Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62 Nie chcę Cię widzieć!

Tydzień później...

Cieszyłam się jak głupia wiedząc, że za dwa dni te lamusy miały wrócić do domu.  Cały czas chodziłam z uśmiechem na twarzy kompletnie na nic nie zwracając uwagi.  Nawet to, że poprzedniego dnia zostałam ranna, podczas kolejnej strzelaniny nie robiło mi dużej różnicy.  To tylko małe zadrapanie, które nie ogranicza ruchów.  Tak jak to mówią, dostałam rykoszetem.

- Pogadamy?  - Zapytał Bruno

- A masz coś wartościowego do powiedzenia?  - Zapytałam i w tym samym momencie weszła Andrea i mój chłopak. 

- Zdaje mi się, że tak. - Szatyn podrapał się w kark. 

- Coś nie tak kochanie?  - Zapytał Chris obejmując mnie od tyłu. 

- Chce o czymś pogadać.  - Powiedziałam

- Wolałbym na osobności. 

- Z łaski swojej wyjdź.  - Powiedziałam do tej krowy, zmierzyła mnie wzrokiem i popatrzyła na Chrisa. 

- Słyszałaś. - Powiedział mój chłopak. 

- A on? - Zapytał Bruno. 

- Jestem tu od tego, żeby Cię nie zabiła. - Powiedział. -Będę za drzwiami.

Kiedy Chris wyszedł, usiadłam na wyspie kuchennej i popatrzyłam wyczekująco na szatyna. On oparł się o nią obok mnie i popatrzył mi w twarz. 

-  Mów co chcesz, nie mam czasu na głupoty. 

- Chciałem Cię przeprosić za to co się stało między nami. - Prychnęłam. - Ja Cię serio lubiłem, dalej Cię lubię, ale..

- Ale nie chciałeś być pośmiewiskiem w szkole i liczyłeś na fejm. Powiedz, Ruda dała Ci dupy. 

- Nie poznaje Cię, kiedyś byłaś inna. 

- Ale teraz jestem taka. - Zmrużyłam oczy. - Powiedz lepiej tej Andrei czy jak jej tam, żeby się odpierdoliła od Chrisa, w innym wypadku będziecie ją zeskrobywać z chodnika. - Popatrzył na mnie z szokowany. 

- Myślałem, że jeszcze może być coś między nami. - Wybuchnęłam śmiechem. - A z Chrisem to takie chwilowe.

- Nie wierzę! Ty to serio powiedziałeś.. - Cały czas się śmiałam. - Jesteś żałosny Bruno, nie jestem z Chrisem tak o, żeby się pokazać. Jestem z nim, bo go kocham i nie mam zamiaru z nim zrywać, bo ubzdurałeś sobie coś w tej główce. 

Co on sobie myślał? Że powie jak mu to przykro, a ja rzucę mu się w ramiona i będziemy żyć w szczęśliwym związku?! Debil..

Prędzej chuj na chuju stanie niż bym zerwała z Chrisem, zwłaszcza dla osoby, która dawniej mnie tak upokorzyła. 

Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Mrugałam oczami mając nadzieję, że to tylko fatamorgana czy inny chuj, ale niestety obraz nie zniknął. Ta szmata i MÓJ CHŁOPAK całowali się, kiedy się ocknęłam wzięłam ją za włosy i rzuciłam o ścianę z taką siłą, że straciła przytomność. Wróciłam wzrokiem do Chrisa, który miał ból w oczach, nie wiedziałam, czym to było spowodowane, ale w tamtym momencie mało mnie to interesowało. Chciałem postąpić tak samo z nim, ale poczułam pieczenie pod powiekami i pobiegłam do drzwi. 

- Paige! - Krzyknął za mną. 

- Nie chcę Cię widzieć! - Wyszłam z jego domu. 

Biegłam przed siebie nie patrząc na nikogo. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca i niego. Po co on się z nią całował? Czy aż tak mu ze mną źle? Kiedy się zatrzymałam byłam pod lasem, nie wiele myśląc poszłam w głąb niego. Przypomniała mi się ta rudera, w której kiedyś  z nim byłam. Mimo iż to tam przestaliśmy udawać i na poważnie zaczęliśmy być razem, to poszłam tam. Wiedziałam, że nikogo tam nie będzie i będę mogła spokojnie zebrać wszystkie myśli. Dostałam od Chrisa SMSa, prosił żebym wróciła i on mi wszystko wyjaśni. Zaśmiałam się pod nosem, po czym odpisałam mu, że niech idzie się ruchać z tą wywłoką, a mi da spokój. Wyrzuciłam telefon w krzaki i weszłam na sam dach rudery. Usiadłam pod pozostałością ściany i pozwoliłam spokojnie spływać moim łzom. 

****

Kiedy się obudziłam było już całkowicie ciemno. Otarłam swoje zapłakane oczy i na ślepo ruszyłam na dół. Oczywiście nie obyło się bez upadku, co moja ranna ręka bardzo odczuła. Nie zwracając uwagi na rozrywający ból, ruszyłam wydeptaną ścieżką, nie wiedziałam czy to ta, którą tu przyszłam czy nie, ale mało mnie to interesowało. Chciałam tylko wyjść z tego lasu, nie miałam zamiaru wracać do domu Chris'a, mojego brata, wujka czy kogoś innego. Po prostu chciałam iść do jakieś pubu i się nachlać. Kiedy udało mi się wyjść, byłam na przedmieściach, głośno westchnęłam i ruszyłam w stronę centrum, po kilkunastu minutach byłam na rozwidleniu dróg, jedna prowadziła przez ciemny park, w którym nie było żadnej żywej duszy i droga przez jakieś ciemne uliczki. W końcu wybrałam tą drugą opcję, bo droga była stosunkowo bliższa, niż ta przez park. W pewnym momencie usłyszałam jakieś kroki za mną, które olałam, szłam tym samym krokiem patrząc przed siebie. 

- A co taka kruszyna robi sama w takim miejscu? - Zapytał jakiś pijany mężczyzna, który wyglądał na maksymalnie dwadzieścia pięć lat.- Może Cię odprowadzić? - Podszedł do mnie. 

- Nie dzięki. - Mruknęłam. 

- No nie daj się prosić słoneczko. - Złapał mnie za ramię, które chwilę później mu wykręciłam. 

- Spierdalaj. - Wysyczałam i rzuciłam nim o ziemie. 

Weszłam w kolejną uliczkę i widząc już, że jestem prawie przy celu mojej wyprawy uśmiechnęłam się. Ruszyłam dalej, ale nie całe dwadzieścia sekund później poczułam piekielny ból z tyłu głowy, a po chwili ciemność.

_____________

DAM DAM DAM! 

Zaczyna się coś dziać! 

Cześć Misie <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro