46. Noż kurde czy ty mnie słuchasz?
Już piętnaście minut czekamy na samolot. Z minuty na minutę, coraz bardziej chce stąd uciec i nie chodzi mi o to, że boję się latać samolotami czy mam lęk wysokości. Tylko ciężko mi tam wrócić, po tylu miesiącach odcięcia się od tego gówna, znów każde wspomnienie, nawet te najmniej istotne do mnie wróci. W dalszym ciągu nie powiedziałam o niczym Chrisowi, a też nie chce się poryczeć jak małe dziecko.
- Paige. - Popatrzyłam w stronę chłopaka. - Idziesz? - Kiwnęłam głową i poszłam za nim.
Mój brat dojedzie za dwa dni, akurat na wigilię. Miałam nadzieję, że do tej pory uda mi się nikogo nie zabić.
- Coś się stało? - Zapytał Chris.
- Nie. - Powiedziałam szybko.
- Mnie mała nie oszukasz. Widzę, że coś Cię trapi. - Westchnęłam.- Powiedz mi. - Położył rękę na moim kolanie.
- Nie chcę tam jechać. - Powiedziałam po krótszym zastanowieniu. - Nie chcę spotkać "moich znajomych". - Pokazałam cudzysłów w powietrzu.
- Dlaczego nie? - Zapytał.
- Jeszcze rok temu byłam grubaską z blond włosami. - On uniósł brew - Przez Rudą miałam piekło w szkole, wszyscy się ode mnie odwrócili, nie chcę żeby to wróciło.- Chłopak otarł lecące mi łzy, które nie wiadomo, kiedy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie wróci. - Powiedział. - Nie pozwolę na to. - Pocałował mnie.
*****
Cambridge. Miejsce, w którym nie było ani grama śniegu. Za to było pełno kałuż i cholerny wiatr. Super, święta. Poszliśmy odebrać nasze bagaże, a potem udaliśmy się do hangaru po samochód chłopaka. Na moją prośbę nasze ścigacze były już w domu mojego ojca. Nie chciałabym go prosić o pożyczenie swojego lub kogoś innego. Ruszyliśmy w dobrze znaną mi drogę, mijaliśmy uliczki, którymi często chodziłam. Rozpoznawałam nawet niektórych ze szkoły, głośno westchnęłam, a Chris znów położył mi rękę na nodze.
- Będzie dobrze myszko. - Uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję. - Odwzajemnił uśmiech.
Chris zaparkował przed dość dużym domem, wysiedliśmy z samochodu i ja od razu poszłam wziąć swoje bagaże.
- Ja wezmę. - Powiedział.
- Poradzę sobie. - Upewniłam. - Masz też swoje bagaże. - Przypomniałam mu.
- Ja jadę do domu rodziców. - Trochę posmutniałam. - Ale nie będę tam siedział. - Zaśmiał się.
Zapukałam do drzwi i czekałam aż koś ruszy swoje dupska. Po kilkunastu sekundach słychać było zbliżające się kroki. Otworzyła nam moja siostra, która szeroko otworzyła oczy. Zaśmiałam się na ten widok.
- Też Cię dobrze widzieć. - Pomrugała kilka razy i rzuciła mi się na szyję.
- Siostra! - Pisnęła mi do ucha.
- Ała, kurwa. - Mruknęłam.
- E, mała nie przeklinaj. - Upomniał mnie Chris.
- A to kto? - Zapytała dokładnie przyglądając się mojemu chłopakowi.
- Chris. - Przedstawił się.
- Jesteście razem? - Kiwnęliśmy głowami, a ona znowu zaczęła piszczeć.
- Zapiszcz jeszcze raz, to Ci zakleję to buźkę. - Zatkałam uszy, a ona przewróciła oczami.
Weszliśmy do domu, w którym nic się nie zmieniło. Każdy mebel i każda inna rzecz leżała na swoim miejscu. Weszliśmy do wielkiego salonu, w którym siedział mój ojciec i Alan. Od razu zmierzyłam chłopaka wzrokiem, a ten podobnie jak moja siostra wyszczerzył oczy.
- Ducha zobaczyłeś? - Zapytałam przechylając głowę.
- Paige? - Zaczęłam się śmiać.
- Nie, duch prześcieradło. - Mój ojciec zaczął się śmiać.
- Córciu. - Wstał i mnie przytulił. - Dobrze Cię widzieć. - Powiedział.- Ciebie też Chris. - Mój chłopak się uśmiechnął. - Dobra, idź do swojego pokoju, a ja muszę pogadać z twoim chłopakiem.
- Wujek Ci powiedział? - Zapytałam unosząc brew.
- Nie, Caroline. - Zaśmiałam się, a Chris mi zawtórował.
Oni poszli do biura ojca, a ja razem z siostrą i tym przydupasem do mojego pokoju. Mój pokój się trochę, dobra bardzo się zmienił. Zamiast niebieskich ścian, miałam szare. Kasztanowe meble zostały zastąpione wielką białą szafą z lustrem, komodą tego samego koloru i biurko. Moje łóżko, było takie same jak mam w Miami. Łazienka też była bardzo podobna do tej co mam w domu Ricka. Od razu wzięłam się za rozpakowywanie, całkowicie nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę.
- A Chris będzie spał u Ciebie? - Zapytała Jane.
- Nie, on jedzie do rodziców.
- Mieszkał tu kiedyś? -Zapytał Alan a ja kiwnęłam mu głową. - Jak ma nazwisko, może znam jego starych. - Zaśmiał się.
- Collins. - Mruknęłam, a jego oczy drugi raz wyszły na wierzch. - Zaraz Ci wypadną. - Mruknęłam.
- Chris Collins? - Kiwnęłam głową. - Ma młodszego brata? - Znów kiwnęłam. - Jego rodzice to Raymond i Ida Collins? A młodszy brat ma na imię Adam?
- A skąd ja mam to wiedzieć?! - Zapytałam głośno. - Masz nogi to rusz dupę i go o to zapytaj, a nie mi gitarę zawracasz. - Powiedziałam, a on od razu wybiegł z mojego pokoju. - Debil. - Mruknęłam.
______
Wyrobiłam się z dzisiejszym xd
Przepraszam, ze tak późno, ale nie miałam zbytnio czasu.
Cześć Misie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro