałam i gwizdnęłam na palcach.

Po dłuższej chwili koło mnie zjawiła Silve. Will lekko wystraszony, w szybkim tempie wyciągnął miecz i skierował końcówkę miecza na smoka.

-Ej! Spokojnie! To Silve, mój smok.- krzyknęłam- Nic ci nie zrobi... A teraz wsiadaj.

Will spojrzał na mnie dziwnie, lecz po chwili, niepewnie wszedł na grzbiet smoka.

-Lecimy.- powiedziałam do smoka, gdy sama się usadowiłam na odpowiednim miejscu.

Minęło kilkanaście godzin, a na horyzoncie pojawiła nam się dobrze znana wyspa. Po chwili wylądowaliśmy blisko domy Czkawki. Słońce powoli pięło się ku jeszcze granatowemu niebu. 

-To jest Berk?- usłyszałam głos chłopaka.

-Tak, coś jest nie tak?

-Nie, wszystko jest w porządku. Tylko tak pytam.

Nastała głucha cisza. Niedaleko ujrzałam Lunę, która była wysoko na jakimś głazie. Obserwowała ona całe otoczenie. Gdy jej wzrok spoczął na mnie, zeskoczyła z skały i podbiegła do mnie. Pogłaskałam ją po mordce i szybkim krokiem skierowałam kroki w stronę morza.

-Ivix!- usłyszałam znajomy głos zza moich pleców. Astrid.

-Astrid! Jak miło cię widzieć.- uściskałam ją.

-Kto to?- zapytała patrząc w stronę chłopaka.

-A... To Will. Przyjaciel.

Astrid o nic dalej nie pytając, udała się w stronę chatki, aby powiadomić Czkawkę o naszym powrocie. Striix zapewne siedzi u siebie.

-Will.- spojrzałam na chłopaka, który oglądał swój miecz.- Will!- krzyknęłam.

Wzrok chłopaka momentalnie skierował się na mnie.

-Tak?

-Może zbudujemy ci ,,dom".- odparłam. W końcu nie będzie spać na dworze!

-Okey, jaskinia może być.- uśmiechnął się.

-Jak chcesz. Tylko jeszcze pytanie, gdzie?

Will porozglądał się i wskazał palcem na górę za wioską.

-A jak się tam dostaniesz?

-Pomożesz mi oswoić jakiegoś smoka.- wyszczeżył się.

-A skąd ty to niby wiesz?

-Bo... Wiem.

-Ok. Choć.- powiedziałam i ruszyłam w stronę mojego domu. Will'owi kazałam czekać przed drzwiami. Szybko chwyciłam książkę, która została mi po ojcu i wyszłam z budynku.

Następny cel to las.

Dotarliśmy po kilku minutach. Byliśmy w małej zatoczce, niemal podobnej do tej, w której Czkawka poznał Szczerbatka. Usiadłam na kamieniu i otworzyłam książkę na stronie początkowej. Will usiadł koło mnie i bacznie przyglądał się księdze.

-Więc tak... Musisz mi pokazać jakiego smoka chcesz oswoić. W tej księdze są wszystkie gatunki smoków, które kiedykolwiek zostały odkryte.- powiedziałam i podałam mu księgę.

Po kilkunastu minutach chłopak zatrzymał się i przysunął książkę do mnie. Wybrał  Tajniaka? (Zdjęcie w mediach).

-Hm... Tajników nie widywano od paru tysięcy lat. Uznano, że na świecie nie ostał się oni jeden gatunek.- powiedziałam smutno.

-Tajniak... Smok o trzech ogonach z ostrymi końcówkami podobnymi do końcówek skorpiona.- czytałam na głos.- Gatunki te zamieszkują wyspy z wulkanami, gdzie ich mocny i gruby pancerz chroni je przed żarem. Atakuje, gdy wyczuje zagrożenie.

Will nic nie powiedział, patrzył się na ręcznie narysowany rysunek smoka. Po chwili chłopak spojrzał na mnie. Moje myśli powróciły do tych chwil do, których nie powinny wracać... do śmierci rodziców.

-Przepraszam.- szepnął zielonooki.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro