55. Pięć dolców
Obudziłam się przytulona do nagiego torsu mojego chłopaka. Spaliłam buraka czego na szczęście nie widział. Wyglądał cholernie uroczo, dlatego zrobiłam mu zdjęcie i ustawiłam je na tapetę. Popatrzyłam na swoją nogę, która w chuj bolała, próbowałam wstać, żeby wziąć tabletkę przeciwbólową, ale spadam z łóżka.
- Ja pierdole! - Wybełkotałam z przyklejoną twarzą do paneli.
- Kurde, Paige. - Koło mnie znalazł się Chris. - Wszystko w porządku? - Podniosłam głowę.
- Tak się kończy uważanie na nogę. - Powiedziałam.
Chłopak pokręcił głową, po czym mnie podniósł i posadził na biurku, otarł zasypane oczy i podał mi tabletkę i butelkę wody.
- Dziękuję kochanie. - Cmoknęłam go w policzek.
- Pięć dolców. - Zaśmiał się. - A tak serio, to mogłaś mnie obudzić.
- Za dużo mi pomagasz. - Powiedziałam.
- Nie będę patrzył jak się męczysz. - Powiedział z uśmiechem. - Ale nie przyzwyczajaj się za bardzo. - Zaśmiałam się. - Właściwie, która to godzina?
- W pół do szóstej. - Ziewnął.
- Idę się szykować do szkoły. - Przeniósł mnie z powrotem na łóżko.
- Muszę iść do toalety głupku. - Zaśmiałam się. - Podaj mi kule, proszę. - Podał mi fioletowe kule, które niegdyś miała moja prababcia.
- Nie zabijesz się? - Zapytał.
- Postaram się. - Na początku nie mogłam połapać się o co chodzi z tym chodzeniem na kulach, ale Chris pokazał mi jak mam chodzić i już bez większych problemów przemieściłam się do łazienki.
Co ja bym bez niego zrobiła? Siedziała bezczynnie jak niemowlak. On jest taki kochany. W końcu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ktoś mnie na prawdę kocha. Z wzajemnością, kiedy mnie przytula lub całuję w moim brzuchu coś robi fikołki i inne takie koziołki. Mam nadzieję, że to nie jest tylko chwilowe, chyba bym się całkowicie załamała.
Przeszłam do garderoby, wzięłam czystą bieliznę i wróciłam do małego pomieszczenia, ściągnęłam opatrunek na nodze i założyłam coś w stylu worka na nogę, żeby woda się nie dostała do rany. Dziwne to trochę wyglądało, ale okej.
****
- Dlaczego nie mogę tu zostać? - Zapytałam mojego brata. - W domu będę się jeszcze bardziej nudzić. Tu jest chociaż możliwość, że ktoś przyjdzie i pogada, a tak to będę sama. - Podparłam się bardziej na kulach.
- Siostra wiem, że często wyjeżdżam i teraz znów jadę, ale tylko na tydzień.- Ten tydzień będziesz mieszkała z Chrisem, a Matt będzie do ciebie przyjeżdżał i szkolił w informatyce.
- Jesteś okrutny. - Powiedziałam. - Pomóż mi zejść z tych schodów. - Powiedziałam.
- Masz chłopaka niech Cię nosi. - Powiedział patrząc na Chrisa.
- Chodź malutka. - Zaśmiałam się.
Pożegnałam się ze wszystkimi i nasza trójka wyszła z domu. Ja jechałam z moim bratem, a Chris swoim samochodem. Miałam nadzieję, że przez najbliższy czas sytuacja z przed dwóch dni się nie powtórzy i nikt więcej nie ucierpi.
- Dlaczego zamiast porwania mnie zabił Isaac'a? - Zapytałam opierając się.
- Nie wiem mała, nikt nawet nie wie czemu akurat Ciebie wybrał na cel. W końcu jesteś adoptowana. - Trochę zabolały mnie jego słowa, adoptowana to znaczy gorsza? Po co w ogóle mnie adoptował? Nie mogłam zostać u babci? Czy jakieś ciotki, wujka lub nawet u kuzynów. Nie wiem co mają z tego, że przygarnęli biedną nastolatkę.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się, miałam nadzieję, ze wpadnie na to, że mnie zranił.
- Do pokoju? - Zapytał Chris.
Kiwnęłam głową i brunet zaniósł mnie do mojego pokoju. Siedziałam na łóżku, a on i mój brat przynieśli moje torby.
- Poradzę już sobie. Dzięki. - Powiedziałam za nim cokolwiek zdążyli coś powiedzieć.
Mój brat wyszedł, a Chris usiadł koło mnie.
- W którym pokoju będziesz spał? - On wzruszył ramionami.
- Mogę z tobą. - Pasowało mi takie rozwiązanie.
- Okej. - Popatrzył na mnie zdziwiony. - Jesteś wygodny, nie patrz tak. - Zaśmiał się.
- Idę po swoją torbę.
Telefon zaczął wibrować co znaczyło, że ktoś do dzwoni. Nie patrząc kto to odebrałam.
- Jeżeli to nic ważnego to spadaj, nie mam czasu. - Mruknęłam.
- Jest Chris? - Zapytał jakiś chłopak.
- A ty to?
- Adam, jego brat.
Popatrzyłam na telefon i rzeczywiście to był telefon Chrisa. Uderzyłam się w czoło.
- Chris! Cho no!
- Coś się stało? - Zapytał wchodząc do pokoju. - Co ty robisz z moim telefonem? - Uniósł brew.
- Dzwonił. Myślałam, że to mój i odebrałam. Przepraszam. - Podałam mu urządzenia.
- Co?...Kiedy...Z kim...Chyba Cię popierdoliło... A co starzy na to.. No pewnie...Chuj mnie to obchodzi... Nie... Rób co chcesz.. Prosi się świnia... Zobaczę.. Cześć. - Rzucił telefon. - Kurwa jego mać była! - Zaczął się drzeć.
- Coś się stało? - Zapytałam zaciekawiona.
- Mój braciszek wymyślił sobie, że niedługo przyjedzie z kumplami na dwa tygodnie do Miami. Rodzice mu na to pozwolili, ale kazali mu mieszkać ze mną. A Rick prędzej zacznie latać niż się zgodzi na takie coś. Będę musiał ich trzymać w moim domu.
- Masz swój dom?
- Ta, kiedyś go kupiłem jak zapraszałem panienki co noc. - Skrzywiłam się. - Spokojnie kochanie, robiłem porządki. - Zaśmiałam się. - Będziesz tam ze mną?
- Pewnie kotku. - Pocałował mnie w czoło. - Ja ciebie też. - Zaśmialiśmy się.
________________
Dzisiaj już chyba nie zdążę nic.napisac :/
Ale od jutra już będą sprawdzane 😀
Przypominam o pytaniach do Q&A 😝 Czas jest do 25 sierpnia 😃
CZEŚĆ MISIE ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro