Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. NIE WIERZĘ!

Zanim poszliśmy na salę gimnastyczną, dyrektor opowiedział mi mniej więcej o klasie i wychowawczyni, na którą były same skargi. Zdziwiłam się, gdy powiedział, że też miał już dość tej kobiety i z chęcią by ją zwolnił, ale bez pretekstu nie mógł tego zrobić. Minęło trochę czasu, zanim to do mnie dotarło, ale nie zamierzałam teraz wdawać się w dyskusję. Musiałam się przekonać na własnej skórze, jak to wszystko wygląda, a w razie komplikacji, dać pretekst do dyscyplinarki.

Nigdy nie byłam jędzą. Gdy jeszcze mieszkałam w Anglii, to w szkole bałam się podnieść rękę i o coś zapytać. Od kiedy zamieszkałam na innym kontynencie, zmieniłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Oczywiście było wiele szczegółów, nad którymi musiałam jeszcze popracować, ale na razie dawałam radę. W tej chwili nie miałam oporów, by wejść do klasy, kopnąć w kosz na śmieci lub wyrzucić krzesło przez okno. Nie byłam pewna, czego to było zasługa, ale nie obchodziło mnie to, liczy się dobra zabawa, co nie?

Kiedy byliśmy już na sali, uważnie się przyglądałam każdemu, kto się przewinął. Większość z uczniów to przedstawiciele płci męskiej, którzy co chwilę wchodzili i wychodzili z szatni. Moje bezpośrednie gapienie się nikomu nie umknęło i również stałam się obiektem obserwacji. Oczywiście nie obyło się bez głupich tekstów w moją stronę, które komentowałam, przewracając oczami.

― Zanim zaczniemy, to chcę wam przedstawić nową koleżankę. ― wszystkie oczy spoczęły na mnie. ― To jest Paige. Bardzo bym kogoś prosił, żeby ktoś jej pomógł się odnaleźć w naszej szkole. ― mężczyzna spojrzał po wszystkich. ― David, zajmiesz się tym? ― blondyn pokiwał głową, uśmiechając się do mnie.

Oni przeszli do lekcji, a ja siedziałam na ławce i pisałam wiadomości z przyjaciółmi o moim przeniesieniu. Janet była wściekła, a Aaron po kilku minutach stwierdził, że wyjdzie mi to na dobre. Nie mogłam temu zaprzeczyć ani się zgodzić, bo to był mój pierwszy dzień, ale szkoda mi było zostawiać przyjaciółkę w tym syfie. Mimo wszystko wiedziałam, że nie będzie się chciała przenieść. Jej status był tam na tyle wysoki, że trudno byłoby jej się odnaleźć w nowej szkole.

― Jak będziesz tak się gapić w telefon, to w końcu oberwiesz piłką ― powiedział Loczek, a ja przewróciłam oczami. ― Możesz iść po tej lekcji do domu. Przygotuj się psychicznie na jutro.

― Mówi Pan o wychowawczyni, czy o czym? ― wzruszył ramionami. Ten koleś był dziwny, ale podobało mi się to, że rozmawiał ze mną normalnie, jakbyśmy byli na tym samym poziomie.

Mężczyzna nie zdążył mi nic odpowiedzieć, bo w moją stronę poleciała piłka do koszykówki, którą zdążyłam złapać i szybko odrzucić w stronę kilku osiłków. Jeden z nich podziękował skinieniem głowy i wrócił do rozmowy z resztą. Niecałą minutę później weszły trzy dziewczyny. Na ich czele szła miedzianowłosa, która już z daleka nie wywarła na mnie dobrego wrażenia. Mogłabym wymienić mnóstwo czynników, które mnie „odstraszały", ale jednym i najważniejszym był sam fakt, że ją znałam. To właśnie ona zniszczyła moja życie w Anglii i doprowadziła do stanu, w jakim byłam. Może i moja przemiana była w części jej zasługą, ale nie zamierzałam jej dziękować. Gdybym mogła, zamiast krzesła, wyrzuciłabym przez okno ją.

― Spóźnione! ― krzyknął dyrektor. Kątem oka widziałam, że spojrzał na mnie. ― Te trzy też będą z Tobą w klasie i na nich się kończy. ― pod nosem mruknęłam „zajebiście" i w dalszym ciągu mordowałam miedzianą wzrokiem.

Obserwowałam ją przez kilka długich minut, zastanawiałam się, czy w końcu ona tu podejdzie. Chwilę później dyrektor kazał im się wytłumaczyć, dlaczego przyszły tak późno. Ciekawiło mnie też, czy po mojej metamorfozie mnie rozpozna. Nieuniknione było to, że w końcu się dowie, kim byłam, więc nie zamierzałam tego ukrywać. Może kilka miesięcy wcześniej robiłabym wszystko, by tylko nie znała mojego nazwiska. Teraz chciałam jej wykrzyczeć je w twarz i dać jej do zrozumienia, że tym razem to ja mogłam zrobić piekło z jej życia. I to bez niczyjej pomocy.

― W końcu zdecydowałyście się usprawiedliwić ― prychnął dyrektor, a ja spojrzałam na niego z politowaniem. ― A właśnie, to wasza nowa koleżanka z klasy, Paige...

― Ta, znamy się ― mruknęłam, mierząc kolejny raz Alison wzrokiem. Dziewczyna była przez kilka kolejnych sekund w szoku, ale kiedy ogarnęła, co się stało, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

― Cieszę się, że cię widzę, znów będę miała dużo frajdy. ― mruknęła do mnie, a ja przewróciłam oczami. ― Przygotuj się na to, co w zeszłym roku, nie odpuszczę Ci słonko. ― po tych słowach odeszła, a ja zacisnęłam pięści.

― Będą z wami kłopoty, co? ― zagadał Caspian, a ja kiwnęłam tylko głową. ― Nie rozwalcie tylko szkoły, a nie będę się mieszał. ― uniosłam brew i chciałam zapytać, czy serio lata mu to, czy ktoś się bije na szkolnych korytarzach, ale zadzwonił dzwonek, a on poszedł w swoją stronę.

― Paige, tak? ― spojrzałam na blondyna, który wyglądał na sympatycznego. Kiwnęłam głową i czekałam na ciąg dalszy. ― Słyszałem, że idziesz od razu do domu, ale jutro poczekaj na mnie przed wejściem do sali, wszystko ci pokaże. ― zgodziłam się.

― Jakbyś mi skombinował jakąś mapę tej szkoły, byłabym wdzięczna ― przyznałam szczerze, a chłopak roześmiał się, obiecując, że spróbuje. Pożegnałam się z nim i wyszłam z sali gimnastycznej, gdzie natknęłam się na rudą i tych chłopaków, którym odrzuciłam piłkę.

Oczywiście nie obyło się bez komentarzy na mój temat. Jednak nie byłam jej dłużna i „odbijałam piłeczkę", przy tym ją ośmieszając. Już z daleka widać było, że bardzo jej zależało na tym, by nie tracić w ich oczach. O ile w jakiś sposób w nich zyskała, bo większość z nich miała kpinę i zażenowanie w oczach, jak na nią patrzyli. Mówiąc o moim „tłustym sadle", chciała mi dogryźć, sprawić, bym się poczuła źle, ale ja nie znałam nikogo w tej szkole i jakoś nie paliłam się do tego, by znaleźć przyjaciół, których już miałam. Nie interesowało mnie, kto i co o mnie myśli.

― Masz przejebane ― powiedziała, a ja się tylko uśmiechnęłam. Chciałam odejść, ale złapała mnie za rękę. ― Tym razem rodzeństwo Ci nie pomoże.

― Nie musi ― odburknęłam pewnym głosem. ― Pamiętaj, że karma wraca, a tak się składa, że ja nią będę. ― Już nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w swoją stronę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro