Rozdział XVI
Jak na razie nie jest źle. No... w sensie, że nikt nie atakuje. Powoli podeszłam do okna i przez nie wyjrzałam. Słońce powoli znikało za linią horyzontu. Wpatrywałam się tak bez namysłu, do puki nie usłyszałam cichego drapania w drzwi. Powoli do nich podeszłam. Ach... pewnie to znowu te złośliwe Straszliwce. I uchyliłam je lekko, zamarłam. W nich stał Szczerbatek!!! Uśmiechnęłam się na jego widok. On spojrzał na mnie, a następnie rozejrzał się po pokoju. Po chwili spojrzał na mnie z miną mówiącą ,,Gdzie jest Czkawka?".
I co teraz? Czkawka jest daleko od wioski. Usiadłam na krześle i zaczęłam swoje rozmyślania.
Ivix prov:
Już niedaleko. Jeszcze tylko musimy wspiąć się na tą górę.
-Silve. Będziesz asekurować resztę.- powiedziałam do smoka, którego niedawno poznała reszta.
-Czemu od razu asekurować? Wystarczy, że polecimy na sam szczyt tej góry.- powiedział Mieczyk.
-No tak, fajnie by było, gdyby się tak dało. Niestety na górze jest zbyt silny wiatr, a asekuracja się przyda, no chyba, że chcecie spaść.- powiedziałam lekko poirytowana.
Wspinaliśmy się całkiem szybko. Byliśmy na szczycie po jakieś godzinie? No, może dwóch.
-Wszyscy są?- zapytałam powoli się odwracając.
-Chyba tak.
-A gdzie Striix?!- krzyknęłam, gdy nie ujrzałam szmaragdowookiej.
Szybko podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Nie ma jej tam! Wytężyłam mój wzrok, ale nadal nic. Chwila!
-O nie! Nie!- krzyknęłam.
W oddali było widać strzałę. To tutejsze stworzenia. Zapewne Demony!
-Czkawka i reszta, wracajcie na Berk! Szybko!
Ja natomiast szybko chwyciłam kryształ i zbiegłam z góry, a raczej się z sturlałam. Muszę ją znaleźć! I to szybko.
BERK
Czkawka prov:
Jest późno. Striix i Ivix nie wróciły.
-Astrid! Wróciłem!- krzyknąłem z ulgą, gdy stanąłem w progu. Nagle poczułem, że coś ląduje mi na plecach.
Gdy tylko obróciłem głowę, ujrzałem... Szczerbatka!
-Szczerbek!- powiedziałem i przytuliłem się do mojego przyjaciela.- Wróciłeś.- powiedziałem cicho, bo mi się głos załamał.
Wstałem i ujrzałem Astrid, która schodziła po schodach. Na jej twarzy malował się mały uśmieszek. Podeszła do mnie i mocno przytuliła. Ja natomiast pocałowałem ją w policzek.
-I jak?- zapytała Astrid.
-Co?
-Co z tą wyprawą?
-Aaaa... No. Striix i Ivix nie wróciły.- oznajmiłem smutny.
-Czemu?
-Bo... Striix gdzieś zaginęła, a Ivix poszła jej szukać i kazała nam lecieć z powrotem, ale...- przerwałem.- To Ivix ma przy sobie kryształ.
-Kryształ?- powtórzyła.
-Tak.
* * *
Minęło sześć dni! A Striix i Ivix nadal nie ma. Nie jestem w stanie określić, czy zapasów nam starczy na długo. Zdenerwowany tą sytuacją wyszedłem przed dom i oparłem się o jedną ze ścian budynku. Dzień nie był zbyt piękny, ponieważ zdobiły go szarawe chmury. Chciałem choć na krótką chwilę zapomnieć o tych wszystkich problemach. Czemu to wszystko musiało spotkać mnie? Gdyby tylko ojciec tu był. Wszystko byłoby zapewne inaczej.
-A ty co?- usłtszałem znajomy głos.
Spojrzałem dookoła, lecz nikogo nie było.
-Na górze!- krzyknął ten sam głos.
Spojrzałem na wyrzeźbioną głowę smoka nad moim wejściem do domu. Na właśnie jego głowie była, Ivix? Po chwili szybko zeskoczyła i posłała mi szeroki uśmiech. Z torby wyciągnęła mieniący się kolorami kryształ.
-A gdzie Striix?- zapytałem a szafirowooka spojrzała na mnie smutno.
-Nie ma jej... Nie mogłam jej znaleść.- spojrzała na swoje buty.- Choć. Musimy uratować wioskę.
Ivix prov:
Kryształ trzeba wstawić do wody, na samo dno.
-Czkawka! Bierz Szczerbatka i leć za mną!- krzyknęłam w stronę chłopaka.
-A skąd niby wiesz, że Szczerbatek wrócił?
-Bo... Go widziałam?- powiedziałam z irytacją w głosie.- A teraz choć, bo kryształ trzeba wrzócić do wody!
-A na brzegu tego zrobić nie można?
Posłałam mu piorunujące spojrzenie i powoli skierowałam się na północ. W ciszy dolecieliśmy na głębokie wody. Jednym szybkim ruchem wrzuciłam go do wody. (Kryształ, nie Czkawkę). Woda zaczęła "bulgotać", a pod jej powierzchnią tworzyły się ,,mini wybuchy". Po chwili ustało.
-I co? To tylko tyle?- usłyszałam głos Czkawki dochodzący zza moich pleców.
-Najwyraźniej tak.
* * *
Narrator prov:
Zapada zmrok Ivix siedzi u siebie. Jej głowę przepełniają różne myśli, pytania, na które nie zna odpowiedzi, zamartwienia o jej przyjaciółkę, która nie wiadomo, czy nie przechadza się po Elizejskich Polach*. Po chwili zamysłów, szybkim i energicznym ruchem wstała, a krzesło z ogromnym hukiem padło na podłogę. Dziewczyna cicho gwizdnęła, a już po paru chwilach koło niej stała Luna.
-Szyba misja, mała.- powiedziała Ivix do swojego smoka.- Odnajdujemy Striix, odbijamy ją tym baszybuzukom* i wracamy na Berk.- wyjaśniła plan i wsiadła na Lunę.- Lecimy.
Już po paru chwilach Ivix i Luna znajdywały się za linią horyzontu.
*Elizejskie Pola - w mitologii greckiej, świat pozagrobowy, miejsce, gdzie po śmierci przebywały dusze ludzi.
*Baszybuzuk - hultaj, zawadiaka.
Przepraszam was za błędy i... takie jakby pomyłki, ponieważ dawno nie pisałam rozdziałów i wypadłam z wprawy. Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy i, że chociaż w 2% wam się podoba ;) Do zobaczenia Mordeczki!
PurpleAndGirl <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro