XIV Rozdział
Rozdział dedykowany dla Miszczysko
-O nie!- krzyknęłam.- Miałam im pomóc!
Nagle poczułam się jakby cała energia ze mnie wyleciała... Czułam się jakoś dziwnie.
-Oh... Mała co ja z nimi mam?- uśmiechnęłam się krzywo.- Czy oni w ogóle mnie potrzebują?
W moich oczach zebrały się słonawe łzy smutku.
-Niestety, kiedyś trzeba wrócić, NIESTETY.- powedziałam to, a następnie wsiadłam na smoka.- No to lećmy, a raczej wracajmy.
Po około kilku godzinach byłam już w wiosce.
-Gdzie ty byłaś?!- odezwał się surowy ton zza moich pleców.- Ja się pytam!
-Spokojnie Ivix.- odparłam.
-Co spokojnie?! Poleciałaś sobie w siną dal, a my do upadłości walczyliśmy! Wiesz co! Ogarnij się, bo po prostu mam dosyć!- krzyczała niemiłosiernie głośno.
-No, ale...
-Nie ma rzadnego ,,ale"!- jej oczy pociemniały ze złości!- Czy chcesz abym wpadła w furię?! Bo jak tak, to jesteś na dobrej drodze!
-Uspokój się!- krzyknęłam pod nagłą presją.
Ręce Ivix zacisnęły się w pięści. Już miała się zamachnąć, ale jakoś udało jej się zapanować nad tą złością. Szybko udałam się do lasu, tylko tam miałam spokój. Oczywiście poszedł ze mną Szybki Szpic.
-Widzisz! Nie chcą mnie tu. Jestem, jestem, no! Jestem im nie potrzebna!- krzyknęłam, a mój ,,przyjaciel" przekręcił głowę w prawo.
-Mam już ich trochę dość.
-Striix?- odezwał się znajomy głos.
-Emm... Czkawka? Co ty robisz tutaj, w lesie. Jesteś wodzem, nie? Nie masz jakiś swoich obowiązków przypadkiem?
-Po prostu cię szukałem. Znikłaś na dosyć długo.- podrapał się po głowie.
-Czasami czuję się, że mnie nie potrzebujecie, że jestem nic nie warta...
-Ej.- powiedział spokojnie.- Nie powinnaś tak uważać. W końcu należysz do naszej paczki.
-No... Wiem.- pociągnęłam nosem.
-Nie mart...
-Czkawka, popatrz na to wszysko... Jak sądzisz? Czemu poszłam, uciekłam?
-To ty uciekłaś?- zmarszczył lekko brwi.
-Już sama nie wiem!- krzyknęłam, a w moich oczach zebrały się łzy.
-Striix?
-Czego?!
-Czemu twoje oczy są złote?!- powiedział patrząc się na mnie, jak na warjata.
-Co ty gadasz?
-No zobacz!- wskazał na niewielką kałurzę obok.
Gdy spojrzałam w lustrzane odbicie. Zamarłam. Moje oczy się świeciły na złoto! Może to sen? Tak, to musi być sen!
Popatrzyłam na Czkawkę i pośpiesznie weszłam na mojego smoka. Kazałam mu biec jak najdalej. Czemu? Nie mam pojęcia...
Narrator prov
-Czkawka?! Krzyknęła Astrid do chłopaka wychodzącego z krzaków.
-Tak?- powiedział spokojnym tonem.
-Jest z tobą Szczerbatek?- zapytała wystraszona.
-Nie... Kazałem mu czekać w domu.
-Czkawka, niegdzie go nie ma.
-Jak to?! Czekaj!- powiedział i z rąk ukształtował ,,coś", a po chwili głośno ryknął.
Niestety smok z zielonymi ślepiami i czarnymi łuskami się nie zjawił.
-Gdzie on może być?- mruknął pod nosem.
-Czkawka?- powiedziała zaniepokojona Astrid, ten jednak jej nie słuchał.
-Striix!- krzyknął, a już po chwili ujrzał podchodzącą dziewczynę.
-Wołałeś?- zapytała.
-Tak, pomóż mi odszukać Szczerbatka, proszę cię.- powiedział patrząc się w jej szmaragdowe oczy.
-Dobrze. Ale jak ci mam pomóc? Wodzu.- dodała po chwili.
-Mów do mnie po imieniu. A pomóc mi możesz poprzez zebraniu paru twoich smoków i wysłaniu ich na wyznaczone obszary poszukiwawcze.
-Aha? Czyli ma...
-Wodzu! Jeden z smoków tej oto panienki zaczął wariować.- wskazał palcem na Striix.
-Że jak?- powiedziała cicho.
-Chodźcie, a się przekonacie...- odparł.- Smok musiał zostać unieszkodliwiony.
-Co?! Co mu zrobiliście?!- krzyknęła zielonoka, gdy usłyszała słowo UNIESZKODLIWIONY.
-Spokojnie, skuliśmy go tylko łańcuchami i daliśmy do rowu z wodą po same kostki.- powiedział spokojnie.
Gdy byli na miejscu, Striix o mało nie wywróciła jednego z mieszkańców wioski.
-Bolt. Mały? Wszystko okey?- powiedziała niespokojnym głosem, gdy znalazła się przy smoku.
Źrenice smoka były normalne. Lekko poklepała go po pyszczku, aby uspokoić smoka.
-Uwolnijcie go.- syknęła do Boba. (Jeden z podwładnych).
-A co jeśli znowu oszaleje?
-Nie oszaleje!- krzyknęła, a Bob lekko się cofnął.
Na jedno skininie głowy, łańcuchy zostały ściągniete.
-A co właściwie się stało?- zapytała Astrid po pewnym czasie.
-O mało, ten...
-Jeśli go obrazisz, to będzie po tobie.- syknęła przez zaciśnięte zęby dziewczyna.
Bob spojrzał wystraszonym wzrokiem i natychmiast zminił zdanie.
-Ten uroczy smoczek o mało nie zabił Gustawa i kilku innych ludzi.
-Gustaw? Myślałem, że poleciał na wyspę zwaną Wyspą Idiotów.- zaśmiał się Sączysnark, po czym Striix spojrzała na Czkawkę.
-Wyspę Wiary.- poprawił.
Nagle Bolt spojrzał na Sączysarka z innej strony. Jego źrenice gwałtownie się zwęrzyły. Już miał strzelić kiedy zza pleców Striix wpadł jakiś dziki smok, szybko ogłuszając Bolta.
-Co to?!- krzyknął Smark.
Smok przypominał wyglądem Sand Wraitha, ale był on o wiele większy, jego kolce były ostre jak sztylety, zęby tak samo.
-To jest Tytan Sand Wraith!- krzyknęła zielonoka.- Chyba, to coś przypomina Sand Wraitha z wyglądu, ale nie z zachowania! Sand Wraithy są miłe i atakują tylko w ostateczności!
Smok głośno zaryczał, wyglądał na złego, jego kolce na praktycznie całym ciele, były najerzone. Bestia wydawała z siebie głośne warknięcia. Po chwili przed nimi stała Ivix?!
-U... Uciekajcie!- krzyknęła, a jej oczy zrobiły się czerwone.
-Ivix? Co ci...
-Uciekaj! Słyszałaś?!- krzyknęła.
Ivix prov
Dlaczego teraz?! Dlaczego?! Tylko nie to! Kazałam im uciekać, ponieważ mogłam im jeszcze coś zrobić. Dostałam napadu FURII. Niby takie nie straszne? Jako demon, przy napadzie furii nie panuję nad sobą, a szczególnie nad mocami. Tylko z jakiej przyczyny dostałam ten napad?!
-Striix?!- krzyknęłam cicho, gdy ujrzałam przed sobą zielonooką.- Kazałam ci uciekać!
-Wiem, ale to przezemnie dostałaś furii.
-Co ty do diabła gadasz?!
-To moja wina!- krzyknęła i powoli podeszła.- Wyłącznie moja.- przytuliła mnie.
Szybko się uspokoiłam. Moja złość nadal we mnie kotłuje, ale już w ponad 80% dała spokój. Czułam tylko małą złość.
-To nie twoja wina.- powiedziałam, gdy się od niej odsunęłam.
-A kogo?- zapytała podstępnie.
-Emm... No wiesz.- podrapałam się nie zręcznie po głowie.
-Już to widze.- odparła z lekkim uśmiechem.
Xxxxxxxxxxx Poranek xxxxxxxxxzxX
Ta... Oczywiście wstałam przed wschodem słońca by sprawdzić co tam u wszystkich. U bliźniaków ok, u Astrid też ok, u Smarka również, i Śledzika też, ale nie wiem jak tam u Striix.
-Striix? Jak się czujesz?- powiedziałam wchodząc do środka jej ,,domu".
Odpowiedzi nie dostałam. W cały domu jej nie było... I co teraz?
-Może poszła pomagać?- mruknęłam pod nosem.
Jest już po południe, a zielonookiej nadal nie ma! Gdzież ona się podziewa? Znowu weszłam do jej domu. Tym razem znalazłam na stolę jakąś kartkę. Obróciłam ją, a po drugiej stronie było coś napisane.
Ten kto pierwszy przeczyta ten list, niech wie, że mamy waszą przyjaciółkę Striix. Jeśli chcecie ją odzyskać oddajcie nam Smocze oko...
Okey, okey, czyli mają Striix... Tylko kto? Daghur czy Richer? Szybko podniosłam kartkę i urzyłam mojego super węchu by zobaczyć, króry dureń to napisał.
-Serio? Daghur?- zaśmiałam się pod nosem. Szybko ,,wytworzyłam" sobie skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Na miejscu byłam po około godzinie. Oczywiście wszędzie strażnicy! Szczególnie czym ja się zamartwiam?
W oddali widziałam klatkę z moją przyjaciółką, koło niej był Daghur.
-Przeszukać wyspę! I to już!- z jego ust wydostał się wredny krzyk.
-Już po tobie.- mruknęłam.
-Chyba po tobie.- odezwał się głos zaa moich pleców.
Zanim zdążyłam się obrócić dostałam czymś w głowę.
Obudziłam się w klatcę razem z Striix.
-Czego?- zapytałam, bo ten idjota się na mnie gapił.
-Oddawaj Smocze Oko!- krzyknął.
-Nie. Nie mam go.- uśmiechnęłam się co widocznie go wkurzyło.
-Pilnować ich!- krzyknął i gdzieś poszedł
-Ok... Teraz moja kolej.- mruknęłam pod nosem i szybko wywarzyłam drzwi od klatki.- No to wracamy.
Szybko wzięłam Striix na grzbiet i wzbiłam się w powietrze. Byłam pod postacią Wrzeńca. Wróciłyśmy późnym wieczorem, odłorzyłam zielonooką do jej chatki, a sama wróciłam do swojej. Położyłam się i powoli zasnęłam. Obudziły mnie głośne stukanie drzwi. Leniwie wstałam i poszłam w ich kierunku. Gdy je otworzyłam ujrzałam Czkawkę z miną mówiącą ,,TO JUŻ KONIEC! PO NAS!"
-Co się st...
-Nie ma ryb!- krzyknął.
-I? Złowi się nowe, prawda?
-Nie, nie złowimy nowych, bo wszystkie ryby zniknęły!
-Aha, czyli nadal śnię.- mruknęłam pod nosem.
-Nie śnisz! To nie sen!- moje oczy zrobiły się wielkie.
-Nie?- połknęłam ślinę.
On natomiast pokręcił głową.
-To jest nie możliwe! Słyszysz?! W całym wielkim możu zero ryb? Chyba was pogieło.- Jeśli nie kłamiesz to jest jedno miejsce, które nas uratuje. Jest to Zatoka Kolorowych Świateł.
-Co to za zatoka?
-Najbardziej niebezpieczne miejsce w promieniu kilku milionów mil. Są tam różne niebezpieczne smoki, besie i różne stworzenia jakich na oczy nie widziałeś.- odparłam.
-Dla wioski zrobię wszystko! Wylatujemy już wieczorem!- krzyknął.
No trudno. Nic nie mogę zrobić. To wódz.
Właśnie zapadał zmrok. Ja i cała grupka zebraliśmy się w jednym miejscu.
-Dlaczego wylatujemy nocą?- zapytała Striix.
-Bo tak. Gotowi? Lecimy w drogę. Astrid zostań tu i popilnuj wioski.
Astrid prov
I polecieli, niestety wiem, że się coś szykuje, tylko co?
-Powodzenia.- mruknęłam.
I jak tam rozdział? Może być dużo błędów, ale telefon mi laguje :'( To dla ciebie Blue (miszczysko) ;) Mam nadzieję, że rozdział jest Okey. POZDRAWIAM!!!😉
PurpleAmdGirl💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro