73. Ta, z tym lamusem od siedmiu boleści.
- Chcesz coś ze sklepu? - Zapytał Nathan.
- Energetyka i chipsy.
- To świetnie, możesz jechać i kupić mi coś przy okazji. - Zmrużyłem oczy. - No dalej Chris, rusz tyłek. - Głośno westchnąłem.
- To co kupić? - Mój przyjaciel zaczął wymieniać wszystko co niby było nam potrzebne. Wyszedłem z domu jakbym szedł na ścięcie. Nie chciało mi się nigdzie ruszać, za leniwy się zrobiłem.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem w stronę supermarketu. Droga nie zajęła mi długo, zaparkowałem na dużym parkingu i poszedłem w stronę wejścia. Wziąłem koszyk i chodziłem między regałami zgarniając przy tym potrzebne produkty. W pewnym momencie zauważyłem dziewczynę, która chyba była nieźle wkurwiona. Przypatrzyłem jej się bardziej i nie mogłem własnym oczom uwierzyć. To była ona..
- Kochanie wyluzuj. - Powiedział jakiś chłopak.
- CHRIS! - Gwałtownie otworzyłem oczy. - Kurwa stary dobudzić się Ciebie nie da.
- Już nie śpię. - Powiedziałem przecierając oczy.
- Rick chce nas widzieć. - Powiedział. - Za piętnaście minut.- Kiwnąłem głową, a on wyszedł z pokoju.
Wziąłem z szafy szare dresy i czarną koszulkę, a z komody bokserki. Poszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Równo po piętnastu minutach siedziałem na dywaniku u Ricka. Nieważne, że z włosów kapała mi woda. Posprząta sobie.
- Widzę, że ktoś się nie wyrobił. - Powiedział ze śmiechem patrząc na mnie. - No nieważne. Mam dla was zadanie, musicie przez jakiś czas śledzić naszych dilerów, oni coś kombinują. Trzeci raz nie mieli pełnej kwoty, nie możemy sobie na to pozwolić. Od dzisiaj będziecie za nimi jeździć, weźcie jakieś swoje rzeczy w razie gdyby gdzieś mieli wyjeżdżać. - Kiwnęliśmy głowami. - W razie jakiś komplikacji dzwońcie, w razie wyjazdów nie. Rozumiemy się? - Kiwnęliśmy głowami. - Możecie iść.
Wyszliśmy z jego biura i rozeszliśmy się do pokoi, wyciągnąłem swoją walizkę i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie było ich dużo, bo po co? Zawsze mogę dokupić, stać mnie. Po upływie kolejnych piętnastu minut razem z Nathanem wybieraliśmy jakieś auto.
- Nie bierzemy swoich. Rozpoznają nas. - Powiedziałem. - Jest jakieś, którego nigdy nie widzieli? - Zapytałem.
- No tak, lamborghini.
- To jedziemy tym. - Kiwnął głową.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod adres naszych dilerów. Na szczęście mieszkali wszyscy w jednym bloku, co nam bardzo ułatwiło sprawę. Na miejscu byliśmy po kilku minutach, a niedaleko bloku czekaliśmy kilkanaście minut. Kiedy w końcu wyszli wsiedli do swojego wozu i pojechali w stronę Miami Beach, chcą popływać, czy jaki chuj? Tam, jeden z nich sprzedał towar jakiemuś gościowi i znowu gdzieś pojechali. Krążyli po całym mieście dopóki im się towar nie skończył, znaczy tak mi się wydaje. Wrócili do swojego obskurnego mieszkania i po godzinie znów z niego wyszli, ale tym razem z walizkami. Zdziwił mnie ten fakt, zawsze byli tchórzliwi i nie próbowali nam uciekać. Chyba sami biorą i dragi dodały im pewności siebie. Jechaliśmy za nimi aż na lotnisko, wysiedliśmy z samochodu i w odpowiedniej odległości podążaliśmy za nimi. Z tego co udało nam się wtedy wywnioskować chcieli polecieć do Salt Lake City. Nathan szybko kupił bilety i zadzwonił do jednego z naszych ludzi, żeby na tamte lotnisko przetransportował nasz samochód i kiedy się po niego zjawił, wzięliśmy swoje walizki i poszliśmy na odprawę.
Pov. Paige
Wróciłam sama do domu, byłam wkurwiona. Kurwa cwaniak od siedmiu boleści. Myślał, że się go przestraszę? I może jeszcze jak grzeczna dziewczynka pójdę z nim za rączkę do krzaczka obok?. Ni chuja! Jak jeszcze raz go spotkam i znów będzie podobna sytuacja to nie ręczę za siebie.
Hah! Najśmieszniejsze jest to, że ja nie wiem skąd umiem się bronić, chyba chodziłam na samoobronę skoro z łatwością mi to przyszło. Plus dla mnie! Tylko szkoda, że nie umiem sobie tego przypomnieć, z jednej strony chciałabym, a z drugiej nie. Bo jeśli rzeczywiście nie miałam znajomych, to może byłam prześladowana przez rówieśników, a wątpię by ktokolwiek chciał sobie taką sytuację przypomnieć.
- Gdzie byłaś córeczko? - Zapytał mój ojciec.
- W zoo. - Mruknęłam zła.
- Z tym chłopakiem? - Dopytywała mama.
- Ta, z tym lamusem od siedmiu boleści.
- Znów oceniasz kogoś po pozorach? - Westchnęli.
- Nie, ale jeszcze raz zobaczę go na oczy to nie ręczę za siebie. - Powiedziałam
- Kochanie, to bardzo mi przykro, ale umówiliśmy się z jego rodzicami dzisiaj na kolację. - Popatrzyłam na swoich starych jak na kosmitów i powoli przetrawiałam to co powiedzieli. - Spokojnie, u nas będzie. Okazało się, że jesteśmy wspólnikami. - Powiedział mężczyzna.
- Jak on ma na imię kochanie? -Zapytała moja matka.
- Leo. - Mruknęłam. - Obiecuję wam, że jeśli mnie wkurzy, to ta kolacja zamieni się w piekło. - Pokręcili głowami.
- Oj skarbie daj mu jeszcze jedną szansę. - Westchnęłam. - Zrób to dla nas. - Kiwnęłam głową.
- Tak właściwie to trenowałam jakieś sztuki walki, czy chodziłam na samoobronę?
- Tak, przez kilka miesięcy. - Kiwnęłam głową. - A coś się stało? - Zaprzeczyłam, po czym ruszyłam do swojego pokoju.
To będzie długi wieczór.
______
Nie wiem czy dzisiaj się pojawi kolejny.
Cześć Gwiazdeczki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro