°raven in the cage°
- Nie podoba mi się to - powiedział wprost Clint.-Widziałaś ją na żywo raz w życiu, a prócz tego tylko we wspomnieniach. Jak chcesz to zrobić?
Dwa tygodnie później, po nieowocnych tradycyjnych poszukiwaniach, brunetka w końcu powiedziała im, co miała wcześniej na myśli.
Maximoff miała swój konkretny sposób na znalezienie kryjówki blondynki, według niej najłatwiejszy, najszybszy i najskuteczniejszy. Chciała zajrzeć jej do głowy i wydobyć miejsce przebywania. Plan był świetny- dla idealistów. Tak naprawdę, Scarlet nigdy tego nie robiła więc nie pojęcia jak to na nią wpłynie. Siedzieli w jej pokoju razem z bronią, aby być gotowym do wyjazdu.
Bucky ufał Wandzie- całym sercem, ale też nie mógł się do końca przekonać. Nie wiedzieli ile sił jej to zabierze, ale nie odzywał się w przeciwieństwie do Hawkeye'a. Wiedział dobrze, że nic jej od tego odwiedzie i będzie jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby to zrobić. Po cichu bardzo się z tego cieszył, ale z drugiej strony miał wrażenie jakby ją wykorzystywał. Ciągle mu pomagała, a on nie umiał dać jej nic w zamian.
- Już ci mówiłam, Clint - stanęła na nogi.- Nic mi nie będzie. Najwyżej trochę się zmęczę. Musimy się skupić na tym, żeby ją znaleźć. Tu nie chodzi już tylko o to, że chcemy zabrać ją od Red Roomu, tylko też o życie ludzi, których znaliśmy. O życie naszych rodzin i nasze własne.
Blondyn kiwnął głową, a brunetka położyła się na łóżku, aby nie upaść. Prócz niej, Barnes i Bartona w pokoju był też Scott, Peter, Shuri, Kate, Sam, Cassie, Hope oraz Happy, który uparł się, że musi mieć młodego Parkera na oku. Maximoff zamknęła na chwilę oczy, ale po chwili je otworzyła.
- Już? - spytał Peter, a ona przewróciła oczami.
- Przeszkadza mi to, że wszyscy wlepiacie we mnie gały jakbym leżała tu nago - powiedziała.- Proszę, niech zostaną tylko Clint i James.
Reszta wyszła, a oni w skupieniu spojrzeli na wiedźmie, która uśmiechnęła się lekko, a następnie przymknęła oczy. Przez chwilę nie działo się nic. Panowała głucha cisza, lecz po chwili Barton wciągnął powietrze, a Zimowy Żołnierz podniósł wzrok z podłogi. Z palców dziewczyny wydobywała się czerwona mgła, a niektóre przedmioty w pomieszczeniu zaczęły lewitować. Bucky nie próbował nawet kiwnąć palcem, aby przypadkiem jej nie rozproszyć.
Wanda zaklęła, oczywiście we własnej głowie. Trafiła do za dalekich wspomnień. Stała w jakieś sali operacyjnej, pod ścianą. Na fotelu leżała spętana Lena- w białych kombinezonie i ciężkich butach, była przypięta pasami. Patrzyła na wprost do góry. Lekarz obrócił się w jej kierunku, ukazując strzykawkę z jakąś substancją. Widziała, że blondynka przełyka nerwowo ślinę, lecz jej twarz pozostała jak z kamienia. Nagle zerknęła w jej kierunku, a Maximoff zrobiło się gorąco. Czy wyczuła, że ktoś grzebie w jej głowie podczas snu? Szatynka spojrzała za siebie i otworzyła usta ze zdziwienia. Za drzwiami stał ktoś, kto przypominał teraźniejszego Bucky'ego- Zimowy Żołnierz. Nagle odszedł, a wiedźma ruszyła za nim, szukając najświeższych wspomnień.
Nagle usiadła i otworzyła oczy- dalej były szkarłatne jak krew. Po chwili barwa zgasła, a ona przygryzła wargę i uśmiechnęła się.
- Mam to - powiedziała i kiedy chciała wstać, zachwiała się.- Ale mój błędnik już chyba nie.
- Musisz odpocząć, Wanda - Hawkeye pomógł się jej położyć.
- Dobra, może tylko chwilę - zerknęła na Barnesa.- Buck, nie patrz tak na mnie. Widocznie troszkę się zmęczyłam, ale wy musicie jechać. Zbliża się poranek, nie wiadomo czy nie będzie się przemieszczać.
- Wan...
- Zostanę z nią - Shuri stanęła w progu.- Nie będzie sama, spokojnie. Powinniście iść.
Barnes niepewnie kiwnął głową i razem z Clintem wyszedł z pomieszczenia. W milczeniu przeszli do garażu, gdzie siedziała już reszta. W głównej akcji mieli być oni, Sam i Kate- Peter, Cassie i Scott mieli ich ubezpieczać w razie czego. Może dziwne wydawało się wysyłanie całej drużyny na jedną agentkę, ale znając umiejętności Leny było to bardziej niż zasadne. Działała według schematów jeszcze rzadziej niż Natalia, co czyniło ją niebezpieczniejszą.
Samochód stanął za rogiem budynku. Wysiadła główna czwórka i rozproszyła się do małym placu przy kamienicy. Bishop weszła do klatki schodowej zupełnie na przeciwko mieszkania, które było ich celem i była gotowa do strzelania. To samo zrobił Clint, tylko w zaułku który prowadził na ulicę. Wilson ze skrzydłami na plecach, ale także tarczą w ręce obserwował sytuację z góry.
Bucky zaczął wchodzić po schodach.
Kroki.
Ciało blondynki się spięło, a ona zerknęła na plecak w rogu. Wstała z materaca i ruszyła w jego kierunku jednocześnie wyciągając broń. Drzwi nagle zostały otwarte, a ona obróciła się i czekała. Wiedziała, że to on- znała te ciężkie kroki. Serce jej podskoczyło, ale twarz pozostała kamienna. Coś kazało jej się cieszyć, że dalej jej szuka, ale umysł podpowiadał jej coś innego- "zostawił cię tam, na śmierć lub gorsze tortury w piwnicach".
Kiedy James wysunął się zza ścianki działowej, już tam stała. Mierzyła prosto w jego klatkę piersiową. Miała na sobie ciemne jeansy, wysokie buty, białą bluzkę i kurtkę, która wyglądała trochę jak marynarka. Piękne, jasne włosy spięła w wysoki koński ogon. Zdążył zapomnieć jak jasne fale pięknie wyglądały w słońcu, wpadającym przez szybę.
- Lena... - powiedział cicho, nie wiedząc jak dobrać słowa.- Proszę.
- O co ty śmiesz mnie jeszcze prosić? - odparła, nie spuszczając z niego oka.
- Nie śmiem, ale wiesz, że na to nie zasługujesz - mruknął.- Da się coś jeszcze zrobić.
- A jednak jestem w takim położeniu prawie od urodzenia, Barnes - powiedziała.- Daj mi odwalić robotę i już nigdy nie wejdziemy sobie w drogę. Cóż, prawdopodobnie.
- Czy ja też jestem twoją robotą? - spytał, przygryzając policzek.
- Bezterminową - odrzekła cicho, bardzo szybko.- Niekonieczną, zależy od tego czy wejdziesz mi w paradę, дружок.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Po chwili chcieli wyrwać sobie nawzajem broń co skończyło się na wymienieniu pistoletami. Uniosła brew, prychając pod nosem.
- Sam mnie tego nauczyłeś - mruknęła.- Dumny?
- To chyba podchwytliwe pytanie - odparł, strzelając jej pod nogi.
Z łatwością się odsunęła i wykopała swoją broń z jego dłoni, uderzając go w pachwinę. Szybko się pozbierał i złapał ją za szyję, ciągnąc w kierunku zlewu. Blondynka uderzyła go łokciem w nos, zanim zdążył uderzyć jej głową o biały metal. Po drodze straciła też broń palną, więc sięgnęła po swój sztylet. Skoczył na nią, a przerzuciła go nad sobą tak, że jego stopa wbiła się w szkło w drzwiach, a on mocno uderzył z ziemię pełną odłamków. Przetoczył się kawałek dalej i chwycił nóż leżący na stole. Rosjanka skoczyła na nogi i rzuciła się na niego z ostrzem. Posuwał się do tyłu, uważając na ciosy. W pewnym momencie zrobiła przewrót w przód, chcąc aby jej ruch był ciężki do przewidzenia. Wymierzyła w ramię, a on syknął czując krew spływającą po kończynie. Uderzył ją z główki w twarz, doprowadzając do krwawienia wargi i ciął w prawe ramię. Chwyciła glocka, który leżał na ziemi i strzeliła w jego kierunku, zmuszając go do schowania się za ścianą. Strzelała za każdym razem, kiedy chciał się wychylić. Złapała swój plecak oraz broń i wyskoczyła przez okno prosto na schody przeciwpożarowe. Ledwo uchyliła się przed strzałą Bishop. Lena zdecydowała się na strzał w tamto okno, który rozbił szkło na chwilę unieszkodliwiając Kate. Po tym Sam zleciał na dół i stanął przed nią.
- Привет! - pomachała mu, a następnie uchyliła się przed uderzeniem i wyciągnęła linkę z kieszeni. Po mimo bólu, prześlizgnęła się pod jego nogami plącząc nitkę. Następnie zeskoczyła z drabinki, doprowadzając do bolesnego uderzenia Wilsona i upadku na ziemię. Wskoczyła do innego mieszkania, w którym było otwarte okno, uciekając przed okiem Hawkeye'a. Ten zaklął i uniósł dłoń do góry.
- Objedźcie budynek z drugiej strony, ucieka! - nie oczekiwał odpowiedzi, bo usłyszał pisk opon.
Tymczasem Barnes biegł już z nią, klnąc jednocześnie pod nosem. Dał się nabrać na tak oczywisty przewrót, którego psiakość, sam ją nauczył. Czuł się jak T'Challa w momentach, o których opowiadała mu Shuri. Widział jak dziewczyna zabiera komuś motocykl i rusza dalej w dół ulicy- on nie zawahał się przed zrobieniem tego samego. Nagle nad głową majaczył mu Peter, który po chwili wystrzelił pajęczynę prosto pod koła jej motoru. Wyleciała w powietrze, jak szmaciana lalka, lecz po chwili dźwignęła się na nogi i zaczęła biec dalej. Oczywiście dalej jadący Barnes nie miał problemy z tym, żeby ją dogonić. Zajechał jej drogę i zeskoczył z maszyny. Lena wbiegła prosto na niego, okręcając się w okół jego pasa i podcinając nogi. Strzeliła w kierunku zbliżającego się Parkera, a on padł na ziemię. Barnes nie był pewien, czy dostał czy powalił go huk i zerwana pajęczyna. Liczył na to drugie, mając w pamięci jak Rybakova zawsze odmawiała strzelania do dzieci, aby je zranić- ale była teraz zupełnie innym człowiekiem, prawda?
Patrzył na nią w milczeniu, kiedy z tyłu pojawił się Sam z rozłożonymi skrzydłami. Zerknęła do tyłu, ale jej wzrok szybko wrócił do Barnesa.
- Minę masz, jakby ci kanarek zdechł - prychnęła, a James przewrócił oczami.
- Humorek pozostał?
- A myślisz, że co mnie trzyma przy życiu? Poza tym, zawsze lubiłeś ten humor, czyż nie?
Nagle poczuła uderzenie w tył głowy i upadła na ziemię. Bucky uniósł brew i zirytowany spojrzał na Wilsona.
- Człowieku, ile można gadać po rusku? - żachnął się.- Poza tym, starczy mi zabawy z linką.
***
Otworzyła oczy i od razu uderzyło ją przeraźliwie jasne światło. Od razu przypomniało się jej pierwsze podanie serum, więc gwałtownie zesztywniała. Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do światła zobaczyła, że nie jest przypięta, jak myślała, że będzie i może wstać. Od wolności dzieliło ją szkło, ale nawet nie próbowała go rozbijać. Oczywistym było, że nie jest zwykle i prędzej rozwali sobie rękę niż na tym zrobi się mała ryska. Wykręciła palce u dłoni. Była w takiej sytuacji nie raz i uciekała- zawsze.
- Калена стрела венчала, Нас средь битвы роковой. Вижу, смерть моя приходит, Чёрный ворон, весь я твой... - zanuciła po cichu, stojąc tyłem do drzwi.
Piosenka stara jak świat, ale zawsze aktualna. Dziwne, że piosenki mówiące o śmierci tak często były kołysankami. Zastygła, słysząc kolejny głos.
- Вижу, смерть моя приходит, Чёрный ворон, весь я твой... - Bucky powoli podszedł bliżej.- Kiedyś śpiewałaś to bez przerwy.
- Jedna z niewielu rzeczy, które się nie zmieniła - nawet na nie niego nie spojrzała.- Czy trzymanie ludzi w klatkach nie jest nielegalne? Jakieś prawa człowieka czy coś?
- Jak cię przywiązali do grzejnika w Stalingradzie, to się tym nie martwiłaś - odparł, siadając na krześle.
- Wtedy bolał mnie nadgarstek - prychnęła.- I ząb, bo Natalia przywaliła mi miską w twarz, po przegranej walce, a twarz mi spuchła bardziej niż twoja duma.
- Wykorzystasz każdą okazję, żeby mi dowalić?
- Każdą nie-okazję też - odparła.
Zapadła cisza, a ona w końcu odwróciła się w jego kierunku. Następnie usiadła na pryczy, opierając łokcie o kolana. Po prostu mu się przyglądała i dobrze wiedział, że będzie mu wierciła dziurę w gębie dopóki nie powie czemu przyszedł.
- Lena - zaczął.- Wiem, że mi nie ufasz...
- Dziwisz się?
- Nie - powiedział szybko, a ona zamknęła usta.- Ale pomyśl. Jeśli mi się udało, to czemu nie miałoby tobie? Tu nikt nie jest święty.
- Z tobą na czele - wtrąciła, a on westchnął zirytowany.
Czuł, że wykorzysta każdą okazję, aby mu przerwać, bo nie chciała tego słuchać. Nie chciał udawać zaskoczonego, choć to go bolało. Zostawił ją, nawet jeśli Hydra maczała w tym palce i nawet gdy sobie przypomniał, po raz pierwszy, to dalej siedział na dupie. Miał też świadomość, że to on zrobił z niej kogoś kim dziś jest- w walce i z charakteru. Uczył ją, tak jak chciała Rosja. Przełknął ślinę i zerknął na opatrunek, który zjechał z rany na ramieniu.
- Nie babrze się? - spytał, a ona pokręciła głową.- Wracając, dalej chcesz się bawić w rosyjską marionetkę?
- Jestem Rosjanką, James - pomachała mu dłonią przed twarzą.- Każdy obywatel jest tam marionetkę od urodzenia, do wystawienia aktu zgonu. Cóż, czasem dłużej.
- Tu nie ma żadnych haków, żadnej pracy dla nas - mruknął, rozcierając czoło.- Może ja nie zasługuję na życie, jakie dostałem od Steve'a, ale myślę, że ty tak i chcę spróbować ci je dać.
- Ludzie nie dostają tego, na co zasługują - mruknęła, przewracając oczami.- Barnes, od kiedy to jesteś takim idealistą i dobrze wiesz, że wszystko ma haki. Czy ty serio wierzysz, że ktoś taki jak ja może się zrehabilitować? Czemu nagle zależy ci na wyciągnięciu mnie stamtąd i przyciągnięciu tutaj? Wcześniej mnie olałeś, nie wiem czemu, a teraz szukasz wojny z Red Roomem.
- Nie pamiętam! - podniósł się z krzesła.- Kiedy próbuję sobie przypomnieć, widzę tylko jak na misji bomba wybucha ci prosto pod stopami! Nie wiem nic więcej, nie wiem jak cię zostawiłem! Ledwo przypomniałem sobie własne imię, Lena. Kochałem cię i dalej kocham, nawet jeśli ty czujesz się tylko zdradzona. Przemyśl to.
Przewrócił krzesło i wyszedł, za to blondynka odprowadziła go wzrokiem, nie wiedząc co myśleć.
Zdradzenie Red Roomu nie mogło skończyć się dobrze, wiedział to każdy, kto widział jak długo uciekała Natasha Romanoff. Lena nie mogła sobie wyobrazić zostawienia tego, co robiła nawet dłużej niż Bucky. Ta sowiecka organizacja była jej rodziną, ale...
- Jak ja w ogóle mogę się nad tym zastanawiać... - mruknęła.- Blondynka i hipokrytka, perfekcyjnie.
Usiadł ciężko na łóżku. Przecież wiedział, że tak będzie- mimo to czuł zawód, ale nie wiedział Leną czy samym sobą i swoim pomysłem. On właściwie nie wiedział co się dzieje, nie czuł przywiązania do Hydry- jego ściągnięcie też nie było łatwe, w końcu dalej był zabójcą, ale nie było to jak oderwanie od jedynej rodziny. Miał wrażenie, że na końcu trochę przegiął, ale nie mógł tego trzymać w sobie.
- Wanda, potrzebuję pobyć sam - powiedział, gdy usłyszał pukanie.
- Tym razem to nie ona - Kate otworzyła drzwi.- Wzięłam coś z barku na pocieszenie.
Pomachała starą butelką whiskey, a on pokręcił głową z niedowierzaniem. Czarnowłosa była niemożliwa- sarkastyczna, nieznośna, zabawna, ale też doroślejsza niż niejeden czterdziestolatek. Dziewczyna siada obok niego i podaję mu butelkę.
- Niezłe jaja - mruknęła, przygryzając wargę.
- Jak berety - odparł.- Co ja sobie wyobrażałem, ściągając ją tutaj? Że nagle nawróci się jak potulny baranek?
- Barnes - zaczęła Bishop.- Kochasz ją. Nieważnie w jak dziwny sposób i jak ta cała akcja się zaczęła, ale jakoś kochasz. To co chcesz zrobić jest normalne i dobre. Mówię ci, nikt nie oczekiwał, że magicznie zostanie członkiem Avengers, ale trzeba spróbować. Nie wybaczyłbyś sobie, gdybyś nie spróbował.
- Dzięki kurduplu.
- Nie pozwalaj sobie - poklepała go po ramieniu.- Czułam, że będziesz chciał się napić i uprzedzając to wiem, że nie możesz się upić i zazdroszczę braku kaca.
Wyszła z jego pokoju, a on dokończył butelkę, siadając na zimnej podłodze. Przez wielkie okno patrzył na miejsce, gdzie prawie rok temu rozgrywała się ta koszmarna bitwa. Pamiętaj to dokładnie- każdy szczegół. W końcu wstał i poszedł do kuchni, gdzie zastał Sama i Scotta oglądających coś w telewizji. Wilson machnął na niego dłonią, aby podszedł bliżej.
- Jutro mamy misję - powiedział.- Trzeba sprzątnąć kilku terrorystów w Bilbao. Mają jakieś pozostałości broni kosmicznej, więc hiszpańskie władze nie wyślą tam antyterrorystów. Idealna robota dla staruszka.
- Może dla ciebie też, bo dzisiaj coś ci nie szło z tarczą - uśmiechnął się wrednie i usiadł na fotelu.
- To ta nitka - mruknął, zakładając ręce na piersiach.
- Niteczka pokonała gościa z tarczą z vibranium - Lang zachichotał, jednocześnie wpychając sobie do ust mnóstwo popcornu.
Wilson przewrócił oczami, a James zachichotał.
- Nigdy nie zapomnę, kiedy na jednej misji wleciałeś do kosza na śmieci - Wanda postawiła przed nimi dzban kawy.
- Mam nadzieję, że dalej macie nagranie! - zawołał Ant-Man, a Scarlet Witch i Zimowy Żołnierz zachichotali.
- Katie tego dopilnowała - odparł Bucky.- Powieszę zdjęcie z tej akcji na korytarzu.
- Nie cierpię cię.
- Wiem od czasów fotela.
Maximoff dalej się uśmiechała. Ta dwójka tak naprawdę bardzo się lubiła i wszyscy to wiedzieli,a ich przekomarzanki przynajmniej były zabawne. Zerknęła na bok. Mimo, że czuła się tu świetnie, brakowało jej wieli osób. Steve'a, Tony'ego, Natashy...i Pietra, których stracili oraz Bruce'a, Thora których gdzieś wywiało. Barnes na pewno nie tęsknił za Rocket'em, który co pięć minut pytał go o odsprzedanie metalowego ramienia mówiąc, że Król przecież zrobi mu nowe. Nie wiedziała też, że przez chwilę Sam przyglądał się jej, zastanawiając się czy wszystko z nią dobrze. Wiedział, jak dalej to wszystko przeżywała. Kiedy w końcu zorientowała się, że ktoś się jej przygląda, spojrzała na Wilsona i posłała mu lekki uśmiech.
Kiedy wszyscy siadali do kolacji, szatynka wzięła jeden z talerzy i ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni. Dobrze czuła, że Bucky raczej nie był na siłach aby znów schodzić do blondynki, a przecież musiała coś jeść. Wanda weszła do środka, pukając w ścianę.
- Puk, puk - powiedziała, Lena zmarszczyła brwi.- Wiem, to było dziwne.
- Tylko trochę - wiedźma po raz pierwszy słyszała jej głos. Był spokojny, a rosyjskiego akcentu właściwie nie słyszała. Brunetkę zdziwiło też to, że nawet w tonie jej głosu wyczuwała sarkazm.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - podała jej talerz.- Nie, zero arszeniku.
Uniosła brew.
- Straszne głośno myślisz - odpowiedziała na jej nieme pytanie.- Jeszcze jedna rzecz. Popieram Barnesa w tym, co chce zrobić. Ta drużyna jest pełna odkupionych. Ty i Bucky nie mieliście wyboru, ja go miałam. Wybrałam Hydrę i żałuję tego każdego dnia jednocześnie ciesząc się, że teraz jestem tutaj.
Obróciła się i wyszła, zostawiając Rosjankę, po raz długi dzisiaj, własnym myślom. Rybakova założyła ręce na piersiach, a po chwili powoli usiadła na ziemi, ignorując ból ramienia. Szybka regeneracja niestety nie robiła nic z bólem. Zerknęła na talerz- nigdy w życiu nie jadła takiego posiłku w bazie. O lepsze jedzenie mogła się pokusić na misjach, które obejmowały jakieś wystawne kolacje czy bankiety, a ich nie było wiele. Oderwała kawałek pieczonego chleba, a następnie przewróciła oczami.
- Wyglądam jak niedorozwinięte dziecko, skubiące chleb po cichu, żeby nie dostać laczkiem po łapach - mruknęła pod nosem.- Plus gadam do siebie.
Powoli zjadła posiłek, a następnie wróciła na łóżko, gdzie położyła się aby zasnąć. Spanie było w tamtym momencie jedynym sposobem na zabicie nudy. Teoretycznie mogła iść do jakiejś łazienki, która były w celi- tak, ją też to zaskoczyło- i się ogarnąć, ale wołała nie pamiętać, że naprawdę tam jest i musi mierzyć się z przeszłością w postaci jednej osoby. Zdążyła zacząć życie bez niego, odwalając robotę do jakiej była szkolona, a nagle jej rana została ponownie rozdrapana. Dodatkowo siedziała w małej celi i niedługo nie będzie wyboru. Red Room nie wybaczał takich rzeczy. Już czuła co czeka ją po odbiciu, bo oczywiste było, że po nią przyjdą. Nie mieli jeszcze wyszkolonej, kolejnej agentki. Czuła, że nie ma dla niej innej dobrej drogi niż powrót do Wołgogradu, nawet jeśli chętniej odstrzeliłaby dowódcy, Ivanowi, czaszkę.
W każdym razie, ciągle tkwiła w klatce.
I nie zapowiadało się na szybkie wyjście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro