Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

92. Nikt nie jest idealny

Pół roku później...

- Ale ja nie chce.. - Mruknęłam do Chrisa. 

- Kochanie, minęło tyle czasu. 

- No to co? - Wzruszyłam ramionami. - A ich obchodziło co się z Wami działo, kiedy byłam "martwa"?

- Paige.. Spróbuj chociaż. - Posłałam mu wrogie spojrzenie. - Dla mnie.- Głośno westchnęłam, nie wiedziałam co mam zrobić. Chris miał rację, minęło bardzo dużo czasu, od kiedy wyjechaliśmy z Miami, nie kontaktowałam się z ojcem ani razu. 

- Dobra! - Powiedziałam w końcu. - Możemy tam pojechać, ale lepiej dla niego, żeby miał jakiś dobry powód. - Nadal  patrzyłam na niego wrogo. 

******

- Paige! - Caroline rzuciła mi się na szyję. - Dobrze Was widzieć! 

Uśmiechnęłam się i przywitałam z jak się okazało całą obstawą, która liczyła około dziesięciu osób. 

- Jason nie może się doczekać. - Dodała, a ja machnęłam ręką.  - Eh, coś czuję, że wasza rozmowa źle się skończy.

- Zobaczymy.  - Wzruszyłam ramionami. 

Pojechaliśmy samochodami do willi mojego wujka.  Chris i Nathan wzięli nasze bagaże, a ja z Car poszłyśmy do kuchni.  Po tylu godzinach lotu byłam cholernie głodna, więc postanowiłyśmy, że zrobimy pizzę.

Jak zawsze było przy tym dużo zabawy i wiele sprzątania po wszystkim.  Nie przeszkadzało nam to, bo w sumie co miałyśmy do zrobienia? 

Nic..

No właśnie.

- Co tam skarbie?  - Chris objął mnie od tyłu,  a Nathan zrobił to samo Car. 

- Robimy obiad.  - Uśmiechnęłam się.

- A co takiego?  - Zapytał także się uśmiechając. 

- Pizza!  - Obie krzyknęłyśmy. 

- Żeby to coś nie zaczęło oddychać. - Zaśmiał się chłopak mojej kuzynki. 

- Moja dziewczyna potrafi gotować. - Powiedział poważnie Chris. 

- A ty umiesz? -Zapytał szatyn białowłosej. 

- Umiem debilu. - Powiedziała wyrywając się z jego uścisku. 

Pov. Chris 

Zjedliśmy obiad, który przygotowały dziewczyny, mówiąc szczerze myślałem, że robią tylko dla naszej czwórki, ale jednak każdemu starczyło. Cieszyłem się, że w końcu wróciliśmy do Miami, mimo że kocham Brazylię i Sao Paulo. Jednak tam mogę mieszkać przez krótki okres czasu, ale na stałe nie. 

- Co robisz? - Zapytałem Paige, która stała przy oknie i patrzyła na ulicę. 

- Zastanawiam się. - Mruknęła i oparła głowę o moje ramie. 

- Nad czym? 

- Czy w końcu mu wybaczyć, wiesz w końcu jest moim ojcem.. 

- Znasz moje zdanie na ten temat. - Powiedziałem. - Ale nie sugeruj się tym co mówię, tylko zdecyduj sama - Pocałowałem ją w czoło. 

- Wiem. - Westchnęła. 

- Chodźmy się przejść. 

*****

Weszliśmy do placówki, trwały lekcje, chociaż mimo to, nie wszyscy na niej byli. Na korytarzu były tylko te osoby, które zapewne miały wychowanie fizyczne, a nauczyciela nie było. W przypadku, gdyby to był Luke, to nie mógłby mieć czasu. 

- Paige? - Czarnowłosa jak i ja odwróciliśmy się do grupki osób. 

- Cześć Wam. - Przywitała się z nimi, ale nie podeszła do nich i nie zamieniłam więcej ani słowa. - Luke'a nie ma? - Zapytała, kiedy byliśmy na odpowiednim piętrze. 

- Powinien być. - Odpowiedziałem. 

Zapukaliśmy do drzwi. Nikt się nie odezwał, a to raczej nie było w stylu sekretarki, a nie sądzę, żeby miała wolne. Powoli otworzyłem drzwi i to co zobaczyłem całkowicie zbiło mnie z tropu. Sekretarka leżała na ziemi w kałuży krwi, a z gabinetu loczka słychać było dobrze znajome mi głosy. 

- Zadzwonię do Nathana. - Powiedziała po cichu. 

- Nie, sami to załatwimy. Zadzwoń na policje i po pogotowie. 

- Policję? Do gangsterów? Złapią nas. - Oburzyła się. 

- Zaufaj mi. - Westchnęła, ale zgodnie z moim poleceniem zadzwoniła po odpowiednie służby. 

- Nie wiem, zaraz mi się telefon rozładuje. - Powiedziała po czym się rozłączyła.  - Załatwione, mamy dziesięć minut. 

Kiwnąłem głową, po czym wyciągnąłem zza paska od spodni gnata i otworzyłem drzwi. Nad Lukem stało dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Kiwnąłem do lokowanego, żeby był cicho i razem z czarnowłosą zaszliśmy ich od tyłu. Kiedy szybko ich obezwładniliśmy podeszliśmy do dyrektora placówki. 

- Mamy pięć minut. - Przypomniała dziewczyna. 

- Do czego? - Zapytał Luke, który miał spuchnięty policzek przez co nie było mi widać lewego oka. 

- Do przyjazdu policji i pogotowia. - Odpowiedziałem, a on spanikował. - Spokojnie, Paige nie powiedziała, że jestem z nią ja, ani o gangsterach.

- Powiemy, że Chris przyszedł, bo nie mógł się do mnie dodzwonić i obezwładnił ich. 

- A co z sekretarką? - Zapytał. 

- Nie żyje. - Odpowiedziała. 

Pov. Paige

Przyjechała policja, minęły dwie godziny zanim puścili naszą trójkę do domu. Na szczęście wszyscy co byli na korytarzu się zmyli od razu jak od nich odeszliśmy. Luke pojechał do szpitala, ale nie chciał, żebyśmy pojechali z nim. Wróciliśmy do domu mojego wuja. Siedzieliśmy na kanapie, czekając aż mi kochany ojczulek raczy przyjechać, bo tylko dlatego tutaj jesteśmy. 

- Cześć.- Powiedział mój brat, do którego natychmiast się przytuliłam. 

- Ja też tu jestem. - Oburzyła się moja siostra, która po chwil także mnie mocno uścisnęła. 

Na samym końcu wszedł ojciec, który widząc mnie lekko się uśmiechnął, ale jego oczy wyrażały ból. Cóż, nie będę nikogo oszukiwać, zrobiło mi się przykro, bo to chodziło o mnie, dlatego już byłam w stu procentach pewna, że mu wybaczę i mogę nawet powiedzieć, że zrozumiałam czemu tak postąpił. Chciał mnie chronić, chciał, żebym była szczęśliwa i tylko to się dla niego liczyło. 

- Cześć tato. - Powiedziałam i podeszłam do niego. 

- Cześć młoda. - Przytulił mnie lekko się wahając.- Pójdziemy na spacer i pogadamy? - Zapytał, a ja kiwnęłam głową w geście zgody. 

Wyszliśmy z domu i powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę przedmieścia. Ojciec nie owijał w bawełnę, tylko od razu przeszedł do rzeczy. Zaczął mówić bardzo szybko, niektórych słów nie rozumiałam, dlatego mu przerwałam:

- Tato, spokojnie. - Położyłam mu rękę na ramieniu. - Nie musisz mi wygłaszać mowy, zrozumiałam dlaczego to zrobiłeś. Nie mam Ci tego za złe. - Uśmiechnął się.  - Nikt nie jest idealny.

- Dziękuje córeczko. - Przytulił mnie. 

Do domu wróciliśmy po dobrej godzinie, wszyscy czekali tylko aż coś powiemy. My tylko zaczęliśmy się śmiać i poszliśmy w swoje strony.  Mimo wszystko, większość zrozumiała. 

- Mówiłem, że będzie dobrze.  Uśmiechnął się brunet. 

- Tak, jak zawsze masz rację. - Pocałowałam go w usta. - Kocham Cię. 

- Ja Ciebie też myszko. 

_________________

Ostatni rozdział w tej książce.Postaram się jeszcze dzisiaj opublikować epilog, ale nie wiem jak to wyjdzie. 

Cześć Gwiazdeczki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro