Rozdział 6
Przetarłem zmęczony oczy i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy i zmęczone oblicze było czymś, na co zdecydowanie nie chciałem patrzeć. Odkleiłem powoli plaster i chwyciłem wodę utlenioną wraz z wacikiem. Przemyłem ranę na policzku zaciskając zęby z bólu. Jeśli sądziłem, że wczoraj, kiedy mi to robił bolało najbardziej, to cofam tamte słowa. Spojrzałem na ranę i skrzywiłem się nieznacznie. Co ten człowiek ma w głowie? Kto normalny gryzie innych ludzi? Jake nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Modliłem się, aby nie została mi po tym blizna.
Założyłem nowy opatrunek i opuściłem łazienkę. Ubrałem szarą koszulkę i ciemne spodnie, a na stopy wciągnąłem białe buty. Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili wszedł przez nie Niall. Spojrzał na mnie zdziwiony.
― Cześć Lou. Co ci się stało?
― Aż tak bardzo to widać? ― zapytałem z nadzieją na przeczącą odpowiedź. Blondyn pokiwał głową twierdząco, a ja spuściłem zrezygnowany głowę ― Ja, no wiesz, zaciąłem się przy goleniu, a że krew nie przestała lecieć musiałem założyć plaster ― jeśli on uwierzy w to kłamstwo, będzie to definitywnie jakiś cud. Jednak jego mina nie wskazywała na to.
― Jasne ― podszedł do mnie i złapał za twarz. Nie zrobił tego mocno, ale tak, abym nie mógł się wyrwać. Powoli i delikatnie zdjął opatrunek z mojego policzka, i w tym momencie wiedziałem, że nie mam szans na dalsze ukrywanie prawdy
― Lou. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby zacięcie się podczas golenia miało kształt zębów człowieka i wyglądało jak malinka. Harry ci to zrobił, prawda? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, puszczając moją twarz. Pokiwałem głową i mruknąłem:
― Niall, ja nic nie rozumiem. Dlaczego on próbował odgryźć mi pół policzka i szyi? Czy on jest kanibalem? ― chłopak roześmiał się na moje ostanie pytanie.
― Nie, mały. ― spojrzałem na niego morderczo za przezwisko, jakiego wobec mnie użył ― Harry nie jest kanibalem. Czy powiedział coś, kiedy no wiesz, zrobił ci to? ― wskazał palcem na ślad. To pytanie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Czy przyznać mu się, czy skłamać, że nic nie powiedział. A jeśli pomyśli sobie coś o mnie?
― Nie powiedział zupełnie nic. Po prostu to zrobił i zniknął ― kłamstwo zazwyczaj wydaje się lepszym rozwiązaniem. Nie wiem, czy miałem rację nie mówiąc mu prawdy. ― Niall, proszę, nie mów nikomu. Błagam. ― patrzyłem na niego wzrokiem, którym patrzy dziecko na słodycze przez witrynę sklepu i prosi o nie rodziców.
― Oczywiście, Lou. Nikomu nie powiem. Obiecuję - wystawił przed moją twarz mały palec prawej dłoni. Popatrzyłem na niego niedowierzającym wzrokiem, ale splotłem nasze dwa palce razem - Niestety znając Harry'ego nie pozwoli, aby jego dzieło było zakrywane opatrunkiem. Nie chcę cię martwić, ale prędzej czy później dowiedzą się.
― Wiem Niall, ale chcę odwlekać to w czasie jak najbardziej się da ― uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem go za rękę. ― A teraz chodź. Popsułeś mój idealnie założony opatrunek, więc za karę zrobisz mi nowy ― pociągnąłem go do łazienki i dałem apteczkę.
Usiadłem na zamkniętej toalecie i patrzyłem na poczynania blondyna. Podszedł do mnie z plastrem w lewej dłoni i dokładnie zaczął mi go przyklejać. Po chwili odsunął się i schował apteczkę do szafki. Chwycił mnie za rękę i powiedział:
― Teraz to ty chodź. Już dawno pora śniadania.
Zeszliśmy do jadalni i zajęliśmy miejsca. Niall odruchowo usiadł obok Zayn'a, a ja koło Liam'a. Chłopak spojrzał na mój policzek. Już miał coś powiedzieć, kiedy ja pokręciłem głową dając mu do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.
Jakby tego było mało palący wzrok przeszywał mnie na wylot. Tylko jedna osoba potrafiła patrzeć na mnie w ten sposób, ale jest to też ta sama osoba, z którą nie chciałem rozmawiać. Ani wtedy, ani nigdy. Byłem na niego wściekły.
Niall wesoło rozmawiał z mulatem i Liam'em. Opowiadał żarty i próbował mnie rozśmieszyć na wszystkie sposoby. Uśmiechnąłem się delikatnie i nałożyłem sobie jedzenie na talerz. Chwyciłem widelec w dłoń i zacząłem jeść, cały czas patrząc na wygłupy blondyna. Jedzenie było naprawdę świetne. Chłopak szturchnął przez przypadek Li ręką podczas jedzenia. Ta sytuacja zadziałała jak zapalnik bomby. Chłopcy zaczęli rzucać w siebie jedzeniem, a po chwili po całym pomieszczeniu latały potrawy. Po tym jak dostałem ciastem w twarz szybko ulotniłem się z pomieszczenia. Wychodząc zgarnąłem jeszcze szybko serwetki i zacząłem się wycierać.
Pisnąłem, gdy ktoś docisnął mnie do ściany. Burza loków całkowicie zasłoniła mi pole widzenia. Zawyłem z bólu, kiedy poczułem gwałtowne zerwanie opatrunku z mojej skóry. Rana prawdopodobnie otworzyła się na nowo i już po chwili mogłem zobaczyć jak cienka stróżka krwi moczy moją koszulkę na czerwono.
― Kto pozwolił ci to zakryć? ― zapytał wściekłym głosem. Spojrzałem w jego równie wściekłe oczy i przełknąłem ślinę. Musiałem być twardy.
― Ja. A kto pozwolił tobie na zrobienie mi tego? ― wskazałem na ślad. Zjechał na niego wzrokiem i wyjął serwetkę z mojej dłoni. Wytarł nią krew dalej płynącą po mojej szyi i przyłożył ją do krwawiącego miejsca.
― Ja. Nie potrzebuję pozwolenia od nikogo ― spojrzał mi w oczy. ― Przecież powiedziałem ci, że jesteś mój.
― Nie jestem twój. Nie jestem rzeczą. Nie należę do nikogo - mówiłem patrząc mu wytrwale w oczy. Nie byłem jego, tylko Jake'a. To jego kochałem. ― A teraz z łaski swojej zostaw mnie w spokoju, najlepiej na zawsze ― dalej wpatrywałem się w jego oczy z wyższością.
― Jesteś mój. Na zawsze mój. Nikt nie ma prawa cie posiąść oprócz mnie. Nikt nie ma prawa cie dotknąć oprócz mnie. Należysz cały do mnie. A to ― dotknął pogryzionego miejsca ― ma dać do zrozumienia wszystkim, do kogo należysz. Radzę tego nie zakrywać. ― i odszedł. Tak po prostu odszedł.
Kiedy tylko zniknął za rogiem, pobiegłem do swojego pokoju. Po raz kolejny dzisiejszego dnia opatrzyłem ranę. Założyłem koszulkę Jake'a i rzuciłem się na łóżko. Zakopałem się w kołdrze i starałem się zasnąć.
Mylisz się Styles. Nie należę do ciebie. Należę do Jake'a.
***
Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Szybko zerwałem się z łóżka i podbiegłem do nich. Otworzyłem je, a w moje ramiona wpadł płaczący Niall. Wprowadziłem go do środka próbując dowiedzieć się, co się stało. Jednak chłopak ciągle nie przestawał płakać. Kazałem położyć mu się na łóżku, a ja zająłem miejsce obok niego. Przykryłem nas kołdrą i przytuliłem. Głaskałem go po głowie i pocierałem jego plecy. Kiedy trochę się uspokoił, przemówił słabym głosem.
― Lou... oni... był napad... pojechali... ja nie wiem... co z nimi... oni mogą nie żyć ― pomiędzy słowami chlipał i pociągał nosem. Niezrozumiałem kompletnie nic.
― Niall. Spokojnie. Powoli. Staraj się mówić pełnymi zdaniami ― starałem się go uspokoić, jednak nie wiele to dało.
― Był napad n-na jedną z n-naszych kwater. Pojechali tam prawie w-wszyscy oprócz n-nas. C-chciałem j-jechać z n-nimi, ale Zayn n-na mnie n-nakrzyczał i kazał zostać ― podałem mu chusteczkę, w którą się wysmarkał ― A Liam i Harry kazali mi biec do ciebie i nie zostawiać cię samego, bo musieli być pewność, że oboje będziemy bezpieczni.
― Harry? To niemożliwe ― mruknąłem. Blondyn nabrał powietrza, żeby ostatecznie się uspokoić ― Niall, co dalej?
― Dostałem informację, że było kilku rannych, a kilku zginęło. To była zasadzka! ― wykrzyknął. ― Ja boję się o Zayn'a. Ja nie wiem kim byli ranni, a kto zginął. T-tak bardzo się martwię ― nikt nie powinien oglądać płaczącego Niall'a. To najgorszy widok na świecie.
― Niall. Spokojnie. Na pewno nic im nie jest. Przecież gdyby nie potrafili się bronić, to nie byliby głowami jednego z największych gangów w Anglii. Na pewno nic im nie jest. Nawet nie wolno ci myśleć inaczej ― pogłaskałem go po głowie.
― Lou. Znowu krwawisz. Chodź ― wygrzebał się spod kołdry i zaprowadził mnie do łazienki. Szybko zmienił opatrunek i wróciliśmy na swoje wcześniejsze miejsce. Niall leżał wtulony we mnie.
― Okłamałem cię. ― przyznałem, patrząc w sufit. Chłopak spojrzał na mnie załzawionymi oczami ― Harry powiedział mi coś, kiedy mnie ugryzł.
― On cię nie ugryzł, a oznaczył. Domyślam się, co mógł powiedzieć.
― Powiedział, że należę do niego. Mam nie zakrywać rany, bo każdy ma się dowiedzieć, że jestem jego. Ale Niall. Ja nie należę do niego. Nie jestem rzeczą.
― Przepraszam Lou, ale należysz. On zawsze dostaje to, czego chce. Takie panują tu zasady ― powiedział ze współczuciem w głosie.
― Ale ja go nie kocham. Moje serce należy do kogoś innego ― nie chcę mu zdradzać, kim dla mnie jest Jake. Nie mogę go narazić, mimo że Niall wydaje się osobą godną zaufania, to ciężko mi się przełamać, bo jak sam stwierdził - pozory mylą.
― Przykro mi Lou, ale nikt tu nie mówił o miłości. Jemu raczej chodzi o ciało ― szepnął, po czym wtulił się we mnie ― Czy mogę, no wiesz?
― Śpij blondynko. Jak wrócą to cię obudzę ― odszepnąłem, głaszcząc go po głowie.
***
Nie obudziłem Niall'a. To mnie wybudzono ze snu o wspólnych wakacjach z moim chłopakiem, głośnym trzaskiem. Otworzyłem szybko oczy, jednak zauważyłem, że Niall dalej śpi. Musi być wycieńczony ciągłym płaczem.
W drzwiach stali Zayn i Harry. Byli lekko poobijani, ale na pierwszy rzut oka nic poważnego im nie było. Przycisnąłem palec wskazujący do ust i wyplątałem się z objęć śpiącego chłopaka. Podszedłem do chłopców, lecz nagle Zayn złapał mnie za przód koszulki i przycisnął do ściany w korytarzu.
― Gadaj co...
― Zayn ― wszedłem mu w słowo ― Jeśli już masz się na mnie drzeć, to zamknij drzwi, bo obudzisz Niall'a. Musi odpoczywać ― chłopak nic nie powiedział dalej mierząc mnie morderczym wzrokiem. Machnął głową na Harry'ego, żeby zrobił to co powiedziałem.
― Mówiłem, że jest zadziorny ― rzucił zielonooki.
― A teraz gadaj, co cię łączy z Niall'em. I dlaczego musi odpoczywać. Co mu zrobiłeś? ― zaczął mną szarpać.
― Z Niall'em łączy mnie tylko przyjaźń. ― powiedziałem spokojnie, luzując jego uścisk.
― Nie wierzę! ― krzyknął i uderzył mną lekko o ścianę. A Harry? Stał tylko i patrzył. Czego mogłem się po nim spodziewać?
― To nie wierz. Pamiętasz co ci powiedziałem wczoraj? Nie patrzę na Niall'a, tak jak on patrzy na ciebie. Jest moim przyjacielem, zrozum to i przestań być zazdrosny — wyrwałem się z objęć już spokojniejszego chłopaka. — A musi dużo odpoczywać, bo płakał w moich ramionach parę godzin.
― Dlaczego? ― zapytał zmartwiony.
― Ponieważ dowiedział się, że są ranni i kilka osób zginęło. Bał się, że byłeś jedną z tych osób ― w chwili kiedy chciał wbiec do pokoju, złapałem go za rękę. — Nie powinieneś był na niego krzyczeć. Bardziej się po tym załamał.
― Ja przepraszam ― powiedział skruszony.
― Nie przepraszaj mnie, tylko Niall'a. ― rzuciłem mu mały uśmiech.
― Dziękuję, że się nim zaopiekowałeś. Jestem twoim dłużnikiem. Źle cię oceniłem. ― przyznał i wszedł cicho do pokoju
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na stojącego po drugiej stronie korytarza Styles'a. Wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Podszedł do mnie jednym susem. Przygotowany na to, że będzie chciał odsłonić swoje dzieło na mojej szyi, szybko zasłoniłem to miejsce dłonią. Głuchą ciszę przerwał jego zachrypnięty głos:
― Było z nią aż tak źle, że Niall musiał zmieniać ci opatrunek? ― zapytał, dotykając z niespotykaną delikatnością rany zakrytej przez materiał.
― Skąd wiesz, że Niall to zrobił?
― Jest leworęczny. Przykleja plastry w innej kolejności i kierunku niż osoba praworęczna. Poza tym tylko on zakleja zbyt długie końce do dołu.
― Nie zdejmę go przez najbliższe pare dni. Rana musi się trochę zaleczyć, chyba, że będziesz biegał za mną z chusteczkami. Gdyby nie twój poranny wybryk, jej stan nie pogorszył by się. ― burknąłem, nie mając ochoty patrzeć na niego.
― Niech będzie. Ale jak najkrócej. Niech każdy wie czyj jesteś ― mówił, przybliżając się do mnie.
― Nie jestem twój ― zaprzeczyłem od razu i odsunąłem się na bezpieczną odległość.
― Jesteś. Im szybciej przyjmiesz to do wiadomości, tym lepiej dla ciebie ― spojrzał na mnie złowrogo.
― Po co tu przyszedłeś? ― zapytałem oschle. Nie sądziłem, że jego następne słowa spowodują, że nogi się pode mną załamią.
― Liam jest ranny. Ciężko.
~~~~
Co sądzicie? Co będzie dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro