Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eden

Kiedy w jeden z wielu wieczorów odróżnienie dobra od zła, prawdy od kłamstwa, rzeczywistości od snu, wydaje się dla Woo Jiho wyjątkowo trudne. A w każdy następny, staje się to tylko i wyłącznie trudniejsze.

房间

Ulice Seulu w godzinach szczytu były bardziej zaludnione niż Seulska Galeria Sztuki przy którymkolwiek z większych wydarzeń. A wiedzieć należy, że galeria to cieszyło się niezwykłą popularnością; Woo Jiho nigdy w życiu nie pomyślałby, że dosięgnie go zaszczyt pracowania tam.
Nie sądził też, że to właśnie w tym właśnie muzeum znajdzie schronienie przed ulewą, która w ciągu najbliższych kilku minut miała okryć cały Seul.

房间

Niemalże truchtał, desperacko chcąc dostać się do budynku. Po drodze mijał jedynie dzieciaki bawiące się w berka i zapracowanych, poważnych biznesmenów, z ciężkimi, skórzanymi teczkami i telefonem przy uchu.
I wykrzywiał usta w uśmiech, przypominający niezbyt dorodnego banana, gdy mijał tych wszystkich ludzi; uwierzyć, że jedna, niezbyt przemyślana decyzja, i on sam biegłby teraz na kolejne biznesowe spotkanie, cały mokry i zdenerwowany, naprędce dzwoniąc do żony, aby nie czekała z kolacją. A może nie do żony? Może tacy zapracowani, poważni ludzie są zbyt dojrzali, aby się z kimkolwiek wiązać? I Jiho śmiał się z tego wszystkiego, kompletnie nie przejmując się staruszkami zerkającymi na niego z politowaniem wprost zza swych kuchennych okien.
Zdziwił się, gdy obok budynku muzeum ujrzał niewielki straganik z owocami. Pomyślał sobie, że zrobi coś wbrew tym wszystkim zbyt poważnym i zbyt zajętym ludziom, zrobi coś, na co oni nigdy w życiu by nie wpadli; i do galerii wszedł z kiścią bananów w dłoni.

房间


Jeśli spytacie kogokolwiek z pracowników muzeum, kto przykłada się do pracy najsumienniej i z kim pracuje się najlepiej, każdy bez zawahania stwierdziłby, że z Jiho.
Toteż nic dziwnego, że nawet po godzinach pracy, włóczył się po wystawach, chcąc sprawdzić ich stan.
Można sobie pomyśleć, że Jiho niewiele różni się od tych wszystkich biznesmenów, skoro taki z niego pracoholik; co jednak innego można robić, gdy jest się całkiem samemu pośród tylu wspaniałych dzieł sztuki?
No tak. Całkiem samemu. Rzeczywiście, Jiho był pewien, że w muzeum nie było już nikogo poza nim.
Zatrzymał się przy jednym z obrazów, zawsze na chwilę przy nim przystawał. Nigdy nie był w stanie zrozumieć, co jest w nim takiego niezwykłego; nie potrafił pojąć, dlaczego znajduje się wśród dzieł tak wielkich malarzy, jak choćby Monet. Rzeczą jeszcze dziwniejszą niż sam ten obraz, był fakt, że nie został podpisany. Nie było pod nim niewielkiej tabliczki z imieniem i nazwiskiem autora, ani nawet nazwy dzieła.
I mimo swojej pozycji kierownika, nikt nigdy nie chciał mu powiedzieć, co kryje się za tajemniczym obrazem. Obrazem przedstawiającym nic innego jak jedynie nieco niestarannie namalowany, pusty pokój.

房间

Chrząknięcie. Jiho mógłby się założyć, że usłyszał czyjeś chrząknięcie.
Z niepewnością odwrócił się w stronę, z której potencjalnie mógł je usłyszeć, a jego oczom ukazał się drobny chłopiec o potarganych, blond włosach, podłużnej, nieco wychudzonej twarzy i o miernie zbudowanej sylwetce, zakrytej szarawą, przydużą koszulą poplamioną najróżniejszymi odcieniami farby.
– Jestem przekonany, że muzeum jest zamknięte i nie przyjmujemy już odwiedzających – zaczął Jiho, starając się zabrzmieć łagodnie. W skutku jednak nieznany mu chłopak cofnął się nieznacznie i nerwowo bełkotał coś pod nosem.
– Przepraszam, mam... pozwolenie, żeby tu być. – schylił głowę, chcąc schować swoje zażenowanie przed doskonale znanym mu Woo Jiho.
– W porządku, załóżmy, że ci zaufam, ale będę mieć jedno pytanie –przerwał Jiho, nie do końca wiedząc, jak powinien ubrać to wszystko w słowa; zazwyczaj nie miał trudu z rozmawianiem z innymi ludźmi, był typem duszy towarzystwa, do której każdy lgnął, zawsze wiedział co powiedzieć. Dziś jednak wyjątkowo, czy to przez pogodę, czy może przez niewyspanie się, słowa utknęły mu w gardle i za nic nie chciały wyjść.
– Park Kyung. Jestem Park Kyung – uprzedził pytanie Jiho, oswobadzając go jednocześnie z wewnętrznej walki z samym sobą. Nieśmiało wyciągnął doń swoją zbyt małą i zbyt trzęsącą się dłoń, a Jiho bez zawahania chwycił ją w swoją i uścisnął przyjaźnie.
Któż by pomyślał, że jeden zwyczajny wieczór, może zdarzyć się tak wiele niezwyczajnych rzeczy?

房间

Mijała trzecia godzina, odkąd Jiho siedział na mahoniowym stołku w pracowni, o której równe sto osiemdziesiąt minut wcześniej nie miał najmniejszego pojęcia. I najwyraźniej tajemniczy obraz i ten niewielki pokój nie były największymi sekretami w galerii.
Pomieszczenie, w którym oboje teraz się znajdowali, sprawiało wrażenie oderwanego od rzeczywistości; wszędzie stały niedokończone obrazy, czyste płótna, już puste tubki po farbie, a na samym środku, tuż obok niewielkiego krzesła, stała sztaluga, na której teraz Park Kyung starał się skończyć jedno ze swoich dzieł.
I Woo Jiho nie był pewien, czy to dobre. Może miał nigdy nie poznać Kyunga? Łapczywie sięgnął po zakazany owoc i już nigdy nie będzie dane mu wrócić do szczęścia, które nigdy nie go nie opuszczało, nawet na najkrótszą chwilę.
– Jiho? Coś się stało? Od dłuższego czasu nic nie mówisz – mówił Kyung, nie odrywając oczu od sztalugi. - Może chciałbyś spróbować coś namalować?
Zawahał się odrobinę, kiwnął jednak głową na tak, chcąc dać sobie szansę. Nie sądził, aby było to dobre; zdawało się jednak, że nie miał innego wyboru, jak tylko grzeczne przytakiwanie i zdanie się całkiem na los.
Siedział więc w tym pokoju, mimowolnie zapraszając uciążliwy zapach farby olejnej do swojego nosa. Można by jednak rzec, że całkiem go to nie obeszło; w tym momencie liczyło się to, że był z Kyungiem. Był z chłopakiem, którego poznał z przypadku, i którego w każdej chwili mógł z przypadku stracić.
A burza, którą Jiho chciał tylko przeczekać, skończyła się już dawno temu.

房间

Punktualnie o godzinie wpół do ósmej, Jiho ściągał swój za duży płaszcz i kierował się do kuchni, chcąc zaparzyć kawę. Czarną, z niewielką ilością cukru. Po takiej najlepiej mu się myślało.
Co rusz ktoś wchodził do kuchni, przelotnie witając się z innymi współpracownikami, zbyt zajęty, aby wdać się w dłuższą rozmowę.
Nic dziwnego, wszyscy byli niezwykle zapracowani, aby przygotować zbliżające się otwarcie nowej wystawy najlepiej, jak się da.
A Woo Jiho, zdaje się, że zdążył się przyzwyczaić do faktu, że jedyną osobą, z którą rozmawiał od ostatnich dwóch tygodni, był Park Kyung.
Z gorącą kawą i dwoma bananami w rękach, kierował się do pokoju, który już na zawsze miał pozostać jego słodką tajemnicą.

房间

Ostrożnie uchylił drzwi, nie chcąc zburzyć nieidealnego świata Kyunga, którego nie powinien nigdy zaburzać; a jednak zdawało się w nim być coś na tyle przyciągającego, że wybierał właśnie Parka, zamiast pomaganie kolegom z pracy.
Gdy tylko wszedł do środka, duszący zapach farby niemalże się na niego rzucił. Przywitał się cicho i zajął miejsce obok malującego chłopaka, ze skupieniem obserwując jego pracę.
– To przypomina trochę ten niepodpisany obraz z wystawy. Co przedstawia?– zapytał Woo.
– Tamten jest niedokończony. Maluję go od nowa, a co będzie przedstawiał, to musisz wywnioskować samodzielnie. Raczej dasz sobie z tym radę – zaśmiał się, rzucając szybkie spojrzenie chłopakowi.
– A więc tajemnicze dzieło bez autora jest twoje? – Z ciekawością odwzajemnił spojrzenie starszego o dwa miesiące Parka.
– Aż wstyd mi się do niego przyznać.– Przytaknął głową Kyung.– Lubię przedstawiać zwyczajne sytuacje w niezwykły sposób. A ten obraz, to zwykły pokój, nie jest ani trochę specjalny – dodał.
I Jiho nie chciał się już sprzeczać z Kyungiem, że ta praca wcale nie była taka zła; kiwnął tylko głową, nie mogąc przestać podziwiać profilu zatraconego w pracy chłopaka.

房间


– Naprawdę lubię z tobą malować, Kyung– zagaił Jiho równe pół godziny po rozmowie o niepodpisanym obrazie.
– Ach tak? Mnie się jednak wydaje, że po prostu uwielbiasz sztukę– powiedział Kyung, podając starszemu pędzel.
– Najwyraźniej lubię też ciebie – chrząknął nieco zawstydzony – malowanie samemu nigdy nie sprawiało mi takiej radości, jak malowanie z tobą – dodał zmieszany, jednocześnie rozprowadzając po płótnie farbę.
– Jest coś konkretnego, co chciałbyś namalować? – zapytał Park, zbyt onieśmielony, aby kontynuować zaczęty temat. I jedyną rzeczą, jaką był w stanie zrobić, było nieśmiałe chwycenie wolnej dłoni Jiho w swoją.
Ten natomiast, nieco zaskoczony ruchem chłopaka, wskazał tylko palcem na brązowego już banana, którego przyniósł tu kilka dni wcześniej. A może godzin? Z Kyungiem u boku, tracił rachubę czasu. Minuty uciekały mu przez palce równie szybko, gdy wpatrywał się bez końca w duże oczy chłopaka. I były zdecydowanie zbyt przekonujące, aby tak szybko się od nich oderwać. Jaka szkoda, że Woo Jiho po raz kolejny nie był pewien, czy to, co robi, jest dobre; i nie był tego też pewien, gdy Kyung z troską odsunął mu włosy z czoła. Nie uzyskał też stuprocentowej pewności w momencie, gdy Park opuścił swoją głowę na jego ramię, nadal trzymając go za rękę.
– Mama zwykła mi powtarzać, że banan jest owocem z Drzewa poznania dobra i zła. Chciałbym go przedstawić w taki sposób – zaproponował swój pomysł Jiho, niezbyt pewny, czy uda mu się to zrealizować.
– Brzmi dobrze. W sztuce liczą się szczegóły. Musisz o tym pamiętać, malując obraz. To zawsze powtarzał mi ojciec, kiedy jeszcze żył. –Podał chłopakowi pudełko z farbkami olejnymi, które akurat miał pod ręką. I przez cały wieczór Jiho był tak zaabsorbowany malowaniem, że nawet nie zauważył, kiedy Kyung zasnął. Nie wiedział też, że wszyscy jego współpracownicy desperacko próbowali go znaleźć.

房间

O godzinie dwunastej w nocy, Jiho w ciszy opuścił pokój, starając się nie obudzić Parka. Spodziewał się, że nikogo już nie będzie, i miał rację; wyszedł z muzeum, zapominając o swoim nieszczęsnym płaszczu.
Wiatr, jak na złość, niezwykle pogarszał mu widoczność. Za każdym razem, gdy odgarniał włosy, te niemalże od razu wracały do jego oczu. I, ku swojemu nieszczęściu, zamyślił się tak bardzo, że jedyne, co zapamiętał z tej nocy, to swój bolesny upadek.
Jaka szkoda, że nie chodziło jedynie o upadek metaforyczny...

房间

Cykliczne piknięcia niezidentyfikowanej maszyny zdają się docierać do uszu Jiho. Mozolnie przebijają się wprost do jego nerwów, wybudzając go ze snu. Niechętnie otwiera oczy, przed sobą dostrzega dwie rozmazane postaci. Z czasem, gdy jego wzrok się wyostrza, zauważa, że wymieniają między sobą nerwowe spojrzenia.

Taeil i Yukwon.

Starszy chłopak pierwszy podchodzi bliżej łóżka szpitalnego, na którym leży Jiho. Zdaje się, że coś mówi, jednak jedynym, co jest w stanie usłyszeć Jiho, jest nieszczęsna maszyna po jego prawej stronie. Nerwowo macha ręką w jej stronę i wtedy dostrzega, że na półce obok niego stoi kiść bananów. Ta sama kiść, którą przyniósł jakiś czas temu do pokoju. A może tak naprawdę żaden pokój nigdy nie istniał?
– Czy to było złe? – pyta bezsilnie, ze wzrokiem wbitym w sufit.
– Jiho, nie mamy pojęcia, o czym mówisz... Powinieneś odpoczywać – mówi Yukwon, siadając na krzesełku obok łóżka.
– Kyung... On... gdzie on jest? – cedzi słowa Jiho, rozpaczliwie chcąc poznać prawdę – Czy on dalej jest w pokoju w galerii? Czeka tam na mnie jak zawsze?
–Kyung? Pokój? - Taeil zerka nerwowo na niewyraźnie wyglądającego Woo Jiho– Yukwon, jesteś pewien, że nie powinniśmy wezwać pielęgniarki?
– Pokój pełen sztalug i niedokończonych obrazów... Kyung zawsze tam malował, my tam malowaliśmy...– Wbija rozpaczliwe spojrzenie w przyjaciół, gdy jego oczy zachodzą łzami.
A Woo Jiho nie jest już w stanie usłyszeć słów Yukwona. Nie jest też w stanie dosłyszeć nawoływań pielęgniarek ani wyczuć chłodnych dłoni lekarza, sprawdzającego jego temperaturę.

Jedynym, co krąży mu teraz po głowie, jest fakt, że żadnego Kyunga nigdy nie było.

Jedynym, co jest w stanie teraz wyczuć, są ciepłe łzy spływające z jego twarzy wprost na twardą, szpitalną poduszkę.

Jedynym, co jest w stanie usłyszeć, to krople deszczu uderzające w okno, na które wcześniej nie zwrócił uwagi.

Jedynym, co jest w stanie zobaczyć, jest biały sufit wprost nad nim.

Jedynym, co zostało mu po Kyungu, są zszargane zdrowie i dłonie brudne od farby, której nie dostrzegł przez łzy.

I któż by się spodziewał, że kilka dni po wyjściu ze szpitala, zrozpaczony Woo Jiho dopuści się czynu tak tragicznego, jakim jest samobójstwo?

Jakże kuszący był ten zły owoc, skoro ostatecznie po niego sięgnął;

Mało kto by się również spodziewał, że na pogrzebie Woo Jiho, wśród najbliższej rodziny, pojawi się także drobny chłopiec o potarganych, blond włosach, podłużnej, nieco wychudzonej twarzy i o miernie zbudowanej sylwetce, zakrytej szarawą, przydużą koszulą poplamioną najróżniejszymi odcieniami farby.

enda.

hej. dziękuję, jeśli to czytasz! pamiętaj, żeby jeść banany. są zdrowe. ale nie za dużo, bo potas jest trujący.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro