Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


   Westchnąłem cicho, wchodząc na górę. Byłem przemęczony i wykończony. Nie wiedziałem co myśleć, ani o czym tak naprawdę. Dając kolejne kroki zastanawiałem się, co by było gdybym nie poszedł na ta misję, przecież mogliby mnie zabić. Tak dla pokazania Jake'owi, że to nie są żarty. Wtedy ten nie miałby nic do gadania.

   ― To jest chore ― odparłem, idąc już do swojego pokoju. Przez ta cieszę która panowała na całym korytarzy, mógł doskonale usłyszeć kobiece jęki. Nie było to by nic zaskakującego, gdyby nie to, ze te odgłosy dochodziły z pokoju Styles'a, co zbiło mnie z tropu. Po tych słowach, po oznaczeniach, po rozmowie... ten pieprzył jakaś dziwkę. Przecież nawet nie byliśmy razem... a to w pewnym sensie mnie zabolało. Nie wiem czemu i z jakiego powodu, najwidoczniej to wszystko, co do mnie mówił, było tylko kolejną nic nie znaczącą grą. Może nie powinienem się tym przejmować, bo Styles nic dla mnie nie znaczył, ale przez to poczułem się jeszcze bardziej jak śmieć. Pierwszy raz od dawna miałem szczerą ochotę zamknąć się w pokoju, rzucić na łóżko, zakryć kołdrą i po prostu ryczeć ile wlezie. Zamiast tego postanowiłem jednak zmienić swój cel na łazienkę. Tam od razu się rozebrałem i wszedłem pod prysznic, ustawiając wodę na bardzo ciepłą, ale nie na tyle gorącą, by się poparzyć. Pozwoliłem na to, aby szklane ściany dosyć obszernego prysznica zaparowały i dopiero wtedy oparłem się o jedną z nich. Gorąca woda obmywała moje ciało, dając pewnego rodzaju ukojenie. Wszystkie mięśnie lekko się rozluźniły, więc przymknąłem oczy z przyjemności, co było cholernym błędem. Mój mózg zaczął przywoływać sobie różne obrazy a także i wyobraźnia zaczynała działać. Złudzenia były tak cholernie dokładne, że wydawało mi się, że czuję rzeczywiście ten mocny chwyt na swoich biodrach. Przez moje ciało przeszedł kolejny, przyjemny, dreszcz na wizję tego, jak odgięty byłem przy wyższym i mocniejszym chłopaku, który posyłał drobne pocałunki po całej mojej szyi, trzymając mnie przy sobie mocno i jeżdżąc dłońmi po moich dolnych partiach. Otworzyłem oczy, gdy to już zaczęło robić się niebezpieczniej. Ku mojemu przerażeniu byłem lekko twardy.
   — Nie ma kurwa takiej opcji — warknąłem sam na siebie i wyskoczyłem spod prysznica, starając się pozbyć tego wyobrażenia z mojej głowie. Nie mogę sobie wyobrażać takich rzeczy, zwłaszcza z cholernym przestępcą! Owinąłem się białym ręcznikiem w pasie, a swoje rzeczy rzuciłem do kosza na pranie. Odgarnąłem sobie nieco przydługie włosy z twarzy i opuściłem łazienkę. O dziwo krzyki i jęki ustały, więc chyba przeczekałem najgorsze. Westchnąłem cicho, idąc do swojej sypialni. Podchodząc do wejścia, usłyszałem, jak za mną otwierają się drzwi. No kurwa akurat w tym momencie wyszli? Nie mogli, no nie wiem, całować się jeszcze, czy coś? Ja naprawdę pragnę jedynie spokoju w tym okresie. Liam jest w szpitalu, mój chłopak okazał się ćpunem, a Styles bzyka każdego na swojej drodze.

   ― Było bardzo miło ― uśmiechnęła się kobieta, wychodząc z pomieszczenia. Nosz kurwa, czemu te drzwi są zamknięte na klucz?!

   ― Nie ma za co... Oh, Louis, dobrze, że jesteś ― uśmiechnął się szeroko brunet, kiedy się odwróciłem. ― W twoim pokoju była powódź, wiec twoje rzeczy są u mnie ― dodał.

   ― Pierdolisz, nie było żadnej powodzi, po drugie nie chce wam przeszkadzać ― powiedziałem, zakładając ręce na klatkę piersiowa.

   — Nie przeszkadzasz, wręcz przeciwnie. Możesz zawsze dołączyć — puścił mi oczko, a ja tylko prychnąłem i ponownie spróbowałem otworzyć drzwi.

   — Harry, mówię poważnie. Daj mi wrócić do siebie. Nie mam ochoty siłować się dzisiaj z tobą, mam cholernie zły dzień. Odpuść chociaż raz — westchnąłem, odwracając się w jego stronę z frustracją.

   ― Masz dwa wyjścia. Albo śpisz u mnie w pokoju, albo na korytarzu. Uwierz mi do cholery, że cały pokój masz zalany ― warknął, podchodząc do drzwi i je otwierając. Moim oczom ukazał się pokój. Wszystkie było mokre, ściany były czymś opryskane, a na podłodze leżała jeszcze woda.

   — Dlaczego muszę akurat z tobą? Równie dobrze Niall mógłby mnie przygarnąć. Albo mogę zająć pokój Liam'a. Nie chcę spać w tym samym pokoju co twoje cizie. Gdybym był gdzieś indziej nie czułbym się niezręcznie. A teraz pozwól, ale muszę się ubrać — przepchnąłem się do jego pokoju i zacząłem sobie szukać bielizny i jakichś dresów.

   ― Spokojnie, jest jeszcze jeden pokój. Wiec nie ma się czym martwić ― odparł stojąc w progu drzwi i oparł się o futrynę, patrząc na mnie.

   — To przenieś tam moje rzeczy — czułem się nieco niezręcznie kiedy mnie tak obserwował, dlatego po wybraniu ubrań spojrzałem na niego wymownie aby się odsunął i żebym mógł spokojnie przejść do łazienki.

   ― Pokój jest na końcu korytarza ― powiedział cicho i przepuścił mnie, dzięki czemu szybko pobiegłem do toalety. Odetchnąłem z ulgą, ciesząc się, że tak szybko odpuścił i ubrałem się jak najszybciej, po czym z zadowoleniem opuściłem pomieszczenie i ruszyłem na oględziny tego pokoju. Nie był jakoś duży, ale zdecydowanie wystarczający dla mnie. Ruszyłem do pokoju Styles'a i nawet na niego nie patrząc, zacząłem zabierać swoje rzeczy. ― Zostań, co ci szkodzi ― westchnął cicho brunet. Wiedziałem, że nie odpuści, ale miałem wyjebane. Może i bym się zgodził, ale nie będę spał tam gdzie on pieprzył jakoś dziwkę. Jeszcze czymś się zarażę i co wtedy?

   — Posłuchaj mnie, Harry. To się nie uda. Ty potrzebujesz prywatności i ja jej potrzebuję. Nie mam zamiaru spać w miejscu, gdzie ty sprowadzasz sobie jakieś panienki. Nie mam zamiaru się czymkolwiek zarazić. Mam teraz gorszy czas w życiu i jedyne o czym marzę, to zakopać się pod kołdrą i nie musieć wychodzić spod niej w najbliższych godzinach. Pomóż mi to przenieść i nie będę ci już zawracał głowy — przeszedłem obok niego obojętnie

   ― Dobrze, dam... dam ci przestrzeń ― odparł, zamykając się w pokoju. Wzruszyłam ramionami, idąc w stronę pokoju. Miałem nadzieje, ze jutro nie planują żadnego treningu, bo nie dałbym rady wstać. Rzuciłem się w końcu na łóżko, zamykając z ulgą oczy. Niestety pod moimi powiekami ponownie zebrały się łzy zranienia.

   — Dlaczego muszę być aż taką ciotą — pociągnąłem nosem i mocniej wtuliłem się w poduszkę, która miała na sobie skądś znajomy mi zapach. Było mi tak dobrze i przyjemnie, że nie wiem, kiedy zasnąłem. Przez ten zapach czułem się jak w domu. Nie wiem czemu

**

   ― Niall, nie drzyj się ― zaśmiałem się, gdy ten jęczał mi do ucha, gdy robiłem nam śniadanie. Był głodny, no dobra, ale żeby stać nade mną i pytać się już dwudziesty raz, za ile będą naleśniki? Czy to normalne?

   — Ale to nie moja wina, to tak pięknie pachnie... Kiedy ty się nauczyłeś tak gotować, z tego co pamiętam, kiedyś potrafiłeś ledwie usmażyć jajecznicę, a teraz ten zapach bogów pobija to, co nie raz robi Harry albo Li — sapnął, kładąc brodę na moim ramieniu i patrząc na to, jak podsmażam naleśnika.

   — Wiesz, mieszkając w jednym domu z facetem, który miał dwie lewe ręce, ktoś się musiał tego nauczyć — westchnąłem cicho, a Niall od razu mocniej mnie przytulił. Co ja bym zrobił bez tego pociesznego Irlandczyka?

   ― Co to za zdrady? ― zaśmiał się Malik, wchodząc razem ze Styles'em do kuchni. Parsknąłem śmiechem kręcąc głowa.

   ― Oj wiesz Zuzu, nie wystarczasz dla Niall'a. Wiesz, mam od ciebie lepszą dupę, także... ― zaśmiałem się, kręcąc tyłkiem.

   — Rację to on ma — chrząknął Styles i uśmiechnął się lekko pod nosem. — Stan Liama jest stabilny, powinien się za jakiś czas wybudzić — dodał, ruszając do stołu, gdzie się rozsiadł. Pisnąłem szczęśliwie i przerzuciłem kolejnego naleśnika na talerz.

   — Świetnie! Bierzcie już sobie, skończę te już i dołączę do was — klepnąłem Niall'a po łapach, gdy próbował podkraść same owoce. ― Zaraz dostaniesz ― odparłem z uśmiechem na ustach. Niezadowolony blondyn burknął na mnie i usiadł obok swojego chłopaka, przytulając się do niego. Pamietam, jak ja tak robiłem. Dobra Louis, ogarnij się, nie ma już was i nie będzie.
— Kto z czym chce? Macie do wyboru słodki serek, nutellę, owoce, masełko, syrop klonowy do wyboru do koloru — uśmiechnąłem się trochę sztucznie, kończąc ostatnie naleśniki.

   ― Dla Nialla z nutellą i owocami, polane syropem ― odparł Malik, patrząc na swojego chłopaka. Widać było, że miedzy nimi jest chemia. To było coś takiego niedookreślenia.

   ― Louis, mówię coś ― powiedział Niall, machając mi ręka przed twarzą. Zamrugałem dwa razy i spojrzałem na blondyna.

   ― Wybacz, zamyśliłem się ― przeprosiłem, dając mu jego naleśniki. Po chwili każdy z nas jadł śniadanie. Na moje nieszczęście, musiałem siedzieć obok Styles'a.

   — Kto ci tak te myśli zaprząta? — parsknął Malik, a Niall próbował dyskretnie go zdzielić, ale wyłapałem to.

   — A nikt szczególny — wzruszyłem ramionami z fałszywym uśmiechem, starając się zignorować nieprzyjemne uczucie w sercu.

   ― Dobra dobra, przyjmijmy, że ci wierzę ― odparł mulat, zajadając się jedzeniem. Dziękowałem sobie w duchu za branie lekcji aktorstwa.

    ― To nie jest nasza sprawa, Zayn. Każdy z nas ma prawo do swoich prywatnych spraw ― odezwał się Harry, patrząc na mnie kątem oka. Za co pokiwałem głową, wracając do swojego dania

    — Ty i prywatne sprawy, kto to kurwa mówi. Jesteś bezczelnym dupkiem, który lubi się we wszystko wpierdalać bracie, więc mnie nie uciszaj, zwłaszcza, że nic złego nie robię. To nie ty czasem mówiłeś, że tutaj nie można mieć przed sobą żadnych tajemnic? — mulat oczywiście sobie nie odpuścił.

    — Zayn, skarbie, zamknij się chociaż raz, dobra? Jedz, bo ci wystygnie albo ja to sobie wezmę — Niall zainterweniował, pokazując dłonią Styles'owi aby się nie odzywał i sam przysunął się bliżej Malika, tak, że prawie siedział na jego kolanach i w końcu zajęli się sobą.

    — Jakie plany na dzisiaj, szefie? — odchrząknąłem, zagadując loczka, który posłał mi lekki uśmiech, który nie był tak bezczelny jak zwykle.

    — Póki co to nie wiem. Wszystko zależy od mojego ojca — wzruszył ramionami i podziękował za jedzenie, kiedy je skończył.

    Odszedł od stołu nie czekając na nikogo i wyszedł z pomieszczenia.

    ― A temu co? ― zdziwił się Niall, jedząc swoje naleśniki. Na jego pytanie wzruszyłam ramionami. Nikt z nas nie umiał czytać w myślach, a gdyby tak było, taka osoba byłaby najmądrzejsza osoba na świecie.

    ― Pójdę z nim porozmawiam ― powiedział Zayn, wstając z krzesła i po pocałowania Horan'a w usta, ruszył za przyjacielem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Byli rozkoszni, oboje o siebie dbali i mimo, że Malik był prawą ręką Harry'ego, dla swojego chłopaka zrobiłby wszystko.

    — Nie rób takiej miny Lou, wiem, co myślisz — Horan zachichotał i podkradł resztę jedzenia z talerza ukochanego.

    — Jakiej? Po prostu myślę, że jesteś zakochany po uszy. Strzała amora ugodziła cię prosto w serce — zanuciłem ze śmiechem.

   ― Serce nie sługa ― wzruszył ramionami, uśmiechając się pod nosem. Od razu widziałem te spojrzenie. Też kiedyś tak patrzyłem, gdy myślałem o moim chłopaku.

   ― Wiem coś o tym ― zaśmiałem się lekko i nalałem sobie kawy.

   ― Zaczynam żałować tych wszystkich ,,kocham cię", skierowanych do niego. Byłem okłamywany przez tyle lat ― westchnąłem, mieszając w kubku.

   ― Znajdziesz kogoś lepszego. Nie był ciebie wart, Lou ― odparł, podchodząc do mnie i obejmując. Uwielbiałem tego blondyna. Dobrze wiedział, jak komuś poprawić humor, zawsze tak robił.

   ― Dzięki, Nialler. Chciałbym się cofnąć w czasie. Cholera, gdybym tu nie trafił to wpadlibyście tam i zapewne grozilibyście mu, że mnie zabijecie ― szepnąłem mu na ucho, zaciskając mocniej dłonie na materiale jego koszulki.
  
   ― Ale żyjesz, spokojnie ― uśmiechnął się do mnie, a ja westchnąłem cicho. Z moich oczu poleciały łzy. Nie mogłem dalej poradzić sobie z sytuacją, którą miałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro