47. Ducha zobaczyłeś?
Jason chciał ze mną porozmawiać, a to, że wiedział o moim związku z jego córką nie zdziwiło mnie. Car zawsze lubiła się wygadać jeśli chodziło o takie rzeczy i zawsze jej się obrywało za takie coś. Jednak tym razem nie musiałem jej robić wyrzutów, czy coś w tym stylu. Jason przyjął to na luzie i nawet się ucieszył.
- Wole żebyś ty z nią był niż taki Carl. - Zaśmiałem się
- Zależy mi na niej. - Powiedziałem.
- Słyszałem. - Zaśmiał się. - Dobra, przejdźmy do rzeczy.
Rozmawialiśmy jakieś piętnaście minut o gangu, Jason podał mi wszystkie niezbędne informacje dotyczące tego jebanego skurwysyna, który chcę zabić moją dziewczynę. Zabrałem potrzebne papiery i szybko poszedłem do samochodu z zamiarem schowania ich w niewidocznym dla nikogo miejscu.
Kiedy wróciłem naskoczył na mnie chłopak Jane, zaczął coś mówić i wymachiwać rękoma. Nie wiedziałem o co mu chodzi, a tak szczerze to nie rozumiałam żadnego słowa.
- Dobra, stary. - Przerwałem mu. - Nic nie kumam z tego twojego gadania. Mów wolniej i spokojniej. - Poradziłem mu.
- Twoi rodzice to Raymond i Ida Collins? A brat Adam?
- Ta, a bo co? - Założyłem ręce na piersi.
- Kurwa stary! - Uniosłem brew. - Ale się zmieniłeś.
- A ty to kurwa kto? - Zapytałem pokazując na niego palcem.
- Nie gadaj, że nie pamiętasz swojego najlepszego kumpla ze szkoły. - Naburmuszył się.
Mój najlepszy kupel? Brown?! W sumie podobny...
- Eh, trzeba Ci odświeżyć pamięć. - Westchnął i wyciągnął swój telefon. Chwile w coś nim grzebał, aż w końcu pokazał nam nasze ostatnie zrobione zdjęcie. Tym razem to ja otworzyłem szeroko oczy.
- O żeż w mordę! - Krzyknąłem i zacząłem mu się dokładnie przyglądać. - Nie zmieniłeś się za bardzo przez te trzy lata. - Mruknąłem.
Jakby to powiedzieć "po męsku" się przytuliliśmy i zaczęliśmy wspominać dawne czasy, oczywiście dopóki dziewczyny nie zeszły na dół i popatrzyły jak na idiotów, nasza reakcja była bardzo przewidywalna, zaczęliśmy się śmiać.
- A im co od jebało? - Zapytała swojej siostry Paige.
- Dawno nikt Ci kopa nie zawalił? - Zapytałem poważniejąc.
Ona uniosła brew ku górze, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Przeklinasz. - Alan popatrzył na mnie jak na kosmitę. - Za dużo. - Dokończyłem.
- Przestań chrzanić. - Machnęła ręką.
Wstałem z miejsca i zacząłem do niej powoli podchodzić. Bardzo dobrze wiedziała, że nie znoszę jak przeklina, dlatego zaczęła cofać się do tyłu, kiedy była blisko ściany pobiegła w stronę wyjścia z domu. Pobiegłem za nią, zanim zamknąłem drzwi usłyszałem śmiech mojego kumpla i jego dziewczyny.
- Nie uciekniesz! - Krzyknąłem.
- A jak ucieknę to co?! - Śmiała się.
-Nie masz szans! - Goniłem ją przez jakiś czas dając jej fory, kiedy mi się znudziło przyśpieszyłem i złapałem ją w talii przyciągając do siebie. - Mam Cię. - Zaśmiałem się.
- I co zrobisz? - Zapytała odwracając się twarzą do mnie.
Bez zastanowienie wpiłem się w jej usta, ona uśmiechnęła się i odwzajemniła pocałunek. Staliśmy na chodniku kilka minut nie przerywając.
- Jesteś dziecinny. - Powiedziała z uśmiechem.
- Wiem. - Poczochrałem jej włosy. - Ale za to się nie nudzisz. - Zaśmialiśmy się.
- To fakt. - Wróciliśmy do domu jej ojca, ale pięć minut później byłem w drodze do domu rodziców.
Wolałem zostać na święta w Miami, albo zostać w domu Jasona. Przez co najmniej kilkanaście dni będę słyszał jaki to Adam cudowny, jakie to ma wspaniałe oceny w szkole i tak dalej. Rzygać już się chce od tego głupiego gadania. Wjechałem na wielkie podwórko, zaparkowałem obok pozostałych samochodów i z ponurą miną wyciągnąłem swoją walizkę, po czym ruszyłem w stronę wejścia do domu. Nie pukałem, bo byłem więcej niż pewny, że nikt mi nie otworzy. Od razu po wejściu ruszyłem w stronę swojego pokoju nie witając się z nikim. Na schodach minąłem się z moim bratem, który był zdziwiony widząc mnie. Nawet nie odwracając się wiedziałem, że za mną idzie. Kiedy dotarłem do swojego pokoju, który nie zmienił się wcale zatrzasnąłem drzwi słysząc tylko jęk bólu. Cicho się zaśmiałem i wziąłem za rozpakowywanie, później, poszedłem pod prysznic i przebrałem się. Po ułożeniu włosów zszedłem na dół, gdzie siedziała reszta mojej "kochanej" rodzinki. Bez słowa poszedłem do kuchni i nalałem sobie wody, po czym wróciłem do salonu. Oparłem się na ścianę i chwilę im się przyglądałem, moja matka jak zwykle wytapetowana i ubrana jak na jakiś bankiet czy coś, ojciec miał spodnie od garnituru i niebieską koszulę z krawatem. Mój brat miał szare dresy i zwyczajną niebieską koszulkę. Po upływie jakiś dziesięciu minut, w których zdążyłem iść do toalety i wypić dwie szklanki wody dopiero zwrócili na mnie uwagę.
- Synu. - Powiedział mój ojciec. - Długo już tu jesteś?
-Jakieś półgodziny. - Wzruszyłem ramionami.
- Czym przyjechałeś do domu? - Zapytała moja matka.
- Samochodem, a czym? - Zaśmiałem się.
- Przecież nie masz prawa jazdy. - Mruknął mój brat.
- A jak mam to co? - Zapytałem.
- Jakim cudem? - Zapytał.
- Normalnym. - Wzruszyłem ramionami. - A teraz wybaczcie mi, ale muszę do kogoś zadzwonić.
Wyszedłem z domu kierując się do swojego samochodu, w którym zostawiłem telefon. Zamknąłem drzwi i zadzwoniłem do Ricka dzieląc się tym co powiedział mi jego brat. Kazał mi się tym na święta nie przejmować, tylko wytrzymać z moją rodzinką i pozdrowić jego brata.
________________
Znów się wyrobiłam XDE
Przepraszam, że tak późno rozdziały, ale w dzień pisanie mi nie idzie.
Ale teraz biere się za kolejne rozdziały i postaram się wrzucić szybciej.
MEDIA- JANE
Cześć Misie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro