70. Zapraszasz mnie na randkę?
Już drugą godzinę błąkam się po mieście z tym chłoptasiem. Za każdym razem, kiedy zaczyna rozmowę ja go olewam, chce dać mu do zrozumienia, żeby nie liczył na jakąś przyjaźń, czy cokolwiek innego.
- Czemu taka jesteś? - Zapytał.
- Taka? To znaczy jaka? - Usiadłam na ławce w parku.
- Taka.. - Szukał odpowiednich słów.- Inna. - Uniosłam brew. - Nie poznałem jeszcze żadnej dziewczyny, która jest taka jak ty.
- Sorka stary, ale dalej nie wiem jaka jestem. - Popatrzyłam na niego.
- To może inaczej.. - Popatrzył w niebo. - Twój ojciec powiedział, że może w końcu się do kogoś przekonasz, co to znaczy? - Westchnęłam.
- To znaczy, że to nie twoja sprawa. - Mruknęłam.
- Jejuu Paige. - Westchnął. - Nie bądź taka. Ta rozmowa jest między nami, w sumie i tak nie miałby komu o tym powiedzieć. Nikt Cię tu nie zna.
- I nie pozna. - Uniósł brew.
- A jak będę próbował Cię poznać?
- Powodzenia. - Mruknęłam. - Ciężko Ci będzie.
- Daj mi szanse. Jeżeli zaufasz komuś korona Ci nie spadnie. - Powiedział.
- Uwierz mi, spadnie. - Zaśmiałam się. - Chodź na kawę. - Powiedziałam.
- Zapraszasz mnie na randkę? - Zaśmiał się.
- Nie w tym życiu. - Poszłam w stronę kawiarni, którą wcześniej mijaliśmy.
Pov. Nathan
Nie wiedziałem co mam zrobić z Chrisem, całymi dniami siedział w pokoju i wylewał łzy. Wiem, że to dla niego ciężkie, w sumie nie tylko dla niego. Paige była moją przyjaciółką i może była ponad to wkurwiająca, to ją lubiłem. Wiem też, że nie chciałaby żeby on się tak obwiniał, wręcz przeciwnie. Chciałaby żeby był taki jak wcześniej.. W końcu takiego go pokochała.
- Stary. - Wszedłem do jego pokoju. - Koniec tego kurwa! - Popatrzył na mnie jak na idiotę. - Nie będziesz do końca życia siedział w tym pokoju! W końcu korzenie Ci wyrosną lub zdechniesz z głodu.
- Mi pasuje.. - Mruknął cicho.
- Ty na prawdę myślisz, że Paige chciałaby żebyś wylewał za nią łzy i zadręczał się tym wszystkim?! - Warknąłem.
- Co ty kurwa możesz wiedzieć co by ona chciała?! - Też podniósł głos.
- Nie tylko z Tobą spędzała wolny czas, zdążyłem ją bardzo dobrze poznać. - Popatrzył na mnie. - Teraz ruszysz swoją dupę do łazienki, weźmiesz prysznic, bo czuć Cię na kilometr i wyjdziesz do ludzi! Masz pół godziny. - Wyszedłem z pomieszczenia.
Pov. Chris
Może on ma rację, może w końcu powinienem wyjść do ludzi i zacząć od nowa. Paige by tego chciała, zawsze wkurwiała się jak ktoś się nad sobą użalał, więc pewnie teraz mnie wyklina. - Zaśmiałem się - Wziąłem czyste ubranie i poszedłem do łazienki, z tym też Nathan miał racje, śmierdzę.. Boże do czego doprowadziłem! Będę musiał to wszystko naprawić.
Równo pół godziny później w moim pokoju znalazł się szatyn. Powiedział, że jedziemy na jakiegoś fast food'a, zeszliśmy, więc na dół. Przywitałem się z każdym, odpowiadali mi tym samym z trochę zdziwioną miną.
- Miło Cię widzieć Chris. - Powiedział Rick. - Mam nadzieję, że już się ogarniesz i wrócisz do swoich obowiązków.
- Też mam taką nadzieję. - Posłałem mu słaby uśmiech.
- Ja prowadzę. - Powiedział Nathan. - Tobie jeszcze coś odwali i zabijesz nas obu. - Przewróciłem oczami.
Na miejscu byliśmy po kilkunastu minutach, zamówiliśmy sobie jakieś tłuste żarcie i usiedliśmy przy jakimś stoliku.
- Serio musisz się wziąć w garść. Wiem, że była dla Ciebie cholernie ważna, ale nie marnuj życia.
- Ogarnę się. - Powiedziałem.
- Oby stary, oby. - Pokazał na mnie palcem. - W innym wypadku skopię Ci dupę. - Zaśmiałem się.
Pov. Rick
Ucieszyłem się jak zobaczyłem Chrisa, jest jednym z moich najlepszych ludzi i nie wybaczyłbym sobie jakby coś sobie zrobił. No sorry no, ale teraz takich ludzi jak on trzeba szukać latami. Dobrze, że Nathan wziął się za "przywracanie go do życia". Cały czas mam wyrzuty, że to wszystko tak się potoczyło, ale nie cofnę czasu. Szkoda, że wszyscy tak to przeżyli, na serio ją polubili. Mam tylko nadzieję, że wszystko wróci do normy i oni jak i moja siostrzenica będą szczęśliwi.
Pov. Caroline
Nathan już kurwicy dostawał, bo ani ze mną, ani z Chrisem nie można normalnie pogadać czy gdzieś wyjść. Ja na prawdę nie chciałam go w jakiś sposób ranić, ale nie umiem tego powstrzymać. Mam chociaż nadzieję, że jak chłopaki spędzą trochę czasu ze sobą to chociaż w jakimś sensie to wszystko się poprawi. Ja też powinnam się ogarnąć, bo jak tak dalej pójdzie oszaleje.
- Mogę? - Zapytał Rick.
- Tak, pewnie. - Powiedziałam podnosząc się.
- Jak się czujesz? - Usiadł na skraju łóżka.
- W porządku, dziękuje. - Powiedziałam. - A ty? Wujek?
- Jest okej. - Powiedział. - Musisz się wziąć w garść, ja rozumiem wszystko, ale życie toczy się dalej. Myślisz, że ona by tego chciała?
- Gadasz jak Nathan. - Mruknęłam.- Ale oboje macie rację, trzeba w końcu zacząć znowu żyć. - On się uśmiechnął, po czym wyszedł z mojego pokoju.
_______________
825 słów!
To chyba mini maraton..
Może coś jeszcze napiszę :p
Cześć Gwiazdeczki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro