Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII Rozdział

Już po paru chwilach Ivix i Luna znajdowały się za linią horyzontu.

Striix prov:

Obudziłam się skuta łańcuchami. Czy to normalny widok? Po chwili ujrzałam zakapturzoną postać, która wpatrywała się w punkt utkwiony gdzieś daleko. Po dłuższej chwili postać spojrzała na mnie.

-Widzę, że się ocknęłaś.- odezwał się spokojny, męski głos.

-Emm... Jak widać?- odparłam pewna siebie.

Postać w stała z krzesła, na którym dotychczas siedziała i podeszła bliżej mnie. Mój wzrok skierowałam na swoje buty. Jednak chłopak szybko chwycił mój podbródek, karząc na niego patrzeć. Jego tęczówki były błękitne. Tylko tyle mogłam zobaczyć, ponieważ miał na sobie kaptur, a na ustach miał czarną chustę.

-Wiesz czemu tu jesteś?- powiedział i cofnął się o parę kroków.- Przez twoją przyjaciółkę.

Moje oczy przybrały wielkośc piłeczek ping-pongowych (nie wiem, czy dobrze napisałam :I).

-To zapewne pomyłka.- mruknęłam cicho, ale postać musiała to usłyszeć, ponieważ się wzdrygnęła.

Przecież Ivix przez te kilkanaście lat była ze mną, jak siostra. Pilnowała mnie, ostrzegała na co uwarzać. Nie mówiła mi nic o chodźby kłopotach. Z zamyślań wyrwał mnie głos tego kolesia.

-To nie pomyłka. Twoja przyjaciółka to Ivix Blevtov, a ty to Striix Hoverq. Twoja przyjaciółka popadła w straszne długi.- odparł lekko zdenerwowany.

Po chwili koło NIEGO stanął drugi ktoś, tak samo ubrany. Miał on tym razem złotawe tęczówki. Czekaj, wróć. Co?!

-Rozkaz wykonany.- powiedział złotooki.- Wysłaliśmy Straszliwca z listem.

Niebieskooki tylko skinął głową, a ten drugi wyszedł. Chwila, on mówił, że ONI wysłali tego Strszliwca. Nie no kurna ile ich jest?!

Po chwli ON zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Nie no! Kim oni są i o jakich długach on mówił.

Time skip, 2 days:

Siedze tak i siedzę. Czekam aż Ivix po mnie przyleci. Pfff... Nadzieja matką głupich.(Akcja odbywa się w jaskini).
Po chwili do mojej, celi? Tak, można tak to nazwać, wszedł zielonooki. Patrzył się na mnie pustym wzrokiem. Nie odzywał się. Siedział tak kilka minut, a po chwili wyszedł. Chciał mi jakiegoś stracha napędzić? Tsa...

Ivix prov:

Minęło już kilka dni, a po Striix ani śladu. W oddali zauważyłam Straszliwca lecącego w moją stronę, to mnie nie zdziwiło, zdziwiło mnie to, że miał jakiś list doczepiony do jednej z łap. Po chwili wylądował mi na ręce, którą wystawiłam. Delikatnie odczepiłam list i szybko go przeczytałam.

-O Torze.- odparłam po przeczytaniu wiadomości.- Czyli czas na kawałek z przeszłości.

Z torby ubrałam mój strój z czarną, skórzaną peleryną, a na usta chustę.

-Czas dokończyć to co zaczęłam. Lecimy.- powiedziałam i razem z Luną byłyśmy już w powietrzu

-Do ich bazy jest jakiś dzień drogi z tąd.- mruknęłam po paru godzinach lotu.- Po drodze przygotujemy się, a o zmoroku wylatujemy. Niedaleko nich jest wyspa. Właśnie tam sobie przysiądziemy.

Gdy doleciałyśmy na tą wyspę. Obmyśliłam plan, przygotowałam broń, dałam jeść i pić Lunie, która tylko mnie tam podrzuci.

Zapadał zmrok. Mój rówieśnik. Gdy znalazłam się na ICH wyspie weszłam na jedno z drzew i obserwowałam, czy nikt z tych... Idiotów nie pełni warty. Nikt nie pełni. Niestety to nie znaczy, że jest droga wolna, myślą, że są chytrzejsi. Weszłam do środka wspinając się po suficie jaskini. W połowie drogi, na dole ujrzałam jednego z tych osłów. Czy oni serio są tacy głupi, czy tylko udają. Albo to zasadzka. Trudno, trzeba iść dalej. Użyłam swojej prędkości i wbiłam do jednego z pokoi. Nie ma Striix. Potem drugi. E e... Tu też nic. Zostało mi jeszcze sześć tych komnat. Mam nadzieje, że nie będę musiała wywarzać wszystkich tych drzwi. Dzięki zaklęciom drzwi nie wydają huku, gdy padają. Kolejna komnata. Nic. Jeszcze jedna i... Bingo.

-Ivix?- skinęłam głową na jej słowa i podeszłam do zielonookiej.

-Choć szybko.- szepnęłam w jej stronę i szybko wybiegłyśmy z komnaty.

Dziwne było to, że już przy wyjściu nie było już tego idioty. Oj... To na 100% źle wróży. Stanęłam tuż przed wyjściem, i nic. Nikogo nie widać. Chwyciłam Striix za nadgarstek i razem z nią przeteleportowałam się na drugą stronę.

-Tak szybko nas opuszczacie?- usłyszałam głos za mną.

Obróciłam się i spojrzałam na osobę, która wypowiedziała te słowa.

-No wiesz, Mike. Mamy jeszcze inne sprawy na głowie.- uśmiechnęłam się chwytając w dłoń miecz.

-Szkoda.- powiedział i zrobił to samo. 

-A gdzie reszta twojej idiotycznej grupki?

-A gdzie mamy być?- usłyszałam kolejne dwa głosy, które stały tuż przy Mike'u.

-Oooo... Wiktor i Will we własnej osobie.- odparłam zirytowana.

Do Will'a (zielonooki) nic nigdy nie miałam. Ale Mike (niebieskooki) i Wiktor(złotooki) to co innego! Zawsze mnie gnębili, gdy Striix nie było w pobliżu. W końcu dostałam Furii i zabiłam Alfie'go i Nathana, brata Mike'a. Ciągle mają mi to za złe. Niech się cieszą, że oni jeszcze żyją! 

-Nie daruję ci śmierci Nathana, ani Alfie'go!- krzyknął Mike czerwony jak pomidor.

-Powinieneś się cieszyć, że ty jeszcze żyjesz.- powiedziałam tak samo zła jak on. 

-Szkoda, że nie widziałem waszej wioski po naszej akcji.- uśmiechnął się szeroko. Że co?! To oni!

Moje oczy pociemniały ze złości. Powoli traciłam kontrolę nad swoimi czynami. Musiałam to opanować, bo inaczej mogę coś zrobić Striix. Ta... Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Spojrzałam w stronę dziewczyny, która nie wiedziała co się dzieje. Było to widać w jej oczach. Spojrzałam w stronę Mike'a i powoli zaczęłam podchodzić. Oczywiście jakże ,,dzielny" Wiktor musiał się wykazać swoją ,,odwagą" i podejść o krok bliżej. Zacisnęłam mocniej dłoń na rękojeści miecza i z całej siły zamachnęłam się nim , Mike szybko zablokował atak i sam postanowił zaatakować. Szybko się odbiłam i chwyciłam jego nadgarstek z mieczem w dłoni, a następnie mocno go wykręciłam co spowodowało, że napastnik wypuścił broń. Szybkim ruchem kopnęłam miecz, który po chwili znalazł się kilka metrów dalej. 

-Upss... i co teraz Mike?- uśmiechnęłam się i przywaliłam mu z prawego sierpowego w brzuch.

Po chwili Wiktor ,,odzyskał' rozum i przygotował się do ataku. Szybko zablokowałam ruch, ale nie miałam jak wytrącić mu jego broni z rąk. Postanowiłam, że podetnę mu nogi. Tak też zrobiłam. Złotooki padł na ziemię jak długi. Szybko zablokowałam jego dłonie sztyletami, które miałam przy sobie. Jednym słowem: przyszpiliłam go do podłoża. Teraz Will. Spojrzałam w stronę zielonookiego, który czekał na mój ruch. Miał on miecz podobny do Mike'a, ale jego był czarny, a niebieskooki czerwony. Powoli zaczęłam się zbliżać do Will'a, który wzrok miał utkwiony w mój miecz. Taki sam jak Will i Mike, ale czarno-biały. Gdy byłam jakieś dwa, może trzy metry od niego spojrzał na moją twarz. Jego oczy nic nie pokazywały. Nie mogłam odczytać jego myśli, ani jego emocji. Muszę przyznać, że Will był najbardziej normalny i ogarnięty z ich pozostałej trójki. Gdy byłam wystarczająco blisko zaatakowałam z prawej, zielonooki szybko zablokował mój ruch. Jego ruch nadszedł z góry i lewej, przez co o mało nie wyleciał mi miecz z ręki, gdy próbowałam je "unieszkodliwić". Kolejny atak już z mojej strony, to było podcięcie nóg, co oczywiście mi się nie udało, bo Will podskoczył i z półobrotu mnie kopnął, przez co upadłam na ziemię jak poparzona. Mój miecz upadł nie daleko, ale nie mogłam go podnieść, ponieważ zielonooki przystawił mi swój miecz, do mojej krtani. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro