58. Zawsze i wszędzie moja pani.
- Gratuluje wygranej! - Powiedziałam, kiedy cały turniej dobiegł końca.
- Dzięki skarbie. - Chris cmoknął mnie w policzek.
- Lecimy to uczcić. - Rzucił James.
- Jedźcie sami, my mamy jeszcze coś do załatwienia.
- Ale jutro do was wpadamy.
- Dobra. - Odeszliśmy od nich. - Idę się przebrać.
Poszłam w kierunku samochodu, na parkingu stało kilku chłopaków z innej drużyny. Loczki-bo tak nazywam drużynę Chrisa-prawie z nimi zremisowali, ale jednak udało im się strzelić gola w ostatnich sekundach. Każdy z nich popatrzył na mnie, minęłam ich i stanęłam przy czarnym Zenvo. Otworzyłam samochód i na tylne siedzenia rzuciłam swój plecak, po czym obeszłam go i usiadłam na miejsce pasażera. Cały czas czułam na sobie wzrok tych frajerów, co zaczęło mnie irytować.
- Chris rusz swój wielki zad, zanim dostanę kurwicy. - Mówiłam do siebie.
Minęły cztery minuty, a brunet był już kilka metrów dalej od samochodu. Odetchnęłam z ulgą, bo jeszcze minuta, a najebałabym im za samo gapienie się.
- Dłużej się nie dało? - Zapytałam od razu, jak otworzył drzwi.
- Ruda mnie zatrzymała. - Powiedział. - Poczekaj chwile. - Westchnęłam.
Podszedł do tych kolesi i chwile z nimi pogadał, na sam koniec jednemu strzelił w japę, zaczęłam się śmiać.
- Dlaczego mu zdzieliłeś? - Zapytałam, kiedy wsiadł do auta.
- Nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz. - Zaśmiał się, a ja mu wystawiłam język.
- To chociaż powiedz co ta kurwa. od Ciebie chciała.
- Pytała się, czy to prawda, że mój brat przyjeżdża.
- Powiedz, proszę, że nie przylezie. - Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Dopilnuje tego słońce. - Pogłaskał mnie po głowie.
****
- Tylko uważaj na siebie. - Powiedział.
- Spokojnie Chris, umiem jeździć. - Uśmiechnęłam się.
- Weź to. - Podał mi małą słuchawkę. - Jak coś będzie się dziać, po prostu powiedz, usłyszę Cię.
- Dobrze, jedźmy już.
Wskoczyłam na swojego nowego ścigacza, który tym razem był czarny i ruszyłam w stronę lotniska. Brunet jechał tuż za mną, na szczęście nie było żadnych przeszkód i na miejscu byliśmy po piętnastu minutach. Wszyscy już czekali przed lotniskiem, zatrzymałam się koło nich. Dwie sekundy później podjechał Chris, po czym od razu wysiadł z samochodu.
- Wszystko gra? - Zwrócił się do mnie.
- Tak. - Ściągnęłam kask.
Przypatrzyłam się każdemu z osobna, niestety znałam prawie wszystkich. Nie licząc tej osoby, której nie znam i Adama, to był Alex, Bruno i Dann. Nic, a nic się nie zmienili.
- Znacie się? - Zapytał mój chłopak.
- Niestety.
- Pierwszy raz widzę tę laskę na oczy.
- Oh przepraszam, nie przedstawiłam się. - Zsiadłam z motocykla. - Paige Wood. - Podałam im rękę, uśmiechając się. - Skoro już mnie pamiętacie. Chyba. To możemy jechać? Głodna jestem. - Poklepałam się po brzuchu.
- Czarno to wszystko widzę. - Mruknął Chris. - Ładować się.
Po upływie kolejnych kilkunastu minut siedzieliśmy w Macu i czekaliśmy na swoje zamówienia. Dobrze, że był tam dość duży stolik, który pomieścił naszą siódemkę. Przez cały czas Bruno i Dann patrzyli na mnie jak w największe cudo świata. Irytowało mnie to, ale bardziej byłam zajęta mordowaniem wzrokiem czarnowłosej, która patrzyła maślanymi oczami na mojego chłopaka.
- Chodź ze mną po zamówienia. - Powiedział Chris.
- Kim jest ta czarna? - Zapytałam, kiedy odeszliśmy od stolika.
- To Andrea, moja była dziewczyna. - Zatrzymałam się.
- Fajnie, że mi mówisz. - Mruknęłam.
- Ktoś tu jest zazdrosny. - Dał mi kuksańca w bok.
- Mówi ten ,co nie jest. - Wzięłam od przystojnego chłopaka swoje zamówienie.
- Zawsze i wszędzie moja pani. - Zaśmiałam się.
Po zjedzonym "obiedzie" pojechaliśmy do domu Chrisa. Nie czekając na nikogo, poszłam na górę do pokoju, byłam wściekła na tę czarną krowę, która przez całą godzinę leciała końskimi zalotami do Collinsa.
- Daj mi dwa dni, a ją zajebie. - Mruknęłam, kiedy wszedł do pokoju.
On się tylko zaśmiał i usiadł koło mnie.
- Słyszałem, że chodziłaś z Brunem.
- To było dawno i nie prawda. - Powiedziałam szybko.
- To tak jak mój związek z Andreą, dawno i nie prawda. - Pocałował mnie.
- Jesteś idiotą Chris. - Powiedziałam nadal zła.
- Też Cię kocham. - Położył się na mnie.
O dwudziestej pierwszej poszłam pod prysznic, musiałam zacząć się szykować na swój pierwszy wyścig, który miałam zamiar wygrać. Po wyjściu z kabiny prysznicowej owinęłam się ręcznikiem i wzięłam się za suszenie włosów, które później lekko zakręciłam. Makijaż zrobiłam mocniejszy, zrobiłam kreski, podkreśliłam oczy, a usta pomalowałam bordową szminką. Ubrałam na siebie czarne jeansy z szelkami, którym pozwoliłam zwisać, tego samego koloru króciutki top z trupią czaszką i skórzaną kurtkę. Gotowa wyszłam z pomieszczenia i na stopy założyłam czarne adidasy. Do kieszeni w kurtce schowałam telefon, a broń miałam schowaną między kurtką a spodniami, żeby nie było jej widać.
- Kiedy Car i Nath przyjadą? - Zapytałam, schodząc.
- Zaraz powinni być. - Powiedział Chris.
- To wy jesteście razem? - Zapytał Bruno.
- Nie, to tylko przyjaźń z korzyściami. - Mruknęłam, po czym poszłam otworzyć drzwi. - No w końcu! - Przywitałam się z kuzynką i przyjacielem.
Kiedy weszliśmy do salonu, zastałam Chrisa, który nie mógł oddychać od śmiania się i zszokowanych przyjaciół brata mojego chłopaka.
- Z czego ty ryjesz ośle? - Zapytał Nathan.
- Z przyjaźni z korzyściami. - Znów wybuchnął śmiechem, tym razem ze mną. - Nie ma żadnej przyjaźni z korzyściami. - Zwrócił się do swoich gości. - Jesteśmy razem.
- O co chodzi? - Zapytała moja kuzynka.
- Opowiem wam w drodze. Jedziemy?
- Gdzie jedziecie? -Zapytała ta Andrea.
- W pizdu.
______________
Paige zazdrośnik!
Przypominam o pytankach do q&a
Cześć Gwiazdeczki <3
Teraz tak będę was nazywać <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro