Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17


Skrzywiłem się delikatnie podczas siadania na stołku kuchennym. Cholera, miał rację z tym zrujnowaniem mojego tyłka, udało mu się to nawet dwa razy, przez co nie byłem w stanie wygodnie usiąść, a trzy dni temu nawet trudno było mi chodzić.

― Naleśniki? ― spytał się Niall z głupawym uśmiechem. Już prawie każdy wiedział, że uprawialiśmy seks z Harrym. Nie wiem skąd, ale się i tak tego dowiem.

― Tak, trzy, poproszę z nutellą ― oblizałem usta, pijąc swoją herbatę.

— Mówisz i masz, Lou. Jak tam odczucia? — szturchnął mnie zaczepnie, a ja zakryłem tylko twarz dłońmi, czując wzrastającą irytację.

Odsłoniłem się dopiero na dźwięk znajomych mi już kroków.

No jeszcze jego tam brakowało. Zaspany Harry z przysłowiową szopą na głowię wszedł właśnie do pomieszczenia, ubrany jedynie w luźne, nisko wiszące dresy, przez co jego plecy były na widoku. Ślady po moich paznokciach były teraz doskonale widoczne przez co zarumieniłem się ponownie, bo wspomnienia zalały moją głowę. Zayn posłał mi tylko wredny uśmieszek z przeciwnej strony stołu.

— Hej Harry, plecy dalej szczypią pod prysznicem, czy już nie? — Mulat zagadnął go, zwracając na siebie uwagę mafiozy.

— Zayn, pytasz o to już trzeci dzień z rzędu. Nie szczypały mnie już dzień po tym. Dlatego nigdy nie pozwalam się drapać, bo zaraz się dopieprzasz. Idź gdzieś z Niall'em i niech on cię tak podrapie, to się przekonasz. Nie wpieprzaj się w moje i Louis'ego życie seksualne bo i tak nie dostaniesz szczegółów. Stało się, było zajebiście i w życiu nie czułem się tak spełniony, jak po tym gdy spuściłem się w jego ogromną du... — nie pozwoliłem mu dokończyć.

Rzuciłem w jego głowę pierwszą rzeczą, którą miałem pod ręką.

Trafiło na łyżkę, która z charakterystycznym dźwiękiem odbiła się od jego czaszki ze sporą siłą i upadła na płytki.

— Możecie się zamknąć? Wkurwiacie mnie tym. To była jednorazowa przygoda, nie wasza cholerna sprawa. A ty Harry nie musisz się tym ciągle chwalić. Przestańcie wszyscy wprawiać mnie w zakłopotanie. Czuję się powoli jak dziwka przez to ciągłe gadanie, ja pierdolę — warknąłem, a po moich słowach nastała tylko cisza.

Harry powoli odwrócił się w moim kierunku z morderczą miną.

— Czy ty właśnie rzuciłeś we mnie łyżką? — jego ton nie wróżył nic dobrego.

Mimowolnie się spiąłem, przez co poczułem ból w moim ciele, które było mimo wszystko obolałe po naszej zabawie, która łącznie trwała coś koło sześciu godzin z przerwą na przedostanie się do sypialni loczka.

— Inaczej byś się nie zamknął — westchnąłem, a on tylko prychnął.

— Nie zachowuj się jak cnotka niewydymka, Louis. To tylko seks. Nic wielkiego, żaden temat tabu. Tylko się z tobą drażnię — przewrócił na mnie oczami.

― Dobrze, seks seksem. To nie powód, by każdy wiedział. Ja nie rozpowiadam z kim sypiam i nie chwale się tym ― prychnąłem, chcąc wyjść z kuchni nawet nie próbując śniadania, jednak w drzwiach zatrzymał mnie Mike.

― Szef wzywa cie do siebie ― powiedział, patrząc na mnie. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co może chodzić.

Spojrzałem na Harrego, który również wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Czyli on również nie wie o co chodzi, świetnie. Zapewne teraz mnie wywalą i moją misję szlag trafi. Pokiwałem głową posłusznie, ruszając za brunetem. Byłem ciekaw czy już odkrył kim jestem? A może chce mnie już zabić? Kurwa, to jest najgorsze.

— Cześć Louis, siadaj! — Des miał bardzo dobry humor, co mnie mocno zdezorientowało, ale posłusznie usiadłem przy jego biurku, wpatrując się w czaszkę z wyżłobioną dziurą na długopisy.

Miałem nadzieję że jest sztuczna, albo że chociaż ja tak nie skończę.

― O co chodzi? Czemu pan mnie wezwał? ― zdziwiłem się, patrząc na niego ze strachem w oczach. Bałem się, że wszystko pójdzie na marne.

— Cóż, chciałem cię osobiście pochwalić. Twoje wyniki na treningach są niesamowite, jesteś tu wręcz uznawany za strzelca wyborowego, a także mój syn bardzo cię wychwala, co jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Nigdy nie chwalił żadnego z rekrutów, a nawet i swoich przyjaciół — mężczyzna nalał sobie jakiegoś mocnego alkoholu do szklanki i po chwili również i ja miałem przed sobą szklankę z trunkiem.

― O, dziękuję... em, ale to był powód dla którego mnie pan ściągnął tutaj? ― zmarszczyłem brwi.

— No nie do końca. Jak wiesz mam już swoje lata i Harry będzie moim zastępcą już za kilka miesięcy, ale zanim on zasiądzie na moim stołku bossa, chcę aby spełnił mój jedyny warunek... — mężczyzna potarł swój kark i upił spory łyk alkoholu.
— Aby mógł prawowicie stać się tutaj szefem, musi się ustatkować, najlepiej z kimś stąd, z naszego otoczenia. Jako że mój syn tak bardzo cię polubił, chciałbym abyś to ty był jego prawą ręką i tym samym jego mężem. Wzięlibyście niewielki ślub i w sumie tyle — Des patrzył na mnie uważnie, a ja chyba dostałem jakiegoś szoku

― Mam... mam wziąć z nim ślub? Tylko tyle? ― zdziwiłem się patrząc na starszego. Myślałem ze on mnie zabije! A tu takie tylko pogaduchy... czekaj czekaj... ślub?!

— Wiesz, nie moja sprawa co potem z tym zrobicie, możecie nawet adoptować dziecko, z wnuka też bym się ucieszył — parsknął śmiechem mężczyzna.

― Ale pan mnie ledwo zna, tak samo Harry ― powiedziałem, marszcząc brwi. Przecież to musiał być jakiś żart.

— Wiesz Louis, swojej żony też nie znałem gdy za nią wychodziłem, to nie jest problem — wzruszył ramionami.

― Harry... Harry wie? ― spytałem cicho, patrząc na swoje dłonie.

― Nie, nie wie, że wybrałem ciebie. Ogłoszę to jutro na bankiecie. Każdy będzie wiedział, ze Harry jest twoim narzeczonym i że wasze wesele odbędzie się za miesiąc. ― powiedział, podając mi pudełeczko. ― Tu jest pierścionek. Załóż go jutro.

― No... No dobrze ― pokiwałem głowa posłusznie. A co miałem zrobić? Odmówić? Jeszcze mnie zabije? A tak to będę miał większe pole do popisu.

— Będziesz musiał porozmawiać z moją żoną, która cię do tego przygotuje. Wolisz bym ja to przekazał Haroldowi, czy ty to chcesz zrobić? — spytał, podnosząc się ze swojego miejsca przy biurku by sięgnąć po paczkę cygar.

― Niech... niech pan powie. Mi może nie uwierzyć ― odparłem cicho, biorąc małe pudełeczko. ― Gdzie jest pani Styles?

― Myśle, że na końcu korytarza w swoim gabinecie. Wiesz, taka damska wersja mojego ― zaśmiał się głośno, na co pokiwałem głowa. Wstałem z miejsca i postanowiłem od razu się tam udać. Nie widziałem jeszcze matki Harry'ego, ciekawe jak wyglada.

Patrząc na swoją dłoń, gdzie znajdował się pierścionek, westchnąłem cicho, pukając delikatnie w drewniane drzwi. Po usłyszeniu cichego ,,proszę" postanowiłem wejść.

― Em dzień dobry, pan Styles kazał mi przyjąć do pani. Chodzi o jutrzejszy bankiet ― powiedziałem cicho, otwierając drzwi

— Ah tak, Des coś wspominał. I co o tym wszystkim sądzisz skarbie? Nie czujesz się zbyt osaczony? — kobieta była miła i rzeczywiście bardzo podobna do Harrego.

― Trochę, ale nie chce się sprzeciwiać. Po za tym lubię Harry'ego ― powiedziałem, bawiąc się palcami

― Harry tez cię lubi, słyszałam od niego o pewnym Louisie. Bardzo cię zachwalał, co jest przyznaję rzadkością. Po za tym, jesteś nowy, a Des mało kogo lubi z osób które nie przeszły wszystkich badań kontrolnych ― odparła, opierając się o kanapę.

― To chyba dobrze? Bo wie pani, em...

― Żadna pani. Mów mi Anne lub mamo ― puściła mi oczko i zachichotała.

― Anne ― poprawiłem się. ― W życiu miałem bardzo ciężko. Byłem wychowany z Liam'em, jednak zawsze byłem tym słabszym. Może teraz w końcu ktoś mnie doceni?

— Już zostałeś doceniony, Louis. Musisz mi jednak obiecać, że postarasz się chronić Harry'ego. Zrozum, to mój jedyny syn i nie chcę go stracić. Może się wydawać, że w tym bestialskim świecie nie ma miejsca na takie uczucia jak miłość, ale dobra matka zawsze kocha całym sercem i chce wszystkiego co najlepsze dla swojego dziecka — brunetka uśmiechała się do mnie przyjaźnie.

― Chciałbym mieć matkę taką jak ty. Jednak dorastałem w rodzinie zastępczej. Zawsze wiedziałem, że tam nie pasuję ― powiedziałem z lekkim uśmiechem. Próbowałem tam się nie użalać nad sobą. Ale po tych słowach zabrakło mi tego uczucia.

— Skarbie, może twoją prawdziwą mamą nie będę, ale za to teściową. Możesz się do mnie zawsze zwrócić, a ja cię zrozumiem bez oceniania. Po tym co stało się dawno temu z moją przyjaciółką — pokręciła głową — Nigdy więcej nie pozwolę na to, aby ktoś działał pochopnie bez konsultacji czegokolwiek ze mną — westchnęła smutno, ale już po chwili znowu była wesoła.

— Miałeś jakieś marzenia co do wesela? — wyszczerzyła się i zaklaskała w ręce.

― Pani przyjaciółka? ― spytałem, chcąc dowiedzieć się, co się stało. ― Co do ślubu dla mnie to obojętnie ― wzruszyłem ramionami. ― Tylko bym był bez sukienki

— Spokojnie, w sukienkę cię nie wsadzimy — roześmiała się. — Co do tej przyjaciółki , to kiedyś ci opowiem, teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie — mrugnęła do mnie z uśmiechem i podeszła do mnie z centymetrem krawieckim.

— Nawet ja nie mam takiej talii — skomplementowała mnie.

― Oh, masa ćwiczeń ― wzruszyłem ramionami. ― Metabolizm podobno mam po mamie. ― Uśmiechnąłem się, opuszczając ręce, gdy Anne mnie zmierzyła.

— Najlepsze geny zawsze zyskuje się po mamie — zaśmiała się i zapisała sobie moje wymiary. — Ciekawa jestem reakcji Harolda na tą cudowną nowinę — zaklaskała w dłonie.

― Trochę się tego boję. Nie każdy umie przyjąć taką wiadomość ze spokojem ― powiedziałem, patrząc na nią.

— Harry bywa wybuchowy, ale to akurat zasługa Desa. Mój mąż ma ogromny wpływ na jego wychowanie i cały czas decyduje za niego. Chce by Harry był lepszy nawet od niego w rządzeniu tym wszystkim. Harry według niego powinien nauczyć się, że poświęcenie to klucz do sukcesu i to właśnie Des chce mu pokazać poprzez wasze małżeństwo. Harry musi się uspokoić i zacząć myśleć bardziej jak człowiek, a nie potwór, który wymknął się spod kontroli swoich rodziców. Rozumiesz chyba co mam na myśli, skarbie? — Anne wyglądała na bardzo opiekuńczą matkę, mimo tego z kim się związała i kim jest.

― Myślę, że tak ― powiedziałem cicho. ― Czy wie pa... wiesz kiedy się dowie? Bo mi nic pan Desmond nie powiedział ― dodałem, patrząc się na nią z delikatnym uśmiechem. Chciałbym mieć taka matkę.
Kobieta wzruszyła ramionami, na co westchnąłem. ― Mogę już iść? Zgłodniałem trochę ― mruknąłem.

― Idź, jutro przyjdź do mnie jak wstaniesz, musimy pare rzeczy omówić ― uśmiechnęła się szeroko. Żegnając się z nią wyszedłem z pomieszczenia, oddychając szybko. Musiałem to zrobić. To jest właśnie moje poświęcenie.

Rozpocząłem rozmyślanie nad tym w jaki sposób powiem Harry'emu o tej całej zabawie w szczęśliwe i kochające się małżeństwo. Miejmy nadzieję, że na mnie nie będzie się za to mścił, w końcu to nie mój pomysł. Z czarnymi myślami zszedłem na dół, do kuchni gdzie stał tylko jeden talerz, akurat przy moim miejscu. Niall musiał zostawić dla mnie kilka naleśników. Boże, taki przyjaciel to skarb.

― Dziękuję ― uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Wiedziałem, że każdy jest już w swoim pokoju, bo była ta pora, wiec wiedziałem też że w samotności zjem sniadanie.

— Nie ma sprawy — o mało co nie spadłem z cholernego stołka na znajomy mi głos.

Po chwili poczułem ciężką dłoń na swoim ramieniu.

— Czego chciał od ciebie mój ojciec? — Harry wyglądał zdecydowanie zabójczo w rozpiętej, błękitnej dosyć szerokiej koszuli i nisko wiszących jeansach.

― Porozmawiać. Mówił mi, że każdy mnie chwalił i jest zadowolony z moich wyników ― wzruszyłem ramionami, odwracając głowę w kierunku talerza i zajadając się pysznościami.

— Ciekawe, ojciec nigdy nie prosił nikogo do siebie w takiej sprawie. Podejrzane to trochę. Jak zjesz to możemy jechać do Liam'a. Jutro zaczną go wybudzać — zmienił szybko temat nie drążąc go, na co miałem ochotę odetchnąć z ulgą.

— Muszę jeszcze się ogarnąć, dopiero wstałem i nie brałem nawet kąpieli — uprzedziłem go.

— Zawsze możemy ją wziąć razem — słyszałem w jego głosie ten uśmiech i prawie się zakrztusiłem tymi pysznymi naleśnikami.

― Ty jesteś już ogarnięty. Nie wiem, zajmij się przez ten czas sobą ― powiedziałem, popijając mleko. Cholera jasna czy on zawsze musiał przyprawiać mnie o zawał lub powodować moją prawie-śmierć? Nie dość, że jest bezpośredni, przystojny, to jeszcze głupi!

— Lubię się myć. Ciepła woda odpręża, a jak już zauważyłeś, jestem bardzo spiętym człowiekiem. Tak samo masaże dobrze działają. Możesz mnie pomasować. Niekoniecznie po plecach — Boże święty.

― Zboczeniec pierdolony ― warknąłem, skończyłem swój posiłek i wstałem z miejsca. Wziąłem swój talerz z widelcem i kubkiem i schowałem wszystko do zmywarki. Minąłem Styles'a bez słowa w drzwiach i ruszyłem do swojego tym czasowego pokoju

— Louuuu. Nie bądź taki drażliwy, skarbie no — oczywiście, że przylazł za mną.

Miałem ochotę rzucić w niego czymkolwiek, ale nie było w zasięgu moich rąk na tyle ciężkich rzeczy, aby mnie to usatysfakcjonowało.

― Chce spokoju Styles. Odpoczynku, samotności ― powiedziałem, patrząc na niego z przymrużonymi oczami. Jak na razie mogę tego chcieć, potem będziesz moim mężem i będzie ciężej cie przekonać ― pomyślałem, odsuwając się od loczka

— Nie lubię jak siedzisz sam, bo potem robisz się smutny i udajesz, że wszystko jest z tobą w porządku. Niall powiedział, że teraz tak będzie bo ktoś cię bardzo zranił i mam wrażenie że mogłem to być ja i po prostu chcę być pewny. Do tego cały czas mnie odtrącasz i tylko mnie w tym wrażeniu utwierdzasz. Skrzywdziłem cię w jakiś sposób? — Jak zwykle kiedy loczek zaczynał się denerwować paplał głupoty bez ładu i składu i to tak szybko, że ledwie co byłem w stanie go zrozumieć.

— Boże, Harry, nie. Nie skrzywdziłeś mnie. Ani nikt stąd. Daj mi po prostu chwilę dla siebie dobrze? Wezmę prysznic i jedziemy do Liam'a, jasne? — syknąłem, tracąc cierpliwość.

Pokiwał głowa, na co odetchnąłem z ulga i udałem się do łazienki. Śmierdziałem jak skunks. Niall za dużo gada. Nie powinien wtrącać się w nieswoje sprawy. Może chciał dobrze, ale nie ułatwił mi niczego. Z tymi myślami postanowiłem, że wezmę się za siebie.

*

Następnego dnia, wchodząc do swojego pokoju zauważyłem loczka siedzącego na łóżku. Nie zdziwiłbym się, gdybym nie zauważył w jego oczach... łez? On płakał?

― Harry? Co się stało? ― zaptałem, podchodząc do niego powoli. Musiało coś się naprawdę stać, że ten był zalany łzami.

Ten spojrzał na mnie, a ja nie zastanawiając się usiadłem obok, obejmując go. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę na swoje własne oczy, że Harry Edward Styles, syn najgroźniejszego mężczyzny w całej Anglii, będzie płakał. Do tego w mojej sypialni jakby.... jakby czekał na mnie...

— Oni chcą mnie za kogoś wydać, rozumiesz Lou? Jeszcze za jakiegoś faceta, a znając znajomych mojego ojca, to będzie jakiś stary zagrzybiały dziad. Nie liczą się ani trochę z moim zdaniem i tym, że powinienem mieć w tym jakikolwiek wybór. Poczułem się sprzedany przez własną rodzinę. Moja dupa została dosłownie sprzedana, rozumiesz to? Teraz siedzę tu i ryczę jak baba, bo mój cholerny ojciec chce mnie wydać za jakiegoś pryka byleby interes się dobrze wiódł, bo sam nie zapanuję nad tym wszystkim — Harry wypłakiwał się w moje ramię, przyciągając mnie mocno do siebie tak, że w końcu siedziałem na jego kolanach.

― Wiem, wczoraj oznajmił mi to twój ojciec. Nie sądziłem, że to tak cię zaboli. Ale... ― zacząłem, wzdychając cicho. Może to dobrze, że się zgodziłem? Przecież gdyby Harry miał racje co do tych pryków... to z osoby dominującej stał by się uległą. Mało jaki mężczyzna na siłę będzie na dole. Wiem to z własnych doświadczeń. Mi osobiście to się bardziej podoba. Jednak nie wiedziałem, jak mogłem pocieszyć Harry'ego... czyżby Desmond nie powiedział mu, z kim dokładnie bierze ślub?
― Nie wiesz kto to? ― zmarszczyłem brwi kładąc dłonie na jego policzki i patrząc prosto w załzawione oczy.

— Wyszedłem, zanim dokończył zdanie. Nienawidzę tego, że każdy chce za mnie decydować. Przecież w taki sposób sam siebie pozbawia władzy, bo doskonale wie, że jego znajomi bardzo chętnie będą rządzić tym gównem w którym siedzę — syknął, zamykając powieki by uniknąć mojego wzroku.

Domyślałem się, że nie jest dla niego takie łatwe otworzenie się przed kimkolwiek.

   ― Nie wiem czy chcę rządzić tym gangiem, osobiście uważam, że po ślubie powinieneś znieść tą tradycje ― powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. Jeśli ojciec mu nie powiedział, to muszę zrobić to ja. Może mnie znienawidzić, ale chciałem by wiedział, na co się pisze. I tak prędzej czy później się o tym dowie.

   — Spierdolone tradycje. Nienawidzę tego kim jestem, nawet nie wiesz, ile razy chciałem aby całe moje życie okazało się być tylko głupim snem. Jeszcze teraz dowalił z tym ślubem — Harry jęknął i opadł plecami na łóżko, tak jakby moje słowa jeszcze do niego nie dotarły. Cóż, chyba muszę bardziej dosadnie.

   ― Wiesz, na początku myślałem, że jesteś pierdolonym kutasem, który myśli tylko jak pobzykać ― westchnąłem, kładąc się obok niego. ― Ale teraz... wiem, że się myliłem. Byłem w paru związkach. Moje życie zawsze kładło mi kłody pod nogi. Ale... mam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży gdy przejmę twoje nazwisko. Louis Styles, kurwa, dziwnie to brzmi ― zaśmiałem się, patrząc na sufit.

   — Każdy tak myśli i niewiele się mylą, ale niespodzianka, też mam uczucia mimo wszystko... Cholera, czekaj. Co ty właśnie powiedziałeś właśnie? — Poderwał się szybko, momentalnie różowiejąc na twarzy, a w jego oczach zatańczyły iskierki.

   ― No, że  jesteś pierdolonym kutasem? ― powiedziałem, udając idiotę. Uwielbiałem się z każdym droczyć! A co dopiero z wielkim panem Styles'em!

   — Nie to, do cholery! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to ty, od razu gdy zacząłem robić z siebie debila? Louis do cholery! — rzucił się na mnie, dociskając mnie do materaca. — Jestem na ciebie zły za ukrywanie przede mną takiej rzeczy, ale też jednocześnie jestem cholernie wdzięczny za to, że ratujesz mi dupę. Gwarantuję ci, że przekonasz się doskonale, co oznacza posiadanie nazwiska Styles — nachylił się nade mną ze złośliwym uśmiechem. — Louis Styles'ie — oblizał te cholernie pulchne wargi hipnotyzując mnie tym, po czym odsunął się i po prostu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie w połowie podnieconego.

   Zakryłem oczy, cicho oddychając. Wiedziałem, że teraz nie ma odwrotu. Widziałem błysk w jego oczach, był... szczęśliwy? Mało powiedziane. Był wniebowzięty, że to ja będę jego mężem. Ale o co mu chodziło z tym przekonaniem się? ― zmarszczyłem brwi, walcząc ze sobą w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro