Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6



   Przetarłem zmęczony oczy i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy i zmęczone oblicze było czymś, na co zdecydowanie nie chciałem patrzeć. Odkleiłem powoli plaster i chwyciłem wodę utlenioną wraz z wacikiem. Przemyłem ranę na policzku zaciskając zęby z bólu. Jeśli sądziłem, że wczoraj, kiedy mi to robił bolało najbardziej, to cofam tamte słowa. Spojrzałem na ranę i skrzywiłem się nieznacznie. Co ten człowiek ma w głowie? Kto normalny gryzie innych ludzi? Jake nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Modliłem się, aby nie została mi po tym blizna.

   Założyłem nowy opatrunek i opuściłem łazienkę. Ubrałem szarą koszulkę i ciemne spodnie, a na stopy wciągnąłem białe buty. Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili wszedł przez nie Niall. Spojrzał na mnie zdziwiony.

   ― Cześć Lou. Co ci się stało?

   ― Aż tak bardzo to widać? ― zapytałem z nadzieją na przeczącą odpowiedź. Blondyn pokiwał głową twierdząco, a ja spuściłem zrezygnowany głowę ― Ja, no wiesz, zaciąłem się przy goleniu, a że krew nie przestała lecieć musiałem założyć plaster ― jeśli on uwierzy w to kłamstwo, będzie to definitywnie jakiś cud. Jednak jego mina nie wskazywała na to.

   ― Jasne ― podszedł do mnie i złapał za twarz. Nie zrobił tego mocno, ale tak, abym nie mógł się wyrwać. Powoli i delikatnie zdjął opatrunek z mojego policzka, i w tym momencie wiedziałem, że nie mam szans na dalsze ukrywanie prawdy

   ― Lou. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby zacięcie się podczas golenia miało kształt zębów człowieka i wyglądało jak malinka. Harry ci to zrobił, prawda? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, puszczając moją twarz. Pokiwałem głową i mruknąłem:

   ― Niall, ja nic nie rozumiem. Dlaczego on próbował odgryźć mi pół policzka i szyi? Czy on jest kanibalem? ― chłopak roześmiał się na moje ostanie pytanie.

   ― Nie, mały. ― spojrzałem na niego morderczo za przezwisko, jakiego wobec mnie użył ― Harry nie jest kanibalem. Czy powiedział coś, kiedy no wiesz, zrobił ci to? ― wskazał palcem na ślad. To pytanie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Czy przyznać mu się, czy skłamać, że nic nie powiedział. A jeśli pomyśli sobie coś o mnie?

   ― Nie powiedział zupełnie nic. Po prostu to zrobił i zniknął ― kłamstwo zazwyczaj wydaje się lepszym rozwiązaniem. Nie wiem, czy miałem rację nie mówiąc mu prawdy. ― Niall, proszę, nie mów nikomu. Błagam. ― patrzyłem na niego wzrokiem, którym patrzy dziecko na słodycze przez witrynę sklepu i prosi o nie rodziców.

   ― Oczywiście, Lou. Nikomu nie powiem. Obiecuję - wystawił przed moją twarz mały palec prawej dłoni. Popatrzyłem na niego niedowierzającym wzrokiem, ale splotłem nasze dwa palce razem - Niestety znając Harry'ego nie pozwoli, aby jego dzieło było zakrywane opatrunkiem. Nie chcę cię martwić, ale prędzej czy później dowiedzą się.

   ― Wiem Niall, ale chcę odwlekać to w czasie jak najbardziej się da ― uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem go za rękę. ― A teraz chodź. Popsułeś mój idealnie założony opatrunek, więc za karę zrobisz mi nowy ― pociągnąłem go do łazienki i dałem apteczkę.

   Usiadłem na zamkniętej toalecie i patrzyłem na poczynania blondyna. Podszedł do mnie z plastrem w lewej dłoni i dokładnie zaczął mi go przyklejać. Po chwili odsunął się i schował apteczkę do szafki. Chwycił mnie za rękę i powiedział:

   ― Teraz to ty chodź. Już dawno pora śniadania.

   Zeszliśmy do jadalni i zajęliśmy miejsca. Niall odruchowo usiadł obok Zayn'a, a ja koło Liam'a. Chłopak spojrzał na mój policzek. Już miał coś powiedzieć, kiedy ja pokręciłem głową dając mu do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.

   Jakby tego było mało palący wzrok przeszywał mnie na wylot. Tylko jedna osoba potrafiła patrzeć na mnie w ten sposób, ale jest to też ta sama osoba, z którą nie chciałem rozmawiać. Ani wtedy, ani nigdy. Byłem na niego wściekły.

   Niall wesoło rozmawiał z mulatem i Liam'em. Opowiadał żarty i próbował mnie rozśmieszyć na wszystkie sposoby. Uśmiechnąłem się delikatnie i nałożyłem sobie jedzenie na talerz. Chwyciłem widelec w dłoń i zacząłem jeść, cały czas patrząc na wygłupy blondyna. Jedzenie było naprawdę świetne. Chłopak szturchnął przez przypadek Li ręką podczas jedzenia. Ta sytuacja zadziałała jak zapalnik bomby. Chłopcy zaczęli rzucać w siebie jedzeniem, a po chwili po całym pomieszczeniu latały potrawy. Po tym jak dostałem ciastem w twarz szybko ulotniłem się z pomieszczenia. Wychodząc zgarnąłem jeszcze szybko serwetki i zacząłem się wycierać.

   Pisnąłem, gdy ktoś docisnął mnie do ściany. Burza loków całkowicie zasłoniła mi pole widzenia. Zawyłem z bólu, kiedy poczułem gwałtowne zerwanie opatrunku z mojej skóry. Rana prawdopodobnie otworzyła się na nowo i już po chwili mogłem zobaczyć jak cienka stróżka krwi moczy moją koszulkę na czerwono.

   ― Kto pozwolił ci to zakryć? ― zapytał wściekłym głosem. Spojrzałem w jego równie wściekłe oczy i przełknąłem ślinę. Musiałem być twardy.

   ― Ja. A kto pozwolił tobie na zrobienie mi tego? ― wskazałem na ślad. Zjechał na niego wzrokiem i wyjął serwetkę z mojej dłoni. Wytarł nią krew dalej płynącą po mojej szyi i przyłożył ją do krwawiącego miejsca.

   ― Ja. Nie potrzebuję pozwolenia od nikogo ― spojrzał mi w oczy. ― Przecież powiedziałem ci, że jesteś mój.

   ― Nie jestem twój. Nie jestem rzeczą. Nie należę do nikogo - mówiłem patrząc mu wytrwale w oczy. Nie byłem jego, tylko Jake'a. To jego kochałem. ― A teraz z łaski swojej zostaw mnie w spokoju, najlepiej na zawsze ― dalej wpatrywałem się w jego oczy z wyższością.

   ― Jesteś mój. Na zawsze mój. Nikt nie ma prawa cie posiąść oprócz mnie. Nikt nie ma prawa cie dotknąć oprócz mnie. Należysz cały do mnie. A to ― dotknął pogryzionego miejsca ― ma dać do zrozumienia wszystkim, do kogo należysz. Radzę tego nie zakrywać. ― i odszedł. Tak po prostu odszedł.

   Kiedy tylko zniknął za rogiem, pobiegłem do swojego pokoju. Po raz kolejny dzisiejszego dnia opatrzyłem ranę. Założyłem koszulkę Jake'a i rzuciłem się na łóżko. Zakopałem się w kołdrze i starałem się zasnąć.

   Mylisz się Styles. Nie należę do ciebie. Należę do Jake'a.

***

   Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Szybko zerwałem się z łóżka i podbiegłem do nich. Otworzyłem je, a w moje ramiona wpadł płaczący Niall. Wprowadziłem go do środka próbując dowiedzieć się, co się stało. Jednak chłopak ciągle nie przestawał płakać. Kazałem położyć mu się na łóżku, a ja zająłem miejsce obok niego. Przykryłem nas kołdrą i przytuliłem. Głaskałem go po głowie i pocierałem jego plecy. Kiedy trochę się uspokoił, przemówił słabym głosem.

   ― Lou... oni... był napad... pojechali... ja nie wiem... co z nimi... oni mogą nie żyć ― pomiędzy słowami chlipał i pociągał nosem. Niezrozumiałem kompletnie nic.

   ― Niall. Spokojnie. Powoli. Staraj się mówić pełnymi zdaniami ― starałem się go uspokoić, jednak nie wiele to dało.

   ― Był napad n-na jedną z n-naszych kwater. Pojechali tam prawie w-wszyscy oprócz n-nas. C-chciałem j-jechać z n-nimi, ale Zayn n-na mnie n-nakrzyczał i kazał zostać ― podałem mu chusteczkę, w którą się wysmarkał ― A Liam i Harry kazali mi biec do ciebie i nie zostawiać cię samego, bo musieli być pewność, że oboje będziemy bezpieczni.

   ― Harry? To niemożliwe ― mruknąłem. Blondyn nabrał powietrza, żeby ostatecznie się uspokoić ― Niall, co dalej?

   ― Dostałem informację, że było kilku rannych, a kilku zginęło. To była zasadzka! ― wykrzyknął. ― Ja boję się o Zayn'a. Ja nie wiem kim byli ranni, a kto zginął. T-tak bardzo się martwię ― nikt nie powinien oglądać płaczącego Niall'a. To najgorszy widok na świecie.

   ― Niall. Spokojnie. Na pewno nic im nie jest. Przecież gdyby nie potrafili się bronić, to nie byliby głowami jednego z największych gangów w Anglii. Na pewno nic im nie jest. Nawet nie wolno ci myśleć inaczej ― pogłaskałem go po głowie.

   ― Lou. Znowu krwawisz. Chodź ― wygrzebał się spod kołdry i zaprowadził mnie do łazienki. Szybko zmienił opatrunek i wróciliśmy na swoje wcześniejsze miejsce. Niall leżał wtulony we mnie.

   ― Okłamałem cię. ― przyznałem, patrząc w sufit. Chłopak spojrzał na mnie załzawionymi oczami ― Harry powiedział mi coś, kiedy mnie ugryzł.

   ― On cię nie ugryzł, a oznaczył. Domyślam się, co mógł powiedzieć.

   ― Powiedział, że należę do niego. Mam nie zakrywać rany, bo każdy ma się dowiedzieć, że jestem jego. Ale Niall. Ja nie należę do niego. Nie jestem rzeczą.

   ― Przepraszam Lou, ale należysz. On zawsze dostaje to, czego chce. Takie panują tu zasady ― powiedział ze współczuciem w głosie.

   ― Ale ja go nie kocham. Moje serce należy do kogoś innego ― nie chcę mu zdradzać, kim dla mnie jest Jake. Nie mogę go narazić, mimo że Niall wydaje się osobą godną zaufania, to ciężko mi się przełamać, bo jak sam stwierdził - pozory mylą.

   ― Przykro mi Lou, ale nikt tu nie mówił o miłości. Jemu raczej chodzi o ciało ― szepnął, po czym wtulił się we mnie ― Czy mogę, no wiesz?

   ― Śpij blondynko. Jak wrócą to cię obudzę ― odszepnąłem, głaszcząc go po głowie.

***

Nie obudziłem Niall'a. To mnie wybudzono ze snu o wspólnych wakacjach z moim chłopakiem, głośnym trzaskiem. Otworzyłem szybko oczy, jednak zauważyłem, że Niall dalej śpi. Musi być wycieńczony ciągłym płaczem.

   W drzwiach stali Zayn i Harry. Byli lekko poobijani, ale na pierwszy rzut oka nic poważnego im nie było. Przycisnąłem palec wskazujący do ust i wyplątałem się z objęć śpiącego chłopaka. Podszedłem do chłopców, lecz nagle Zayn złapał mnie za przód koszulki i przycisnął do ściany w korytarzu.

   ― Gadaj co...

  ― Zayn ― wszedłem mu w słowo ― Jeśli już masz się na mnie drzeć, to zamknij drzwi, bo obudzisz Niall'a. Musi odpoczywać ― chłopak nic nie powiedział dalej mierząc mnie morderczym wzrokiem. Machnął głową na Harry'ego, żeby zrobił to co powiedziałem.

   ― Mówiłem, że jest zadziorny ― rzucił zielonooki.

   ― A teraz gadaj, co cię łączy z Niall'em. I dlaczego musi odpoczywać. Co mu zrobiłeś? ― zaczął mną szarpać.

   ― Z Niall'em łączy mnie tylko przyjaźń. ― powiedziałem spokojnie, luzując jego uścisk.

   ― Nie wierzę! ― krzyknął i uderzył mną lekko o ścianę. A Harry? Stał tylko i patrzył. Czego mogłem się po nim spodziewać?

   ― To nie wierz. Pamiętasz co ci powiedziałem wczoraj? Nie patrzę na Niall'a, tak jak on patrzy na ciebie. Jest moim przyjacielem, zrozum to i przestań być zazdrosny — wyrwałem się z objęć już spokojniejszego chłopaka. — A musi dużo odpoczywać, bo płakał w moich ramionach parę godzin.

   ― Dlaczego? ― zapytał zmartwiony.

   ― Ponieważ dowiedział się, że są ranni i kilka osób zginęło. Bał się, że byłeś jedną z tych osób ― w chwili kiedy chciał wbiec do pokoju, złapałem go za rękę. — Nie powinieneś był na niego krzyczeć. Bardziej się po tym załamał.

   ― Ja przepraszam ― powiedział skruszony.

  ― Nie przepraszaj mnie, tylko Niall'a. ― rzuciłem mu mały uśmiech.

   ― Dziękuję, że się nim zaopiekowałeś. Jestem twoim dłużnikiem. Źle cię oceniłem. ― przyznał i wszedł cicho do pokoju

   Dopiero teraz zwróciłem uwagę na stojącego po drugiej stronie korytarza Styles'a. Wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Podszedł do mnie jednym susem. Przygotowany na to, że będzie chciał odsłonić swoje dzieło na mojej szyi, szybko zasłoniłem to miejsce dłonią. Głuchą ciszę przerwał jego zachrypnięty głos:

   ― Było z nią aż tak źle, że Niall musiał zmieniać ci opatrunek? ― zapytał, dotykając z niespotykaną delikatnością rany zakrytej przez materiał.

   ― Skąd wiesz, że Niall to zrobił?

   ― Jest leworęczny. Przykleja plastry w innej kolejności i kierunku niż osoba praworęczna. Poza tym tylko on zakleja zbyt długie końce do dołu.

   ― Nie zdejmę go przez najbliższe pare dni. Rana musi się trochę zaleczyć, chyba, że będziesz biegał za mną z chusteczkami. Gdyby nie twój poranny wybryk, jej stan nie pogorszył by się. ― burknąłem, nie mając ochoty patrzeć na niego.

  ― Niech będzie. Ale jak najkrócej. Niech każdy wie czyj jesteś ― mówił, przybliżając się do mnie.

   ― Nie jestem twój ― zaprzeczyłem od razu i odsunąłem się na bezpieczną odległość.

   ― Jesteś. Im szybciej przyjmiesz to do wiadomości, tym lepiej dla ciebie ― spojrzał na mnie złowrogo.

   ― Po co tu przyszedłeś? ― zapytałem oschle. Nie sądziłem, że jego następne słowa spowodują, że nogi się pode mną załamią.

   ― Liam jest ranny. Ciężko.

~~~~

Co sądzicie? Co będzie dalej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro