72. Nie, bo zoo
Siedziałam na ławce przed szkołą, obserwowałam otoczenie wokół mnie. Byłam nowa, nie znałam nikogo. Strasznie dziwnie czułam się z tym faktem, chciałam pójść jak najdalej i nie wracać.
- Cześć. - Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego chłopaka, na którego wpadłam poprzedniego dnia. - Nie zgubiłaś czegoś? - Z kieszeni wyciągnął małe urządzenie, które należało do mnie.
- Mój telefon. - Stwierdziłam.
Podał mi urządzenie.
- Dziękuję. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Jestem ....
- Pobudka! - Ktoś mi się darł nad uchem. - Paige! - Otworzyłam zaspane oczy.
- Czego ty mnie budzisz w środku nocy? - Zapytałam. - Trzecia w nocy jest! - Chłopak się zaśmiał.
- Zbieraj się! Idziemy do zoo! - Zaczął mną potrząsać.
- Jejuu co za dzieciak. - Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. - Daj mi dwadzieścia minut. - Mruknęłam, po czym wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne jeansy z łańcuszkami, bordową bokserkę i szarą bluzę. Poszłam do łazienki i szybko założyłam to wszystko. Włosy rozczesałam i zaplotłam dwa warkocze bokserskie. Zakryłam niedoskonałości na twarzy, wytuszowałam rzęsy i podkreśliłam oczy. Usta pomalowałam czerwoną szminką. Jak wyszłam chłopak siedział w moim pokoju i przeglądał mój telefon.
- Ktoś Ci kurwa pozwolił? - Warknęłam zabierając mu przedmiot.
- Sam sobie pozwoliłem. - Powiedział uśmiechając się.
- Debil..- Mruknęłam i spod łóżka wyciągnęłam swoje stare trampki.
Ubrałam je i wyszłam z pokoju. W kuchni zrobiłam sobie szybko kawę, po czym jednym duszkiem ją wypiłam. Chłopak patrzył na mnie z przerażeniem w oczach.
- Nie popatrzyłaś sobie gardła?! - Zapytał.
- Wlewam więcej mleka niż wody. - Mruknęłam. - Idziemy? - Kiwnął głową.
- Jedziemy moim samochodem. - Powiedział pokazując mi kluczyki.
- Skąd pomysł, że do niego wsiądę? - Chłopak się zaśmiał, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię i poszedł na parking. Otworzył drzwi od mustanga i wrzucił mnie tam, i zapiął pas. - No normalnie idiota! - Krzyknęłam.
- Też Cię lubię. - Prychnęłam.
Przez całą drogę nic nie mówiłam, on próbował zacząć jakiś temat, ale zawsze go zlewałam. Chciałam mieć ten dzień za sobą. Była niedziela, następnego dnia miałam iść do szkoły. Boże, jak mi się nie chciało. Czemu rodzice nie mogli mi załatwić czegoś w domu? No tak, żebym w końcu znalazła sobie jakiś kumpli. Ni chuja! Na miejscu byliśmy po trzydziestu minutach, kiedy pojazd się zatrzymał od razu z niego wysiadłam.
- Cześć Leo! - Krzyknął jakiś chłopak, który stał z jakąś grupką.
- Siema! - Odkrzyknął.
- To są kurwa jaja!
- Nie, bo zoo.- Zmierzyłam go wzrokiem. - Chodź. - Wziął mnie za rękę. - To jest Paige. - Uśmiechnął się.
- Twoja dziewczyna?
- Po moim trupie. - Mruknęłam.
Oni patrzyli na mnie jak na kosmitę, nie interesowało mnie nic w tamtym momencie, chciałam po prostu wrócić do domu i pójść spać.
- Nie wyspała się, czy jak? - Zapytała jakaś dziewczyna.
- No dobra, nieważne. - Powiedział ten chłopak, który wcześniej darł ryja. - Jestem Joel, to Eric, Jeff, Amanda i Margaret. - Wskazywał po kolei na swoich kumpli.
- Chodźcie do tego zoo. - Powiedział Leo.
*****
To zwiedzanie trwało wieczność. Ta cała Amanda czy jak jej tam wkurwiała mnie niemiłosiernie. Cały czas kręciła tą wielką dupą przed chłopakami. Leo cały czas mi się przyglądał i próbował mnie jakoś zachęcić do jakiś rozmów. Ja oczywiście musiałam postawić na swoim i całkowicie to olewać.
- Ej Paige, patrz misie. - Zaśmiał się.
- Super, może tam wejdziesz i je przytulisz. - Mruknęłam patrząc na niedźwiedzie brunatnne.
- Ale wejdziesz razem ze mną. - Postukałam się w czoło.
- Boże laska, jesteś jakaś aspołeczna czy co? - Kurwa, brawo za spostrzegawczość.
- Ama! - Krzyknął na nią Jeff. - Weź się ogarnij co. Nie każdy od razu kręci dupą przy innych. - Prychnęłam.
- Prędzej chuj na chuju stanie niż przed wami dupą zakręcę. - Warknęłam.
Chłopaki zaczęli się śmiać, a dziewczyny patrzyły na mnie jak na debilkę. No przepraszam za szczerość.
- Właściwie ile masz lat? - Zapytała Margaret.
- Szesnaście. - Otworzyli szeroko oczy.
- Wyglądasz na starszą.
- Ale tylko z twarzy.
- Fajnie macie. - Powiedziałam.
Minęło kilkanaście minut, wyszliśmy z zoo. Byłam wkurwiona na maksa. Ta blondyna, znaczy Amanda co chwilę miała do mnie jakieś wąty. Na szczęście wszyscy poszli do jakiegoś sklepu, a że ja nic nie chciałam czekałam na zewnątrz.
Czekać na zewnątrz mam na myśli pójście sobie jak najdalej od nich.
- Cześć ślicznotko. - Podszedł do mnie jakiś chłopak.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę i poszłam dalej. Kolejny kurwa cwaniaczek. Uh jak ja ich nie znoszę!
- Ale poczekaj! - Krzyknął za mną i złapał za ramię. - Bądź miła. - Powiedział.
- A jak nie to co? - Zapytałam.
- Hah! Niedostępna, lubię takie.
- Fajnie masz koleś, a teraz spierdalaj. - Wyrwałam mu się.
- Nie tak prędko.- Złapał mnie ponownie, tylko, że tym razem dostał po ryju. - Pożałujesz tego suko! - Chciał mnie uderzyć, ale w porę złapałam jego pięść.
- Nie rozumiesz słowa spierdalaj!? - Warknęłam i z całej siły kopnęłam go w kolano przy czym upadł.
- Pożałujesz tego. - Warknął i próbował się podnieść, ale kopnęłam go w brzuch.
- Powtarzasz się. - Popatrzyłam na Leo i resztę, która patrzyłam na nas z przerażeniem?
- Wszystko okej? - Zapytał szatyn.
- Ze mną tak. -Powiedziałam. - A ty, zbliż się do mnie jeszcze raz, a nie będę taka miła. - Ostatni raz go kopnęłam i poszłam przed siebie.
- Nie mówiłaś, że umiesz się bić.
- A umiem? - Zapytałam. - Ja się tylko obroniłam.
- Tego też nie mówiłaś.
- Kurwa ile mam Ci mówić, nic nie pamiętam. - On podniósł ręce w geście obrony. - Dobra, ja spadam. - Nie zwracając na nich uwagi poszłam w stronę domu. Na szczęście zapamiętałam drogę.
__________
Ostatni na dzisiaj.
I chyba trochę mnie poniosło... Co myślicie?
Cześć Gwiazdeczki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro